Eliza Orzeszkowa - Marta
Здесь есть возможность читать онлайн «Eliza Orzeszkowa - Marta» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Классическая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Marta
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Marta: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Marta»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Marta — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Marta», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Wyszła, ale zaraz wróci — odpowiedziano z góry.
Młody człowiek poskoczył znowu ku dwom niedaleko drzwi stojącym kobietom.
— Raczą panie usiąść — wymówił wskazując stojącą w rogu sklepu aksamitem obitą kanapkę— albo — dodał wyciągając rękę w stronę wschodów zasłanych kobiercem — może na górę…
— Zaczekamy tutaj — odrzekła Maria Rudzińska i wraz z towarzyszącą jej kobietą usiadła na kanapie.
— Mogłybyśmy pójść na górę i doczekać się powrotu pani Eweliny w jej mieszkaniu — półgłosem mówiła Maria do swej towarzyszki — zdaje mi się jednak, że dobrze będzie, jeśli przed rozmową z właścicielką sklepu przypatrzysz się pani zwykłym zajęciom osób sprzedających towary i zobaczysz, na czym one polegają.
Widok, jaki oczom dwóch kobiet przedstawiał się w głębi sklepu, niezmiernie był ożywiony. Składało go osiem istot ludzkich głośno i z nadzwyczajnym zapałem mówiących i stosy materii rozwijanych, zwijanych, szeleszczących, połyskiem jedwabiu i wszystkimi barwami tego świata mieniących się i błyszczących.
Z jednej strony długiego stołu, całkowicie zakrytego piętrzącymi się jedne na drugich lub rozwiniętymi i falującymi sztukami kosztownych materii, stały cztery kobiety ubrane w atłasy i sobole, właścicielki zapewne dwóch przed drzwiami sklepu oczekujących karet. Z drugiej strony stołu znajdowało się czterech młodych mężczyzn… tak, znajdowało się, nie podobna bowiem dla określenia pozycji, w jakiej zostawali, użyć innego wyrazu jak ten, który określa pozycje ciał ludzkich wszelkie: stojące, chodzące, skaczące, przeginające się na wszystkie strony, wdrapujące się na wszystkie ściany, rozdające ukłony wszelkich znaczeń i rozmiarów, dokonywające gesty najrozliczniejsze za pomocą najrozliczniejszych poruszeń rąk, piersi, głowy, ust, brwi, nawet włosów… Te ostatnie, jakkolwiek w zwykłym porządku rzeczy dość poślednią grające rolę w organizmie i powierzchowności człowieka, tu na szczególną zasługiwały uwagę.
Wypomadowane, wyperfumowane, połyskujące, woniejące, w misterne pierścienie poskręcane lub w pełnym znaczenia nieładzie na czoła opadające, stanowiły one arcydzieła sztuki fryzjerskiej i zaraz do bardzo wysokiego stopnia podnosiły wytworność postaci młodych sklepowych. Być może, iż postacie te nie były z przyrodzenia wielce wytwornymi, znać było nawet, że natura obdarzyła je niepospolitą siłą fizyczną, grubością i jędrnością muskułów, w zupełności upoważniającą do zajęcia się rodzajem pracy cięższym nieco, mniej wybrednym i przyjemnym, jak rozwijanie jedwabnych tkanin, przesuwanie w dwóch palcach pajęczych koronek i wywijanie politurowanym, leciuchnym, zgrabniuchnym łokciem . Ramiona ich były szerokie, ręce duże, palce grube, twarze niezbyt nawet młodzieńcze, dojrzałością rysów i bujnością zarostu trzydziestkę z górą objawiające. Ale z jakimże pełnym najwybredniejszego smaku wytworem sporządzone były czarne tużurki, szerokie ramiona te obejmujące, jak wspaniale poniżej bujnych zarostów kolorowe krawaty rozwijały motyle swe skrzydła, jak wdzięcznymi gestami poruszały się te duże muskularne ręce, jakie gustowne, a zarazem bijące w oczy pierścienie zdobiły te grube palce! Nic na świecie, z wyjątkiem jednego śniegu, prześcignąć nie mogło w białości koszul, puszystymi żabotami i wypukłymi haftami wzdymających się na ich piersiach, nic na świecie, żadna struna, żadna sprężyna, żadna gutaperczana piłka ani gorsetem wykształcona kibić niewieścia iść nie mogła w zawody z giętkością poruszeń ich, sprężystością poskoków, ruchliwością oczów i doskonałym wyćwiczeniem języków.
— Kolor Mexique w białe ramaże! — mówił jeden z tych młodych panów rozwijając przed oczami dwóch kupujących kobiet jedną ze sztuk materii.
