Gdybyż Emma mogła wyjawić Harriet szczerze wszystko, co o tym myślała! Wmówiła jej miłość, a teraz, niestety, nie tak łatwo będzie wybić dziewczynie z głowy to uczucie! Ideał, który wypełniał duchową pustkę Harriet, posiadał dla niej tyle uroku, że niełatwo go będzie rozproszyć słowami. Można go jedynie zastąpić innym ideałem i tak się z pewnością stanie. Emma zdawała sobie z tego jasno sprawę i myślała ze zgrozą, że nawet Robert Martin byłby zdolny wyleczyć przyjaciółkę. Harriet należała do tego typu dziewcząt, które gdy raz zaczną się kochać, będą się zawsze kochały. A teraz biedaczce było tym ciężej na sercu, że odkąd pan Elton ukazał się znowu, widywała go wciąż przelotnie, to tu, to ówdzie. Emma widziała go tylko raz, ale Harriet dwa albo trzy razy dziennie, zdawało się, że właśnie zaraz się z nim spotka albo że właśnie się z nim minęła, że usłyszała jego głos albo zobaczyła jego sylwetkę, tyle, ile było potrzeba, aby zachować jego osobę w wyobraźni, aby nie zniknął ów ciepły nastrój sprzyjający niespodziankom i domysłom. Ponadto słyszała o nim nieustannie, bowiem poza godzinami spędzonymi w Hartfield znajdowała się wciąż w otoczeniu, które nie potrafiło się dopatrzeć w panu Eltonie nawet najmniejszej wady i nie wyobrażało sobie, aby istniał bardziej interesujący temat rozmowy niż dyskutowanie o wszystkim, co go dotyczy, każda wiadomość zatem, każdy domysł, jakakolwiek zmiana, która zaszła lub mogła zajść w jego życiu codziennym, nie wykluczając dochodów, służby, umeblowania, była stale roztrząsana w jej obecności. Wieczne wychwalanie jego zalet wzmagało jeszcze szacunek, jaki dla niego żywiła; podsycało żal, zaś miłość własną drażniło nieprzerwane unoszenie się nad szczęściem panny Hawkins oraz baczne obserwacje jego przywiązania do narzeczonej. Mina, z jaką mijał dom, nawet sposób, w jaki nakładał kapelusz, świadczyły, jak bardzo jest zakochany!
Gdyby to było godziwą rozrywką, gdyby nie wiązało się z tym cierpienie przyjaciółki oraz wyrzuty sumienia, Emmę bawiłyby wahania nastrojów Harriet. Czasem brał górę pan Elton, to znów rodzina Martinów; jeden obraz przesłaniał zazwyczaj drugi. Wiadomość o zaręczynach pana Eltona uleczyła niepokój, w jaki wprawiło ją spotkanie z panem Martinem. Smutek, w którym pogrążyła ją wieść o tych zaręczynach, złagodziła nieco wizyta Elżbiety Martin, która odwiedziła panią Goddard w kilka dni potem. Harriet nie było wówczas w domu, jednakże Elżbieta zostawiła dla niej bilecik, napisany tak, że musiał ją wzruszyć, bardzo wiele serdeczności pomieszanych z lekką wymówką; Ust ten zaabsorbował ją bez reszty aż do chwili pojawienia się pana Eltona. Zastanawiała się, jak mogłaby się odwdzięczyć dawnej koleżance, pragnąc uczynić więcej, niż śmiała się przyznać sama przed sobą. Jednak skoro pojawił się pan Elton we własnej osobie, rozproszył wszelkie tego rodzaju myśli. Przez cały czas jego pobytu w Highbury Martinowie poszli w niepamięć, ale tego samego ranka, kiedy pastor wyruszył znowu do Bath, Emma chcąc rozproszyć melancholię przyjaciółki, uznała, że najlepiej będzie, jeżeli Harriet odda wizytę Elżbiecie Martin.
Jak potraktować należy te odwiedziny, co jest konieczne, co można zaryzykować bez obawy, wszystko to stało się przedmiotem wątpliwości i długich rozważań. Zignorować całkowicie matkę i siostry, skoro ją do siebie zapraszały, byłoby niewdzięcznością. To się stać nie może, a jednak grozi przecież ponownym nawiązaniem stosunków!
Po długich rozważaniach Emma nie wymyśliła nic lepszego niż następujące rozwiązanie sprawy: Harriet musi oddać wizytę, ale w sposób, który powinien przekonać Martinów, jeżeli mają choć trochę zdrowego rozsądku, że ma to być w przyszłości jedynie oficjalna znajomość. Postanowiła zawieźć ją powozem na spacer, zostawić w Abbey Mili, podczas gdy sama pojedzie dalej i wróci po nią tak prędko, aby nie starczyło czasu na podstępne prośby ani niebezpieczne wspominki dawnych dziejów. W ten sposób zamanifestuje się wyraźnie, jaki stopień zażyłości winien być zachowany.
