Alfred Hitchcock
Tajemnica Magicznego Kręgu
PRZYGODY TRZECH DETEKTYWÓW TOM 27
The Mystery of the Magic Circle
Carey Mary Virginia
Przełożyła: ANNA IWAŃSKA
Słowo od Alfreda Hitchcocka
Witajcie, miłośnicy niezwykłych opowieści! Z wielką przyjemnością przedstawiam wam kolejną przygodę Trzech Detektywów – moich nieustraszonych przyjaciół, którzy specjalizują się w rozwiązywaniu tajemniczych zagadek, im dziwniejszych, tym bardziej przez nich pożądanych. Tym razem młodzi detektywi natkną się na pewną czarownicę, która żyjąc w odosobnieniu odprawia sekretne obrządki i rozmyśla nad wydarzeniem sprzed wielu lat. Czy był to tylko przypadek? Niektórzy mówią o morderstwie dokonanym przy pomocy czarów.
Jeśli spotkaliście już Trzech Detektywów, możecie sobie darować dalszy ciąg wstępu. Jeśli nie, pozwólcie mi powiedzieć sobie o nich nieco. Jupitera Jonesa jedni nazywają zażywnym, inni grubym. Ale wszyscy są zgodni w opinii, że jest mistrzem dedukcji. Jego pasja rozwiązywania zagadek wpędza często chłopców w rozmaite niebezpieczeństwa. Jego dociekliwość czasami kosztuje wiele nerwów Pete'a Crenshawa, drugiego detektywa, ale zawsze można liczyć, że opanuje on swoje obawy i przyjdzie z pomocą towarzyszowi. Pete jest najroślejszy i najsprawniejszy fizycznie z całej trójki. Bob Andrews wspiera zespół swym talentem do dokonywania analiz i do zbierania informacji. Prowadzi także dokumentację wszystkich spraw. Chłopcy mieszkają w Kalifornii, w mieście Rocky Beach, leżącym na wybrzeżu oceanu, w pobliżu Hollywoodu.
Jeśli się dziwicie, skąd ja się tu wziąłem, poinformuję was krótko, że jestem reżyserem filmów-dreszczowców i miałem szczęście spotkać się z młodymi detektywami przy badaniu pewnej sprawy. Kiedy ją wyjaśnili, zacząłem prezentować ich przygody. A teraz zabierzcie się do historii o współczesnym czarnoksięstwie. Jeśli, podobnie jak ja, nie wierzycie w czary, czeka was tym większa niespodzianka.
Alfred Hitchcock
– Co tu właściwie robicie, chłopcy? – zapytał Horace Tremayne.
Stał w drzwiach sekretariatu wydawnictwa Amigos Press i patrzył groźnie na Jupitera Jonesa, Boba Andrewsa i Pete'a Crenshawa.
– Co tu robimy? – powtórzył Pete. – Sortujemy listy.
– Nie opowiadaj! – napadł na niego Tremayne. Jego twarz, zazwyczaj miła, przybrała srogi wyraz. – To bezczelność udawać pomoc biurową, gdy faktycznie jest się prywatnym detektywem!
Po tych słowach Tremayne, młody wydawca, zwany przez współpracowników Beefy, rozpogodził się i zaczął chichotać.
– Jesteście detektywami, prawda?
– Och, ale mnie przestraszyłeś! – powiedział Pete.
Bob się uśmiechnął.
– Niewiele pracy mają detektywi tego lata. Chcieliśmy zdobyć trochę doświadczenia w biurze.
– W jaki sposób się o nas dowiedziałeś? – zapytał Jupiter ze zdziwieniem.
– Zeszłego wieczoru pojechaliśmy z wujem Willom wynajętą limuzyną na premierę w Hollywoodzie – odparł Tremayne. – Był to zdobny złoceniami rolls-royce, z brytyjskim kierowcą o nazwisku Worthington.
– Rozumiem – roześmiał się Jupe.
Worthington był starym przyjacielem. Jakiś czas temu Jupe brał udział w konkursie, ufundowanym przez agencję “Wynajmij auto i w drogę” i wygrał użytkowanie złoconego rollsa przez trzydzieści dni. Worthington woził wtedy chłopców i zafascynowała go ich praca detektywów.
– Worthington zaczął mi opowiadać o swoich stałych klientach i wymienił wasze nazwiska – wyjaśnił Beefy. – Kiedy usłyszał, że zatrudniam was przez wakacje, powiedział, że nie zaznam wiele spokoju. Gdziekolwiek jesteście, pojawiają się kłopoty.
