M. Rawinis - Miłość i wróżby

Здесь есть возможность читать онлайн «M. Rawinis - Miłość i wróżby» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Историческая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Miłość i wróżby: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Miłość i wróżby»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dramatyczne okoliczności zmuszają kowala Jurę do porzucenia rodzinnego domu. Z zawiniątkiem na ramieniu wyrusza w świat w poszukiwaniu lepszego miejsca na ziemi. Zmęczony długą wędrówką zasypia i wtedy zostaje obrabowany przez grasującego w okolicy zbója Maramę. Kiedy oddaliwszy się na bezpieczną odległość Marama ogląda swój łup, jego zdumienie nie ma granic: z zawiniątka wpatruje się w niego dwoje zapłakanych dziecięcych oczu – jedno niebieskie, drugie brązowe… Ufny we własną siłę i spryt rzezimieszek nie może wiedzieć, że właśnie spotkał swoje przeznaczenie…

Miłość i wróżby — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Miłość i wróżby», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Stary usiadł na ławie, trzymając dłonie na podróżnym kosturze.

– Czy padał śnieg? – zapytał niespodziewanie i powtórzył: – Czy od wczoraj padał śnieg?

– Nie – odparł zdziwiony Jura. – Nie padał, ale zaspy leżą, jak leżały. Zgubicie się.

– Zamyśliwałem wrócić kawalątek – zdradził nieznajomy, z natężeniem wpatrując się w twarz gospodarza. – Nie powiedziałem wam, że ociupinkę dalej, za wsią, przy ścieżce, którą tu przyszedłem, zostawiłem coś. Nie znam wprawdzie okolicy, ale chyba trafiłbym po swoich śladach, jeśli ich jeszcze nie zasypał śnieg.

– Ale po co wam wracać? Przecież mieliście iść na południe, a teraz chcecie iść do miejsca, skąd przyszliście? Co takiego zostawiliście, że warto dla tego narażać życie?

– Sarna – powiedział stary.

Nie zrozumieli od razu, a kiedy pojęli, zastygli w zdumieniu i nieoczekiwanej nadziei.

– Co takiego? – zapytał kowal, pewny, że się przesłyszał.

– Sarna – powtórzył gość. – Dobrze usłyszeliście. Jadło. Dużo jadła. Trzeba tylko pójść i przynieść.

Sam chyba nie dam rady. Jest ciężka. Może wy moglibyście…

Jura rzucił się natychmiast do kąta, założył długie buty, futrzany kubrak i płaszcz z kapturem.

– Przecież widzieliście, jak cierpimy z głodu! – powiedział z wyrzutem. – Czemu ani słowem nie wspomnieliście o tym wczoraj?

– Zgubilibyście się w lesie po nocy – stary był pewny tego, co mówi. – Miałem do jednego nieszczęścia dokładać inne? Poza tym lękałem się, że zechcecie od razu jeść…

– Chcemy jeść – potwierdził kowal. – Musimy jeść, jeśli chcemy przeżyć.

– Ale nie możecie jeść – stwierdził stary z naciskiem. – Nie możecie wziąć do ust ani kęsa, jeśli nie chcecie natychmiast zachorować i pomrzeć. Przynieście mięso, a ja wam powiem, jak postąpić.

– Słyszałem, że głodujący, który naje się nagle za dużo, umiera – przyznał kowal, zniecierpliwiony, że go zatrzymują. – Prawda, że nie przejadaliśmy się w ostatnim czasie.

– Nasz gość ma rację – powiedziała Miłka pojednawczo. – Zrób, dokładnie, jak mówi. On chce nam pomóc Patrzyła z ożywieniem, jak mąż zakłada kaptur na głowę i bierze z kąta kij.

– Idź dokładnie po śladach – przypomniała. – A gdybyś nie znalazł mięsa, wracaj szybko do ognia.

Pójdziemy rano. Nie chcę, żebyś się zgubił. W taki mróz rychło można zamarznąć na śmierć, a przecie samej nie chcesz mnie chyba zostawić.

A kowal już wychodził, niecierpliwy i pełen niepokoju. Może dzikie zwierzęta znalazły sarnę? Może przysypał ją głęboki śnieg? Może kto inny ją odkrył i już dawno zabrał?

– Nie bójcie się – uspokajał gospodynię stary. – To niedaleko i kowal wkrótce wróci. Nastawmy dużo wody, żeby ugotować mięsiwo, bo domyślam się, że zechcecie podzielić się z mieszkańcami wioski.

– Tak, tak, macie rację.

Miłka z pewnym jeszcze niedowierzaniem zakrzątnęła się koło paleniska i nie umiała ukryć radości, kiedy niedługo potem kowal powrócił, dźwigając na ramionach sarnę zamarzniętą na kość. Jeszcze nie mógł uwierzyć, że wybawienie leżało ledwo kilkaset kroków od ich domu.

– To cud – powtarzał, zaczerwieniony od mrozu, z soplami lodu zwisającymi z wąsów. – Prawdziwy cud.

Tuż przed progiem rzucił ciężar na śnieg i obaj ze starym zajęli się zaraz oprawianiem zwierzęcia.

