Władysław Stanisław Reymont - Komediantka

Здесь есть возможность читать онлайн «Władysław Stanisław Reymont - Komediantka» — ознакомительный отрывок электронной книги совершенно бесплатно, а после прочтения отрывка купить полную версию. В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: foreign_prose, foreign_antique, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Komediantka: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Komediantka»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Historia młodej dziewczyny, która w pogoni za wolnością i w poszukiwaniu samorealizacji postanawia zostać aktorką.Janka Orłowska z Bukowca, bohaterka powieści „Komediantka” (1896), ma dość życia w małym, szarym miasteczku i podporządkowywania się decyzjom ojca. Chcąc odmienić swoje życie, odchodzi z domu i wstępuje do grupy teatralnej. Praca na scenie wydaje się być spełnieniem jej marzeń, ale rzeczywistość ma niewiele wspólnego z wyobrażeniami. Okazuje się, że bez wybitnego talentu i znajomości w środowisku nie da się wiele osiągnąć. W wyniku niepowodzeń Janka dochodzi do punktu krytycznego. Powieść powstała na podstawie osobistych doświadczeń teatralnych Reymonta oraz prowadzonych przez niego obserwacji.

Komediantka — читать онлайн ознакомительный отрывок

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Komediantka», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– A, pani?… Przyjmę panią. Niech pani przyjdzie przed spektaklem, to się rozmówimy… Nie mam teraz czasu…

– Dziękuję panu bardzo!… – powiedziała uradowana.

– Masz pani jaki głos?

– Głos?

– To jest: śpiewasz pani?

– W domu trochę śpiewałam… ale scenicznego głosu to pewnie nie mam… zresztą ja…

– Przyjdź pani, tylko wcześniej, to spróbujemy… ja tam powiem dyrektorowi muzyki.

III

Dzień był bardzo piękny i ciepły.

Łazienki dyszały wiosną… Róże kwitły i jaśminy rozlewały duszącą woń po parku… Było tak cicho i pięknie, że Janka siedziała parę godzin nad stawem, zapominając o wszystkiem.

Łabędzie z podniesionemi skrzydłami, niby chmurki białe, płynęły po błękitnej tafli wody; marmurowe posągi bóstw promieniowały czystą białością i wnosiły szlachetnemi liniami w tę słoneczną ciszę parku zielonego jakiś ton antycznego piękna…

Zieleń świeża, puszysta, niby morze wielkiego szmaragdu, nasyconego złotem słońca, rozlewała się wokoło.

Czerwone kwiaty kasztanów spływały bez szelestu na ziemię, na wodę, na trawniki i, niby różowe płomyki migotały w cieniach drzew.

Gwar miasta nadpływał przycichłem echem i rozlewał się po gąszczach.

Czasem wiatr zaszumiał w gałęziach, zmarszczył atłasową gładkość wody i przeleciał, pozostawiając po sobie drżenie ciszy jeszcze głębsze.

Janka przyszła tutaj wprost z teatru. Potrzebowała samotności z przyzwyczajenia; nie mogła w gwarze miasta myśleć, ani przyciszyć w sobie serca, rozkołysanego radością dostania się do teatru, i chciała się pozbyć przykrości, jaką jej sprawiły te kłótnie na próbie.

Niepokoiło ją to, co widziała; czuła w sobie jakiś tępy ból zawodu, podobny do wahania. Cień jakiś ją straszył.

Nie chciała nic pamiętać, tylko sobie powtarzała raz po raz:

– Jestem w teatrze!… jestem w teatrze!…

Jakby sama potrzebowała w to uwierzyć, że spełniły się marzenia lat całych, że ta śniona przyszłość jest już przed nią… że jej „jutro” przedzieli się od „wczoraj” niezmierną odległością.

– Jak to będzie?… – myślała.

I przesuwały się przed nią postacie tych przyszłych koleżanek, instynktownie przeczuwała, że w tych twarzach niema nic przyjaznego, tylko jakby zawiść i obłuda, i że ona i tutaj nie znajdzie ręki ani serca przyjacielskiego, że tak musi iść sama, jak szła dotychczas.

Rozmarzała się znowu i wtedy robiło się jej wszystko obojętnem, bo uczuwała w sobie jakąś siłę, czy talent – i wtedy zdawało się jej, że będzie dosyć wystąpić raz, zagrać jakąś rolę, aby zdobyć sobie wszystko i iść naprzód!

Ale gdzie?… dokąd?… Nie wiedziała, gdzie ma dojść, nie widziała żadnej granicy, pragnęła tylko z całą gwałtownością swej natury iść naprzód ciągle i nieustannie wzlatywać w nieskończoność…

Wybierała sobie w myśli rolę, w jakiej chciałaby wystąpić po raz pierwszy.

Było jej tak dobrze siedzieć i marzyć, że już później prawie nic nie myślała, tylko z biernością poddawała się przyjemności oddychania powietrzem wonnem i czystem, patrzenia na łagodne barwy nieba i drzew.

Czuła w sobie tentna tej przyrody bujnej, rozrastającej się niepowstrzymanie i miała w sobie to samo roślinne szczęście życia, ciche i mocne. Marmurowe postacie bogów i te młode pędy wierzb, zdawały się jej błogosławić z życzliwością głęboką i szeptać słowa zachęty i obietnic.

Wiosnę czuła w sobie, rwanie się młodego i silnego życia – i te wszystkie nieśmiertelne, niezniszczone, idące przez wieki i przez ludzkość, przez uśmiechy i cierpienia – siły duszy powszechnej i uczucia.

