– Mój Boże! – wykrzyknęła Harriet. – Teraz już wiem dobrze, co pani chce powiedzieć, ale ja wówczas miałam co innego na myśli. Nie chodziło ani o Cyganów, ani o pana Franka Churchilla. Nie! – zawołała z uniesieniem. – Myślałam o stokroć droższej dla mnie chwili, o tym, jak pan Knightley podszedł i poprosił mnie do tańca, wtedy kiedy pan Elton nie chciał ze mną stanąć w parze, a nie było innego tancerza w pokoju. To był ów dobry uczynek, to była szlachetność i wspaniałomyślność, to była przysługa, którą mi wyświadczył, ja zaś zaczęłam wówczas rozumieć, o ile on przewyższa wszystkich innych mężczyzn.
– Na Boga! – wykrzyknęła Emma. – Ależ to najfatalniejsza, najbardziej pożałowania godna pomyłka! Co teraz począć?
– Nie byłaby mi pani dodawała otuchy, gdyby mnie pani właściwie zrozumiała? W każdym razie położenie moje nie jest gorsze, niż byłoby, gdyby tamten stał się przedmiotem moich uczuć; a tak jest przecież możliwe…
Zamilkła na parę chwil. Emma nie mogła przemówić słowa.
– Nie dziwię się, panno Emmo – ciągnęła dalej – że pani widzi dzielącą nas różnicę z chwilą, gdy dowiedziała się pani, o kim mowa, i że różnica ta wydaje się pani ogromna, czy chodzi o mnie, czy o jakąkolwiek inną kobietę. Uważa pani, że pan Knightley przewyższa mnie pięćset milionów razy bardziej niż tamten. Mam jednak nadzieję, panno Emmo, że przypuśćmy… gdyby… choć to się może wydać takie dziwne… Ale to są pani własne słowa, że zdarzały się bardziej niezwykłe rzeczy, że pobierali się ludzie, których dzieliły większe różnice niż pana Franka Churchilla i mnie; dlatego zdaje się, że jeśli podobne wypadki już się kiedyś zdarzyły… i gdybym była tak niewypowiedzianie szczęśliwa, żeby… to znaczy, gdyby pan Knightley naprawdę… jeżeli on nie zważałby na tę różnicę, mam nadzieję, panno Emmo, że pani nie zajęłaby nieprzychylnego stanowiska i nie stawiałaby przeszkód. Pani jest na to za dobra, z pewnością.
Harriet stała przy oknie, Emma spojrzała na nią przerażona i zapytała z pośpiechem:
– Czy masz jakiekolwiek podstawy, aby sądzić, że pan Knightley jest ci wzajemny?
– Tak – odpowiedziała Harriet skromnie, lecz bez lęku. – Muszę przyznać, że mam.
Emma natychmiast odwróciła oczy i przez kilka minut siedziała milcząca, jakby skamieniała. Owych kilka minut wystarczyło, by poznała własne serce. Umysł taki jak jej, raz powziąwszy podejrzenie, czyni szybkie postępy, pojęła więc i zgłębiła od razu całą prawdę. Dlaczego jest o tyle gorzej, że Harriet zakochała się w panu Knightleyu niż we Franku Churchillu? Dlaczego ból, jaki odczuła, wzmógł się tak strasznie, odkąd usłyszała, że Harriet ma pewne nadzieje na wzajemność? Nagle z szybkością strzały przeszła Emmę myśl, że pan Knightley nie powinien się żenić z nikim, tylko z nią!
Owych kilka minut wystarczyło, aby zrozumiała jasno nie tylko własne serce, ale i własne czyny. Zobaczyła wszystko z taką trzeźwością, jaka jej nigdy jeszcze nie była dana. Jak niewłaściwie postępowała wobec Harriet! Jak się zachowała nierozważnie, niedelikatnie, nierozsądnie, po prostu bez serca! Cóż to z jej strony za zaślepienie, co za szaleństwo! Poczuła to teraz z wielką siłą i potępiała własne postępowanie jak najsurowiej. Jednakże miłość własna, wzgląd na to, w jakim ukaże się świetle, pomimo wszystkich przewinień, których się dopuściła w stosunku do Harriet, ostrzegły ją, że nie należy pogłębiać nieszczęścia dziewczyny okazywaniem jej teraz chłodu; wszystko to razem dodało Emmie sił, pozwoliło usiedzieć bez ruchu i znieść dalszy ciąg ze spokojem, nawet z pozorną życzliwością. Z czasem odezwie się w niej jeszcze nie wygasłe współczucie dla dziewczyny, której się zdawało, że pan Knightley ją kocha… W imię jej własnego dobra należało wypytać Harriet, jak daleko sięgają jej nadzieje; wszak Harriet nie uczyniła nic, co mogłoby podważyć szacunek i zaufanie, jakie się tak samorzutnie zrodziły w Emmie, ani aby zasłużyć sobie na pogardę tej, której rady zawsze ją prowadziły na manowce… Otrząsając się z zadumy i opanowując wzruszenie, zwróciła się znowu do Harriet i nawiązała przerwaną rozmowę przychylniejszym tonem; natomiast pierwotny temat, od którego się wszystko zaczęło, niezwykła historia Jane Fairfax, znikł pogrążony w niepewności. Żadna z nich nie myślała o niczym poza panem Knightleyem i sobą.
