Eliza Orzeszkowa - Marta
Здесь есть возможность читать онлайн «Eliza Orzeszkowa - Marta» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Классическая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Marta
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Marta: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Marta»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Marta — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Marta», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Tak — z mocą rzekła Maria — i dlatego powinniście schlebiać jej bezsensownym kaprysom i bardzo podejrzanej czystości i podejrzanego smaku sympatiom… Aby cię za to, coś powiedziała, zmartwić trochę przynajmniej, powiem ci, kochana Ewelino, że twoi sklepowi, krygujący się i na kształt papug paplający o ramażach i papilionach, doskonale śmiesznie wyglądają…
Ewelina parsknęła śmiechem.
— Wiem o tym! — zawołała zanosząc się od śmiechu.
— I że gdybym była na twoim miejscu — ciągnęła Maria — doradziłabym tym panom, aby zamiast do jedwabiów i koronek wzięli się do pługa, siekiery, młota, kielni lub czegoś podobnego. Daleko by z tym przyzwoiciej wyglądali…
— Wiem o tym, wiem! — śmiejąc się wciąż wołała gospodyni domu.
— A na miejsce ich — kończyła Maria — wzięłabym kobiety, które zbyt mało mają sił fizycznych, aby orać, kuć i kamienice wznosić…
Ewelina przestała nagle śmiać się i z wielką powagą spojrzała na Marię.
— Droga Mario! — rzekła — ci ludzie potrzebują także zarobku i potrzebują go daleko niezbędniej, gwałtowniej niż kobiety… są oni przecież ojcami rodzin…
Tym razem Maria uśmiechnęła się.
— Moja droga — rzekła — muszę znowu odwołać się do praw koleżeństwa, aby ci powiedzieć, że machinalnie powtórzyłaś w tej chwili to, o czym mówiących słyszysz ciągle, a nad czym nigdy chyba nie zastanowiłaś się sama. Ci ludzie są ojcami rodzin, być może, ale kobieta, za którą wstawiałam się do ciebie, ma także dziecię, które wyżywić i wychować musi. Gdyby mnie, na przykład, spotkało nieszczęście otrącenia zacnego i dobrego człowieka, który nie tylko daje mi szczęście sercu, ale pracą swą byt mi zabezpiecza, nie byłażbym matką i odpowiedzialną opiekunką mojej rodziny? Gdybyście oboje, mąż twój i ty, za lat kilka zeszli ze świata i, jak bywa często, nie pozostawili po sobie majątku, czyliż najstarsza córka wasza nie byłaby obowiązaną do podtrzymania bytu, do starań około wychowania i pokierowania w świecie młodszego rodzeństwa?
Ewelina słuchała słów tych ze spuszczonymi oczami, trudno jej było widocznie zebrać się na odpowiedź. Niemniejszej jednak trudności doświadczała w odrzuceniu bez dostatecznych powodów prośby kobiety, z którą stosunek miłym znać był jej sercu, a może i pochlebiał jej miłości własnej. Niepospolity spryt, malujący się w wyrazie twarzy jej i oczów, poddał jej po chwili nową odpowiedź.
— Gdyby zresztą i nie to — rzekła podnosząc oczy — znajdujeszże, droga Mario, przyzwoitym, aby młoda kobieta (protegowana twoja jest zapewne kobietą młodą po całych dniach przebywała za jednym stołem z kilku młodymi ludźmi? Czy podobna okoliczność nie byłaby powodem zajść zgubnych dla niej, przykrych dla mnie, a sklep mój narażających wobec publiczności na pewną kompromitację?
— Powtórzyłaś znowu, Ewelino, jeden z krążących po świecie komunałów.
Obawiacie się, aby praca wspólnie z mężczyznami podejmowana nie nadwerężyła cnoty i honoru kobiety, a nie obawiacie się, aby tego samego nie uczyniła bieda. Protegowana moja, jak nazywasz osobę, o jakiej mowa, przed trzema miesiącami utraciła męża, ma dziecię, które kocha, smutna jest, poważna, cała zajęta wyszukaniem dla siebie środków zarobkowania i, jak o tym przekonałam się sama, bardzo uczciwa. Czyliż możesz przypuścić, aby kobieta w takim zostająca położeniu, z takimi uczuciami, wspomnieniami, z taką trwogą o jutro, mogła najlżejszą zwrócić uwagę na twoich wyelegantowanych pomocników? Zaręczam ci, że żadna myśl płocha nie powstałaby w jej głowie.
— Droga Mario! — zawołała Ewelina — tego, co powiedziałaś, niczym dowieść nie podobna. Kobiety są tak płoche… tak płoche…
— Prawda — z powagą patrząc na dawną koleżankę swą odparła Maria — ale czyż odpychanie ich od wszelkiej pracy dobrym jest lekarstwem na płochość?
