– No, cóż – powiedziała Emma – nie można dyskutować o gustach. W każdym razie, z wyjątkiem cery, podziwia pan jej urodę?
Pokręcił głową ze śmiechem:
– Nie potrafię tych dwóch rzeczy traktować oddzielnie: urody panny Fairfax i jej cery.
– Czy widywał ją pan często w Weymouth? Czy spotykali się państwo w tym samym towarzystwie?
Zbliżano się właśnie do sklepu Forda i Frank zawołał z pośpiechem:
– Ha, to zapewne ten sklep, który każdy odwiedza co dzień jak rok długi, tak mi ojciec mówił. On sam bywa w Highbury sześć razy na tydzień i zawsze ma coś do załatwienia u Forda. Jeżeli to paniom nie robi różnicy, proszę, wstąpmy tam, tak abym i ja poczuł się tu u siebie, abym stał się istotnie obywatelem Highbury. Muszę coś kupić u Forda. Przypuszczam, że mają tu rękawiczki?
– Ach, tak, rękawiczki i wszystko, o czym dusza zamarzy. Podziwiam pański patriotyzm. Będą pana uwielbiali w Highbury. Był pan już bardzo popularny przed przybyciem, gdyż jest pan synem pana Westona, ale jeżeli wyda pół gwinei u Forda, będzie pan zawdzięczał swoją popularność własnym zasługom.
Weszli, a podczas gdy rozkładano na kontuarze lśniące, starannie powiązane paczki Jelonkowych” i „glansowanych”, Frank powiedział, zwracając się do Emmy:
– Bardzo panią przepraszam, pani coś mówiła w chwili wybuchu mego amor patriae . Proszę, niech pani zechce to powtórzyć; zapewniam panią, że największy sukces publiczny nie zadośćuczyniłby mojej jakiejkolwiek stracie poniesionej w życiu prywatnym.
– Zapytałam tylko, czy pan często spotykał w Weymouth pannę Fairfax i jej przyjaciół.
– Teraz, kiedy zrozumiałem pytanie pani, muszę stwierdzić, że jest ono kłopotliwe. To kobiecie zawsze przysługuje prawo określenia stopnia swej znajomości z kimkolwiek. Panna Fairfax musiała już złożyć pani sprawozdanie. Nie chciałbym angażować się bardziej, uzurpując sobie większe prawa, niż ona mi przyznaje.
– Doprawdy, odpowiada pan tak samo powściągliwie, jakby to ona uczyniła. Jednakże jej relacje pozostawiają tak szerokie pole domysłom, jest taka zamknięta w sobie, tak niechętnie udziela najdrobniejszych informacji o kimkolwiek, że sądzę naprawdę, iż może pan nam powiedzieć o swojej znajomości z nią, co się panu podoba.
– Istotnie mogę? W takim razie powiem prawdę, to mi najbardziej dogadza. Spotykałem ją często w Weymouth. Znałem trochę państwa Campbellów z Londynu, a w Weymouth obracaliśmy się w tym samym kółku. Pułkownik Campbell to bardzo miły człowiek, a pani Campbell jest życzliwą, serdeczną kobietą. Bardzo ich lubię.
– Z tego wnoszę, że sytuacja życiowa panny Fairfax nie jest panu obca. Wie pan, jaki los jest jej przeznaczony?
– Tak – odrzekł z pewnym wahaniem – tak, zdaje się, że wiem.
– Schodzisz na drażliwe tory, Emmo – upomniała ją pani Weston z uśmiechem – nie zapominaj, że ja tu jestem. Pan Frank nie bardzo wie, co ci odpowiedzieć, gdy mówisz o sytuacji życiowej panny Fairfax. Odejdę trochę dalej.
– Istotnie, gdy myślę o pani Weston – odrzekła Emma – pamiętam tylko, że jest moją przyjaciółką, moją najdroższą przyjaciółką.
Frank zdawał się całkowicie rozumieć i pochwalać podobne uczucia. A gdy kupili już rękawiczki i wyszli ze sklepu, zapytał:
– Czy słyszała pani kiedykolwiek, jak młoda dama, którą wspominamy, gra na fortepianie?
– Czy słyszałam? – powtórzyła Emma. – Zapomina pan, jak blisko Jane związała się z Highbury. Słyszałam ją co roku, odkąd obie zaczęłyśmy się uczyć. Gra prześlicznie.
