Janusz Korczak - Dziecko salonu

Здесь есть возможность читать онлайн «Janusz Korczak - Dziecko salonu» — ознакомительный отрывок электронной книги совершенно бесплатно, а после прочтения отрывка купить полную версию. В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: foreign_prose, foreign_antique, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dziecko salonu: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dziecko salonu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dziecko salonu to zaskakująca powieść modernistyczna. Wyrasta z tej formacji kulturowej, ale ją rozsadza, pozostawiając czytelnika w pewnym zdumieniu. Można ją bowiem odczytywać na wielu poziomach: jako krytykę mieszczańskiej moralności, apoteozę indywidualnego buntu, a także jako opowieść o krzywdzie ludzkiej i cierpieniu, determinujących życie jednostki, ale i całych pokoleń (o krzywdzie dziedziczonej).Bohaterem i narratorem jest syn fabrykanta mydła, który po powrocie z zagranicy nie może odnaleźć się w mieszczańskiej rzeczywistości. Po próbie samobójczej opuszcza dom i schodzi po drabinie społecznej, poszukując prawdziwego życia i materiału na książkę. Odkrywa on przede wszystkim krzywdę istnienia – swojego i cudzego. Jest to tak dojmujące, że bohater przestaje notować, milknie, a powieść kończy się jego krzykiem.To nie jest powieść dla dzieci, chociaż są one jej bohaterami. Na ich przykładzie bowiem najjaskrawiej widać niesprawiedliwość i krzywdę społeczną. Co istotniejsze, dzieci są urabiane przez rodzinę – swoisty aparat ucisku – tresowane do swych ról. Ograbia się je z człowieczeństwa, tłumi w nich potrzeby duchowe i wyższe instynkty, by spełniały oczekiwania rodziców i społeczeństwa – dotyczy to tak samo rodzin mieszczańskich, jak proletariackich.Warto zwrócić uwagę na formę powieści. Choć zasadniczo jest ona rodzajem pamiętnika, wewnątrz znajdują się szkice literackie bohatera, pomysły powieściowe, późniejsze jego redakcyjne poprawki (często o charakterze autoironicznym). Z dzisiejszego punktu widzenia stanowi intrygujący eksperyment formalny, od którego nie odżegnałby się późniejszy o sto lat postmodernizm.

Dziecko salonu — читать онлайн ознакомительный отрывок

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dziecko salonu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Serce się cieszy, że bije.

Fala krwi gorąca, nie tak, aby ból sprawiała, ale się bieg jej znaczy drogą gorącą z piersi do skroni: czuję wyraźnie bieg krwi.

Chowam rewolwer do szuflady – mój poczciwy, mój dobry rewolwer, kładę go ostrożnie.

Chcę wstać z krzesła, ale nie mogę.

Dziwnie, bardzo dziwnie. Taka bardzo miła cisza. Taki bardzo równy płomień lampy. – Właściwie po co wstawać? Żeby położyć się do łóżka i odpocząć. – Czy jestem zmęczony?, – Tak, jestem zmęczony. – Czy bardzo zmęczony? – Oo, bardzo, bardzo. – No, to wstań: tylko powoli – żeby nie spłoszyć tego miłego, żeby nie urazić. – Oprzyj się ręką o stół. – Dobrze. – I do łóżka. – Dobrze. – Rozbierz się teraz – tylko powoli – wszystko powoli. I zgaś lampę. A może nie gasić? – Ee, lepiej zgaś. – A teraz okryj się kołdrą, bo ten zimny pot jest nieprzyjemny. – A może i przyjemny, bo chłodzi… – Prędko wystygł. – Kto wystygł? No – pot. Aha – tak – pot – ja wiedziałem, że on.

Dziwnie…

Trzeba leżeć mocno, bo łóżko się kołysze – dziwnie się kołysze…..

– Aa – aa – kotki – dwa.
Szare – bure – obydwa.

Nie, nie to… Tu będzie coś zupełnie innego…

I oto jasność oślepiająca.