– One się nie pojawiają tak po prostu – powiedział Pete – Jupe je prowokuje.
– A potem wszyscy razem staramy się je usunąć – dodał Bob.
Jupiter wyjął z portfela kartę wizytową i podał ją Beefy'emu. Głosiła co następuje:
TRZEJ DETEKTYWI
Badamy wszystko
Pierwszy Detektyw…. Jupiter Jones
Drugi Detektyw… Pete Crenshaw
Dokumentacja i analizy…. Bob Andrews
– Bardzo profesjonalna wizytówka – powiedział Beefy. – Co oznaczają znaki zapytania?
Zażywny Pierwszy Detektyw wyglądał na zadowolonego. Ludzie zawsze pytali go o znaki zapytania.
– Są powszechnym symbolem nieznanego – odparł. – Nieznane jest zawsze intrygujące.
– Słusznie – przyznał Beefy. – Jeśli będę kiedyś potrzebować prywatnych detektywów, zgłoszę się do was. Worthington mówi, że jesteście bardzo dobrzy.
– Zdołaliśmy rozwiązać wiele interesujących spraw – powiedział Jupe. – Myślę, że podstawą naszych sukcesów jest wiara, że niemal wszystko może się zdarzyć.
– Chcesz powiedzieć, że jesteście dość młodzi, żeby nie mieć uprzedzeń – skomentował Beefy. – Szkoda, że nie ma tu nic do wyjaśnienia… poza tym, dlaczego kawa z automatu jest taka nędzna!
Dobiegł ich odgłos kroków. Beefy cofnął się na korytarz i spojrzał w stronę wejścia do budynku.
– Wuju Willu! – zawołał. – Co cię zatrzymało tak długo?
W chwilę później do Beefy'ego podszedł wysoki, chudy i jasnowłosy mężczyzna z małym wąsikiem. Był to pan William Tremayne. Wyglądał jak zwykle bardzo elegancko. Nosił beżowe spodnie i lnianą marynarkę koloru kakaowego. Zajrzał do sekretariatu, ale nie raczył odezwać się do chłopców.
– Zostawiłem samochód w warsztacie i nie mieli dla mnie zastępczego – odpowiedział bratankowi. – Musiałem wezwać taksówkę. To takie męczące. Nie, doprawdy, te sprawy nie są należycie zorganizowane w dzisiejszych czasach.
– Chyba nie – powiedział Beefy z właściwą sobie pogardą. – Ach, wuju, dziś właśnie Marvin Gray przynosi maszynopis. Czy chcesz się z nim widzieć?
– Marvin Gray? – William Tremayne zdawał się tyleż znudzony, co zdziwiony.
– Och, daj spokój, wuju. Pamiętasz go przecież! Zajmuje się sprawami finansowymi Madeline Bainbridge. Uzgadnia z nami warunki umowy na wydanie jej książki.
– Ach tak, ten szofer.
– Był kiedyś szoferem – w głosie Beefy'ego pobrzmiewała irytacja, ale wziął głęboki oddech i mówił dalej spokojnie – a teraz prowadzi sprawy finansowe Madeline Bainbridge. Tekst, który przynosi, może być świetny. Madeline Bainbridge znała wszystkie znaczące osobistości w Hollywoodzie w czasach, gdy sama była gwiazdą. Zobaczysz, co się będzie działo, gdy rozniesie się, że wydajemy jej wspomnienia!
– Jesteś pewien, że to wzbudzi sensację? – powiedział William Tremayne wzgardliwie. – Nie rozumiem tej fascynacji byłymi aktorami, ale nie ma powodu, żebyśmy nie zarobili na tym pieniędzy.
– Bainbridge nie jest tylko byłą aktorką.
– A czym? Nie grała w żadnym filmie od trzydziestu lat.
– Jest legendą – oświadczył Beefy.
– Co to za różnica? – William Tremayne odwrócił się i odszedł, nie czekając na odpowiedź. Po chwili jego kroki zadudniły na schodach wiodących na piętro, gdzie miał swój gabinet. Beefy stał z nieszczęśliwą miną, co przytrafiało mu się często po rozmowie z wujem.
– Czy poznałeś Madeline Bainbridge? – zapytał go Jupe.
Beefy zamrugał oczami.
– Słyszałeś o niej?
– Przerabiałem kurs z dziedziny teatru i filmu. Czytałem o niej. Była piękną kobietą i zapewne dobrą aktorką. Oczywiście trudno to ocenić, skoro nigdy nie wyświetla się jej filmów w kinie ani w telewizji.
Читать дальше