Kornel Makuszyński - Szaleństwa Panny Ewy

Здесь есть возможность читать онлайн «Kornel Makuszyński - Szaleństwa Panny Ewy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детская проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Szaleństwa Panny Ewy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Szaleństwa Panny Ewy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Przygody szesnastoletniej Ewy zaczynają się od ucieczki przez okno od opiekunki u której umieścił ją ojciec, wyjeżdzając za granicę. Do jego powrotu Ewa zdąży wiele narozrabiać ale również pomóc nowym znajomym wyjść z tarapatów.

Szaleństwa Panny Ewy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Szaleństwa Panny Ewy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Ewcia przystanęła i spojrzała mu w oczy.

– Od matki nigdy bym nie uciekła – rzekła cicho, lecz dobitnie.

– Ach, przepraszam – odpowiedział Zawidzki, zgasiwszy światełko uśmiechu. – Bardzo panią przepraszam.

Jak gdyby im od tych słów przybyło ciężaru, zaczęli oboje iść powolnej i w milczeniu.

Zawidzki rozmyślał nad tym, co smętnego mogło się przydarzyć tej miłej dziewczynie, co wybrała tak niezwykłą drogę ku wolności? Wstyd mu było, że dręczył jakieś biedactwo i że się sam mianował niepowołanym jej stróżem. – "Od matki nie uciekłaby nigdy". – Przeto albo nie ma matki, albo znajduje się ona gdzieś daleko. Nie śmiał o to pytać. Najwłaściwsze by było pozostawić tu dziewczynę w spokoju wraz z jej tajemniczymi sprawami, Zawidzki jednak po szybkiej chwili rozwagi doszedł do przekonania, że jednak nie powinien tego uczynić. Dziewczyna ma jakąś ciężką zgryzotę. Czyni wskutek tego dziwne historie, a przez dumną zapalczywość młodości gotowa uczynić coś, co się nie da naprawić. Ileż ona może mieć lat? Piętnaście najwyżej szesnaście. Jest to wiek nieoczekiwanych pomysłów. Wprawdzie panienka ma w oczach wyraz hardy i twardy, bywały jednak i takie cudy, że z najtrwalszej skały wytryskała woda. Nie… Nie można jej zostawić samej. Wprawdzie gdyby los szukał opiekuna dla biednej samotnej dziewczyny, wybrałby z braku kogoś lepszego raczej niedźwiedzia niż malarza, przypadek jednak ma w sobie często coś z krotochwili. Lepszy malarz niż nikt. Zawidzki postanowił przeto, że z pozwoleniem dziewczyny lub wbrew jej woli nie opuści jej przynajmniej do czasu, w którym będzie pewny, że nic jej nie grozi. Niemal się rozkrzewił swoją rolą. Spojrzał na dziewczynę ukradkiem i spotkał jej również ukradkowe spojrzenie.

– Proszę pani! – zaczął mówić z jakąś serdecznością wesołością. – Czy pani nie może przystanąć choćby na krótką chwilę?

– Po co? – odrzekła Ewcia sucho.

– Bo chciałbym się przedstawić…

– Mógł pan to zrobić już dawno.

– Nie było czasu, bo pani biegła, ja biegłem, więc jak? Proszę teraz przystanąć, bo muszę zdjąć kapelusz, podać pani rękę i głośno, wyraźnie wygłosić moje nazwisko.

Dojrzał uśmiech w okolicach zadartego noska, a po chwili Ewcia spojrzeniem spojrzała w jego oczy, nic nie mówiąc.

– Nazywam się Jerzy Zawidzki i jestem ku rozpaczy ludzi rozumnym malarzem.

– Ach, to dlaczego… – zawołała Ewcia nie kończąc zdania.

– Co dlaczego? Proszę mówić śmiało!

– …to dlaczego tak gładko zełgał pan przed policjantem, że jestem pańską siostrzenicą.

– Proszę nie obrażać szlachetnego zawodu! To moja osobista sprawa… A teraz, kiedy mnie pani już zna, czy mogę panią prosić o rękę?

– Co takiego? – wykrzyknęła Ewcia zdumiona. – Pan mnie prosi o rękę?

