Wzruszył ramionami, paląc się do wyjścia.
– Wszystko mi jedno. Żeby jeszcze trochę wytrzymała. A skoro zaczęła powiększać rodzinę, przydałby się syn.
Opierając się o ścianę dla utrzymania równowagi Anne pochyliła się nad kołyską, wzięła Justynę na ręce, zbliżyła się z trudem do łóżka i przysiadła na nim. Luke ani drgnął, żeby jej pomóc. Miał taką minę, jakby bał się własnej córki.
– Idź już, Luke! Nie zasługujesz na to, co masz. Nie mogę na ciebie patrzeć. Wracaj do Arnego i do tej swojej piekielnej harówy!
Zatrzymał się przed drzwiami.
– Jakie jej dała imię, bo zapomniałem?
– Justyna, Justyna, Justyna!
– Durne imię – powiedział i wyszedł.
Anne położyła Justynę na łóżku i wybuchnęła płaczem. Przeklęci mężczyźni! Wszyscy prócz Luddiego! Czy Luddie umiał kochać dlatego, że był tkliwy, trochę po kobiecemu uczuciowy? Czy Luke miał rację? czy miłość to wytwór kobiecej wyobraźni? A może tylko kobiety są zdolne ją odczuwać i ci mężczyźni, którzy mają w sobie odrobinę kobiecości? Żadna kobieta nie zatrzymałaby przy sobie Luke'a. Żadna nie mogła mu dać tego, co mu potrzeba.
Następnego dnia Anne była już spokojniejsza i nie miała uczucia, że poniosła klęskę. Rano dostała kartkę od Meggie, która zachwycała się wyspą Matlock i zapewniała o świetnym samopoczuciu. Więc jednak jej starania nie poszły na marne – Meggie wydobrzała.
Annunziata, zwana Nancy, wyniosła Justynę na werandę, a Anne pokuśtykała niosąc w zębach koszyczek z czystą pieluszką, pudrem dla niemowląt i zabawkami. Usadowiła się na krześle, wzięła niemowlę od Nancy, i zaczęła je karmić z podgrzanej butelki. Ach, jak przyjemnie – pomyślała – jak przyjemnie jest żyć. Zrobiła, co mogła, żeby przemówić Luke'owi do rozsądku, ale skoro jej się to nie udało, cieszy się, że Meggie zostanie jeszcze trochę z Justyną w Himmelhoch. Nie miała wątpliwości, że w końcu Meggi porzuci nadzieję na uratowanie związku z Lukiem i wróci do Droghedy, ale serce jej się ściskało na myśl o tym dniu.
Drogą z Dunny nadjechał sportowy samochód i skręcił na długi podjazd pod górę. Czerwona karoseria i srebrzysta rura wydechowa lśniły nowością. W pierwszej chwili nie poznała kierowcy, który przeskoczył niskie drzwiczki ubrany w same szorty. Ależ pięknie zbudowany! – pomyślała przyglądając mu się z uznaniem. – Dobrze byłoby, gdyby Luddie tak wyglądał, ale za dużo je.
Gość przeskakiwał po dwa stopnie na raz i to wydało jej się znajome, ale dopiero kiedy spojrzała mu w oczy, uprzytomniła sobie, kto przed nią stoi.
– Mój Boże! – wyszeptała i upuściła butelkę z mlekiem.
Podniósł ją, podał i oparł się o balustradę werandy.
– Smoczek się nie ubrudził. Może ją pani karmić dalej.
Justyna poruszyła się niespokojnie. Anne wsunęła jej smoczek do buzi i odetchnęła głęboko, odzyskując mowę.
– Ależ mnie ksiądz biskup zaskoczył! – powiedziała obrzucając go spojrzeniem od stóp do głów. – Nawet w sutannie nie wygląda ksiądz na arcybiskupa, a co dopiero w tych szortach. Zawsze wyobrażałam sobie arcybiskupów jako nadętych grubasów.
– Nie jestem w tej chwili arcybiskupem, tylko księdzem na zasłużonym urlopie, proszę mnie nie tytułować. Więc to jest to maleństwo, z którym Meggie tak się musiała namęczyć, kiedy byłem tu ostatnim razem? Mogę ją potrzymać?
Usiadł obok Anne, wziął niemowlę i karmił je, trzymając ostrożnie butelkę.
– Czy Meggie dała jej na imię Justyna?
– Tak.
– Podoba mi się. Ależ rudzielec! Wykapany dziadek!
– Tak właśnie mówi Meggie. Nie życzę maleńkiej, żeby ją obsypały piegi, ale to ją zdaje się czeka.
