Gdy siostry skończyły układać rzepy w piwnicy, na ziemi wciąż leżało kilkanaście bulwiastych korzeni, różnokształtnych, lecz bez wyjątku przypominających kobiece piersi. Matka uklękła nad wejściem do piwnicy, schyliła się i wyciągnęła na górę Shangguan Xiangdi i Shangguan Pandi. W trakcie tych manipulacji zostałem dwukrotnie odwrócony do góry nogami i spod matczynej pachy zerkałem na drobne płatki, wirujące w bladym, zamglonym blasku słońca. W końcu matka zasłoniła wejście do piwnicy pękniętą beczką na wodę, pełną starej watoliny i łusek z ziarna. Siostry ustawiły się rzędem pod ścianą, jakby czekały na dalsze polecenia. Matka znowu westchnęła.
– Z czego ja wam uszyję ciepłe, watowane ubrania?
– Z płótna i bawełnianej watoliny – odparła Trzecia Siostra, Shangguan Lingdi.
– Tego nie musisz mi mówić. Mam na myśli pieniądze. Skąd wezmę na to wszystko pieniądze?
– Sprzedajmy oślicę i muła – zasugerowała Druga Siostra ponuro.
– Jeśli sprzedamy oślicę i muła – rzekła matka z wyrzutem – to jak w przyszłym roku będziemy orać pole?
Moja najstarsza siostra Laidi milczała. Matka spojrzała na nią, a ta spuściła głowę. Patrząc z troską na córkę, matka oznajmiła:
– Jutro weźmiesz ze sobą Zhaodi, pójdziecie na koński rynek i sprzedacie muła.
– Ale on jest jeszcze przy piersi! – zaprotestowała z oburzeniem Piąta Siostra, Shangguan Pandi. – Czemu nie sprzedamy trochę ziarna? Mamy go mnóstwo…
Matka spojrzała w kierunku wschodniej izby. Drzwi były otwarte, w oknie na sznurku suszyła się para bawełnianych podkolanówek Sha Yuelianga, dowódcy zbrojnego oddziału.
Muł w podskokach wbiegł na podwórko. Urodził się tego samego dnia, w którym ja przyszedłem na świat i też był płci męskiej. Ale ja mogłem na razie tylko stanąć w torbie wiszącej na plecach mojej matki, a on był już tak samo duży, jak jego ośla mama.
– Tak właśnie zróbmy. Sprzedajmy go jutro – rzekła matka i weszła z powrotem do domu.
W tej samej chwili zza naszych pleców dobiegł głośny okrzyk:
– Przybrana matko!
Sha Yueliang po trzydniowej nieobecności wrócił do naszej zagrody, prowadząc swojego czarnego osła. Zwierzę niosło na grzbiecie dwa wielkie purpurowe worki, spomiędzy szwów wystawało coś kolorowego.
– Przybrana matko! – zawołał jeszcze raz Sha Yueliang serdecznym tonem.
Matka odwróciła się i spojrzała na zgarbionego mężczyznę o mizernej, smagłej twarzy, który uśmiechał się, lekko zmieszany.
– Komendancie Sha – zwróciła się do niego matka zdecydowanym tonem – ile razy mam powtarzać, że nie jestem twoją przybraną matką?
Uśmiech nie schodził z twarzy Sha Yuelianga.
– Nie, nie jesteś moją przybraną matką. Jesteś kimś dużo więcej. Pewnie uważasz mnie za nic dobrego, ale moje serce przepełnia prawdziwe synowskie oddanie.
Sha zawołał dwóch żołnierzy i kazał im zdjąć bagaże z oślego grzbietu, zaprowadzić zwierzę do kościoła i nakarmić. Matka spoglądała nieprzyjaźnie na czarnego osła, ja też zerkałem na niego z niechęcią. Poruszał nozdrzami, wietrząc zapach naszej oślicy, dobiegający od strony zachodniego skrzydła domu.
Sha Yueliang otworzył jeden z worków i wyciągnął płaszcz z lisiego futra. Podniósł go, a futro zalśniło, wydzielając tyle ciepła, że wirujące dokoła płatki śniegu topniały w promieniu jednego metra od okrycia.
– Przybrana matko – Sha Yueliang zbliżył się do mamy, niosąc futro przed sobą – przybrana matko, oto skromny podarunek dla ciebie, wyraz synowskiego oddania.
Matka cofnęła się pośpiesznie, lecz nie udało jej się uniknąć otulenia lisim futrem. Wokół mnie zapanowała ciemność; przykra woń skóry i drażniący odór naftaliny omal mnie nie udusiły.
