Lecz Chauvelin nie czekał już dłużej. Jedno tylko zdanie z tego ważnego dokumentu dźwięczało mu w uszach: "Będę czekał w zatoce naprzeciw "Burego Kota" koło Calais". Te słowa mogły mu jeszcze przynieść zwycięstwo.
– Który z was zna dokładnie wybrzeże? – krzyknął do żołnierzy, którzy powrócili z bezcelowego pościgu i stali znów koło chaty.
– Ja, obywatelu – rzekł jeden z nich – urodziłem się w Calais i znam dokładnie każdy kamień wybrzeża.
– Jest tu podobno mała przystań naprzeciwko "Burego Kota"?
– Tak, obywatelu, znam ją dobrze.
– Anglik zamierza tam dotrzeć i nie zna z pewnością każdego kamienia wybrzeża. Może nie obierze najkrótszej drogi. W każdym razie będzie szedł bardzo ostrożnie z obawy przed patrolami. Tysiąc franków dla tego, kto dotrze do przystani, zanim zjawi się tam długonogi Anglik.
– Znam ścieżkę, prowadzącą wprost jak strzelił do zatoki – rzekł żołnierz z radością i skoczył naprzód, otoczony towarzyszami.
Po kilku minutach kroki ich umilkły w oddali. Chauvelin nadsłuchiwał przez chwilę. Był pewien, że obietnica tak hojnej nagrody wzmoże zapał żołnierzy republikańskich. I znów wyraz nienawiści i triumfu zabłysnął w jego oczach.
U jego boku stał wyprostowany Desgas, czekając na dalsze polecenia, a dwaj żołnierze klęczeli koło leżącej Małgorzaty. Chauvelin rzucił sekretarzowi złowrogie spojrzenie. Jego wspaniale obmyślone plany zawiodły i wynik całej akcji był problematyczny. Prawdopodobnie "Szkarłatny Kwiat" wymknie się znowu, a Chauvelin z wściekłością szukał kogoś, na kim mógłby wywrzeć zemstę.
Żołnierze trzymali mocno związaną Małgorzatę, choć biedaczka nie stawiała najlżejszego oporu. Opuściły ją resztki sił i opadła zemdlona na ziemię. Jej oczy, otoczone sinymi kręgami, świadczyły o długich, bezsennych nocach. Na skroniach miała zlepione włosy a boleśnie skrzywione usta zdradzały dotkliwy ból fizyczny.
Wytworna i modna lady Blakeney, podbijająca Londyn urodą, dowcipem i zbytkiem, przedstawiała tragiczny obraz cierpiącej istoty i zapewne wzbudziłaby litość w każdym przechodniu, lecz nie w sercu przeciwnika, zawiedzionego w zemście.
– Nie ma sensu pilnować dłużej tej na pół żywej kobiety – odezwał się z pogardą do żołnierzy. – Pozwoliliście uciec pięciu ludziom żywym i zdrowym.
Żołnierze posłusznie podnieśli się z ziemi.
– A teraz odszukajcie ścieżkę, którą przyszliśmy tutaj, i pozostawiony na drodze wózek.
Nagle przyszła mu do głowy radosna myśl.
– Gdzie jest Żyd?
– Niedaleko, obywatelu – rzekł Desgas. – Według twego rozkazu związałem go i zakneblowałem mu usta.
Jakby na potwierdzenie tego oświadczenia Chauvelin usłyszał w pobliżu cichy jęk. Podążył za sekretarzem i zobaczył leżącego ze związanymi nogami i zakneblowanymi ustami nieszczęśliwego potomka Izraela. Twarz jego w srebrnym blasku księżyca wydawała się zastygła z przerażenia. Oczy miał szkliste, szeroko rozwarte, trząsł się na całym ciele jak w febrze, a z jego zsiniałych ust wydobywał się rozdzierający jęk. Sznur, którym go spętano, obsunął się z jego ramion i rąk, ale Żyd widocznie nie zauważył tego, gdyż nie uczynił najmniejszego wysiłku, aby uciec z miejsca, gdzie go Desgas związał i zostawił.
– Przyprowadź mi tu tę tchórzliwą bestię – rozkazał Chauvelin.
Dyszał wściekłością i nie mogąc jej wyładować na żołnierzach, którzy zawinili jedynie zbytnią gorliwością, uznał, że syn tej przeklętej rasy ma odpokutować za wszelkie porażki i nieporozumienia.
Z właściwą Francuzom pogardą dla Żyda, pogardą, która przetrwała wieki aż do obecnej doby, nie chciał się zbliżyć do niego, odczuwając wstręt i obrzydzenie. I gdy żołnierze przyprowadzili mu starca i postawili go przed nim w świetle księżyca, Chauvelin rzekł z gorzką ironią:
– Spodziewam się, że jako Żyd masz dobrą pamięć i nie zapomniałeś o naszej umowie.