– Broń mnie, Panie Boże! Chciałem jedynie, abyśmy sobie podali ręce. Tak mi się tylko uroczyście powiedziało.

Ewcia miała przez krótką chwilę taką minę, jak gdyby w nią piorun trzasnął, ale w tymże samym momencie cofnął się z okrzykiem: "Przepraszam, ale chciałem trzasnąć w kogo innego! Niech pani to trzaśnięcie uważa za niebyłe". – Z trudem pokryła bladoczerwone zmieszanie i nadrabiając miną wyciągnęła ku niemu rękę.

– Nazywam się Ewa Tyszowska.

– Ewa! Patrzcie… patrzcie – zaśmiał się malarz. – A ja nazwałem panią Irką, a wie pani czemu? Mam naprawdę kuzynkę Irkę, podlotka, który łazi po drzewach sprawniej niż małpa. Kiedy zobaczyłem panią gimnastykującą się na podstawie okna, wtedy ni się to przypomniało. Aha! Irka ma też taki nosek, że mogłaby bez charakteryzacji grać naczelnika Kościuszkę w amatorski teatrze… O, przepraszam…

– Mój nos nie jest piękny, ale wcale go się nie wstydzę.

– Słusznie! Ja mam nogi jak czapla i też sobie nic nie robię. – Panno Ewo! Pogadajmy teraz jak dwaj przyjaciele. Dokąd pani idzie?

Ewcia walczyła przez chwilę sama z sobą.

– Na dworzec kolejowy – rzekła cicho. – Muszę wyjechać.

– A wolno…

– Na co panu ta wiadomość?

– Bo to widzi pani… Ja jestem malarzem, trudno… Żadna praca nie hańbi. Każdy malarz ma jednakże takie śmieszne serce, że nie może patrzeć obojętnie na cudze zmartwienie, a pani ma jakieś wielkie zmartwienie. Byłbym ostatnim łapserdakiem, gdybym pozwolił, aby się pani czymś gryzła. Widać to los tak chciał, skoro mnie o godzinie szóstej rano zawiódł przed pani okno. Bo to ze mną jest tak…

Nagle przerwał i uderzył ręką w czoło z takim rozmachem, jak gdyby chciał na nim zatłuc uporczywą muchę.

– Co się panu stało? – zdumiała się Ewcia.

– Co się stało? Nic. Przywołuję zmysły do porządku. Moje przypominają często gromadkę wróbli, kiedy na nią wpadnie rozbiegany pies. Niech pani przystanie raz jeszcze! Na chwileczkę… I niech pani odpowiada wyraźnie; jakie pani powiedziała przed chwilą nazwisko?

– Tyszowska…

– Odpowiadać proszę powoli i z namysłem. Wyskoczyła pani przez okno z domu, w którym mieszka głośny uczony Hieronim Tyszowski. Tak czy nie?

– Tak! – odpowiedziała Ewcia coraz bardziej zdumiona.

– Hieronim Tyszowski, znany "człowiek- dżuma"?

– Tak.

– Więc: Tyszowska wyskakuje oknem z domu Tyszowskiego. To nie ulega wątpliwości. Jak to jednak być może, skoro Tyszowski, "człowiek – dżuma", mieszka, o ile dobrze pamiętam, na drugim piętrze, że Tyszowska wyskakuje z parteru? Jeśli Tyszowska, powinna była wyskoczyć z okna drugiego pietra. Czy rozumuje logicznie?

– Najzupełniej!

– Bo ja mam rozum, tylko że tak na oko to spostrzec. Wracajmy jednak do rzeczy. Czemu pani nie wyskoczyła z drugiego piętra?

– Bo za wysoko! – roześmiała się Ewcia.

– Też racja! – zawołał malarz z zapałem.

– A czy pan zna Hieronima Tyszowskiego? – zapytała Ewcia z nagłym zajęciem.

– Znam go i błogosławię. Przed kilku laty matka moja, którą ubóstwiam, była śmiertelnie chora. Tyszowski czynił takie jakieś dziwy, takie jakieś preparował szczepionki, że nikt inny, tylko on ocalił mi matkę.

– To mój ojciec! – powiedziała Ewcia gorąco.

