– Serce mi się kraje, kiedy na to patrzę – powiedziała, zgnębiona. – Jak pomyślę, że moje dziecko mogłoby tak płakać, to aż mi się coś robi. Gdzie Perełka?
Perełka, jej córeczka, znajdowała się blisko. Kryjąc się wśród gałęzi, wyciągała szyję i patrzyła na dziewczynkę szeroko otwartymi oczami, sama przestraszona niewiele mniej i też bliska płaczu. Zaciekawiona była również, więc krok po kroczku, kawałeczek po kawałeczku, przesuwała się przez krzewy ku polance.
– Perełko, trzymaj się przy mnie – powiedziała nerwowo Klementyna. – Pafnucy, co by tu zrobić? Nie możemy tego przecież tak zostawić?
– Mam wrażenie, że ono coś mówi, to ludzkie dziecko – powiedział z namysłem Pafnucy. – Nie wiem co. Jest chyba dziewczynką?
– Dziewczynką, z całą pewnością – powiedziała Klementyna. – Czuję to wyraźnie. Jeżeli coś mówi…
– Remigiusz! – przerwał jej gwałtownie Pafnucy. – Niech ktoś poleci po Remigiusza! Tylko on rozumie ludzką mowę i może nam powiedzieć, co ta dziewczynka mówi.
Nad ich głowami siedziały na drzewie trzy ptaki, dzięcioł, kos i zięba. Wszystkie trzy zerwały się od razu.
– Polecimy po Remigiusza! – zawołały. – Nie wiadomo, gdzie jest, więc poszukamy go w trzech różnych stronach. Zaraz wrócimy!
Furknęły tak głośno, że zapłakana dziewczynka je usłyszała. Przestraszyła się hałasu w gałęziach, poderwała głowę, zachłysnęła się, po czym znów opadła na pieniek, płacząc jeszcze bardziej. Perełka posunęła się kroczek do przodu.
– Może ona jest głodna? – powiedział niepewnie i ze współczuciem Pafnucy.
– Nie wiem, czy jest głodna w tej chwili, ale będzie głodna z pewnością – odparła niespokojnie Klementyna. – Nie dość, że przestraszona, to jeszcze głodna, okropne! Pafnucy, czujesz przecież, że ona się boi?
Pafnucy kiwnął głową. Przestrach dziewczynki czuło się wyraźnie. Pomyślał, że ktoś powinien ją uspokoić, ale wcale nie wiedział, kto i w jaki sposób mógłby to zrobić.
– Czego ona się boi, nie potrafię sobie wyobrazić! – odezwała się z drzewa nad nimi kuna, zdenerwowana i trochę zirytowana. – Przecież nic się nie dzieje i nikt jej nie robi nic złego. To ona robi hałas i aż mi od tego wszystko drętwieje. Skąd ona się tu w ogóle wzięła?
– Ptaki mówią, że przyszła od strony szosy – wyjaśniła Klementyna. – Zbierała sobie poziomki, widziały to. Potem przestała zbierać i pewnie chciała wrócić, ale zabłądziła.
– W lesie? – zdziwiła się kuna.
– Ja też jestem zdziwiona – powiedziała Klementyna.
Ale ptaki mówią, że tak to wyglądało, jakby zupełnie nie wiedziała, w którą stronę powinna iść. Zbierała także kwiatki.
– I gdzie ma te kwiatki? – spytała kuna.
– Zgubiła je – odparła Klementyna. – Najpierw szła zwyczajnie, potem zaczęła być niespokojna, potem biegła i wtedy zgubiła kwiatki. Tak mówiły ptaki. Wołała coś i wołała, a potem zaczęła płakać. Przyszła tutaj i już została.
– No tak, ludzie w lesie zachowują się beznadziejnie – stwierdziła kuna. – Co ona mówi?
– Nie wiemy – powiedział smutnie Pafnucy. – Może Remigiusz będzie wiedział.
Od strony szosy przyleciała nagle sroka.
– A, to tutaj siedzi to dziecko – powiedziała. – No, no, przeszło wielki kawał lasu! A tam już go ludzie szukają.
Wszystkie zwierzęta zainteresowały się tą wiadomością bardzo gwałtownie i wszystkie, z wyjątkiem Pafnucego, poczuły także lekki niepokój. Ludzie zawsze stanowili dla nich jakieś niebezpieczeństwo i nikt nie chciał, żeby pojawiali się w lesie.
– Gdzie szukają? – spytała Klementyna.
– Blisko szosy – odparła sroka. – W ogóle są ciężko wystraszeni i pewnie odjadą.
– Powiedz to jakoś porządnie – poprosiła kuna.
– Wiesz może, dlaczego ta dziewczynka przyszła tutaj? – spytał równocześnie Pafnucy.