– Odpowiadaj! – krzyknął, gdy Rosenbaum ze strachu nie mógł wykrztusić słowa.
– Tak, wasza wysokość -wyjąkał biedak trwożnie.
– Pamiętasz zatem o ugodzie, którą zawarliśmy w Calais, gdy podjąłeś się wyprzedzić Rubena Goldsteina, jego szkapę i mego przyjaciela Anglika.
– Ale, wasza wysokość…
– Nie ma tu żadnego ale. Zapytuję, czy pamiętasz?
– Taaak… wasza miłość…
– Jaki był układ?
Zapanowało grobowe milczenie. Nieszczęśliwy Żyd rozglądał się dokoła, patrzył na skały zalane księżycowym światłem, na rubaszne twarze żołnierzy i na biedną, omdlałą postać kobiecą, leżącą tak niedaleko, ale nie odrzekł ani słowa.
– Czy odpowiesz wreszcie?
Usiłował przemówić, ale nie mógł, wiedząc czego należy się spodziewać od owego bezlitosnego człowieka.
– Wasza wysokość… – szepnął błagalnie.
– Wobec tego, że trwoga sparaliżowała ci język – rzekł sarkastycznie Chauvelin – muszę ci teraz odświeżyć pamięć. Ułożyliśmy się, że jeżeli dopędzisz mego przyjaciela, dostaniesz 10 sztuk złota.
Cichy jęk wydobył się z drżących ust starca.
– Zaznaczyłem – dodał Chauvelin z naciskiem – że jeżeli mnie zawiedziesz, otrzymasz porządne kije, które oduczą cię kłamstwa raz na zawsze.
– Nie skłamałem, wasza wysokość, przysięgam na Abrahama…
– I na wszystkich patriarchów, nieprawdaż? Niestety, według waszych wierzeń znajdują się oni jeszcze w otchłaniach, skąd w obecnej sytuacji nie mogą ci pomóc. Słowem, nie dotrzymałeś swoich zobowiązań, ale ja jestem gotów dotrzymać swoich.
– Hej, ludzie! – zawołał, zwracając się do żołnierzy – wygarbujcie pasami grzbiet tego przeklętego Żyda!
Żołnierze posłusznie zaczęli zdejmować ciężkie, skórzane pasy, a Rosenbaum krzyczał tak przeraźliwie, że głos ten mógł z pewnością wywołać z otchłani wszystkich patriarchów, aby bronili potomka Izraela przed okrucieństwem władz francuskich.
– Sądzę, że mogę się spuścić na was, obywatele żołnierze? -zaśmiał się szyderczo Chauvelin
– że wymierzycie temu staremu kłamcy najstraszliwszą karę, jaką kiedykolwiek otrzymał. Ale nie zabijcie go – dodał sucho.
– Słuchamy – odpowiedzieli żołnierze jak zwykle niewzruszeni i posłuszni.
Chauvelin wiedział, że mógł liczyć na swoich ludzi, którzy rozdrażnieni jego wymówkami i gniewem szukali sposobności wywarcia na kimś swej zemsty.
– Gdy ten tchórz otrzyma chłostę – rzekł do Desgasa – żołnierze zaprowadzą nas do wózka i jeden z nich zawiezie nas z powrotem do Calais. Żyd i ta kobieta mogą się wzajemnie pocieszać – dodał twardo – póki nie przyślemy kogoś po nich w ciągu dnia. Nie mogą uciec zbyt daleko w stanie, w jakim się obecnie znajdują.
Chauvelin nie dał za wygraną. Wiedział, że żołnierze nie zaniedbają niczego wobec przyrzeczonej nagrody. Ten zagadkowy "Szkarłatny Kwiat", otoczony trzydziestoma ludźmi, nie mógł przecież umknąć po raz drugi. Ale mimo wszystko Chauvelin stracił pewność siebie. Zuchwalstwo Anglika pobiło go, a głupota żołnierzy i rozpaczliwe krzyki kobiety pokrzyżowały jego plany. Wszak byłby dopiął celu, gdyby Małgorzata nie weszła mu w drogę i gdyby straż okazała odrobinę sprytu… Chauvelin zasępił się głęboko, przeklinając żołnierzy, Anglika i szaloną lady Blakeney.
Cicha noc, pogodna i milcząca, przesycona wonią morza, oblana jasnym blaskiem księżyca, mimo szumu srebrzystych fal, tchnęła spokojem i urokiem, a Chauvelin przeklinał ją jako noc swej klęski, którą mu zadał długonogi angielski intrygant.
Читать дальше