Pocięli mięso na wielkie kawały, oczyścili, podzielili na stosowne porcje i jedną włożyli do kociołka. Pozostałe ułożyli w śniegu, zachowując też oddzielnie wnętrzności, z których da się jeszcze wykorzystać to i owo.

Potem siedzieli przy ogniu i słuchali miłego bulgotania wody w kociołku. Dopiero późnym wieczorem, kiedy mięso całkiem się rozgotowało, Miłka napełniła miski.

– Powoli – ostrzegał stary. – Powoluśku. Dziś napijemy się tylko wywaru. Jutro będzie można pozwolić sobie na więcej.

Chuchając i dmuchając, przystawili miski do ust i pili, sapiąc z zadowolenia. Jura wyciągnął rękę po kolejną porcję, ale stary się sprzeciwił.

– Rano – orzekł. – Dopiero rano.

Jak pięknie błyszczały oczy Miłki, ogarniającej wzrokiem promieniejącą zadowoleniem twarz męża.

– Błogosławieństwo przyszło razem z wami, gościu – powiedziała. – Teraz, kiedy mamy co jeść, i wy nie musicie spieszyć się w dalszą drogę. Mężczyźni odżyją, nabiorą sił na wyprawy i na pewno nie będą już wracać z lasu z pustymi rękami. A was puszczę dalej dopiero kiedy wydobrzejecie.

– Dziękuję z całego serca – stary był zadowolony z zaproszenia. – Nie śmiałem was prosić o tak wielką przysługę.

– Przysługę to wy nam wyświadczyliście – poprawił kowal. – Rzeknijcie nam swoje imię, byśmy wiedzieli, z kim przyszła do nas ta dobra nowina.

– Nazywam się Mayo. Pochodzę z małej wioski, która leży bardzo daleko na południu. Wiele lat byłem w świecie, a teraz wracam do swoich. Chcę ich zobaczyć, zanim umrę.

Jeszcze tego samego wieczora kociołek i dobrą nowinę rozniósł kowal sąsiadom i przez kilka najbliższych dni cała wieś siorbała zupkę, błogosławiąc nieznajomego, który zabłądził akurat do ich wioski i przyniósł ocalenie.

Już trzeciego dnia mężczyźni ożyli, poczuli się silniejsi i na nowo podjęli myśliwskie wyprawy. Odtąd chodzili w las każdego dnia, zawsze prawie wracając ze zdobyczą. W dodatku mróz zelżał, drogi stały się łatwiejsze do przebycia.

– Sprawiliście cud – mówił z uznaniem sołtys, który z innymi odwiedzał chatę kowala. – Wy i owa sarna odwróciliście od wsi zły los.

– To nie cud – uśmiechał się Mayo. – To kowal i jego żona, którzy mnie przygarnęli, choć sami mieli tylko małą rybkę, odmienili wasze życie. Bo dobro zwykle w dobro się obraca. Gdyby nie wzięli mnie do siebie, nie powiedziałbym im o sarnie. Zamarzłbym i może nikt o tym mięsie by się nie dowiedział.

Kto wie, czy dożylibyście lepszych dni.

– To jednak cud – upierał się sołtys i zapewniał, że gdyby Mayo trafił tamtego wieczora do innej chaty, do którejkolwiek chaty we wsi, w każdej zostałby przyjęty równie gościnnie.

Zmieszał się zaraz, kiedy stary popatrzył na niego przenikliwie, jak gdyby wiedział, że komora sołtysa nigdy nie była tak pusta jak innych mieszkańców osady.

– Cud, który wrócił nam życie – mówili ludzie.

I tak było. Znowu gospodarze zaczęli krzątać się w swoich obejściach, jak dawniej można było usłyszeć dziecięcy śmiech i głośne nawoływania mężczyzn niosące się nad osadą. Po kilku dniach i kowal postanowił wrócić do roboty. Zaraz rano zabrał się do odgarniania śniegu wokoło szopy, gdzie urządził kuźnię. Właśnie rozpalał ogień, kiedy pojawił się Mayo.

– Mógłbym wam pomóc – zaproponował – Nie chciałbym jeść darmo. Kiedyś zajmowałem się podobnym zajęciem.

Kowal obrzucił spojrzeniem drobną postać gościa.

– To ciężka robota – powiedział. – Wymaga siły, nie dalibyście rady.

– Na coś się jednak przydam – upierał się Mayo. – Choćby do pilnowania ognia.

Aż do wiosny Mayo pracował w kuźni, gdzie Jura kuł narzędzia dla mieszkańców osady. Roboty nie było za wiele, ale obaj lubili przebywać w kuźni. Mayo mówił trochę o sobie i uważnie słuchał opowieści kowala. Sam okazał się bardzo użyteczny, bo choć stary, umiał pokierować pracą innych tak, żeby była wykonana szybko i dokładnie. Ludzie ze wsi dowiedzieli się, że zna się na ciesielstwie, wyplataniu koszy i innych zajęciach. Kiedyś pokazał też, że nie jest mu obca sztuka sporządzania łuków.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать
Отзывы о книге «Miłość i wróżby»

Обсуждение, отзывы о книге «Miłość i wróżby» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x