– Zostaw ten rachunek. Nie jestem w stanie niczego liczyć.
Wyszedłem z domu Arystenosa w strachu, który mrozi krew w żyłach, i biegłem co tchu do bezpiecznego schronienia w domu Karanthesa, nie śmiąc nawet rozejrzeć się dokoła. Nieoczekiwany list Tulii uderzył w moje najczulsze miejsce właśnie wtedy, kiedy sądziłem, że jestem już spokojny i uległy.
Na szczęście Myrina jeszcze nie wróciła. Błyskawicznie przeleciała mi przez głowę kusząca myśl, aby zostawić dla niej sakiewkę u Karanthesa, uciec i jechać najprostszą drogą do Aleksandrii, żeby jeszcze raz zamknąć Tulię w ramionach. Gładziłem palcami jej list i w każdej nerwowo skreślonej literce oczyma duszy widziałem ją samą, a ciało płonęło mi żarem na samą myśl o niej. Jednocześnie zaś usiłowałem chłodno rozumować. Charakterystyczne dla Tulii było to, że atakowała, oskarżając mnie od razu w pierwszej linijce listu. Przecież cierpliwie czekałem na nią cały rok i nie dała najmniejszego znaku życia. A poza tym, co ma znaczyć, że utrwaliła swoją pozycję? Na pewno rozwód i nowe małżeństwo. Przecież nie można wierzyć ani jednemu jej słowu. Jakoby chora i bez sił po podróży morskiej, nie zapomina ukłuć, że ma przyjaciół w Aleksandrii. W czyich ramionach bym ją znalazł, gdybym tam pojechał? Tulia może pozwolić sobie na wybór. Jestem tylko jej zachcianką. Tego jednego mogę być absolutnie pewny: nie tylko dla mnie przyjechała do Aleksandrii, miała i inne powody.
Tulia była ucieleśnieniem mego poprzedniego życia, jego rozkoszy i pustki. Miałem wolny wybór. Jeśli wybiorę Tulię, będę musiał zrezygnować na zawsze z poszukiwania Królestwa, bo wiedziałem doskonale, że ma rację, pisząc o błyskawicznym wymieceniu z mej głowy wszystkich innych myśli, jeśli wrócę do grobowca jej rozkoszy. Rozmyślając o tym, nienawidziłem samego siebie i swej słabości tak rozpaczliwie jak nigdy dotąd. Nie dlatego, żebym jej wciąż pożądał, ale dlatego, że znalazłem się w rozterce, czy nie wrócić, aby mnie nadal męczyła. To było moje największe upokorzenie, bo gdybym był silny, nie wahałbym się ani przez chwilę. Po wszystkim, czego doświadczyłem i co na własne oczy widziałem, mój wybór powinien być zdecydowany, bezdyskusyjny. Precz z Tulią, precz z przeszłością! Ale byłem tak słaby i tak podatny na pokusy, że gorący wiatr wspomnień potrafił mną miotać w obydwie strony. Zlany potem walczyłem z pokusą i sam siebie nienawidziłem. Wstydziłem się tak bardzo, że nie chciałem, aby Jezus zobaczył, jak się wstydzę. I mimo wszystko musiałem zakryć twarz rękoma i modlić się: „Nie wódź mnie na pokuszenie, ale mnie zbaw ode złego, dla twojego Królestwa."
Skrzypnęły schody i usłyszałem kroki Myriny. Otworzyła drzwi i spiesznie wchodziła do pokoju z wyciągniętymi rękami, przynosząc wielką nowinę:
– Piotr i Jan-zawołała – Piotr i Jan… -nagle dostrzegła wyraz mojej twarzy. Ręce jej opadły, twarz straciła blask i zbrzydła w moich oczach.
– Przestań mi mówić o tych ludziach! – krzyknąłem z goryczą.
– Nie chcę o nich słyszeć!
Myrina z ociąganiem postąpiła krok w moją stronę, lecz nie ośmieliła się mnie dotknąć. Wcale nie chciałem, by mnie dotykała, więc usunąłem się jej z drogi i oparłem plecami o ścianę.
– Właśnie przed chwilą uzdrowili kalekę od urodzenia, w Świątyni, koło miedzianej bramy – próbowała opowiadać, ale słowa rwały się jej w ustach, kiedy spłoszonym wzrokiem wodziła za mną.
– I co z tego? – fuknąłem. – Wcale nie wątpię w ich moc. Ale co mnie to obchodzi? Dość cudów oglądałem. Już mnie nie wzruszają.
– Piotr wziął go za rękę i podniósł z łóżka – opowiadała jąkając się Myrina. – Od razu wzmocniły mu się nogi i stawy. Mnóstwo ludzi ze Świątyni pobiegło do portyku Salomona. Ten człowiek skacze i przed ludźmi chwali Boga, a oni podejrzliwie sprawdzają i macają jego nogi. Natomiast Piotr ogłasza odpuszczenie grzechów.
