Andrzej Stasiuk - Mury Hebronu

Здесь есть возможность читать онлайн «Andrzej Stasiuk - Mury Hebronu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Mury Hebronu: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Mury Hebronu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Szóste wydanie debiutu książkowego Andrzeja Stasiuka. Proza więzienna. Jeden z krytyków nazwał te opowiadania epifaniami spod celi.

Mury Hebronu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Mury Hebronu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Czasami było też do śmiechu. Pamiętam taką jedną aferę, z której przez miesiąc całe osiedle się chachało. Dwu koleżków, może mieli po szesnaście lat, skasowało brykę, fiata kombi. Pojeździli trochę w nocy po mieście i przyczaszkowali, że dobrze tą bryczką zrobić jakoś skok. Zajechali do jednego z nich, wzięli z piwnicy łom, brechę i dalej na miasto. Spodobał im się sklep z futrami. Wzięli go od tylca. Pięć minut i ukręcili kłody od zaplecza, wyłamali drzwi i wskoczyli do środka. Zobaczyli szafę pancerną, taki sejf wpuszczony w podłogę. Podjarali się strasznie, że nic tylko ta szafa. Na futra i skóry nawet nie spojrzeli. Pewnie myśleli, że za dużo zachodu z takim towarem, trzeba szukać pasera, sprzedawać, cały młyn. A kasa to kasa, wiadomo, żywa gotówka. Przez pół nocy kuli beton dookoła sejfu, wyrywali z korzeniami, w końcu wyrwali. Ale kurwa jej mać szafa ważyła ze dwieście kilo. Następną godzinę taskali ją do fiata. Bryka aż jęknęła, jak rzucili ten złom z tyłu. Prawie na sygnale, zadowoleni jak dzieciaki po pierwszej komunii, polecieli z tym koksem do piwnicy tego kolesia od narzędzi. Znowu z godzinę im zeszło, zanim spuścili mebel po schodach. Fiata odstawili ulicę dalej, tak im się spieszyło do prucia. Cały dzień nie jedli, nie pili, tylko bebeszyli ten sejf. Wieczorem skończyli. W środku było pięćset złotych drobnymi, pół flaszki wódki i kilo jakichś kwitów.

Dostali poprawczak do pełnoletności. Zakład im dobrze zrobił. Myślę, że wyrośli na dobrych złodziei. Zawzięte chłopaki. Tak, zakład wyleczy ich ze złudzeń. Mnie też wyleczył. Jak wyszedłem, to wiedziałem, że będę kradł, a jakieś tam radiowozy, przesłuchania, komendy latają mi osiemdziesiątką dookoła kutasa. Po trzech latach zakładu człowiek przestaje być strachliwy. Zakład to podstawówka dla złodziei. I to podstawówka na wysokim poziomie. Słyszałeś, małolat, nawet w gazetach o tym pisali, o tych dwu chłopaczkach, co zrywali się z zakładu i przy okazji załatwili klawisza. Jakiś pismak biadolił, że to zezwierzęcenie, że takich to trzeba odpowiednio, wiesz, co miał na myśli ten skurwiel. A ja bym tych palantów z gazet i telewizji, tych uczciwych obywatelskich palantów zamknął w jakimś ostrym zakładzie na miesiąc, tylko na miesiąc. Jestem ciekaw, kogo wtedy chcieliby wieszać. A zresztą nie wiem. Taki obywatelski obywatel zawsze jest obywatelski i nawet w zakładzie czy kryminale by się urządził odpowiednio. Zostałby taki naczelnym kapusiem naczelnika i żaden klawisz by go nie ruszył. Wiesz, jak jest, małolat. Widzisz, jak jest w kryminale, jacy są klawisze. W zakładzie są gorsi. Tam siedzą prawie dzieci. Z piętnastoletnim dzieciakiem mogą zrobić wszystko. Co ci zresztą będę nawijał, zapytaj jakiegoś zakładowca, dla mnie to już historia.

Na wolności pobujałem się tak akurat w sam raz. Dzielnicowy łaził za mną i pierdolił, że jak nie pójdę do jakiejś roboty, to on coś na mnie znajdzie. Jakby się uparł, toby pewnie znalazł. Poszedłem do roboty. Co miałem robić? Ładować się na minę? Gdzie poszedłem? Do kotłowni, małolat, do kotłowni. Za pomocnika palacza w takim dużym szpitalu. To nie była zła robota. Ciepło i przytulnie. Palaczem był taki jeden stary złodziej, co połowę życia spędził w kryminale, a drugą przy piecach we wszystkich kotłowniach w mieście. Z palaczami zawsze tak jest. W kryminale, jak już robią jakiś kurs zawodowy, to najczęściej kurs palacza. Nawet tutaj. Słyszałeś, jak wczoraj gadali przez betoniarnię. Będzie kurs palacza co.

No i robiłem za diabła. Czasem wrzuciłem do pieca parę łopat. Czasem przywiozłem parę taczek, a przez resztę czasu miałem czas wolny. Zajęcia własne, małolat. W nocy to se spałem na waciakach, a w dzień przeważnie żłopałem gorzałę z palaczem. A co niby miałem robić? Języków się uczyć? Piliśmy wódkę i graliśmy w tysiąca. Czasem przychodził hydraulik, a czasem konserwator. Czasem przychodziła kucharka. Stara lampucera, z pięćdziesiątkę musiała mieć. Palacz wysyłał mnie wtedy na świeży luft i piłował ją na kupie koksu za piecem, aż fajery podskakiwały.

