– Nie zdołano uniknąć katastrofy. Doszło do eksplozji, są zabici – powiedział.
– Rany boskie! Co się stało?
– Aż do dzisiejszego ranka nie zidentyfikowano wszystkich członków pielgrzymki zorganizowanej przez Omara. Zamachowiec, niejaki Hakim, posługiwał się hiszpańskim paszportem. Mój szef rozmawiał z madryckim oddziałem Centrum do Walki z Terroryzmem, komisarz Garcia zadzwonił do niego, by mu powiedzieć, że Hakim miał hiszpańskie obywatelstwo, ale pochodził z Maroka. Był burmistrzem wioski Canos Blancos w prowincji Granada, osobą na pozór poza wszelkimi podejrzeniami. Władze hiszpańskie uważały go za umiarkowanego muzułmanina i porządnego obywatela.
– Ja również rozmawiałem z komisarzem Garcią. Ten Hakim był człowiekiem pozbawionym skrupułów – odparł Panetta.
– Święte słowa. Hakim nie zatrzymał się w hotelu razem z pozostałymi pielgrzymami, z którymi przyjechał do Izraela, rzadko też jeździł z nimi na wycieczki. Nie wiemy, kto pomagał mu w Izraelu ani gdzie mieszkał, zlokalizowaliśmy go dopiero, gdy przyłączył się z powrotem do grupy. Zjawił się sam w hotelu, w którym zatrzymali się jego towarzysze podróży, a stamtąd udał się wraz z nimi do Grobu Pańskiego.- Ale proszę mi wreszcie powiedzieć, co się stało!
– Aresztowano go niedaleko bazyliki, udało się go wywlec z tłumu pielgrzymów, ale najwyraźniej zdążył zdetonować materiały wybuchowe, którymi był opasany. Wysadził się w powietrze, zabijając policjantów, agentów wywiadu izraelskiego, turystów i Palestyńczyków… Ciągle nie znamy liczby ofiar. Jadę właśnie na miejsce zdarzenia.
– A co z bazyliką Grobu Pańskiego?
– Nie ucierpiała, do eksplozji doszło za murami starego miasta. Lorenzo Panetta podziękował Bogu. Ubolewał, co prawda, że nie obyło się bez ofiar, ale tłumaczył sobie, że gdyby w porę nie zatrzymano zamachowca, byłoby ich na pewno znacznie więcej. Pułkownik Kaffman poprosił Matthew Lucasa o telefon.
– Pan Panetta? Tu pułkownik Kaffman. Zapewniam, że zrobiliśmy, co w naszej mocy. To był wyścig z czasem i mimo tego, co się stało, możemy mówić o szczęściu. Niestety, nie wiemy hic o kontaktach zamachowca w Izraelu, a mogę pana zapewnić, że to dla nas sprawa wielkiej wagi, ponieważ Stowarzyszenie to jedyna organizacja terrorystyczna, której nie udało nam się jeszcze rozgryźć. Gdybyśmy wiedzieli wcześniej, co się święci, może uniknęlibyśmy tragedii.
– Proszę mi wierzyć, pułkowniku, chętnie powiadomiłbym pana wcześniej, ale bazowaliśmy na hipotezach, nie mieliśmy żadnych pewników i… cóż, gdy tylko dowiedzieliśmy się czegoś konkretnego, natychmiast was zawiadomiliśmy.
– Za późno, panie Panetta, za późno. Zginęło wielu niewinnych ludzi.
– Wszystkie ofiary są niewinne, pułkowniku.
– Nie, panie Panetta, nie wszystkie.
Wielki Piątek, zamek d’Amis, południe Francji
Gdy jak co rano Edward poszedł obudzić hrabiego, niosąc tacę ze śniadaniem, zdziwił się na widok swego pracodawcy siedzącego przed telewizorem.
Hrabia był ubrany i wyglądał na zdenerwowanego, choć nie powiedział nic, co skłoniłoby Edwarda do tego wniosku. Jednak majordomus miał za sobą wiele lat służby i nauczył się czytać z twarzy swego pana jak z książki.
W każdej innej sytuacji pokusiłby się o jakąś uwagę, by wybadać, co dręczy hrabiego, ale tym razem miał dość własnych problemów.
Raymond de la Pallisiere zamknął się w swoim gabinecie. Poprosił Edwarda, by nikt mu nie przeszkadzał, nawet Catherine, lecz majordomus wiedział, że córka hrabiego – osóbka uparta, nieuznająca żadnych zasad – nie przejmie się tym zakazem. Choć Edward polubił tę młodą Amerykankę, bo wraz z jej przyjazdem zamek jakby odżył, nie łudził się: wiedział, że gdy Catherine zostanie hrabiną d’Amis, wyrzuci go na bruk. Dochodziła jedenasta, gdy córka hrabiego stanęła przed gabinetem ojca i lekceważąc tłumaczenia Edwarda, pchnęła drzwi, po czym weszła do środka.
