Stanisław Supłatowicz - Ziemia Słonych Skał

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Supłatowicz - Ziemia Słonych Skał» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1958, Издательство: Czytelnik, Жанр: Приключения про индейцев, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ziemia Słonych Skał: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziemia Słonych Skał»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

„Ziemia Słonych Skał” (napisana wspólnie z Jerzym Broszkiewiczem; pierwsze wydanie w 1958 r.) to autobiograficzna opowieść o dzieciństwie spędzonym wśród Indian, w puszczy u podnóża Gór Skalistych. Autor opisuje zwyczaje związane z wychowaniem i przygotowaniem chłopca do życia indiańskiego wojownika: lekcje jazdy konnej, polowania, poznawanie praw natury, zdobywanie własnego imienia. W tekście zawarte są fragmenty autentycznych pieśni indiańskich.

Ziemia Słonych Skał — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziemia Słonych Skał», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Stanąłem tuż obok Tanto. U stóp głazu między nim a skalną ścianą była dość szeroka szczelina, w której wygodnie mogłem się zmieścić.

Tanto wyrąbał już trzy stopnie i wspiął się ku górze na wysokość człowieka. Wybijał właśnie czwarty, uczepiony skały jak dzięcioł drzewa, gdy nagle wzniosłem wzrok wyżej, ponad jego głowę.

Krzyknąłem:

— Schodź, Tanto! Schodź na dół.

Na szczęście zaufał mi. Bez chwili namysłu osunął się ku mnie i podparty moją dłonią, nie tracąc dzięki temu równowagi, od razu wcisnął się w szczelinę pomiędzy ścianą Skały Orłów a krawędzią głazu. Skuliliśmy się w niej. Nad naszymi zaś głowami zaczął coraz głośniej huczeć głos obudzonej lawiny.

W tej bowiem chwili, w której uniosłem wzrok ku górze, ujrzałem, jak powoli, lecz nieubłaganie załamuje się śnieżny nawis, jak osuwa się ponad głazem, jak uderzenie wiatru porywa obłok białego pyłu, jak strumienie śniegu zaczynają spływać nad nasze głowy… Ogarnęła nas ciemność. Jak długo to trwało? Nie potrafię wam powiedzieć. Nie myślałem o niczym, niczego nie widziałem. Nie od razu też zrozumiałem, że chroni nas właśnie ów głaz, który wydawał się być przeszkodą nie do przebycia. Znaleźliśmy się nagle w sercu huczącej, czarnej jak noc burzy, słyszeliśmy, jak nad naszymi głowami przetacza się łoskot, niczym grzmot wielkiego wodospadu. A przecież nie porwał nas zwał śnieżnej lawiny, nie zdusił oddechem. Grzmot przetoczył się ku dołowi, opadł w dolinę.

— Tanto — szepnąłem.

Jego głos brzmiał donośnie. Była w nim niezmierna powaga.

— Dzięki ci, ojcze Owases — powiedział.

Pogłos lawiny zamierał w dolinie. Wysunęliśmy się ze szczeliny skalnej. Nawis znad żlebu znikł. Sam żleb, wymieciony ze śnieżnego puchu, ukazywał swe kamieniste dno.

Teraz mogliśmy ominąć głaz. Tanto ruszył przodem.

Ja jeszcze na chwilę musiałem się zatrzymać, by poprawić obluzowane karpie. Tanto znikł za głazem i wtedy usłyszałem jego wołanie: — Sat-okh! Sat-okh!

Zamarłem w bezruchu. Ale nie z przerażenia czy słabości. Po prostu po głosie brata, po dźwięczącej w nim niezmiernej radości zrozumiałem, że Tanto stoi już na przełęczy, że przed jego oczami otwiera się obraz wolnego świata, szeroki jak puszcza, srebrny od pokrytych lodem jezior i rzek, rozjaśniony białym blaskiem śniegu niby uśmiechem młodej dziewczyny.

— Nigdy nie słyszałem piękniejszej pieśni niż głos Tanto owego dnia, na przełęczy pod Skałą Orłów.