Czasami dorabiałem sobie do pensji. To mnie w końcu zgubiło. Myłem samochody lekarzom. To był wojewódzki szpital i tego tałatajstwa w białych fartuchach było w nim na pęczki, a co drugi miał samochód. Czasami wołał mnie taki jeden albo drugi: – Panie Waldeczku – kulturalnie do mnie – nie umyłby pan mojego fiata czy innej skody? – No to brałem węża, szmatę, szczotkę i pucowałem im te bryki. Zawsze coś tam odpalali. Przydawało się i parę stów, bo pensji to mi czasem na tydzień nawet nie starczało. Ten mój palacz gardło miał jak smok.

Do tego mycia to najbardziej paliła się taka jedna lekarka. Taka czterdziestka całkiem jeszcze zakonserwowana. Przyłaziła do mnie co tydzień. – Panie Waldeczku, takie błoto, samochodzik brudny. Nie rzuciłby pan okiem? – Patrzę, a jej wartburg świeci się jak psu jaja i ani śladu błota. Ale nic nie mówiłem. Chciała głupia płacić, jej sprawa.

To było tak bardziej na wiosnę. Wychodziłem akurat ze swojej zmiany. Już po trzeciej było, a ta leci do mnie i znów chce, żeby jej samochód do glansu doprowadzić. Przebrany już byłem i nie chciało mi się. Zacząłem, że to, że śmo, że późno. A ona, że bardzo prosi i że mnie potem podrzuci do domu, jak będę chciał. Pomarudziłem jeszcze trochę, ale w końcu włożyłem fartuch i ochlapałem pudło wodą. – Och, jak ślicznie, panie Waldeczku, błyszczy jak nowy – szczebiotała jak jaka głupia. Ona siada za fajerę i jedziemy. Trochę mnie zdziwiło, że nawet nie zapytała, gdzie mieszkam. Ale nic nie gadam, tylko łypię na nią jednym okiem. Nawet niczego sobie lalka. Odstawiona tak, że niejedna młódka przy niej wysiadała. A pachniała jak cała drogeria. Tak sobie myślę i patrzę, a ona nagle: – Panie Waldeczku, kran mi w domu przecieka. Pan taka złota rączka, nie przykręciłby pan co trzeba? – Kran ci przecieka, pomyślałem, a może jeszcze komin ci przeczyścić? Znowu zacząłem, że z czasem nie bardzo, że obiad, ale ostatecznie na pięć minut mogę wpaść i od powodzi uratować.

Zajechaliśmy na takie sobie przedmieście, gdzie same wille i jednorodzinne domki stały. Zatrzymała się przed jednym. Żywopłot, ogródek i w ogóle elegancko. Boazerie, drewno, wykładziny, dywany. Zaprosiła mnie do salonu, a tam meble takie, wiesz, małolat, bardziej nowoczesne. W sklepach takich nie widziałem. Rozglądam się dookoła. Czysto, porządnie, strach splunąć. Rozglądam się po ścianach, obrazach, półkach z jakimiś porcelanowymi pierdołami i pytam, gdzie ona ma ten kran, bo chyba nie tutaj. Na to ona, że spokojnie, nie ma pośpiechu.

– Pan sobie usiądzie, panie Waldeczku. Może kieliszeczek tak na początek. – Jaki początek, myślę sobie, ale kieliszeczek może być. – Pan to pewnie woli wódkę. – Wolę, wolę. A najlepiej, żeby czysta i mocna była. – Zakręciła się i przyniosła mi czyściochę, a sobie jakieś brązowe świństwo, co to je później popijała drobnymi łykami, jakby się brzydziła. Wódka była dobra. Zimna. Przechyliłem kieliszek i wyjąłem sporty. Poczęstowałem ją. Wiedziałem, że ona pewnie czegoś takiego nie pali, ale nie chciałem wyjść na czereśniaka. A ona, małolat, tylko się uśmiechnęła i zapaliła tego mojego schaboszczaka. Od razu mi też dolała. Od słowa do słowa zaczęła się rozmowa. Przestałem świrować głupa i o żaden kran już nie pytałem. Usiadła naprzeciwko mnie i zaczęła nadawać.

– Panie Waldeczku to, panie Waldeczku tamto. Pan w kotłowni, a tam pewnie ciężka praca. – O tak, cholernie ciężka i diabelnie niebezpieczna. – O mój Boże! Niebezpieczna? – A pewnie. Wie pani, jakby taki kocioł pie… no wie pani, to z całej tej budy tylko wióry by fruwały. Nie byłoby zmiłuj się. – Och, panie Waldeczku, nie wiedziałam, że to takie straszne. Pan taki odważny…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Mury Hebronu»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Mury Hebronu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Andrzej Bursa - Killing Auntie
Andrzej Bursa
Andrzej Stasiuk - On the Road to Babadag
Andrzej Stasiuk
Andrzej Sapkowski - La Dama del Lago
Andrzej Sapkowski
Andrzej Sapkowski - Żmija
Andrzej Sapkowski
Andrzej Sapkowski - Ostatnie życzenie
Andrzej Sapkowski
Andrzej Pilipiuk - Zaginiona
Andrzej Pilipiuk
Andrzej Stanislaw Budzinski - L'Allenamento Della Motivazione
Andrzej Stanislaw Budzinski
Andrzej Stanislaw Budzinski - Il Mondo Dei Bestemmiatori
Andrzej Stanislaw Budzinski
Отзывы о книге «Mury Hebronu»

Обсуждение, отзывы о книге «Mury Hebronu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x