I ukazuje się pierwszy obraz, a cały ich szereg, z ostrymi konturami, jak na ekranie. Są tu moje własne obrazy, a obce. Nie wiadomo, skąd przyszły i dokąd dążą, i czemu się tak śpieszą. Bezładne, a mają jakiś przeczuwany związek, bo płyną tak bez wahania, bez wątpliwości – jakby na rozkaz. Coś niezależnie ode mnie się buduje – o! fundamenty jakiegoś gmachu – tworzy się coś, czego się nie domyślam – zobaczę, czemu współdziałać ani czego powstrzymać nie mogę – nie chcę; coś się wznosi czy przetwarza pod ogromnym ciśnieniem, coś roztapia w silnym rozżarzeniu i zastyga – rozszerza, kurczy i przystosowuje.

Wszystko wiruje, ucieka, powraca, pozornie bez celu, a jednak tak właśnie być powinno…

Ależ nie… To przecież płatki śnieżne – padają, padają – białe, znajome – białe płatki – wspomnienia – białe, puszystym kobiercem wokół – ale nie patrzę – tylko na te, które padają, padają – białe, śnieżne…

Kto to?!… Czy on musiał?

– Nie chcę – boję się… Tak – to on.

Boże, ratuj mnie. Boże, wysłuchaj kornego sługi Swego… Boże, zmiłuj się nade mną.

Zdrowaś Maria… Boże!… Błogosławionaś… Ja nie chcę!… Boże!… Jezus Maria!… Ja nie – nie – nie!…

Poczwara toczy się ku mnie, przelewając na krzywych i anemicznych nogach – miękka, wilgotna i pulchna. Na wzdętym brzuchu wystaje brunatny pępek; piersi kobiece, obwisłe. Długie palce bez paznokci – jak macki. Twarz biała, zmięta. Niskie na centymetr czoło; nad nim białorude, twarde, ulizane, tłuste włosy. Z płaskiego nosa sączy się brudna, śmierdząca posoka. W oczodołach dwa mętne, wypukłe, zielonawoszare, bez powiek – wrzody.

Poczwara ma wyraz pożądania.

Zbliża się, kołysze na rachitycznych nogach.

Czuję już słodki, zgniły oddech upiora. Już jest przy mnie. Już mnie opasuje – zagarnia.

Jedną ręką odpycham, a drugą biję w piersi i w brzuch. Wewnątrz poczwary coś przelewa się i bulgoce. Jeśli ustanę, ona przyciśnie mnie do siebie i całować pocznie.

Stoi spokojnie – bez ruchu – patrzy się jądrami wrzodów ciekawie, pożądliwie – i uśmiecha się idiotycznym uśmiechem, sytym i lubieżnym.

Gdyby nie te oczy, mętne wrzody, i nie ten uśmiech – ja bym zmorę zmógł.

I plunąłem jej w oczy, i drugi raz – w twarz.

I stała się rzecz straszna: zrozumiała!

Z wrzodów-oczu snują się łzy: cichy jęk, a na białych policzkach – sina plama rumieńca wstydu.

I męka targnęła trzewiami moimi.

– Przebacz – wołam. – Już teraz wiem!

Więc poczwara niewinna, tylko tak być musi…

He, he! Jeden człowiek majaczy, a drugi i ten sam zarazem – błazen i sprawozdawca w jednej osobie – powieść chce o błaźnie napisać.

He, he!…

W stajni cyrku stoi koń osiodłany; przy nim woltyżerka. Ubrana w trykoty, w kołpaczku na bujnych włosach, z lśniącą przepaską; tyle mieniących się blaszek.

Tuli do twarzy łeb konia.

– Halim! prawda, że ty mnie nie zrzucisz? Prawda, że przeskoczysz? Halim, przeskoczysz – prawda? Będziemy razem, zawsze razem, wszędzie razem. Lubisz cukier? Ja ci zawsze będę cukier dawała. Nigdy nie będę cię biła, choćbyś był niegrzeczny, bardzo niegrzeczny… Ty jesteś mój dobry, mój kochany konik. Ty przeskoczysz, a później znów będziesz sobie odpoczywał… Tyś zazdrosny, Halim?… Więc ci przysięgam, na Boga ci przysięgam, że z nim nie pójdę, ani z nikim nie pójdę… Halim, dlaczego ty na mnie tak patrzysz? Dlaczego ty mnie nie wierzysz? Słuchaj, Halim, jakbyś mnie zrzucił, no to pomyśl, sam tylko pomyśl, co by się stało? Halim, prawda, że ty mnie nie zrzucisz?

