Mo Yan - Obfite piersi, pełne biodra

Здесь есть возможность читать онлайн «Mo Yan - Obfite piersi, pełne biodra» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Obfite piersi, pełne biodra: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Obfite piersi, pełne biodra»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Obfitymi piersiami i pełnymi biodrami natura obdarza kobiety z rodziny Shangguan, mieszkającej w małej chińskiej wiosce, w prowincji Shandong. Od obfitych piersi i matczynego mleka uzależniony jest narrator powieści, długo wyczekiwany syn, brat ośmiu starszych sióstr. Losy rodziny ukazane są na tle wydarzeń historycznych, począwszy od Powstania Bokserów w 1900 roku, poprzez upadek dynastii Qing, inwazję japońską, walki Kuomintangu z komunistami, „rewolucję kulturalną”, aż do reform gospodarczych. Na prowincji życie toczy się jednak obok wielkich przemian, rządzą tam najprostsze instynkty, a podstawową wartością jest przetrwanie.
W powieści Obfite piersi, pełne biodra wszystko jest trochę oderwane od rzeczywistości, pełne makabrycznych zdarzeń i wynaturzonych postaci, ocierające się o magię – a jednocześnie opisane prostym, niezwykle obrazowym językiem, przesycone ironią i czarnym humorem. Zręczność stylistyczna i wybujała fantazja Mo Yana powodują, że lektura wciąga na długo – jest to jedna z tych książek, które czyta się zachłannie, mimo że ogłuszają, wyprowadzają z równowagi.

Obfite piersi, pełne biodra — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Obfite piersi, pełne biodra», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

To, co wydarzyło się później, na zawsze pozostanie największym koszmarem mojego życia. Podczas gdy w naszym domu Sha Yueliang umizgał się do mojej najstarszej siostry, a Gou San i jego banda chuliganów rozkładali maty i urządzali posłanie we wschodnim skrzydle, pięciu bandziorów, oddelegowanych do pilnowania zwierząt, rzuciło moją matkę na ziemię. Leżąc w samym środku stada osłów, ja i moja siostra płakaliśmy aż do ochrypnięcia. Malloy podskoczył, złapał połowę pękniętego skobla i uderzył nim w głowę jednego z napastników. Inny chwycił broń i strzelił pastorowi w nogi. Rozległ się huk; rój śrutowych kulek wbił się w ciało pastora, rozpryskując w powietrzu krople krwi, wielkie jak perły. Skobel wypadł Malloyowi z ręki; pastor padł na kolana, wpatrując się w zapaskudzoną przez ptaki figurę Jezusa i mamrotał coś w swoim dawno zapomnianym szwedzkim języku. Słowa wyfruwały mu z ust niczym stada motyli. Tymczasem żołnierze po kolei gwałcili moją matkę, a osły kolejno obwąchiwały mnie i Ósmą Siostrę. Ich dźwięczne porykiwania wydostawały się przez sklepienie kościoła na zewnątrz i ulatywały wysoko, w chłodne przestrzenie nieba. Na obliczu drewnianego Jezusa połyskiwały krople potu. Członkowie bandy, nasyciwszy swój apetyt, wyrzucili matkę, starszą siostrę i mnie na ulicę. Osły pognały za nami, ale rozbiegły się od razu, zwietrzywszy zapach oślicy. Gdy żołnierze poszli po osły, pastor, powłócząc nogami dziurawymi jak gniazda os, popełzł po stopniach wytartych przez niezliczone kroki własnych stóp na szczyt dzwonnicy. Opierając się rękami o parapet, podniósł się i wyjrzał przez dziurawe kolorowe szyby. Zobaczył panoramę wsi Dalan w Północno-Wschodnim Gaomi – miejsca, gdzie spędził kilkadziesiąt lat życia, pozostawiając niezliczone ślady swojej obecności. Patrzył na równe szeregi zagród i krytych strzechami domostw, jasnoszare szerokie alejki, zielone, gęste korony drzew, przypominające obłoki szmaragdowej mgły, rzeki i strumienie, wijące się wśród wiejskich zabudowań, lustrzaną taflę jeziora, bujne zarośla trzcin, sadzawki obrośnięte kępami traw, czerwonawe bagna – ogrody dzikiego ptactwa, na daleki krajobraz, rozpięty między niebem a ziemią, niczym ogromny pejzaż namalowany na zwoju, złotą sylwetkę grzbietu górskiego, zwanego Leżącym Bykiem, na piaszczyste, porośnięte soforami wzgórza. Opuścił głowę i spojrzał w dół, na ulicę, gdzie leżała Shangguan Lu w towarzystwie dwojga płaczących dzieci; z nagim brzuchem przypominała wyrzuconą na brzeg rybę. Ogromny smutek wezbrał mu w sercu, łzy zamgliły spojrzenie. Umoczył palec we krwi sączącej się z ran i napisał na jasnoszarej ścianie dzwonnicy cztery ideogramy:

