– I co ty o tym myślisz? – spytała matka surowo. Najstarsza Siostra gładziła puszysty ogon lisiego kołnierza.
– A ty co masz na myśli? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
– Nie rób ze mnie idiotki – odparła matka.
– Nie rozumiem, o co ci chodzi, matko.
– Laidi – rzekła matka smutno – jest was dziewięcioro, a ty jesteś najstarsza. Jeśli wpakujesz się w jakieś kłopoty, nie będę miała na kogo liczyć.
Siostra zerwała się gwałtownie z miejsca.
– Czego ty ode mnie wymagasz, mamo? – spytała z oburzeniem, którego nigdy wcześniej nie słyszałem w jej głosie. – Zależy ci tylko na Jintongu, a my, dziewczęta, jesteśmy dla ciebie warte tyle co psia kupa!
– Laidi, nie zmieniaj tematu – odparła matka. – Jeśli Jintong jest Złotym Chłopcem, to znaczy, że wy jesteście dla mnie co najmniej równie drogocenne jak srebro. Nie chcę słyszeć gadania o psich kupach! Dziś musimy porozmawiać szczerze, jak matka z córką, bez owijania w bawełnę. Ten człowiek, Sha, jest jak łasica, co przychodzi do kurnika składać życzenia noworoczne. On nie ma dobrych zamiarów. A ja wyraźnie widzę, że wpadłaś mu w oko.
Siostra spuściła głowę, bawiąc się nadal lisim ogonem. Kilka kryształowych łez zalśniło na jej policzkach.
– Chciałabym móc poślubić takiego człowieka jak on – oznajmiła.
Matka podskoczyła niby rażona gromem.
– Laidi, wychodź sobie za mąż, za kogo chcesz, pod warunkiem, że to nie będzie Sha Yueliang!
– Dlaczego?
– Dlatego.
Cynicznym tonem, niestosownym i zaskakującym u dziewczyny w jej wieku, Laidi oświadczyła:
– Tyle lat harowałam jak wół dla rodziny Shangguan, dziś już mam tego dosyć!
Ostre słowa wytrąciły matkę z równowagi. Obserwując uważnie poczerwieniałą z gniewu twarz córki, a potem jej rękę, wciąż gładzącą lisie futro, macała wokół siebie, jakby czegoś szukając. Znalazłszy miotełkę do zamiatania kangu, uniosła ją wysoko nad głową, zamierzając się na Laidi.
– Jak śmiesz?! – wykrzyknęła histerycznie. – Jak śmiesz tak do mnie mówić?! Strzeż się! Zamorduję cię!
Zeskoczyła z kangu z miotełką w ręku. Laidi trzymała głowę prosto, nie odsuwając się ani nie broniąc przed ciosem. Ręka matki zastygła w powietrzu; w końcu, zamiast uderzyć, opadła bezwładnie, wypuszczając oręż. Matka objęła moją siostrę za szyję.
– Laidi… – zaszlochała. – My jesteśmy z innej gliny niż ten cały Sha. Nie mogę patrzeć, jak moja ukochana córka skacze prosto w ogień…
Najstarsza Siostra rozpłakała się także. Gdy obie już się wypłakały, matka wierzchem dłoni otarła łzy córki.
– Laidi – rzekła błagalnie – obiecaj matce, że nie będziesz się zadawała z tym człowiekiem.
– Ależ ja tego pragnę, matko – odparła Laidi zdecydowanie. – W dodatku przynosi to korzyść całej rodzinie – kątem oka spojrzała na leżące na kangu futro z lisów i kurtki z rysich skór.
– Jutro wszystkie pozdejmujecie te futra – oznajmiła matka kategorycznie.
– Nie obchodzi cię, że pozamarzamy na śmierć?!
– Niech go diabli porwą, pospolity handlarz skórami!
Siostra odryglowała drzwi i nie oglądając się za siebie, poszła do swojej izby. Matka bezsilnie opadła na kang; słyszeliśmy jej przyspieszony oddech.
Odgłos chwiejnych kroków Sha Yuelianga rozlegał się coraz bliżej naszego okna. Sha poczuł, że język mu zdrętwiał, a wargi odmawiają posłuszeństwa. Jak zwykle chciał zapukać delikatnie w ramę okienną i serdecznym tonem poruszyć kwestie małżeńskie, lecz alkohol zakłócał pracę jego układu nerwowego, powodując, że czynności ciała niezupełnie odpowiadały zamiarom jego właściciela. Waląc hałaśliwie w okno, Sha podarł papierowe pokrycie, wpuszczając do izby chłodny powiew zmieszany z własnym, cuchnącym wódką oddechem.