Dzwonek.

A wuj pisał:

„Mam już 60 lat. Wszystko jedno, gdzie pochowają…”

Świeca dogasa w lichtarzu. Świeca się dopala. Knot się wydłużył i wysysa resztki brudnego tłuszczu. Knot się zapadł i wylizuje ostatnie krople. Płomień się chwieje i kopci… Zgaśnie?… Jeszcze nie: wystrzelił jaśniejszym błyskiem i skurczył się, i trzeszczy, i pryska… Zgaśnie?… Jeszcze nie. Znów wysunął się poza obręb lichtarza i liże ściany. Kołysze się, dojada brudny, zakopcony tłuszcz. Boryka się z niemocą i dławi.

Tragedia dogasającej świecy…

A królewna wyszła z kąpieli i położyła się nad brzegiem zdroju, na słońcu, wśród lilii. I lilia zapłodniła królewnę. I urodziło się dzieciątko, królewna-lilia…

Idzie chłop za pługiem i orze. Kto orał pole? Pradziad, dziad i ojciec. Kto będzie orał pole? Syn, wnuk i prawnuk… A chłop idzie pochylony i krople potu z brunatnego czoła na czarną ziemię padają!… Pole duże, mały chłop. Chłop daje pot, a zbiera ziarno skąpe. Co chłop jadł w poniedziałek? Żur, kartofle na rzadko i na gęsto. Co jadł we wtorek? Żur i kartofle drewnianą łyżką. Co we środę? Żur i kartofle ze wspólnej misy. Żegna się nabożnie i je żur i kartofle siedm „raz'' w tygodniu. Idzie chłop za pługiem – słońce pali. Koń, słońce, chłop, ziemia, śnieg, rosa i pług żelazny razem pracują na chleb czarny i na rozpustę miast. Ruszczyc 49 49 Ruszczyc, Ferdynand (1870–1936) – polski malarz, rysownik i ilustrator, reprezentant symbolizmu. Do jego najsłynniejszych dzieł należy obraz pt.: Ziemia z 1898 r. przedstawiający chłopa orzącego pole. [przypis edytorski] jest wielkim malarzem.

„Muzyka” znów dostał pałkę i ryczy. Ojciec go będzie znów łoił. – „Jak nie przestaniesz piszczeć, za drzwi wyrzucę… Won! za drzwi”. – „Muzyka” – za drzwi – cieszy się wstępna klasa, i popychają go. Ostatni uczeń!…

Szelest jedwabiu jest bezmyślny; szelest jedwabiu jest tak bezmyślny, jak kosz kwiatów dla aktorki, jak szyld, gdzie z muszel od ostryg zrobiono napis: „ostrygi”. Ale z dźwięków szelest jedwabnej spódnicy jest najbezmyślniejszy; jest w nim wilgoć, egoizm i chłód!…

Urodziła suka-matka szczenięta pod płotem.

Suka stara, chora – z jednym okiem. Zawlokła się do zajazdu – gość rzucał kiełbasę. Pochwyciła kiełbasę zębami, chciwie – i nie może. I zawyła suka-matka. Rozgniewał się gość. Zrzucili sukę ze schodów – na śmietnik. I zdechła – trup – i trup suki-matki – i szczenięta-sieroty – pod płotem – i pisk szczeniąt głodnych.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dziecko salonu»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dziecko salonu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Janusz Korczak - Sława
Janusz Korczak
Janusz Korczak - Trzy wyprawy Herszka
Janusz Korczak
Janusz Korczak - Uparty chłopiec
Janusz Korczak
Janusz Korczak - Józki, Jaśki i Franki
Janusz Korczak
Janusz Korczak - Ludzie są dobrzy
Janusz Korczak
Janusz Korczak - Mośki, Joski i Srule
Janusz Korczak
Janusz Korczak - Bezwstydnie krótkie
Janusz Korczak
Janusz Korczak - Dzieci ulicy
Janusz Korczak
Janusz Korczak - Bobo
Janusz Korczak
Korczak Janusz - Prawidła życia
Korczak Janusz
Отзывы о книге «Dziecko salonu»

Обсуждение, отзывы о книге «Dziecko salonu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x