Zbudził ją z tego rozmarzenia skrzyp piasku. Szedł jakiś młody człowiek, który tuż na sąsiedniej ławce usiadł i zdjął czapkę; zobaczyła wtedy wysokie, bardzo białe czoło, brwi silnie zakreślone i oczy siwe. Położył się prawie na ławce i zaczął czytać jakąś małą książeczkę.

Widziała przesuwające się wrażenia po jego ruchliwej, bladej twarzy: marszczył brwi, to podnosił siwe oczy w górę i tonął w długiej zadumie, a po ustach wił mu się uśmiech rozmyślania.

Przechodząc obok niego, odruchowo spojrzała na książkę: Musset – Poezye .

Zerwał się z ławki i bystro spojrzał na nią; odwróciła głowę, żeby nie zobaczył jej uśmiechu i czuła na sobie jego spojrzenie dosyć długo, ale gdy się odważyła obejrzeć, leżał znowu z głową w dłoniach ukrytą i czytał.

Zatrzymała się zdziwiona przed Satyrem tańczącym, jakby w klatce uplecionej z bzów zielonych. Nie mogła się oderwać od tej twarzy ironicznej, szyderskiej, śmiejącej się głośno ostrymi rysami; od tych ruchów rozkiełznanej wesołości.

Gęste, poczerniałe kędziory, poskręcane, niby kwiaty hyacyntu, zdawały mu się trząść w tańcu, a te pogięte, koźle nogi i ten grymas komiczno-bachancki jego rysów złośliwych, przejmowały ją lękiem, którego nie umiała sobie wytłómaczyć.

Satyr śmiał się, jakby z tego słońca, co złociło jego kamienne ciało i nadawało mu pozór życia, z tej wiosny, co wrzała dokoła, z siebie i ze świata; śmiał się i szydził, obojętny na wszystko, co nie było samą wesołością.

Poszła, ale kilka razy zdawało się jej, że w gąszczach przebłyskuje twarz wykrzywiona i szyderska, że słyszy cichy śmiech, przenikający ją zimnem.

Zasępiła się, bo na jej wrażliwe usposobienie to spotkanie podziałało dosyć przykro. Ugryzły ją w serce usta kamienne – twarde usta!

Śpiesznie pobiegła do hotelu, w którym stanęła za poradą współtowarzyszek podróży do Warszawy. Hotel ten był tani i odległy; lokowali się w nim przeważnie drobni oficyaliści rolni i aktorzy małych towarzystw prowincyonalnych.

Dano jej mały pokoik na trzeciem piętrze, z oknem wychodzącem na dachy staromiejskie, czerwone i biegnące w pokrzywionych liniach.

Był to tak brzydki widok, że przyszedłszy z Łazienek, z oczyma i duszą pełną zieleni i barw słonecznych, natychmiast spuściła roletę i zabrała się do częściowego rozpakowania kufra.

Nie miała jeszcze czasu myśleć o ojcu. Miasto, które widziała po raz pierwszy, gwar, jaki ją otoczył, zaraz na dworcu, zmęczenie podróżą i ostatniemi chwilami w Bukowcu, potem te gorączkowe starania o zaangażowanie się do teatru, próba, Łazienki, oczekiwanie wieczoru i tej wstępnej próby, wszystko to tak ją całą zajmowało, że prawie zapomniała o domu.

Ubierała się długo i starannie, bo chciała wyglądać dobrze.

Kiedy przybyła do ogródka, światła były już pozapalane i publiczność zaczynała się schodzić.

Poszła śmiało za kulisy.

Maszyniści ustawiali dekoracye; z towarzystwa nie było jeszcze nikogo.

W garderobach gazy płonęły jasno. Krawiec szykował jaskrawe kostyumy, a fryzyer, pogwizdując, czesał jakąś perukę o długim, jasnym warkoczu.

W damskiej garderobie, jakaś stara kobieta szyła coś, stojąc pod światłem gazu.

Janka chodziła po kątach i oglądała wszystko, ośmielona tem, że nikt na nią nie zwracał najmniejszej uwagi. Ściany murów poza olbrzymiemi płachtami dekoracyi, były brudne, poobijane z tynków i pokryte jakąś lepką wilgocią, przejmującą wstrętem. Brud panował na podłogach, przystawkach, meblach poobdzieranych i dekoracyach, które się jej wydały nędznymi łachmanami.

Woń mastyksu, szminek i włosów przypiekanych, rozwłócząca się po scenie, sprawiała jej nudności.

Oglądała zamki wspaniałe, komnaty królów operetkowych, krajobrazy olśniewające – i zobaczyła z blizka marną mazaninę, która mogła zadowolnić tylko grube zmysły i z daleka. W rekwizytorni ujrzała tekturowe korony; aksamitne płaszcze były tylko marnym welwetem, atlasy – kitajką, gronostaje – perkalem malowanym, złoto – papierem, zbroje tekturą, miecze i sztylety – drzewem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Komediantka»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Komediantka» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Władysław Stanisław Reymont - Chłopi
Władysław Stanisław Reymont
Władysław Stanisław Reymont - Fermenty
Władysław Stanisław Reymont
Władysław Stanisław Reymont - Orka
Władysław Stanisław Reymont
Władysław Stanisław Reymont - Przy robocie
Władysław Stanisław Reymont
Władysław Stanisław Reymont - Tomek Baran
Władysław Stanisław Reymont
Władysław Stanisław Reymont - Ziemia obiecana
Władysław Stanisław Reymont
Władysław Stanisław Reymont - Ziemia obiecana, tom drugi
Władysław Stanisław Reymont
Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika
Władysław Stanisław Reymont
Władysław Stanisław Reymont - Z ziemi chełmskiej
Władysław Stanisław Reymont
Reymont Władysław - Lili
Reymont Władysław
Отзывы о книге «Komediantka»

Обсуждение, отзывы о книге «Komediantka» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x