– Takie jest pani zdanie? Chciałem poznać opinię osoby, która może naprawdę o tym sądzić. Zdawało mi się, że gra dobrze, to znaczy z dużym smakiem, ale ja sam się na tym wcale nie znam. Niezmiernie lubię muzykę, ale nie gram dość biegle i nie mam prawa sądzić niczyich popisów. Nawykłem do tego, że ją wszyscy podziwiają, i zapamiętałem jeden przykład, który dowodziłby, że naprawdę gra dobrze: pewien mój znajomy, człowiek bardzo muzykalny, zakochany w innej kobiecie, a nawet z nią zaręczony i wkrótce mający ją poślubić, nigdy jednak nie poprosił narzeczonej, by zasiadła do fortepianu, jeżeli mogła to uczynić panna Fairfax, zdawał się niechętnie słuchać tamtej, jeżeli mógł tę usłyszeć. Pomyślałem sobie, że ze strony człowieka o znacznej kulturze muzycznej może to posłużyć za pewien dowód.
– To istotnie dowód! – zawołała Emma ubawiona. – Pan Dixon jest bardzo muzykalny, prawda? Za pół godziny będziemy wiedzieli więcej o nich wszystkich, niżby raczyła nam powiedzieć panna Fairfax przez pół roku.
– Tak, miałem na myśli pana Dixona i pannę Campbell, sądziłem, że to dowód przekonywający.
– Bardzo przekonywający, niewątpliwie, prawdę powiedziawszy, tak przekonywający, że gdybym to ja była panną Campbell, dotknęłoby mnie to dość niemile. Nie mogłabym przebaczyć mężczyźnie, który przywiązywałby większą wagę do muzyki niż do miłości, który miałby wrażliwszy słuch niż wzrok, który byłby czulszy na piękne dźwięki niż na moje uczucie. A jak to przyjmowała panna Campbell?
– Chodziło, jak pani wie, o jej najlepszą przyjaciółkę.
– Słaba pociecha! – roześmiała się Emma. – Wolałoby się już raczej, aby palmę pierwszeństwa oddano osobie obcej niż serdecznej przyjaciółce; z osobą obcą mogłoby się to już więcej nie zdarzyć, ale to istna rozpacz mieć stale przy sobie serdeczną przyjaciółkę, która wszystko od nas lepiej robi. Biedna pani Dixon! Całe szczęście, że zamieszkała w Irlandii.
– Pani ma rację. To porównanie nie było zbyt korzystne dla panny Campbell, ale ona naprawdę zdawała się tego nie odczuwać.
– Tym lepiej albo tym gorzej, nie wiem doprawdy. Ale czy to z jej strony wrodzona łagodność, czy głupota, żarliwa przyjaźń, czy zbyt chłodna miłość; jest ktoś, kto moim zdaniem musiał to silnie odczuć, a mianowicie sama panna Fairfax. Ona musiała ocenić niewłaściwość i niebezpieczeństwo tego wyróżnienia.
– Co do tego… nie wiem…
– Ach, niech pan sobie nie wyobraża, że oczekuję od pana albo od kogokolwiek oceny uczuć panny Fairfax. Nie są znane żadnej ludzkiej istocie poza nią samą, tak ja sądzę przynajmniej; ale jeżeli grywała nadal, ilekroć ją o to poprosił pan Dixon, to można się wiele domyślać.
– Zdawała się panować między nimi idealna harmonia – zaczął Frank dość żywo, zaraz jednak poprawił się i dodał: – Nie potrafię wszakże powiedzieć, jak istotnie układały się stosunki, jak wyglądały kulisy tych spraw. Mogę tylko stwierdzić, że na zewnątrz spokój panował niezmącony. Ale pani, która zna pannę Fairfax od dziecka, może lepiej ocenić jej charakter i wywnioskować, jak by się zachowała w trudnej sytuacji, niż ja to uczynić potrafię.
– Znam ją od dziecka, niewątpliwie: dzieliłyśmy zabawy dziecięce, razem dorastałyśmy i dojrzewały, byłoby rzeczą naturalną, gdyby wywiązała się między nami serdeczna zażyłość, gdybyśmy przestawały z sobą nieustannie, ilekroć przyjeżdżała w odwiedziny do krewnych. Ale tak nigdy nie było. Sama nie wiem dlaczego, może to wina mego złego charakteru, że czułam niechęć do dziewczyny tak ubóstwianej jak ona i okrzyczanej za doskonałość przez ciotkę, babkę i całe ich kółko. A poza tym ta jej skrytość! Nie mogłabym nigdy przywiązać się do osoby tak skrytej.
– To istotnie wielce odpychająca cecha – powiedział. – Często zapewne bardzo dogodna, ale zawsze niemiła. Skrytość to postawa bezpieczna, ale nie pociągająca. Nie sposób pokochać osoby skrytej.
Читать дальше