– Jeszcze się nie przyzwyczaiłem, Justyno.
– Nietrudno to zrozumieć. Jeszcze nigdy nie czułam się tak jak dziś, więc nawet nie potrafię sobie wyobrazić, co ty czułeś.
– Myślę, że wewnątrz duszy potrafisz. Gdybyś rzeczywiście nie umiała, nie byłabyś tak dobrą aktorką. U ciebie to przychodzi z podświadomości, nie wybucha w myśli, dopóki nie jest potrzebne.
Usiedli na małej kanapce w rogu pokoju i nikt i nie przeszkadzał.
Po chwili rzekł:
– Bardzo się cieszę, że Frank przyjechał. – Popatrzył w stronę, gdzie Frank rozmawiał z Rainerem z takim ożywieniem, jakiego dotąd u niego nie widzieli. – Znam starego rumuńskiego księdza, który z serdecznym współczuciem mówi: „Och, ty biedaku!” Nie wiem, jakoś zawsze tak właśnie myślę o Franku. Dlaczego?
– Wściekłą jestem na mamę! – zasyczała przez zęby, zmieniając temat. Jak mogła zrobić ci coś takiego?
– Justyno, rozumiem ją. Ty też postaraj się ją zrozumieć. Gdyby zrobiła to złośliwie lub z jakichś niskich pobudek, mógłbym czuć się dotknięty, ale oboje znamy ją i wiemy, że to nie dlatego. Pojadę wkrótce do Droghedy, porozmawiam z nią i dowiem się, dlaczego.
– Zdaje się, że córki nigdy nie są tak wyrozumiałe dla swoich matek jak synowie. – Ściągnęła w dół kąciki ust i wzruszyła ramionami. – Może to i dobrze, że nie mam nikogo. Nie będę miała dzieci i nigdy nikomu nie będę się narzucać.
Justyna spojrzała w błękitne oczy brata, które patrzyły na nią z takim ciepłem i czułością. Poczuła wzbierający gniew, bo zdawało się jej, że Dane lituje się nad nią.
– Czemu nie wyjdziesz za Rainera? – spytał nagle.
Otworzyła usta ze zdumienia.
– Bo mnie o to nie poprosił – odpowiedziała bez przekonania.
– Bo sądzi, że mu odmówisz. Mógłbym z nim porozmawiać.
Chwyciła go za ucho, tak jak wtedy, gdy byli dziećmi. – Nie zrobisz tego! Ani słowa, słyszysz? Nie kocham Rainera! Jest moim przyjacielem i taki układ mi odpowiada. Spróbuj w tej intencji chociażby świeczkę zapalić, a obiecuję, że zrobię zeza i rzucę na ciebie okropne przekleństwo. Pamiętasz, jak się tego bałeś?
Ze śmiechem odrzucił głowę do tyłu.
– Nie podziałałoby, moja droga. Teraz moje czary są mocniejsze od twoich. Nie denerwuj się tak, widocznie się myliłem. Zdawało mi się, że ty i Rain…
– Nie, nie i jeszcze raz nie. Po siedmiu latach? Prędzej wieprze zaczną latać. – Przerwała, szukając słów, w końcu popatrzyła na niego niemal zawstydzona. – Dane, cieszę się. Myślę, że mama też by się cieszyła, gdyby zobaczyła cię teraz, w tej chwili… Nie martw się, zmieni zdanie.
Ujął jej trójkątną twarzyczkę w dłonie i uśmiechnął się z taką miłością, że bezwiednie wzięła go za ręce. W głębi jego oczu zobaczyła cień wątpliwości, może nie wątpliwości, raczej niepokoju. Niby wierzył, że mama w końcu zrozumie, ale był tylko człowiekiem, o czym wszyscy prócz niego zdawali się zazwyczaj zapominać.
– Justyno, zrobisz coś dla mnie?
– Wszystko – powiedziała i nie kłamała.
– Mam dwa miesiące, żeby pomyśleć o tym, co chcę zrobić. Będę o tym myślał w Droghedzie po rozmowie z mamą. Najpierw jednak… muszę zebrać odwagę, by pojechać do domu. Więc jeśli możesz, pojedź ze mną na parę tygodni na Peloponez. Będziesz trochę zrzędziła, jaki to ze mnie tchórz, aż będę miał tego dość, wsiądę w samolot i ucieknę od ciebie. Poza tym, siostrzyczko, nie chcę, byś myślała, że nie będzie dla ciebie miejsca w moim życiu. Od czasu do czasu potrzebny ci będzie twój głos sumienia.
– Dane, oczywiście, że pojadę!
