– Częściowa amnezja – stwierdził Jupiter, szczypiąc wargę. – To naturalna rzecz, gdy oberwie się w głowę. Czasem zapomina się kilka ostatnich dni czy nawet tygodni, czasem tylko kilka ostatnich minut. To wyraźnie nastąpiło w wypadku Boba. Kiedy wyrżnął głową w balkon, stracił pamięć o ostatnich trzech lub czterech minutach. Zazwyczaj taka pamięć wraca, ale nie zawsze.
– Tak, to na pewno to – westchnął Bob, obmacując guza na głowie. – Przypominam sobie mgliście, że biegałem po pokoju w poszukiwaniu dobrej kryjówki dla pająka. Byłem bardzo zdenerwowany, ale pamiętam, że pomyślałem, że na nic się zda ukrycie go pod dywanem, materacem lub w szafie, bo znajdą go tam natychmiast.
– Zupełnie naturalne byłoby, gdybyś go na mój widok schował do kieszeni – odezwał się Rudi. – Wtedy mógł się wyśliznąć, gdy spadłeś z liny.
– Równie dobrze mogłem go wciąż trzymać w ręce, gdy opuszczaliśmy pokój – powiedział Bob z nieszczęśliwą miną. – Potem jak szedłem po gzymsie, mogłem odruchowo otworzyć dłoń i go upuścić. Może upadł na gzyms, a może w dół na dziedziniec.
Zapadło milczenie.
– Jeśli spadł na dziedziniec – odezwał się wreszcie Rudi – znajdą go, a wtedy dowiemy się o tym. Jeśli nie znajdą…
Spojrzał na Elenę. Kiwnęła głową.
– Ludzie księcia Stefana nie przeszukają nawet waszego pokoju – powiedziała. – Pomyślą, że macie pająka ze sobą. Jeśli więc nie znajdą go na dziedzińcu, jutrzejszej nocy musimy wrócić i postarać się go znaleźć.
Trzej Detektywi spędzili długą noc w swej kryjówce na dachu. Nikt nie przeszukiwał tej części pałacu. Uznano za oczywiste, że zbiegli w dół. Przemyślnie zwieszona lina i chusteczka Jupitera, znaleziona przy zejściu do piwnicy, skierowała pościg na mylny trop.
Po odejściu Rudiego i Eleny, Pete, Bob i Jupiter wyciągnęli się na drewnianych ławach. Mimo niewygodnego legowiska i wieczornych emocji, zapadli w sen i spali doskonale.
Pete obudził się wraz ze wschodem słońca, ziewnął i przeciągnął się. Jupiter już nie spał. Gimnastykował się, by rozprostować zesztywniałe mięśnie. Pete odszukał swoje buty, włożył je i wstał. Bob spał ciągle głęboko.
– Zdaje się, że mamy ładny dzień – powiedział Pete, wyglądając przez szparę wąskiego okna wartowni. – Ale chyba nie zanosi się na to, żebyśmy dostali jakieś śniadanie. Albo obiad czy kolację. Czułbym się o wiele lepiej, gdybym wiedział, kiedy coś zjem.
– Ja czułbym się o wiele lepiej, gdybym wiedział, jak się stąd wydostaniemy – odparł Jupiter. – Zastanawiam się, co planuje Rudi.
– A ja się zastanawiam, czy po obudzeniu Bob będzie pamiętał, co zrobił ze srebrnym pająkiem.
W tym momencie Bob usiadł i zamrugał powiekami.
– Gdzie jesteśmy? – zapytał i dotknął tyłu głowy. – Oj, boli. Teraz pamiętam.
– Pamiętasz, co zrobiłeś ze srebrnym pająkiem?! – Pete rzucił się w jego stronę.
Bob potrząsnął głową.
– Pamiętam, gdzie jesteśmy i jak nabiłem sobie guza. To znaczy pamiętam, coście powiedzieli o tym, jak się to stało. To wszystko.
– Nie zaprzątaj sobie teraz tym głowy – powiedział Jupiter. – Trzeba poczekać. Może pamięć sama ci wróci.
– Och! – wykrzyknął stojący przy oknie Pete. – Ktoś wychodzi na dach. Patrzy w tę stronę.
Wszyscy trzej stłoczyli się przy oknie. W drzwiach wiodących na dach stał dziwnie przygarbiony mężczyzna w workowatym, szarym ubraniu i wielkim fartuchu. Niósł miotłę, kubeł i szmatę. Rozejrzał się ukradkiem, odłożył swój ekwipunek i przemknął się do wartowni.
– Wpuść go, Pete – powiedział Jupe. – To nie jest gwardzista i najwyraźniej wie, że tu jesteśmy.