Po chwili stałem już obok niego.

Wokół nas szalał wiatr. Przed nami zaś łagodne, śnieżne zbocze opadało ku Kanionowi Milczących Skał. Za następnym zaś niewysokim, kopiastym łańcuchem zalesionych wzgórz widzieliśmy puszczę, naszą puszczę, ojczyznę wolnych ludzi. Naszą ojczyznę.

Dzięki ci, ojcze Owases!

Czy opowiadać wam o dwu następnych dniach drogi do Niedźwiedziego Jeziora?

Kiedy dziś usiłuję ją sobie przypomnieć, niewiele właściwie poza uczuciem ogromnej radości potrafię wywołać z pamięci. Mieliśmy wprawdzie za sobą dopiero część wielkiego zadania. Musieliśmy dbać o to, by nie wpaść w ręce białych, by zgubić swe ślady, a przynajmniej ukryć ich właściwy kierunek.

A poza tym: jak przyjmie nas Handlarz? Czy pomoże? Czy nie ulęknie się ludzi Wap-nap-ao i zemsty białych władców? My zaś — czy zdołamy powrócić do Doliny Słonych Skał z ratunkiem? Czy w powrotnej drodze złe duchy przełęczy nie zemszczą się tym okrutniej za pierwsze nad nimi zwycięstwo?

Wszystko to prawda. Podobne myśli przebiegały nam przez głowę. I dziś już dobrze pojmuję, że przejście przełęczy było zaledwie początkiem, pierwszym zwycięstwem w długiej i niebezpiecznej walce. Ale wtedy? Wtedy wydawało się nam, że zrobiliśmy, co było można. Uwierzyliśmy w opiekę Owasesa — w to, że jego opiekuńczy duch towarzyszyć nam będzie we wszystkich najcięższych poczynaniach. Byliśmy pewni, że jeśli udało się nam przekroczyć ów kamienny próg pod Skałą Orłów, to wszystko inne będzie już łatwe, jak łowy na młodego niedźwiadka. I właśnie dlatego, poza owym szczęśliwym poczuciem towarzyszącego nam zwycięstwa, niewiele z drogi do Niedźwiedziego Jeziora zdołałem spamiętać.

Trwała ona dwa dni. Spaliśmy i odpoczywaliśmy tylko raz, i to bardzo niedługo. Ostatni dzień i noc szliśmy wśród śnieżycy. Tego dnia Tanto zabił nożem wściekłego wilka-samotnika. Mnie udało się pod wieczór ustrzelić dwa tłuste króliki.

Pierwszej nocy drzewo, na którym spaliśmy, okrążyły wilki, ale na szczęście posłyszały w północnej stronie inny łowiecki zew i pognały za nim. Drugiej nocy podczas śnieżnej zawiei zgubiliśmy drogę i do świtu błądziliśmy wśród puszczy, daremnie szukając koryta małej rzeczki spływającej do Niedźwiedziego Jeziora. Odnaleźliśmy je dopiero o świcie.

I wreszcie pod wieczór trzeciego dnia stanęliśmy na północnym skraju jeziora. W szybkim, zimowym mroku rozbłysło na przeciwległym jego brzegu drobne czerwonawe światełko.

Tanto kazał mi czekać na siebie. Musiał sprawdzić, czy Handlarz jest sam — czy nie ma u niego ludzi Wap-nap-ao.

Gdy wrócił, była już noc. Ja zaś, czekając nań, po prostu usnąłem. I chyba spałem idąc do domu Handlarza, spałem witając go, spałem jedząc pierwszy od czterech dni gorący posiłek. Nic bowiem z tego Wszystkiego nie pamiętam. Nic poza drobno prószącym śniegiem i nocną ciemnością, z której mruga do mnie drobne czerwonawe światło — jak blask gwiazdy, którą Key-wey-keen strącił na ziemię.

Śniegi odkryły stare ścieżki myśliwskie,
Same zaś spłynęły do szumiących rzek.
Kuniu-orzeł rozpostarł skrzydła.
Lot swój skierował w stronę chmur.
Ostrzę swój nóż i kołczan napełniam strzałami.
Świeże mięso zapachnie dziś.