Złoty Chłopiec (Jintong) i Jadeitowa Dziewczynka (Yunü).

Z okrzykiem „Boże, przebacz!" pastor Malloy rzucił się w dół z kościelnej wieży i padł na ceglany bruk niczym ogromny ptak ze złamanymi skrzydłami. Jego mózg, który rozbryznął się dookoła, plamiąc chodnik, przypominał ptasie odchody.

12

Zbliżała się zima. Matka zaczęła nosić pikowaną kurtkę z niebieskiego atłasu. Kurtka należała do Shangguan Lü i została uszyta z okazji jej sześćdziesiątych urodzin przez specjalnie zaproszone tego dnia cztery stare kobiety, matki wielu synów, babki wielu wnucząt. Miała być strojem pogrzebowym Shangguan Lü, lecz tymczasem służyła za zimowe okrycie dla jej córki. Z przodu mama wycięła dwa otwory, by móc swobodnie podać mi pierś zawsze, gdy domagałem się mleka. Tamtego jesiennego dnia, gdy Malloy skoczył z dzwonnicy, dnia, którego wspomnienie do dziś budzi moją wściekłość, piersi matki doznały wielu zniewag. Jednak najgorsze szybko minęło, a drogocenne tykwy okazały się niezniszczalne, tak jak niektórzy ludzie, którzy pomimo zaawansowanego wieku wydają się młodzi, albo jak sosny, które przez cały rok pozostają zielone. Aby zakryć piersi przed ludzkimi spojrzeniami, a przede wszystkim by uchronić je przed chłodem i utrzymywać mleko w stałej temperaturze, mama naszyła na otworach pomysłowe klapki z czerwonego płótna, które niczym kotary zasłaniały jej skarby. Sprytny sposób mojej matki przeszedł do tradycji – w Dalanie podobne kurtki do dziś noszą karmiące kobiety, lecz otwory na piersi mają bardziej okrągły kształt, a zasłonki szyje się z delikatniejszego materiału i haftuje w jaskrawe kwiaty.

Moje zimowe ubranie składało się z grubej torby, uszytej z bardzo mocnego żaglowego płótna, którą można było ściągnąć u góry taśmą, a pośrodku – przytroczyć paskami. Gdy matka chciała mnie nakarmić, przesuwała torbę na brzuch i przystawiała mnie do piersi. W czasie ssania wisiałem w torbie w pozycji klęczącej, a moja głowa przylegała do matczynej klatki piersiowej – odwracając się w prawo, mogłem się przyssać do lewej brodawki, a odwracając się w lewo, zyskiwałem dostęp do prawej. Miałem więc zapewnioną prawdziwą „obustronną korzyść". Niestety, moja torba miała jedną wadę: nie miałem swobodnych rąk, toteż nie mogłem już, ssąc jedną pierś, przytrzymywać rączką drugiej, tak jak przywykłem to robić przedtem. Już dawno pozbawiłem Ósmą Siostrę przywileju ssania – gdy tylko zbliżała się do sutka, odpychałem ją i kopałem, doprowadzając niewidomą dziewczynkę do płaczu. Żywiła się więc kleikiem. Moim starszym siostrom bardzo się to nie podobało.

