• Пожаловаться

Ференц Молнар: Chłopcy z Placu Broni

Здесь есть возможность читать онлайн «Ференц Молнар: Chłopcy z Placu Broni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию). В некоторых случаях присутствует краткое содержание. категория: Детская проза / на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале. Библиотека «Либ Кат» — LibCat.ru создана для любителей полистать хорошую книжку и предлагает широкий выбор жанров:

любовные романы фантастика и фэнтези приключения детективы и триллеры эротика документальные научные юмористические анекдоты о бизнесе проза детские сказки о религиии новинки православные старинные про компьютеры программирование на английском домоводство поэзия

Выбрав категорию по душе Вы сможете найти действительно стоящие книги и насладиться погружением в мир воображения, прочувствовать переживания героев или узнать для себя что-то новое, совершить внутреннее открытие. Подробная информация для ознакомления по текущему запросу представлена ниже:

libcat.ru: книга без обложки

Chłopcy z Placu Broni: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Chłopcy z Placu Broni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ференц Молнар: другие книги автора


Кто написал Chłopcy z Placu Broni? Узнайте фамилию, как зовут автора книги и список всех его произведений по сериям.

Chłopcy z Placu Broni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Chłopcy z Placu Broni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Ujął Bokę pod ramię i zmęczeni tyloma emocjami ruszyli w stronę miasta długą ulicą Üllöi.

IV

Zegar znów wybił godzinę pierwszą i chłopcy w klasie zaczęli pakować książki. Pan profesor Rac zatrzasnął dziennik i stanął na katedrze. Zawsze usłużny prymus Czengey podbiegł do nauczyciela i pomógł mu włożyć palto. Siedzący w różnych ławkach chłopcy z Placu Broni spoglądali na Bokę w oczekiwaniu poleceń. Wiedzieli, że dziś po południu, już o drugiej, odbędzie się zbiórka na Placu, ponieważ trzyosobowy patrol zwiadowczy miał złożyć sprawozdanie z wyprawy do Ogrodu Botanicznego. O tym, że wyprawa się udała i przewodniczący chłopców z Placu Broni dzielnie zrewizytował czerwone koszule — wszyscy już wiedzieli. Ale chłopcy ciekawi byli szczegółów wyprawy, przygód, jakie się przydarzyły wysłannikom, oraz niebezpieczeństw, które musieli pokonać. Z Boki nawet obcęgami nie wyrwaliby słowa na ten temat. Czonakosz plótł jak zwykle, co mu ślina na język przyniosła, i okropnie przy tym blagował. Opowiadał o jakichś dzikich zwierzętach, z którymi spotkali się w ruinach zamku w Ogrodzie Botanicznym, mówił, że Nemeczek omal nie utonął w stawie… że czerwoni siedzieli na wyspie wokół olbrzymiego, płonącego stosu… Wszystko mu się przy tym plątało i zawsze zapominał o tym, co najważniejsze. Poza tym co chwila ogłuszał słuchaczy przeraźliwymi gwizdami, którymi kończył każde zdanie, co dodatkowo utrudniało słuchanie.

Nemeczek natomiast czuł się bardzo ważny i swoją tajemniczością jeszcze podsycał ciekawość. Gdy pytano go o wydarzenia, odpowiadał z powagą:

— Nie wolno mi nic powiedzieć.

Albo też:

— Zapytajcie naszego przewodniczącego.

Wszyscy okropnie zazdrościli Nemeczkowi, który, mimo że był tylko szeregowcem, wziął udział w tak wspaniałej wyprawie. Panowie podporucznicy i porucznicy czuli, że po tych wydarzeniach szeregowy Nemeczek stał się znacznie ważniejszy od nich, ba, niektórzy nawet zaczęli głosić, że malca niezwłocznie awansują na oficera i na Placu, poza czarnym psem Słowaka — Hektorem, nie będzie już żadnego szeregowca…

Nim jeszcze pan profesor Rac opuścił klasę, Boka podniósł do góry dwa palce. Miało to znaczyć, że o drugiej godzinie spotykają się na Placu. Inni chłopcy, którzy nie należeli do grupy z Placu Broni, odczuwali straszliwą zazdrość, kiedy na ten znak Boki wtajemniczeni potwierdzili salutowaniem, iż wiedzą, o co mu chodzi. O drugiej na Placu!

Już chcieli wychodzić z klasy, kiedy nastąpiło coś nieoczekiwanego.

Profesor Rac zatrzymał się na stopniu katedry.

— Zaczekajcie — powiedział.

Natychmiast zapanowała cisza.

Nauczyciel wyciągnął z kieszeni palta małą karteczkę. Włożył okulary i zaczął odczytywać:

— Weiss!

— Obecny — odpowiedział z przestrachem w głosie Weiss.

Profesor czytał dalej następujące nazwiska:

— Rychter! Czele! Kolnay! Barabasz! Lesik! Nemeczek!

Wyczytywani odpowiadali kolejno:

— Obecny! Obecny!

Profesor Rac schował kartkę do kieszeni i powiedział:

— Przed pójściem do domu zgłosić się do mnie w pokoju nauczycielskim. Mam do was małą sprawę.

Po czym, nie wyjaśniając przyczyny tego dziwnego zaproszenia, wyszedł z klasy.

W klasie aż zaszumiało.

— Dlaczego nas wzywa?