– Ależ zabawny jest ten cyrk żydowski – zadrwiłem.
– Co ci jest, Marku? Co się stało? – pytała ze łzami w oczach Myrina, która nie mogąc tego dłużej wytrzymać, chwyciła obiema rękami moje dłonie i potrząsnęła mną.
– Płacz, płacz, Myrino! To nie jedyne łzy, które przeze mnie wylejesz. To już wiem na pewno.
– Mów jasno! Co się stało? – puściła mnie, otarła szybko łzy z oczu, wyciągnęła cienką szyję, zaczerwieniła się i tupnęła z gniewu.
Popatrzyłem na nią wyprany z uczuć i zgorzkniały. Te rysy jeszcze rano były mi tak drogie! Teraz poprzez nie widziałem lśniące oczy Tulii, zmęczoną z rozkoszy twarz i dumne usta.
– Dostałem list od Tulii. Czeka na mnie w Aleksandrii – powiedziałem.
Myrina długo wpatrywała się we mnie. Jej twarz jakby zmalała i wydłużyła się. Padła na kolana i pochyliła głowę. Myślę, że się modliła, choć nie widziałem, by poruszała ustami. Umysł miałem zmrożony, nie byłem w stanie myśleć. Patrzyłem tylko na jej głowę, na złociste włosy, i skądś błysnęła myśl, że wystarczyłoby jedno uderzenie miecza, a ta głowa stoczyłaby się na ziemię i byłbym wolny. Myśl była tak zabawna, że roześmiałem się na głos.
W końcu Myrina wstała nie spojrzawszy nawet na mnie i zaczęła zbierać moje rzeczy, zostawiając ubrania na wierzchu. Najpierw się zdziwiłem, potem przestraszyłem, aż zapytałem:
– Co ty wyprawiasz? Po co zbierasz moje rzeczy?
– Twoja bielizna i płaszcz są w praniu – roztargniona liczyła coś na palcach, dopiero potem odpowiedziała: – Przecież chcesz jechać do Tulii. Szykuję cię do drogi, to moje zadanie.
– Kto ci powiedział, że chcę jechać?! – krzyknąłem, złapałem ją za ręce i zmusiłem, by odłożyła rzeczy. – Wcale tego nie mówiłem! Powiedziałem tylko o liście, żeby coś wspólnie postanowić.
– Nie, nie – potrząsnęła głową Myrina. – W głębi serca podjąłeś decyzję. Gdybym cię zatrzymywała, narastałby w tobie żal. To prawda, jesteś słaby i być może odwołując się do Królestwa mogłabym Cię zatrzymać. Ale nigdy w życiu byś mi tego nie wybaczył! Twój umysł ciągle dręczyłaby myśl, że przeze mnie zrezygnowałeś z niezastąpionej Tulii. Dlatego będzie lepiej, jeśli do niej pojedziesz, skoro na ciebie czeka.
Nie wierzyłem własnym uszom. Myrina jakby oddalała się ode mnie i mogłem stracić jedynego przyjaciela, u którego na tym świecie mogłem szukać schronienia.
– Ale… – wyjąkałem – ale… – Nic więcej nie mogłem powiedzieć.
– W tej sprawie nie mogę ci pomóc. – Myrina zlitowała się nade mną i zrozumiała, o co mi chodzi. – Sam musisz podjąć decyzję. I sam będziesz za to odpowiedzialny. – Uśmiechając się smutno, patrząc na mnie ciągnęła: – Ułatwię ci decyzję. Jedź do Tulii i pozwól, by ci dopiekła, nawtykała gorących szpilek i wyśmiała. Tyle opowiadałeś o niej, że mogę odgadnąć, jaka ona jest. A ja gdzieś z boku będę to wszystko śledziła i pozbieram do kupy te resztki, jakie z ciebie zostaną, kiedy cię porzuci. Nie musisz się obawiać, że mnie stracisz. Jezus Nazarejski dał mi ciebie. Chyba ci wybaczy, podobnie jak i ja w swym sercu wybaczę, bo znam cię dobrze.
Kiedy tak cierpliwie mi tłumaczyła, coraz bardziej traciłem chęć na powrót do Tulii. Przypomniałem sobie wszystkie upokorzenia, jakich od niej doznałem. W końcu zawołałem:
– Zamilcz już, głupia Myrino! Wysyłasz mnie do tej twardej i żądnej uciech niewiasty? Tego się po tobie nie spodziewałem! Powinnaś raczej umocnić moje myśli i odporność. Już cię nie poznaję. Jak możesz zrobić mi coś takiego? Nie jest prawdą, że w głębi serca postanowiłem udać się do niej. Chciałem jedynie, byś mi pomogła. Nie mam zamiaru jechać do Aleksandrii. Zastanawiałem się, jak jej to wszystko najlepiej wytłumaczyć. Przecież muszę do niej napisać kilka słów. W przeciwnym razie pomyśli, że zaginąłem.
Читать дальше