Raz jeszcze powtarzam ci, Ewelino, że kobieta, o której mówię, nie jest teraz ani płochą, ani nieuczciwą… Jeżeli jednak żebrząc pracy, jak jałmużny, od wielu drzwi odejdzie tak, jak od twoich za chwilę odejść jej przyjdzie, nie ręczę wcale, jaką stanie się w przyszłości.
— Przypierasz mię znowu do muru! — zawołała właścicielka sklepu — a więc dobrze, wierzę ci, że osoba, którą się zajmujesz, jest wzorem i uosobieniem cnoty, powagi, uczciwości… ale czy również będziesz mi mogła zaręczyć, że posiada ona tego ducha porządku tę umiejętność ścisłego rachunku, tę akuratność w stawieniu się do roboty i pełnieniu jej, która nie cierpi ani chwili zwłoki, ani cienia zaniedbania?
Teraz przyszła na Marię kolej zawahania się z odpowiedzią. Przypomniała sobie niepowodzenie, jakie z powodu niedostatecznej umiejętności spotkało
Martę w nauczaniu i rysowaniu, przypomniała sobie własne słowa Marty, przed kilku godzinami do niej wyrzeczone: «Nic nie uzbroiło mnie przeciw ubóstwu, nic nie nauczyło pracy.»
Maria milczała. Gospodyni domu, przenikliwa i żywa jak iskra, pochwyciła w locie chwilę zakłopotania i wahania się towarzyszki.
— Mówiłaś przed chwilą, droga Mario, że osobom zajmującym się sprzedażą towarów trzeba tylko umieć rozwijać, układać i mierzyć materie. Tak to się zdaje na pozór. W gruncie, powinny one posiadać wiele innych przymiotów, jak na przykład: przyzwyczajenie do jak najściślejszego porządku, jeden bowiem przedmiot nie na właściwym miejscu umieszczony, jedna fałda materii źle zagięta, jeden zwój koronki niedbale rzucony sprawia zamieszanie w sklepie lub przyczynia mu ważne straty. Trzeba także, aby sklepowi umieli rachować, i nie byle jak rachować, tam bowiem, gdzie w każdej godzinie, minucie niemal, wpływają sumy coraz nowe i coraz inne cyfry reprezentujące, opuszczenie jednego grosza stać się może przyczyną nieładu w rachunkach, którego my najpilniej strzec się musimy. Na koniec i przede wszystkim sklepowi powinni znać świat, ludzi, wiedzieć w jaki sposób z kim się obejść, jak komu dogodzić, komu wierzyć na słowo, komu odmówić kredytu itd. Wszystkich przymiotów tych najczęściej pozbawione są kobiety. Nie przyzwyczajone do porządku, nieakuratne, dla przerachowania najdrobniejszej sumy nosić muszą w kieszeni tabliczkę mnożenia, niewinne trusiątka, tylko co odczepione od spódniczki mamy, zaledwie śmieją podnieść oczy na twarze kupujących, nie wiedząc, jak do nich przemawiać, co o każdym z nich myśleć, albo też, puszczone samopas, rozhukane, roztrzepane, pozują na lwice, wdzięczą się, mówią i postępują bez taktu narażając siebie na niesławę, zakład, w którym pracują niby, na kompromitację. Mężczyźni jakkolwiek śmiesznymi wydają się z powodu układu swego i zajęć niezupełnie męskich, dla właścicieli sklepów są bardzo dogodnymi i użytecznymi. Dlatego może każdy sklep na większą skalę do usług swych używa mężczyzn, kto tylko zaś próbował zastąpić ich kobietami, źle na tym wyszedł. Kobiety, moja droga, nie są dziś jeszcze wychowane tak, aby pogodzić się mogły z surowością obowiązku, despotycznością cyfry i wymaganiami tak różnolitej społeczności, jaką jest społeczność kupujących.
Właścicielka sklepu przestała mówić i z pewnym triumfem patrzyła na swą towarzyszkę. Miała w istocie do triumfowania słuszną przyczynę. Maria Rudzińska stała ze spuszczonymi oczami, z wyrazem smutku na twarzy i milczała.
Ewelina wzięła ją za rękę.
— No, powiedz mi, droga Mario — rzekła — powiedz szczerze: czy możesz ręczyć za to, że twoja protegowana jest osobą porządną, akuratną, biegłą w rachunkach, pełną taktu i znajomości ludzi, tak jak ręczyłaś, że jest ona uczciwą?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Marta»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Marta» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Marta» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.