Harriet, choć zatopiona w bynajmniej niesmutnych marzeniach, była jednak bardzo rada, gdy ją z nich wyrwał dodający otuchy głos tak rozumnego sędziego i takiej przyjaciółki, jaką była panna Woodhouse. Czekała tylko na słowo zachęty, by wyjawić kiełkujące w jej duszy nadzieje z radosną, choć drżącą wzruszeniem dumą. Drżenie Emmy, gdy zadawała pytanie i słuchała odpowiedzi, było lepiej utajone, lecz nie mniejsze. Głos jej się nie załamywał, lecz serce przeżywało istne katusze. Nagłe odkrycie, że grozi jej nieoczekiwane niebezpieczeństwo, wstrząsnęło nią do głębi, wywołało zamęt nagłych, sprzecznych uczuć. Słuchała bolejąc srodze w duchu, lecz na pozór z wielką cierpliwością, drobiazgowych zwierzeń Harriet. Trudno się było spodziewać, aby szczegóły opowiadania były jakoś metodycznie uporządkowane, dobrze wyrażone, zawierały jednakże, gdy je uwolnić od nieudolności i zbędnych powtórzeń, pewną treść zdolną przygnębić Emmę na duchu; zwłaszcza gdy pamięć podszepnęła jej, jak pochlebnie oceniał pan Knightley zmiany na korzyść, jakie dostrzegł w Harriet.
Harriet odczuła różnicę w jego zachowaniu od czasu owych dwóch pamiętnych tańców. Emma wiedziała, że pan Knightley przy tej sposobności przekonał się, że Harriet jest rozsądniejsza, niż się tego spodziewał. Od owego wieczoru, a w każdym razie od czasu, kiedy panna Woodhouse zachęciła ją, by o nim myślała, Harriet zauważyła, że pan Knightley częściej z nią rozmawia, niż było to niegdyś jego zwyczajem, że zachowanie jego wobec niej zmieniło się zasadniczo, że jest dla niej teraz taki dobry i miły. Ostatnio zaczęła coraz bardziej zdawać sobie z tego sprawę; kiedy szli na spacer, często zbliżał się, kroczył przy jej boku i rozmawiał tak czarująco! Zdawał się chcieć ją lepiej poznać. Emma wiedziała, że tak było istotnie, ona również często obserwowała tę zmianę i jej także wydała się znaczna. Harriet powtarzała jego słowa pochwały i aprobaty, Emma wiedziała, że są one całkowicie zgodne z jego mniemaniem o Harriet. Chwalił ją, że nie jest ani trochę sztuczna lub afektowana, że uczucia jej są proste, uczciwe, szlachetne. Wiedziała, że pan Knightley cenił w Harriet te właśnie zalety, wszak niejednokrotnie się nad nimi rozwodził. Wiele szczegółów żywych w pamięci Harriet, wiele mało znaczących odcieni we względach, jakimi ją darzył – spojrzenia, wypowiedzi, przeniesienia się z krzesła na krzesło, komplement do niej zwrócony, pierwszeństwo dane przed innymi – umknęło uwagi Emmy, nie podejrzewała nawet ich istnienia. Drobne fakty, urastające w ustach Harriet do półgodzinnej opowieści, zawierały mnóstwo przekonujących dowodów dla tej, która na nie patrzyła nie widząc, a teraz się o nich dowiadywała; jednakże dwa ostatnie zdarzenia, zasługujące na to, by o nich wspomnieć – owe dwa zdarzenia, na których Harriet budowała najwięcej nadziei, odbyły się niejako pod okiem Emmy, była poniekąd ich świadkiem. Pierwsze, był to ów spacer we dwoje z dala od wszystkich w alei lipowej w Donwell; przechadzali się już chwilę, kiedy nadeszła Emma; pan Knightley musiał zadać sobie nieco trudu, aby odciągnąć Harriet od reszty towarzystwa (była o tym przekonana), i rozmawiał z nią w sposób odmienny, niż to kiedykolwiek dotychczas czynił, naprawdę w całkiem odmienny sposób! (Harriet nie mogła o tym wspomnieć bez rumieńca). Zdawał się niemal wręcz ją pytać, czy serce jej jest wolne. Z chwilą jednak, kiedy ona (panna Woodhouse) się do nich przyłączyła, zmienił temat rozmowy i zaczął mówić o gospodarstwie. Następnym razem siedział z nią i gawędził blisko pół godziny, zanim Emma wróciła z wizyty, mimo iż wchodząc powiedział, że nie może zostać dłużej niż pięć minut. Była to ostatnia jego bytność w Hartfield przed wyjazdem i wspomniał, że choć musi jechać do Londynu, to niechętnie oddala się teraz z domu, czyli powiedział Harriet więcej (Emma to wyczuła), niż kiedykolwiek wyjawił pannie Woodhouse. Większe zaufanie, którym najwidoczniej darzył Harriet, czego dowodziło choćby to jedno, zabolało Emmę głęboko.
Читать дальше