– Meggie też właściwie jest ruda, a wcale nie ma piegów. Tyle że ma zupełnie inną cerę. – Odłożył pustą butelkę, usadowił Justynę przodem do siebie na kolanie i pochylił masując plecki. – Jednym z moich obowiązków jest odwiedzanie sierocińców, stąd umiem się obchodzić z małymi dziećmi. Nauczono mnie, że to najlepszy sposób, żeby dziecku odbiło się bez ulewania. Jest tak mocno zgięta, że mleko pozostaje w żołądku. – Jakby chcąc to potwierdzić, Justyna beknęła potężnie kilka razy. Roześmiał się, pomasował ją znowu, a potem ułożył na ręku. – Bajeczne oczy! Po Meggie można się było spodziewać, że urodzi niezwykłe dziecko.
– Pozwolę sobie zaznaczyć, że byłby z księdza wspaniały ojciec.
– Zawsze lubiłem dzieci. Łatwiej mi cieszyć się nimi, bo nie jestem obciążony żadnymi nieprzyjemnymi obowiązkami prawdziwego ojca.
– Nie, to dlatego, że ksiądz, tak jak Luddie, ma w swojej naturze coś kobiecego.
Justyna odwzajemniła sympatię gościa i zasnęła mu na ręku, choć zwykle tego nie robiła. Ralph usadowił się wygodnie i wyciągnął z kieszeni paczkę capstanów.
– Proszę mi podać – rzekła Anne. – Zapalę księdzu jednego.
– Gdzie jest Meggie? – spytał biorąc od niej zapalonego papierosa. – Dziękuję. Proszę się poczęstować.
– Nie ma jej. Nie doszła do siebie po tym ciężkim porodzie, a monsuny znacznie pogorszyły stan jej zdrowia. Wysłaliśmy ją z Luddiem na dwa miesiące wakacji. Wróci za siedem tygodni, pierwszego marca.
Rosnąca nadzieja na czekające go spotkanie zgasła.
– To już drugi raz przyjeżdżam się pożegnać i nie zastaję jej… Pierwszy raz, kiedy jechałem do Aten, i teraz.
– Dokąd ksiądz jedzie?
– Do Watykanu. Kardynał di Contini-Verchese przejął obowiązki po zmarłym niedawno kardynale Monteverdim. Życzy sobie, żebym przyjechał do Rzymu. To wielkie wyróżnienie, nie mógłbym odmówić.
– Na jak długo ksiądz wyjeżdża?
– O, na bardzo długo, jak przypuszczam. W Europie zanosi się na wojnę. Kościół ściąga do Rzymu wszystkich swoich dyplomatów, a dzięki kardynałowi di Contini-Verchese za takiego uchodzę. Mussolini układa się z Hitlerem, dobrali się jak w korcu maku. Watykan musi w jakiś sposób pogodzić dwie przeciwstawne ideologie: katolicyzm i faszyzm. To nie będzie łatwe. Znam bardzo dobrze niemiecki, greki nauczyłem się w Atenach, a włoskiego w Rzymie. Mówię też po francusku i hiszpańsku. Łatwo uczę się języków i pilnie to wykorzystałem. Moje przeniesienie było nieuniknione.
– Jeżeli zostało księdzu kilka dni, mógłby ksiądz zobaczyć się z Meggie – wyrwało się Anne bez zastanowienia.
Spojrzał na nią, jakby czytał w jej myślach. Długo, bardzo długo nie odpowiadał, zapatrzony w dal. Drżała mu ręka, kiedy unosił papierosa do ust.
– Gdzie ona jest? – spytał opanowanym głosem i cisnął niedopałka za balustradę.
– Na wyspie Matlock – odpowiedziała.
– Gdzie?
– Na wyspie Matlock przy przesmyku Whitsunday. To zaciszny zakątek, z prywatnymi plażami i domkami. – Nie mogła się powstrzymać i dodała: – Niech się ksiądz nie martwi, nikt tam księdza nie zobaczy!
Ralph delikatnie położył śpiącą Justynę na kolanach Anne.
– Dziękuję – odparł kierując się ku schodom, przy których się zatrzymał. – Myli się pani w swoich domysłach. Chcę się tylko z nią zobaczyć. Nie wciągałbym Meggie w nic, co zbrukałoby jej nieśmiertelną duszę.
– Albo duszę księdza? Niech ksiądz się poda za Luke'a O'Neilla. Czekają tam na niego.
– A jeśli raptem zjawi się Luke?
– Na pewno się nie zjawi. Pojechał do Sydney i wróci dopiero w marcu. O tym, że Meggie jest na Matlock, mógłby się dowiedzieć tylko ode mnie, a ja mu tego nie powiedziałam.
– Czy Meggie spodziewa się Luke'a?
Читать дальше