– Polkan. – bum, zajął drugie miejsce i rzucił się pierwszy – Palkan!! – bum, bum, – Polkan!!! – bum, bum, bum, – Wynoś drania!!!! – bum, bum, bum, bum, bum itp., aż kamienie w granicy kwiatów się skończą.
– Aaaaaaaaaaaa!!!!!!!!! – pies ryknął z bólu i zaskomlał. Nawet sąsiedzi słyszeli kości policzkowe. Ottila siedziała zadowolona i wydychała tlen z płuc. Ponadto przegląd widział go za płotem, a po lewej – wejście do części mieszkalnej chaty.
– Ottila, przyszli do ciebie! – krzyknął z progu Isolde. Błąd odwrócił się. Żona stała na baczność w drzwiach wejściowych. Spod spódnicy nagle pojawiła się urocza twarz Izi. Miał już siedemnaście lat. I uśmiechnęła się słodko białymi oczami.
– co tam robisz – zapytał przytłoczony ojciec – biologiczny ojczym.
– Cóż, wyjdź spod spódnicy! – Klepnęła się w głowę i wepchnęła głowę w siebie. Baska zniknęła.
– Zadzwoń do nich tutaj. Ottila odpowiedział i biorąc gwóźdź w lewą rękę, zaczął prostować ją młotkiem.
Z daleka w chacie rozległo się dziwne, nudne łomot. Wkrótce pojawił się Incefalopata, ciągnąc przestępcę za kark. Wyciągnął go na werandę i rzucił na środek domowego podwórza. Przestępca przetoczył się jak piłka do środka.
– Kto to jest? – zapytał zabity przez słońce Ottila.
– Tutaj, tu kaseta. Oooch! Złapany, apchi, na gorącym uczynku. Oooch Oooch
– Co on zrobił? – niechętnie zapytał komisariat.
– On, on, apchi, w wysypisku konopnym pocierać, apchi, rozumiem.
– Jak to? – Bug podniósł oczy na faceta i mechanicznie uderzył kciuk młotkiem. – Ach, kurwa!
– On kłamie. – Zatrzymany Idot skomlał imię Kolomiyytso, syn Pankrata, atamana lokalnych kozaków i ochrony przyrody.
– Ty, Idot, nie buzu, pole zostało zaorane. Pokutował, po prostu uderzył. Klop zaszczekał.
– Tak, nie pocieram! – szlochał Idot. – «Kopnięcie od mojego taty będzie». – poleciał w myślach.
– Cóż, nazwiemy ojca? Apchi, – zapytał bez tchu Intsefalopatia.
– Czy wyciągnąłeś go z sąsiedniego obszaru? Pluskwa spytała i walnęła młotkiem, wyrównując gwóźdź.
«Nie apchi», spocony Arutun Karapetowicz machnął głową. – jest tutaj, na wysypisku śmieci.
– Cóż, więc co zamierzamy zrobić? Ach, Idot? – Owad zacisnął zęby i ponownie wbił młotek w ten sam palec. -… Wstań!!! Kiedy rozmawiam z tobą Nie buduj z siebie robaka, owada, co robisz według swoich planów?
– Nie. – Idot przestał płakać, ale wciąż się bał.
– Co tam robiłeś? – zapytał sarkastycznie Ottila, ciągnąc powieki przez oczodoły i zwężając je, jak to zrobił Chińczyk. – Szarpiesz się? – wyciągnął uśmiech Klop. – Odpowiedz! – przez natychmiast znów zawołał Ottila.
– Myślę, że… cholera. – Idot przyznał się i spojrzał na Arutuna, czekając na nakaz egzekucji. A ten – pokiwał głową. – Byłem za kark, więc przetarłem spodnie, nie miałem czasu, żeby wytrzeć tyłek, więc uderzyłem szałas w spodnie i potarłem żaby. Teraz płonie.
Ottila przełknął ślinę.
– Co mu przyniosłeś? Nadal jest gówno z kilometra od niego.
– Więc on, apchi, oszczędzam, pocierając …!? – odpowiedział Intsephalopath. – Spójrz na dłonie, apchi, są one posmarowane haszem..
i cholera. – dodał Idot. – Nie wziąłem ze sobą papieru i wytarłem tyłek dłońmi.
– Która ręka? – zapytał sarkastycznie Klop.
– Oba. – Dziecko w wieku około piętnastu lat, kudłaty w stylu punk lub schmuck, zbadało dłonie i wybrało bardziej brudne. – tego.
– Daj spokój, Harutun, powąchaj to. – zapytał Ottila.
– co? apchi. – zapytał kapral.