– Matko!… – zawołał głosem pijaka, budzącym niesmak i sympatię zarazem.
Matka zeskoczyła z kangu, zastygła na moment, po czym weszła z powrotem na posłanie i przeniosła mnie spod okna w inne miejsce.
– Matko – bełkotał dalej Sha Yueliang – ja i Laidi… To kiedy będę mógł się z nią pobrać? Bo już nie mogę się doczekać…
– Sha – wycedziła matka przez zęby – podobno ropuchy śnią o łabędzim mięsie. Ty jesteś w takiej samej sytuacji – możesz sobie tylko pomarzyć.
– Co powiedziałaś?
– Że możesz sobie pomarzyć! – krzyknęła matka.
Sha Yueliang jakby nagle wytrzeźwiał.
– Przybrana matko – oznajmił zaskakująco wyraźnie – ja, Sha, nigdy w życiu nikogo o nic nie prosiłem.
– Ależ nikt ci nie każe o nic prosić.
Sha zaśmiał się szyderczo.
– Jeśli ja, Sha Yueliang, zapragnę czegoś bardzo mocno, to żadna siła mi nie przeszkodzi.
– W takim razie będziesz musiał mnie zamordować – rzekła matka.
Sha roześmiał się znowu.
– Chcę się żenić z twoją córką, jak mógłbym zabić własną teściową?
– Wobec tego nie możesz się ożenić z moją córką.
– Twoja córeczka jest już duża – odparł Sha Yueliang ze śmiechem. – Nie możesz decydować za nią. Pożyjemy, zobaczymy, moja droga teściowo…
Nie przestając się śmiać, podszedł do wschodniego okna, wydarł otwór w papierze i wrzucił do środka sporą garść cukierków.
– Moje małe szwagierki! – zawołał. – Skosztujcie trochę słodyczy. Póki szwagier jest tu z wami, możecie jeść smakołyki i pić najlepsze napoje!
Tej nocy Sha nie zmrużył oka. Przechadzał się nieustannie po podwórzu, pokasłując i pogwizdując od czasu do czasu. Gwizdał znakomicie, naśladując głosy rozmaitych ptaków. Oprócz gwizdania i pokasływania dawał też popisy wokalne, wyśpiewując dawne arie operowe i współczesne antyjapońskie piosenki. Raz śpiewał o niewiernym mężu, zwanym Chen Shimei, skazanym na śmierć przez władze Kaifengu, raz wymachiwał mieczem i ścinał karki zamorskim diabłom. By skutecznie zagrodzić pijanemu bohaterowi antyjapońskiego ruchu oporu wejście do domu, matka założyła dodatkowy rygiel. Mimo to nie poczuła się całkiem bezpiecznie, więc zabarykadowała drzwi wszystkim, co była w stanie przesunąć: miechami, skrzyniami na ubrania, cegłami… Następnie przytroczyła sobie na plecach torbę ze mną w środku i zaczęła się przechadzać tam i z powrotem po domu, z tasakiem w ręku, z zachodniego skrzydła na wschodnie i z powrotem. Ani jedna siostra nie zdjęła futra. Leżały stłoczone obok siebie, na ich nosach połyskiwały kropelki potu. Hałasy Sha Yuelianga nie przeszkadzały im w smacznym śnie. Ślina z ust Siódmej Siostry Shangguan Qiudi kapała na futro z łasicy, należące do Drugiej Siostry, Shangguan Zhaodi. Szósta Siostra, Shangguan Niandi, spała jak jagnię, wtulona w niedźwiedzie futro Trzeciej Siostry, Shangguan Lingdi. Teraz, po latach, widzę wyraźnie, że walka matki z Sha Yueliangiem była przegrana od samego początku. Sha oswoił moje siostry za pomocą zwierzęcych skór – stworzyły jednolity front i stanęły murem za nim, a matka, straciwszy poparcie mas, została skazana na los samotnego wojownika.
Następnego dnia, niosąc mnie na plecach, popędziła jak wicher do Trzeciego Fana, by oznajmić mu, że w ramach wdzięczności dla Ciotki Sun za odebranie porodu zamierza oddać Laidi za żonę najstarszemu z jej głuchoniemych wnuków – temu, który tak bohatersko walczył z wronami, wymachując długim mieczem. Następnego dnia po ogłoszeniu zaręczyn miało się odbyć przekazanie posagu, a kolejnego – ceremonia ślubna. Trzeci Dziadek Fan patrzył na matkę w osłupieniu.
– Nie martw się o szczegóły, wuju – rzekła matka – już przygotowałam wino dla swatki Xie, poproszę cię tylko o przekazanie go.
Читать дальше