(z pieśni myśliwskich)

Po dziś dzień nie rozumiem, dlaczego handlowego agenta znad Niedźwiedziego Jeziora nazywano Tłustym Handlarzem. Metys Roger — syn kanadyjskiego Francuza i Indianki z plemienia Cree — chyba nigdy w życiu nie mógł być mężczyzną tak otyłym, jak choćby ci dwaj biali, którzy odwiedzili kiedyś nasz obóz z Wap-nap-ao. Teraz zaś był już starym człowiekiem. I gdyby nie Tanto, który poznał go wcześniej, nie uwierzyłbym, że ów chudy, pochylony w ramionach, milczący człowiek o czarnych indiańskich oczach i włosach płowych jak zmieszany z popiołem rzeczny piasek jest właśnie Tłustym Handlarzem. Gdyby nie barwa włosów i okalający brodę wielodniowy zarost, można by go wziąć za człowieka naszej krwi. A nawet — kogóż to on mi w pierwszej chwili tak bardzo, tak natrętnie przypominał? Czy wiecie kogo? Owasesa! Tak, miał podobnie jak nasz nauczyciel wąskie, nieruchome usta i głęboko zapadnięte, surowe oczy.

Nie podzieliłem się tą myślą z bratem. Uznałem ją za obrazę pamięci najdzielniejszego i najmądrzejszego z Szewanezów. Ale nie mogłem jej jednak odpędzić. I chyba dzięki temu — choć nienawidziłem wszystkich białych jak pomiotu jadowitej żmii — łatwiej mi było wierzyć, że Handlarz nie gotuje nam zdrady i nie odda w ręce Wap Lnap-ao, łatwiej mi było mu zaufać, choć nadeszły i takie chwile, w których po raz pierwszy od wyjścia z Doliny Słonych Skał utraciłem wszelką nadzieję.

Tanto początkowo też nie ufał Handlarzowi. Pierwszego wieczoru, którego ja w ogóle nie zdołałem zapamiętać, jego też pokonało zmęczenie. Powiedział Handlarzowi tylko tyle, że uciekliśmy z doliny, którą zamknął Wap-nap-ao ze swymi ludźmi. Nie przyznał się ani do tego, że mamy ze sobą naramienniki z żółtego żelaza, ani też nie wspomniał o celu naszej ucieczki. Postanowił to uczynić dopiero następnego dnia rano. Jak mi później wyznał, bał się, że Handlarz, korzystając z naszego zmęczenia i senności, zechce nas obrabować. Do snu zaś ułożył się przy samych drzwiach — tak by nikt nie mógł wyjść ani wejść do domu bez jego wiedzy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ziemia Słonych Skał»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziemia Słonych Skał» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Stephen Baxter - Firma Szklana Ziemia
Stephen Baxter
Stanisław Lem - Pokój na Ziemi
Stanisław Lem
John Flanagan - Ziemia skuta lodem
John Flanagan
Andrzej Ziemiański - Przesiadka W Piekle
Andrzej Ziemiański
Andrzej Ziemiański - Achaja – Tom II
Andrzej Ziemiański
Andrzej Ziemiański - Zapach Szkła
Andrzej Ziemiański
Andrzej Ziemiański - Toy Toy Song…
Andrzej Ziemiański
Andrzej Ziemiański - Achaja – Tom III
Andrzej Ziemiański
Andrzej Ziemiański - Achaja – Tom I
Andrzej Ziemiański
Władysław Stanisław Reymont - Ziemia obiecana
Władysław Stanisław Reymont
Władysław Stanisław Reymont - Ziemia obiecana, tom drugi
Władysław Stanisław Reymont
Władysław Stanisław Reymont - Z ziemi chełmskiej
Władysław Stanisław Reymont
Отзывы о книге «Ziemia Słonych Skał»

Обсуждение, отзывы о книге «Ziemia Słonych Skał» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x