Pete odblokował drzwi. Mężczyzna wśliznął się do środka i odetchnął z ulgą.
– Czekajcie – powiedział po angielsku, z obcym akcentem – upewnijmy się, że nikt nie szedł za mną.
Obserwowali dach przez kilka minut, nikt jednak się nie zjawił. Wtedy wszyscy się odprężyli.
– Dobrze – powiedział mężczyzna. – Jestem sprzątaczem. Przekradłem się tu na górę. Mam wiadomość od Rudiego. Pyta, czy ktoś o imieniu Bob pamięta.
– Powiedz mu, że nie – odrzekł Jupiter. – Bob nie pamięta.
– Powiem. Rudi prosił, żebyście byli cierpliwi. Kiedy już będzie zupełnie ciemno, przyjdzie. Tymczasem tu macie jedzenie.
Sięgnął do kieszeni swego przepastnego fartucha i wydobył kanapki, trochę owoców i plastykowy pojemnik z wodą.
Chłopcy ochoczo odebrali od niego prowiant. Mężczyzna nie zwlekał dłużej.
– Muszę spieszyć z powrotem. Wielkie poruszenie na dole. Bądźcie cierpliwi i niechaj książę Paul ma w opiece was i naszego księcia – powiedział i odszedł spiesznie.
Pete łakomie zabrał się do kanapki.
– Musimy racjonować jedzenie, żeby nam starczyło na cały dzień – zauważył Jupe, podając kanapkę Bobowi.
– Zwłaszcza wodę. Co za szczęście, że Rudi i Elena mają przyjaciół w pałacu.
– To nasze szczęście – powiedział Bob.
– Co to Rudi mówił wczoraj o organizacji bardów, wspierającej księcia Djaro? Głowa mnie tak bolała, że nie słuchałem uważnie.
– Część już wiesz – odparł Jupiter między jednym kęsem a drugim. – Ale ci powtórzę. Ojciec Rudiego i Eleny był premierem rządu ojca Djaro i jest potomkiem owej rodziny bardów, która ocaliła księcia Paula. Kiedy książę Stefan został regentem, zmuszono ojca Rudiego do przejścia na emeryturę. Miał wiele podejrzeń co do osoby księcia Stefana i zaczął tworzyć tajną organizację, skupiającą wszystkich ludzi lojalnych wobec księcia Djaro. Zadaniem ich jest śledzenie poczynań księcia Stefana, nazywają się Partią Bardów. Partia ma swych ludzi nawet wśród straży przybocznej i oficerów. Zapewne służący, który przyniósł nam jedzenie, jest jednym z nich. Zeszłego wieczoru Bardowie, należący do załogi pałacu, dowiedzieli się o planach aresztowania nas i donieśli o tym ojcu Rudiego. Rudi i Elena przystąpili natychmiast do akcji i na czas przybyli nam z pomocą. Jak pamiętasz, jako dzieci oboje mieszkali w pałacu i poznali go od piwnic po dach. Znają tajemne przejścia, tunele i kanały, o których nikt inny nie wie. Tak więc mogą wchodzić do pałacu i wychodzić nie zauważeni. Pamiętasz? Djaro mówił nam, że pałac zbudowano na ruinach starego zamku.
– Wszystko pięknie – przerwał Pete – ale na razie tkwimy na szczycie pałacu. Myślisz, że Rudi i Elena naprawdę będą w stanie nas stąd wyprowadzić w nocy? Jeśli oczywiście nikt nas tu wcześniej nie przyłapie.
– Rudi i Elena wierzą, że im się uda. Myślę, że wciągną w to jeszcze kilku Bardów. Musimy się stąd wydostać. Trzeba dostarczyć do ambasady amerykańskiej taśmę, którą ci dałem. To ważny dowód rzeczowy.
– Czułbym się o wiele lepiej, gdybym był Jamesem Bondem – mruknął Pete. – On znajduje wyjście z każdej sytuacji. Ale nie jestem nim i ty też nie. Mam dziwne uczucie, że to wszystko nie pójdzie tak gładko, jak się Rudiemu zdaje.
– Musimy robić, co w naszej mocy – powiedział Jupe. – Żeby pomóc Djaro, a w końcu po to tu przyjechaliśmy, trzeba się najpierw stąd wydostać. Na razie nie możemy zrobić nic, dopóki znowu nie otrzymamy wiadomości od Rudiego i Eleny. A tak na marginesie, Drugi, czy wiesz, że już zjadłeś śniadanie i jesteś w połowie obiadu?
Pete szybko odłożył kanapkę, którą właśnie zamierzał ugryźć.
– Dzięki, że mi przypomniałeś. Nie znoszę być bez obiadu. Zapowiada się długi dzień.
Читать дальше