— Dlaczego mamy zostać?

— Czego od nas chce?

Takie pytania zadawali sobie wezwani przez profesora chłopcy. A ponieważ tak się złożyło, że wszyscy wyczytani byli z Placu Broni, więc cała klasa natychmiast zgromadziła się wokół Boki.

— Ja też nie wiem, o co może chodzić — powiedział przewodniczący — Idźcie, a ja zaczekam na was na korytarzu.

Następnie Boka zwrócił się do swoich podkomendnych:

— Wobec tego spotkamy się nie o drugiej, lecz o trzeciej. Ze względu na tę nieprzewidzianą przeszkodę.

Wielki korytarz szkolny zaludnił się w mgnieniu oka. Z innych klas również wychodzili uczniowie. Na cichym przed chwilą korytarzu zapanował gwar, tłok, wzajemne przepychanie się. Wszyscy bardzo się śpieszyli.

— Zostajecie w kozie? — jakiś chłopiec zwrócił się do smutnej grupki sterczącej pod drzwiami nauczycielskiego pokoju.

— Nie — odpowiedział hardo Weiss.

Chłopiec odwrócił się i wybiegł ze szkoły. Patrzyli za nim z zazdrością. Mógł spokojnie iść do domu…

Po kilku minutach oczekiwania otworzyły się drzwi pokoju nauczycielskiego i zza mlecznej szyby wyłoniła się wysoka, szczupła sylwetka profesora Raca.

— Wejdźcie — powiedział i ruszył pierwszy.

W pokoju nauczycielskim było pusto. Chłopcy w śmiertelnej ciszy stanęli wokół długiego zielonego stołu. Ostatni z wchodzących ostrożnie zamknął za sobą drzwi. Profesor Rac usiadł na głównym miejscu przy stole i spojrzał na chłopców.

— Czy wszyscy są?

— Tak.

Z dołu, z podwórza, dobiegał radosny gwar śpieszących do domu uczniów. Nauczyciel zamknął okno i w dużym pokoju, z półkami pełnymi książek, zapanowała głucha, złowroga cisza. Po dłuższej chwili przerwał ją głos nauczyciela:

— Dowiedziałem się, że założyliście jakieś stowarzyszenie. Dlatego was tu wezwałem. Podobno ta wasza organizacja nazywa się Związkiem Kitowców. Ten, który mnie o tym poinformował, wręczył mi listę członków tego związku. Czy to prawda, że należycie do tego związku?

Nikt nie odpowiadał. Wszyscy stali w milczeniu obok siebie z nisko opuszczonymi głowami, co było najlepszym dowodem prawdziwości powyższego oskarżenia.

Nauczyciel mówił dalej:

— Zacznijmy od początku. Przede wszystkim chcę wiedzieć, kto założył ten związek, kiedy jasno i wyraźnie oświadczyłem, że nie pozwalam na zakładanie żadnej, ale to żadnej organizacji.

Nikt jednak nie odpowiadał.

Po długiej ciszy odezwał się wreszcie jakiś zalękniony głos:

— To Weiss.

Profesor Rac surowo spojrzał na Weissa.

— Weiss! Czy ty nie potrafisz się sam zgłosić?

— Ależ tak, potrafię — odpowiedział cichutko Weiss.

— To dlaczego nie przyznałeś się od razu?

Na to pytanie biedny Weiss nie znalazł odpowiedzi. Profesor Rac zapalił cygaro i wypuścił kłąb dymu.

— No to po kolei — powiedział. - Po pierwsze powiedz mi, o jakich tu kitowców chodzi, co to w ogóle znaczy?

Zamiast odpowiedzi Weiss wyjął z kieszeni dużą bryłę kitu i położył ją na stole. Przez chwilę patrzył na nią, a potem tak cicho, że ledwo go było słychać, powiedział:

— To jest właśnie kit.

— A cóż to takiego? — zapytał nauczyciel.

— Kit to kit, to taka masa, którą przykleja się szyby do ram okiennych. Szklarz wkłada szybę w ramę, i potem przylepiają kitem, a my to wydłubujemy paznokciem.

— I to ty wydrapałeś ten cały kit?

— Nie, panie profesorze. To jest związkowy kit.

Nauczyciel uniósł brwi ze zdziwienia.

— Co takiego? — zapytał.

Weiss nabrał nieco odwagi.

— To jest kit zebrany przez członków związku — powiedział — a zarząd mnie właśnie powierzył jego przechowywanie. Poprzednio Kolnay przechowywał kit, bo on jest naszym skarbnikiem, ale u niego kit wysechł, bo go nigdy nie żuł.

— Więc ten kit trzeba żuć?

— Tak, bo inaczej wysycha i wtedy nie można go ugniatać. Ja codziennie żułem kit.

— Dlaczego właśnie ty?

— Bo zgodnie z naszym statutem prezes powinien przynajmniej raz dziennie żuć związkowy kit, żeby nie stwardniał…

Tu Weiss załamał się, wybuchnął płaczem i pochlipując dodał:

— A teraz właśnie ja… jestem prezesem.

Читать дальше
Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Chłopcy z Placu Broni»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Chłopcy z Placu Broni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё не прочитанные произведения.


Отзывы о книге «Chłopcy z Placu Broni»

Обсуждение, отзывы о книге «Chłopcy z Placu Broni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.