Tamtej długiej, surowej zimy karmienie piersią wiązało się dla mnie z ogromnym niepokojem i sprzecznymi emocjami: gdy tylko chwyciłem w usta lewą pierś, moje myśli obsesyjnie krążyły wokół prawej. Przerażała mnie świadomość, że czyjaś owłosiona ręka w każdej chwili może się wsunąć przez otwór w kurtce i zabrać mi tę chwilowo nieużywaną pierś. Pod wpływem tego przemożnego lęku często zmieniałem piersi – zaczynałem ssać lewą, po czym niemal natychmiast chwytałem prawą; ledwie otworzyłem prawą śluzę, zwracałem się ku lewemu strumieniowi. Matka patrzyła na mnie ze zdumieniem, a gdy w końcu spostrzegła, że ssąc jedną pierś, uporczywie wpatruję się w drugą, natychmiast zrozumiała, co mnie trapi. Całując mnie po twarzy chłodnymi wargami, przemówiła czule:

– Jintong, mój maleńki skarbie, mamine mleko jest tylko dla ciebie, nikt ci go nie zabierze…

Słowa mamy ulżyły mi, lecz nie poczułem się całkowicie bezpieczny. Wciąż wyczuwałem obecność tych włochatych rąk, które czaiły się gdzieś w pobliżu, czekając na okazję.

Rankiem padał lekki śnieg. Mama włożyła swój strój karmiącej kobiety i przytroczyła sobie do pleców przytulną torbę ze mną w środku, a następnie kazała starszym siostrom pownosić do piwnicy czerwone rzepy. Nie wiedziałem, skąd się wzięły i nie obchodziło mnie to, byłem natomiast zafascynowany ich kształtem: każdy korzeń miał spiczasty koniuszek, a dalej raptownie puchł w pękatą bulwę. Kojarzyły mi się z kobiecymi piersiami, co sprawiło, że pomyślałem o jedzeniu. Do lśniących oleiście drogocennych tykw i do jedwabistopiórych białych gołębi dołączyły niniejszym czerwone rzepy – każda z tych rzeczy różniła się od pozostałych kolorem, fakturą i temperaturą, ale wszystkie w jakiś sposób przypominały piersi i w zależności od pory roku i aktualnego nastroju mogły grać rolę mojego prywatnego symbolu.

Niebo na przemian chmurzyło się i przejaśniało; drobne płatki śniegu to wirowały w powietrzu, to rozpływały się bez śladu. Moje siostry, w lekkich ubraniach, kuliły się w podmuchach północnego wiatru, wiejącego od gór. Najstarsza Siostra zajmowała się ładowaniem rzep do koszyków, zadaniem Drugiej i Trzeciej było noszenie koszyków już zapełnionych rzepami, Czwarta i Piąta ustawiały je w piwnicy, a Szósta i Siódma kręciły się tu i tam, pomagając od czasu do czasu. Ósma Siostra nie potrafiła jeszcze robić nic pożytecznego, więc siedziała samotnie na kangu i rozmyślała. Szósta Siostra brała po cztery rzepy ze sterty i zanosiła do piwnicy, a Siódma po dwie. Mama, trzymając mnie cały czas na plecach, nadzorowała prace na odcinku między stertą rzep, a wejściem do piwnicy, wydawała polecenia, krytykowała niedociągnięcia oraz wzdychała. Wydawała polecenia, by podwyższyć jakość pracy, krytykowała, by ulepszyć metody, zachować rzepy w dobrym zdrowiu i sprawić, by spokojnie przetrwały zimę, a wzdychała, by dać wyraz swoim uczuciom i myślom, które można streścić następująco: życie jest twarde i trzeba się ciężko napracować, by przeżyć ten mroźny czas. Moje starsze siostry reagowały biernością na jej polecenia, niezadowoleniem na krytykę, obojętnością na westchnienia. Nie miałem wówczas i do dziś nie mam pojęcia, skąd na naszym podwórzu wzięło się nagle tyle rzep, z czasem jednak zrozumiałem, dlaczego tamtej zimy matce tak bardzo zależało na tym, by przechować naprawdę wielką ilość warzyw.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Obfite piersi, pełne biodra»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Obfite piersi, pełne biodra» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Yan Lianke - Marrow
Yan Lianke
Mo Yan - Radish
Mo Yan
Yan Lianke - The Four Books
Yan Lianke
Mo Yan - Frog
Mo Yan
Mo Yan - Red Sorghum
Mo Yan
Abdulla Divanbəyoğlu - Can yanğısı
Abdulla Divanbəyoğlu
Frank Rudolph - Yan Chi Gong
Frank Rudolph
Owen Jones - Yanılım
Owen Jones
Отзывы о книге «Obfite piersi, pełne biodra»

Обсуждение, отзывы о книге «Obfite piersi, pełne biodra» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x