– Co się dzieje? – rzuciła na powitanie, obserwując z ciekawością hrabiego, który siedział przed telewizorem z radiem przy uchu.
Hrabia był wyraźnie niezadowolony z wizyty córki, mimo to poprosił ją, by usiadła.
– Słucham wiadomości.
– Coś ciekawego?
– Czyżbyś nigdy nie oglądała telewizji?- Tylko CNN, stacje europejskie prawie nie wspominają o Stanach, no, może tylko po to, by powiedzieć, że George W. Bush jest żałosnym typkiem, który z uporem maniaka sieje zło.
– W Stambule doszło do eksplozji, w Jerozolimie podobno również.
– Ach tak? O jakie eksplozje chodzi?
– Niewiele wiadomo, podobno w Stambule zawinić mógł ulatniający się gaz, a w Jerozolimie…
– Pewnie jakiś terrorysta postanowił wysadzić się w powietrze. Tam takie akcje są na porządku dziennym, nieprawdaż? – weszła ojcu w słowo Catherine, nie przywiązując wagi do jego wyjaśnień.
– I mówisz to tak obojętnie? – zdziwił się hrabia.
– Nie chodzi o obojętność, po prostu nasz świat jest taki, a nie inny. Coś mi się zdaje, że uodporniliśmy się na akty terroru. Możemy jeść obiad, oglądając dziennik telewizyjny, i potworności dziejące się na świecie nie wpływają na nasze życie. Ileż razy oglądałeś migawki z krwawego zamachu, a potem zachowywałeś się jak gdyby nigdy nic?
– To nader cyniczna uwaga, Catherine.
– Ale prawdziwa, jak samo życie. No, ale mów, co cię dręczy.
– Nic, nic specjalnego.
Dzwonek telefonu komórkowego zmroził Raymonda. Zerknął na wyświetlacz i przeczytał komunikat: NUMER PRYWATNY. Przestraszył się, że to Łącznik. Sprawy nie szły tak, jak zaplanowali.
– Catherine, mogłabyś zostawić mnie na chwilę samego? Wstała urażona i wyszła bez słowa.
– Tak…? – Ton głosu Raymonda zdradzał napięcie.
– Co jest grane? – usłyszał głos Łącznika.
– Nie wiem. Próbowałem skontaktować się z Jugolem, by wybadać, co się stało w Stambule, ale najwyraźniej zapadł się pod ziemię. Nie odbiera telefonów.
– W dziennikach nie ma żadnej wzmianki o relikwiach.
– Wiem. Właśnie oglądam CNN, mówi się o wybuchu gazu.
– Ja wiem nieco więcej. Na prośbę Centrum do Walki z Terroryzmem rząd turecki postanowił zataić przez kilka godzin prawdę. W zamachu zginęło dziesięć osób, oprócz dziewczyny i jej towarzyszy. Sala z relikwiami prawie nie ucierpiała.
Raymond nie pytał, skąd Łącznik o tym wie. Ludzie, których reprezentował, mieli znajomości we wszystkich rządach świata, a więc nietrudno im było zdobyć wiadomości z pierwszej ręki.
– Moi zleceniodawcy są bardzo źli – powiedział Łącznik. – Pan zapewniał nas, że wszystko pójdzie jak z płatka.
– Nie rozumiem, co się mogło stać.
– Rozmawiał pan ze swoim koleżką al-Bashirem? W Jerozolimie jakiś terrorysta wysadził się w powietrze pod Bramą Damasceńską.
– Wiem, przed chwilą dowiedziałem się o tym z CNN.
– Brama Damasceńska jest kawał drogi od Grobu Pańskiego.
– To też wiem.
– A więc al-Bashir również nawalił.
– Pozostały jeszcze Santo Toribio i Rzym – przypomniał Raymond.
– I co z tego? To już bez znaczenia. Nie chodziło nam o samobójstwo kilku terrorystów, tylko o konfrontację między krajami islamskimi, zaopatrującymi świat w ropę, a Zachodem. Ilena miała zniszczyć relikwie Mahometa, o to nam właśnie chodziło. Fakt, że ona sama nie żyje, nie ma znaczenia. Kogóż obchodzi jeszcze jeden martwy terrorysta? To samo dotyczy tego nieszczęśnika z Jerozolimy, który wysadził się w powietrze, zabijając przy okazji kilku przechodniów. I co z tego? Przecież to najzwyklejsze, nic nieznaczące zamachy. Obawiam się, panie hrabio, że ktoś gdzieś czegoś nie dopatrzył.
Читать дальше