Gdy na powrót zobaczyłem światło, odkryłem, że nasze podwórze zamieniło się w istny zwierzyniec: Najstarsza Siostra, Shangguan Laidi, była okryta rudym płaszczem z futra kuny, a szyję owinęła kołnierzem z lisa o błyszczących szklanych oczach. Druga, Shangguan Zhaodi, miała na sobie kurtkę z łasicy. Trzecia, Shangguan Lingdi, pyszniła się czarnym futrem z niedźwiedzia, a Czwarta, Xiangdi, futrem z sarny. Kurtka z psiej skóry okrywała ramiona Piątej Siostry, Pandi; Szósta Siostra, Niandi, otulała się futrem jagnięcia, a Siódma Siostra, Qiudi, była ubrana w kurteczkę z króliczego futra. Należące do matki lisie futro leżało na ziemi.
– Zdejmijcie to z siebie, wszystkie! – krzyknęła matka.
Siostry jakby nie usłyszały jej polecenia. Kręciły szyjami w puszystych kołnierzach, wyciągały ręce, dotykając nawzajem swoich okryć, na ich twarzach malowały się zaskoczenie i radość z odczuwanego ciepła, a radość ta rozgrzewała je jeszcze bardziej. Matka dygotała.
– Ogłuchłyście? – spytała słabym głosem.
Sha Yueliang wyjął z sakwy ostatnie dwa płaszczyki i delikatnie gładził ich jedwabiste jasnobrązowe futro w czarne cętki.
– Przybrana matko – rzekł ze wzruszeniem – to są skóry rysia, jedyne takie futra w promieniu stu mil od Północno-Wschodniego Gaomi. Stary Geng i jego syn polowali na nie trzy lata. To jest skóra samca, a to – samicy. Czy widziałyście kiedy rysia? – Przesunął wzrokiem po wystrojonych w futra dziewczynkach.
Siostry nie odpowiedziały, więc sam rozpoczął wykład o rysiach, niczym nauczyciel na lekcji w szkole podstawowej:
– Ryś przypomina kota, lecz jest od niego większy; jest też podobny do lamparta, ale mniejszy. Umie wspinać się po drzewach, pływać, skacze na wysokość jednego zhanga i poluje na ptaki kryjące się wśród gałęzi. Jest bardzo inteligentny. Ta para z Północno-Wschodniego Gaomi żyła wśród starych, opuszczonych grobowców, a upolować ją było równie trudno, jak wspiąć się do samego nieba. Ale w końcu się udało. Przybrana matko, te futerka z rysia chciałbym podarować twojemu synowi Jintongowi i twojej córce Yunü.
Mówiąc to, wręczył matce dwa miniaturowe płaszczyki ze skóry rysi – wyjątkowych zwierząt, które potrafią wspinać się na drzewa, pływać i skakać na wysokość jednego zhanga w górę, a następnie schylił się, podniósł z ziemi ogniście rude lisie futro, otrząsnął je i ułożył matce w zgięciu łokcia.
– Przybrana matko – oświadczył z uczuciem – proszę, przyjmij moje podarunki, nie odrzucaj ich.
Wieczorem matka zaryglowała drzwi i zawołała do izby najstarszą córkę, Laidi. Położyła mnie na kangu obok Yunü. Sięgnąłem rączką i podrapałem siostrzyczkę w twarz. Dziewczynka, płacząc, skuliła się w kącie kangu. Matka nie miała czasu się nami zająć, ponieważ właśnie mocowała się z ryglem. Najstarsza Siostra stała przed kangiem w swoim kunim futrze, opatulona lisim kołnierzem. Jej postawa wyrażała dystans przyprawiony odrobiną dumy. Matka wdrapała się na kang, wyciągnęła srebrną szpilkę z koka i podkręciła knot lampy, by zaświeciła nieco jaśniej. Następnie usiadła prosto i przemówiła z drwiną w głosie:
– Miła panienko, usiądź, proszę, nie bój się pobrudzić swojego pięknego futra.
Siostra poczerwieniała, wydęła wargi i opadła raptownie na stołek przed kangiem. Trzymając swój gładki podbródek wysoko ponad lisim kołnierzem, patrzyła na matkę lśniącymi zielonkawo oczyma.
Na naszym podwórku rządził Sha Yueliang. Odkąd rozbił obóz we wschodnim skrzydle domu, brama naszego obejścia nigdy się nie zamykała. Dziś wieczorem we wschodnim skrzydle panował gwar jeszcze większy niż zwykle. Białe światło gazowej lampy przenikało przez papierowe pokrycie okna, oświetlając całe podwórze i zamieniając wirujące płatki śniegu w migotliwe iskry. Co kilka minut rozlegał się odgłos kroków, skrzyp bramy; z ulicy dobiegał tętent oślich kopyt. W izbie co chwila wybuchał głośny, nieopanowany śmiech mężczyzn, którzy grali w zgadywanki: „Trzy ogrody brzoskwiniowe! Pięciu znamienitych mężów? Siedem kwiatów śliwy i osiem koni!" Aromat pieczonego mięsa i ryb wabił pozostałe siostry, które tłoczyły się przy oknie, oblizując się łakomie. Oczy matki miotały błyskawice, a nieugięta Najstarsza Siostra odwzajemniała ich ataki. Wokoło tryskały niebieskie iskry zderzających się spojrzeń.
Читать дальше