— Panie przełożą może Mexique pur! — zawołał drugi.
— Albo gros grains, vert de mer! jest to ostatniej mody…
— Oto są koronki Cluny do oszycia peplonów i wolantów — brzmiał dźwięczny głos męski przy drugim końcu stołu.
— Walansieny, alansony, briuże, imitacje, blondyny, iluzje…
— Fay koloru Bismarck! może trochę zbyt światły, zbyt voyant? Oto inny z ramażem czarnym.
— Bordeaux, couleur sur couleur! Pani żąda czegoś lżejszego?
— Mosambique! Sultan! kolor de chair! wyborny dla brunetek!
— Panie życzą sobie czegoś w pasy! W horyzontalne czy w perpendykularne?
— Oto jest materia w rejony! białe i różowe, efekt wyborny! bardzo voyant!
— Rejony popielate, zupełnie dystyngowane!
— Rzut błękitny na białym fond! dla osób młodych!
— Koronka na puf albo na papiliona? Oto są barby — z brzegami dentéles i unis — które panie wolą?
— Panie kupują Bismarck z ramażem? bardzo dobrze! ile łokci piętnaście? nie! dwadzieścia?
— Panie przekładają barby z brzegami dantelowanymi? gust wyborny! czy na papiliona?
— Dla pani rejony popielate, a dla pani rzut błękitny na białym fond? po ile łokci?
Urywki te rozmów prowadzonych przez czterech młodych panów z czterema kupującymi paniami składały się na pewien, jeśli tak wyrazić się można, szczebiot, który wychodząc z ust mężczyzn sprawiał efekt wcale niepospolity.
Gdyby nie brzmienia głosów, które jakkolwiek przedziwnie ukształconymi modulacjami naśladowały miękko szelesty falujących materii i ciche szmery rozwijanych koronek, niemniej przecież wychodziły z piersi męskich, zaopatrzonych wyraźnie przez naturę w dość potężne płuca i doskonale zbudowane organa głosowe, nie podobna by nawet wpaść na domysł, aby owe ramaże, rejony, rzuty, fondy, barby, wolanty, peplony, papiliony, aby cały ten szczebiot niezrozumiały wszelkiemu nie poświęconemu uchu, niesłychaną erudycję w dziedzinie gałganków rozwijający, wychodzić mógł w istocie z ust mężczyzn — mężczyzn, tych przedstawicieli poważnej siły, poważnego myślenia i poważnego pracowania.
— Pani Ewelina D. wróciła! — rozległ się po sklepie basowy głos, z otworu tuby wychodzący. Maria Rudzińska szybko powstała.
— Zaczekaj tu pani chwilę — rzekła do Marty — rozmówię się wprzódy sama z właścicielką sklepu, aby w razie odmowy z jej strony nie narażać pani na daremną przykrość. Jeżeli, jak mam nadzieję, wszystko pójdzie dobrze, przyjdę wnet po panią.
Marta z wielką wciąż uwagą przypatrywała się odbywającej się z dwóch stron długiego stołu manipulacji sprzedawania i kupowania. Po bladych jej ustach przesuwał się od czasu do czasu uśmiech: bywało to wtedy, gdy poskoki sklepowych panów stawały się najsprężystszymi, fryzury najruchliwszymi i oczy najwymowniejszymi.
Maria Rudzińska tymczasem przebiegła szybko wschody puszystym zasłane kobiercem, dwie duże sale osławione dokoła oszklonymi szafami i weszła do bardzo pięknie umeblowanego buduaru, w którym po kilku zaledwie sekundach dał się słyszeć szelest szybko sunącej po posadzce jedwabnej sukni.
— Ach! C'est vous, Marie! — zawołał dźwięczny, pieszczony, bardzo mile w ucho wpadający głosik niewieści i dwie białe zgrabne rączki pochwyciły w uścisk obie ręce Marii.
— Usiądźże, moja droga, usiądź, proszę cię! uczyniłaś mi prawdziwą niespodziankę!
Jestem zawsze tak szczęśliwą, gdy cię widzę! Jakże ślicznie mi wyglądasz! A szanowny małżonek twój czy zdrów i zawsze tak wiele pracuje?
Czytałam ostatni artykuł jego o… o… nie pamiętam już doprawdy o czym… ale prześliczny! A miluchna Jadzia czy dobrze uczy się? Mój Boże! gdzie się to te czasy podziały, kiedyśmy z tobą, Maryniu, uczyły się także razem u pani Devrient! Nie wyobrazisz sobie, jak drogim mi jest wspomnienie tych chwil z tobą na pensji spędzonych!
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Marta»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Marta» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Marta» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.