Sroka kiwnęła łebkiem kilka razy, bardzo zadowolona.
– Wiem wszystko – oznajmiła. – Widziałam, jak to było, bo akurat siedziałam na tej wielkiej brzozie, która tam rośnie. Jeden samochód się zepsuł, stał z boku i ludzie wyjmowali z niego różne rzeczy. Kilka było takich ślicznych, świecących i miałam na nie wielką ochotę. Myślałam, że może je zostawią i uda mi się… No, wiecie…
– Ukraść – podpowiedziała kuna.
– Powiedzmy, zabrać sobie do gniazda – poprawiła sroka. – Ale cały czas się tam kręcili. No i przyjechał drugi samochód i też się zatrzymał. W tym drugim samochodzie też byli ludzie i to dziecko. Wszyscy wyszli. Ludzkie dziecko najpierw siedziało w środku, widziałam, że spało, a potem się obudziło i weszło do lasu. Ludzie robili coś przy tym zepsutym samochodzie, a dziecko zbierało w lesie poziomki i odchodziło coraz dalej. Znikło mi z oczu. Nie zajmowałam się nim, bo te rzeczy tak świeciły… tak świeciły… No mówię wam, świeciły po prostu przecudownie i nie mogłam od nich oczu oderwać.
– Wariatka – powiedziała kuna. Sroka się obraziła.
– Każdy ma swoje upodobania – rzekła sucho. – Czy ja ci wymawiam te wszystkie jajka, które kradniesz z naszych gniazd? Albo myszy? Do ust bym nie wzięła myszy!
– Nie kłóćcie się, błagam was – powiedziała nerwowo Klementyna. – Powiedz do końca, co było dalej?
Sroka skrzeknęła gniewnie. Kuna też była ciekawa, jak to wszystko potoczyło się dalej, zdecydowała się więc srokę ułagodzić. Przeprosiła ją i przyznała, że każdy ma prawo do własnego gustu. Jeśli ktoś lubi świecące przedmioty, proszę bardzo, niech je sobie gromadzi. Sroka skrzeknęła z urazą jeszcze kilkakrotnie i wreszcie uspokoiła się.
– Ci ludzie wcale nie wiedzieli, że ich dziecko weszło do lasu – zaczęła opowiadać dalej. – Ciągle grzebali się przy tych samochodach i trwało to bardzo długo. Przypuszczam, że zrobili, co chcieli, bo w końcu zaczęli chować te swoje rzeczy, pochowali wszystko i dopiero wtedy zajrzeli do tego drugiego samochodu. I zobaczyli, że nie ma ich dziecka. Zaczęli latać dookoła i wrzeszczeć, weszli do lasu i szukali jak szaleńcy. Sama byłam ciekawa, gdzie się to ich dziecko podziało, bo nigdzie nie było go widać. Pchali się coraz dalej i dalej, ale na szczęście przyplątały się wilki. Te młode wilczęta, nie najmniejsze, tylko te średnie, bawiły się i chyba trochę zlekceważyły sprawę, bo pokazały się ludziom. Może sobie zrobiły taki żart. Ludzie dostali istnego szału, uciekli z powrotem na szosę, ale nie odjechali. Jeszcze tam są i wyraźnie widać, że nie wiedzą, co zrobić, a do lasu już teraz boją się wejść. Gdyby ich jeszcze Pafnucy przestraszył…
– Nie chcę – powiedział Pafnucy stanowczo i zdecydowanie.
– Nie to nie – zgodziła się sroka. – Bez ciebie też nie wejdą. Świecącego już nie było, więc poleciałam zobaczyć, dokąd to dziecko poszło.
Na sąsiednim drzewie coś zaszeleściło, spadła szyszka i na gałęzi pokazała się wiewiórka.
– Ją przestraszyły dziki – powiedziała. – To dziewczynka, prawda? Mam na myśli ludzkie dziecko.
– Dziewczynka – potwierdziła coraz bardziej zmartwiona Klementyna. – O dzikach nikt nic nie mówił. Jak ją przestraszyły?
– Och, zajęte były jedzeniem i na nic nie zwracały uwagi – wyjaśniła wiewiórka. – Akurat byłam przy tym. Ta dziewczynka szła i nagle coś zawołała. Wtedy ją zobaczyły. Spłoszyły się oczywiście i dosyć gwałtownie popędziły w las, wiecie, jak to jest z dzikami, bezmyślnie narobiły okropnego łomotu i przeraziły ją do nieprzytomności. Zaczęła uciekać w drugą stronę, nawet nie spojrzała, że dzików już dawno nie ma. W końcu trafiła tutaj. Co z nią zrobimy?
Читать дальше