– Wąchaj rękę i wyciągnij sanitarno-epidemiologiczny wniosek dotyczący składu substancji nałożonej na skórę. Masz to?
Incefalopata machnął głową, niechętnie podszedł do dzieciaka i delikatnie położył rękę na nosie. Wąchałem opary, które wyparowały z dłoni i potrząsnąłem czubkiem nosa, potem grzbietem nosa, a następnie bezwładnie fala przeszła na szyje, czoło i usta, i było jasne, jak to wszystko połknął. Kapelusz i palce dłoni Idota zacisnęły się gwałtownie, ściskając bardzo długi nos Arutuna i przyciągając go do siebie.
Harutun chwycił pięść obiema rękami, zmarszczył twarz i próbował oderwać ją od nosa, ale dzieciak wcześniej rozluźnił palce i nagle je zdjął. Incefalopata wskazał głową na tyłek i prawie upadł na tyłek. Wyzdrowiał i uderzył Idota. Ten, który otrzymał coś więcej niż jeden raz, unikał i Harutun, nie trafiwszy, a następnie bezwładność ręki, wpadł do klombu.
– Cóż, śmierdzi? – zapytał Klop i podał swoją małą rękę koledze, żeby mógł wstać.
– Mdaa, apchi. – Arutun wstał, odrzucając oferty Klopa.
– Co to jest «Mdaa»?
– Nie zrozumiałem, Apchi, – jąkając się i trzymając za nos, Harutun przeszedł.
– Sprawdziłeś jego dokumenty?
– Tak, to gość, apchi, z Kazachstanu, gdzie jest chuyka.
– Co za zapach?
– Cóż, apchi, dolina Czuiska, rośnie tam konopie.
– A co tu przyszło? – zapytała Idota Klop.
– A co tu przyszedłeś? – odpowiedział Idot.
– Czy jesteś chartem? Urodziłem się tutaj.
– Nie wygląda na to, żeby tu przyszedł? – Wskazał palcem na Intsefalopatę Patzana.
– A na czole? apchi. – potrząsnął nosem i chlapnął słoniami w rasy kaukaskiej Harutun.
– zapytałem, co tu przyszło?
– Rodaki się poruszył. Ja też tam nie chorowałem. – znudzony nastolatek.
– A czego nie możesz zapomnieć o Anashie? Pędzisz?
– Nie rozumiem o co ci chodzi? Mówię, gówno i wytarłem mu tyłek dłonią…
– A czym jesteś taki wulgarny? Nie Kents, to samo z tobą, a termin… Dziesięć świeci.. Che nie śmieje się?
– Przynajmniej apchi. – dodał Harutun. – Plus – opór wobec władz.
Dzieciak się zarumienił.
– A czego w Kazachstanie nie postawili na Anashę? – Ottila zmieniła ton.
– Cóż, właściwie to sadzą, – Idot potarł nos. – ale pracowałem legalnie.
– Co jest legalne? apchi. – zaskoczył Harutun.
– Konopie zebrane? Ay! – Ottila ponownie uderzył młotkiem w ten sam palec.
– Jak to jest? Coś ty, apchi, doprowadzasz do bzdur, schmuck. – Uderzenie Arutuna.
– Gdzie go złapałeś? – błąd Klop. – daleko stąd?
– Nie, przez dom, w koszu. Apchi, a co najważniejsze, rośnie tam równomiernie, jak w ogrodzie.. Zasadziłeś, apchi, pies?
– Poczekaj, Harutun,.. chodź tu syudy? – rozkazał Klop.
Idot niechętnie się zbliżył.
– Usiądź. Ottila wskazał na pobliskie wiadro i odwrócił je, ale nie było dna. Idot usiadł.
– Wyciągnij do mnie ręce, dłonie w dół… Tutaj. Harutun, przynieś gazetę.
– Skąd? apchi.
– Zapytaj swoją żonę..
– Pisyunya, daj mi gazetę! apchi.
– Kto? Pisyunya?
– Apchi, apchi, apchi … – Harutun zmienił kolor na czerwony
Idot zachichotał.
– Z czego się śmiejesz? – Ottila odwrócił się do werandy. «Izolda, przynieś papier tutaj!»
– Weź to sam! Nie macocha dorastała! Izolda warknęła.
– Idź po to. – cicho wysłał kapral Klop. Harutun przyniósł gazetę w pół godziny, Ottila zdążyła wyrównać sto gwoździ.
– Co kurwa poszedłeś na śmierć? Chodź tutaj.
Ottila wziął gazetę i rozłożył ją na kowadle.
– Trzy. – zamówił błąd
– Cztery. – odpowiedział oszołomiony Idot.
– Co, cztery?
– Cóż, trzy – cztery – pięć…
Читать дальше