– Dobrze – uśmiechnął się szeroko,, patrząc na nią figlarnie. – Naprawdę potrzebuję cię, siostrzyczko. Przypomną mi się dawne czasy. – Splótł ręce za głową i zadowolony oparł się wygodniej o poręcz. – Dokonałem tego! Czy to nie wspaniałe? A po spotkaniu z mamą będę mógł skoncentrować się całkowicie na naszym Panu.
– Powinieneś pójść do zakonu, Dane.
– Jeszcze mogę to zrobić. Mam przed sobą całe życie, nie muszę się spieszyć.
Justyna wyszła z przyjęcia z Rainerem. Mówiła o planowanym wyjeździe do Grecji, a on wspomniał o wyjeździe do swego biura w Bonn.
– Najwyższy czas – powiedziała. – Jak na ministra rządu nie przepracowujesz się zbytnio. W gazetach nazywają cię playboyem zabawiającym się z ognistowłosą australijską aktorką. Ty stary lisie!
Pogroził jej palcem.
– Płacę więcej za moje przyjemności, niż ty sobie wyobrażasz.
– Możemy się przejść, Rain?
– Nie, jeśli nie zdejmiesz butów.
– Nie mogę. Noszenie mini ma swoje złe strony. Minęły już czasy pończoch, które można było zsunąć z łatwością. Teraz wymyślili cienkie rajstopy, a tych publicznie nie da się zdjąć, nie wywołując największego skandalu czasów Lady Godivy. Jeśli nie chcę zniszczyć drogich rajstop, muszę być więźniem moich butów.
– Dzięki tobie wzbogacam moją wiedzę o ubiorze damskim z wierzchu i pod spodem – powiedział żartobliwie.
– Nie żartuj! Założę się, że masz tuzin kochanek i każdą z nich sam rozbierasz.
– Tylko jedną, która, jak każda porządna kobieta, czeka na mnie w negliżu.
– Fascynujące! Jeszcze nigdy nie rozmawialiśmy o twoim życiu intymnym, powiedz mi, jaka ona jest.
– Tłusta gadatliwa blondyna po czterdziestce.
Stanęła jak wryta.
– nabierasz mnie – powiedziała powoli. – Nie wyobrażam sobie ciebie z taką kobietą.
– Czemu nie?
– Przecież masz gust.
– Są gusty i guściki, kochanie. Sam nie jestem wcale przystojny, więc w jaki sposób udałoby mi się nakłonić piękną i młodą dziewczynę, by została moją kochanką?
– Udałoby ci się! – wykrzyknęła. – Oczywiście, że by ci się udało!
– Masz na myśli moje pieniądze?
– Nie, nie pieniądze! Drażnisz się ze mną, jak zawsze! Rainerze Moerlingu Hartheimie, dobrze wiesz, że jesteś bardzo atrakcyjny, inaczej nie nosiłbyś złotych medalików i siatkowych koszul. Wygląd to nie wszystko, a zresztą…
– Wzruszasz mnie, kochanie.
– Cały czas mam wrażenie, że usiłuję cię dogonić i nigdy mi się nie udaje. – Uspokoiła się i popatrzyła na niego niepewnie. – Nie mówisz chyba serio?
– A jak sądzisz?
– Nie! Nie jesteś zarozumiały, ale dobrze wiesz, jak bardzo jesteś atrakcyjny.
– Nieważne, co robię i czego nie robię, ważne, że ty uważasz mnie za atrakcyjnego.
Miała już powiedzieć, że nawet nie wyobrażała go sobie jako kochanka, ale uznała, że to nie ma sensu. Gdyby pozwolił jej to powiedzieć, może doszedłby do wniosku, że jego czas jeszcze nie nadszedł, ale stało się inaczej, wziął ją w ramiona i zanim udało jej się myśli ubrać w słowa, pocałował. Przez minutę stała umierająca, rozdarta, szamocąca się, nie mogąc znaleźć jakiejkolwiek odpowiedzi. Jego usta były wspaniałe! I włosy, takie gęste, puszyste, z przyjemnością zatopiłaby w nich palce. Wziął jej twarz w dłonie i wyznał z uśmiechem:
– Kocham cię.
Ręce jej uniosły się do jego nadgarstków, ale nie po to, by je ująć łagodnie, lecz wpiła się w nie paznokciami, przecinając skórę aż do krwi.
Justyna schyliła się, by podnieść kopertę, upuściła torebkę i szal, zrzuciła buty i weszła do salonu. Ciężko usiadła na skrzyni i gryząc wargi spojrzała z niewytłumaczalnym żalem na wspaniałą fotografię Dane'a, zrobioną na pamiątkę jego wyświęcenia. Jej bose stopy bezwiednie gładziły zwinięty futrzak ze skór kangurów. Wykrzywiła się z niesmakiem i wstała szybko.
Читать дальше