Nic innego nie przyszło jej do głowy, choć było w tym coś, czego nie mogło pochwalić jej dobre serce: pewna niewdzięczność zamaskowana światowym polorem. Uważała jednak, że tak właśnie być musi, jakiż w przeciwnym razie bowiem byłby los Harriet?
Harriet nie miała wcale serca do tej wizyty. Na pół godziny przed spotkaniem z przyjaciółką, która obiecała, że po nią wstąpi, jakieś licho skierowało jej kroki właśnie tam i właśnie wtedy, kiedy ładowano na wózek rzeźnika kufer z widniejącym z daleka adresem: Wielebny Filip Elton „Pod Białym Jeleniem” – Bath. Wózek ów miał dostarczyć bagaż pastora na miejsce postoju karetki pocztowej; odtąd wszystko inne na świecie, z wyjątkiem tego kufra i wypisanego na nim adresu, przestało dla niej istnieć.
Pojechała jednak z Emmą. Gdy zbliżały się do farmy, gdy miała wysiąść na końcu szerokiej, gładko wyżwirowanej alei wiodącej do drzwi domu szpalerem jabłoni, już sam widok tego wszystkiego, co sprawiało jej tyle radości ubiegłej jesieni, zaczynał budzić w niej lekkie wzruszenie. Kiedy się rozstały, Emma zauważyła, iż Harriet ogląda się dokoła jakby z trwożnym zaciekawieniem, postanowiła zatem nie dopuścić za wszelką cenę, aby wizyta miała się przeciągnąć poza projektowany kwadrans. Ruszyła więc w dalszą drogę, zamierzając poświęcić ów ściśle wymierzony czas dawnej służącej, która wyszła za mąż i osiadła w Donwell.
Punktualnie po upływie kwadransa panna Woodhouse znalazła się znów przed białą bramą, zaś wezwana przez nią panna Smith pojawiła się natychmiast, nie towarzyszył jej żaden niepokojący młodzian. Dziewczyna szła samotnie żwirowaną aleją, a jedna panna Martin ukazała się tylko na progu domu żegnając ją grzecznie, lecz dość ceremonialnie.
Harriet nie od razu zdolna była złożyć przyjaciółce dokładny raport. Zbyt żywo wzięła do serca to spotkanie, lecz Emma w końcu zdołała wypytać ją na tyle, aby zrozumieć, jak się wszystko odbyło i jak dotkliwą sprawiło jej przykrość. Harriet widziała tylko panią Martin i obie córki. Przyjęły ją powściągliwie, jeśli nie chłodno; poruszały przez cały czas wyłącznie tematy obojętne, dopiero pod koniec, kiedy pani Martin powiedziała, że panna Smith chyba urosła, rozmowa stała się nieco ciekawsza, zaś atmosfera cieplejsza. W tym samym pokoju, nie dalej jak we wrześniu, Harriet porównywała swój wzrost ze wzrostem przyjaciółek. Pozostały jeszcze robione ołówkiem znaki i notatki na futrynie okiennej. On je nakreślił. Wszystkie kobiety zdawały się dobrze pamiętać dzień, godzinę, zebranie sąsiedzkie i z jakiej to zebranie nastąpiło okazji, wszystkie odczuwały jednakowe zmieszanie i jednakowy żal; wszystkie skłonne były przywrócić zakłóconą harmonię i zaczynały odzyskiwać dawną swobodę (Emma podejrzewała, że Harriet na równi z paniami Martin gotowa już była uderzyć w ton radosny i serdeczny), kiedy nadjechał powóz i wszystko się urwało. Charakter wizyty, jej krótkotrwałość, zdawały się bezapelacyjnie wyrokować o przyszłości. Poświęcić zaledwie piętnaście minut tym, pod których dachem z wdzięcznością spędziła sześć tygodni zaledwie przed pół rokiem! Emma musiała to sobie uzmysłowić, pojąć, jak słusznie pani Martin i jej córki poczuły się dotknięte i jak Harriet to zabolało. Nieprzyjemna sprawa. Byłaby bardzo dużo dała, byłaby gotowa ponieść wielkie ofiary, aby Martinowie zajmowali nieco wyższe stanowisko w hierarchii społecznej. Byli to ludzie tak godni szacunku, że można by się zadowolić bodaj niewielką różnicą pozycji, ale tak jak jest obecnie, czyż Emma mogła inaczej postąpić? Niepodobieństwo! Nie odczuwała wyrzutów sumienia. Musi odsunąć od nich Harriet; jednakże wykonanie tego wyroku było tak bolesne, ona sama tak nad tym cierpiała, że poczuła wkrótce potrzebę znalezienia sobie jakiejkolwiek pociechy i postanowiła w drodze powrotnej poszukać jej w Randalls. Nie chciała słyszeć o panu Eltonie ani o Martinach. Musiała koniecznie odetchnąć atmosferą Randalls. Był to genialny pomysł, jednakże kiedy podjechały do drzwi, dowiedziały się, że „obojga państwa nie ma w domu i to od dość dawna”. Służący sądził, że poszli do Hartfield.
Читать дальше