– Boże miły! Dziewczyno, i pani teraz mi dopiero o tym mówi?! A cóż za spotkanie! Gdyby to można uczynić na ulicy, odtańczyłbym pewien taniec radosny, którym zawsze czczę chwile osobliwe. Uczynię to później, bo i tak ludzie na nas patrzą. Ale jednak ojciec pani mieszkał wyżej.

– Tak, ale wyjechał do Chin, a mnie umieszczono na parterze.

– O, arcykardynale! Przecie od własnej matki słyszałem o tym, a ona wyczytała to w gazecie. Panno Ewo!

– Słucham… – rzekła Ewcia przyjaźnie.

– Nie możemy tak chodzić dookoła miasta, tym bardziej że ja niedługo zacznę mocno krzyczeć i wymachiwać rękami. Czy pani wierzy, że jestem uczciwym człowiekiem?

– Wierzę, nawet bardzo wierzę!

– A czy pani już jadła śniadanie?

– Nie było czasu. Najpierw uciekłam, a potem pan mnie gonił…

– Prawda. Wobec tego zanim odbędziemy naradę nad tym, jak pokierować losami, pójdźmy na śniadanie do jakiejś mleczarni. Gorące mleko niezwykle zaostrza wyobraźnię. Najlepsze byłoby kozie mleko, bo Jowisz wykarmiony przez kozę nie tylko zrobił karierę, ale i niezwykłym zajaśniał rozumem. Czy pani widzi, jaki ja jestem wykształcony?

Ewcia zaśmiała się głośno. Po godzinie awantury okazało się, że straszliwy prześladowca jest wybornym towarzyszem i najmilszym zawalidrogą. Schwytał ją za kołnierz i wydobył z dna rozpaczy na jasność słoneczną. Oczy mu się śmieją i nieustannie gada. Śmiech jego jest wyraźny i wesołość szczera. Wprawdzie ma nieco zbyt długie nogi, lecz poza tym jest niepospolicie przystojny. Posiada jakieś nakrycie głowy, lecz to coś w rodzaju czapeczki wystaje mu z kieszeni, a poranny rzeźwy wiatr rozwiewa mu włosy mocno wybujałe. Zasadniczo posiadają one kolor jasny, lecz nad prawą skronią grają wielu barwami, których poważna przyroda nie używa do barwienia głów ludzkich. Nie ulega przeto wątpliwości, że pan malarz w pośpiechu pracy ociera pędzle o własne uwłosienie. Stąd zapewne pochodzi i tęczowa barwa jego myśli, wirujących jak kolorowe szkiełka w kalejdoskopie. Od chwili, w której się dowiedział, kim jest Ewcia, wciąż powracał do hymnów na cześć jej ojca. Niebyły to hymny prawidłowo zbudowane, lecz strzeliste okrzyki połączone z tak gwałtownymi ruchami rąk, jak gdyby malarz podbijał każde słowo, aby wyżej poleciało. Ewci uczyniło sie ciepło w okolicach serca. Od czasu do czasu spoglądała ukradkiem na tę jasną, szczerą, uczciwa gębę, po której biegały słoneczne błyski, i wtedy przymykała oczy, jak gdyby własnym oczom uwierzyć nie mogła. Jakżeż to? Przed godziną uciekała przez okno, zrozpaczona, samotna, i bezradna, a po godzinie idzie wesoło w towarzystwie człowieka, którego spotkała po raz pierwszy w życiu i o którego istnieniu nigdy nie słyszała. Nie czuje żadnej trwogi, nie chce myśleć o tym, co się stanie. W tym długonogim dryblasie, mającym włosy pomalowane jak Indianin wstępujący na "ścieżkę wojenną", jest tyle pogodnej, radosnej siły i tyle pewności, że Ewcia nie waha się ani przez chwilę. Ufa człowiekowi, który wielbi jej ojca. Jeszcze dość będzie czasu, aby się zastanawiać nad tym, co ma uczynić za godzinę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Szaleństwa Panny Ewy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Szaleństwa Panny Ewy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Szaleństwa Panny Ewy»

Обсуждение, отзывы о книге «Szaleństwa Panny Ewy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x