Znika.
Dulski chwilę stroi się przed lustrem, wreszcie wychodzi. Hesia biegnie natychmiast do pieca, włazi na krzesło i kradnie cygaro.
Wchodzi Mela, ubrana jak Hesia, jest blada i chora. Zatrzymuje się we drzwiach, po czym biegnie ku Hesi, która pokazuje jej język i ucieka ku kanapie.
MELA
Hesiu! Pokaż, coś ty wzięła?
HESIA
No, cygara… Wielka afera!
MELA
Ukradłaś?
HESIA
Och!… Przed chwilą ojciec kradł także. Jak taki kamienicznik może to robić, czemu ja nie mogę?
MELA
Po co tobie cygara?
HESIA
Po co? Wy-pa-lę.
MELA
Och! Kiedy?
HESIA
Jak będzie galówka. A potem pojadę!
MELA
Gdzie?
HESIA
Nad Bałtyk. Albo nie, dam cygaro kochankowi kucharki. Powiadam ci, widziałam go. Jest pucerem. No, rozumiesz, u lejtnanta… bardzo, bardzo…
MELA
Jak ty możesz się przyglądać takim?
HESIA
Czemu, czemu?… Cóżeś taka blada?
MELA
Głowa mnie strasznie boli.
HESIA
Może i ty buchnęłaś cygaro?
MELA
Och, nie!… Ja ciągle jestem taka słaba, tylko bym spała.
HESIA
Lepiej spróbuj ze mną chassés, moja złota, ja ciągle zapominam, z której nogi, moja droga, znów ten nauczyciel będzie mnie wstydził… Masz, rozwiązał mi się pantofel… Hanka! Hanka!
Wchodzi Hanka, blada, zmieniona.
Mela, Hesia, Hanka.
HESIA
Zawiąż trzewik! Cóż znów, i ty jesteś chora? Patrz, Mela, jak ta wygląda.
HANKA
Panience się tylko zdaje.
HESIA
Ale – ledwo się włóczysz… A teraz możesz iść!
Hanka wychodzi. Hesia kręci głową.
MELA
To nic dziwnego. Ja wiem, dlaczego ona taka zmieniona.
HESIA
Wiesz? Powiedz!
MELA
Nie, Hesiu! to tajemnica. Mnie nie wolno nic powiedzieć, przynajmniej do czasu.
HESIA
Jak chcesz, taka tam ma tajemnice… No, no… daj łapę! Jak to chassés? Un, deux – un, deux…
Gwiżdże.
MELA
Hesiu, nie gwiżdż!
HESIA
Aha! Ziemia się trzęsie, co? No, a teraz walca, moja brylantowa.
Obejmuje ją, walcują.
MELA
Dlaczego mnie tak ściskasz?
HESIA
Bo ja jestem mężczyzną.
MELA
Ale ja nie mogę oddychać.
HESIA
Właśnie… a jak za kobietę, to tak, o! (przerzuca się na rękę Meli) Omdlewająco, omdlewająco, a potem w oczy… w oczy… Ja tak zawsze robię.
MELA
Ty?
HESIA
Ja! powiadam ci, studenty czerwienią się jak buraki.
MELA
Puść mnie…
HESIA
Co tobie?
MELA
Nie wiem, ale…
HESIA
No, to zagraj – cichutko, żeby mama nie przyszła. Ja nie mogę wpaść w tempo.
(popycha Melę do fortepianu)
Walca!
Mela gra cichutko. Hesia chce tańczyć, robi pas, śmieje się, wpada w cake-walka.
Mela, cake-walka!
Mela gra cake-walka cichutko, Hesia skacze.
Wchodzi Zbyszko.
Też same, Zbyszko.
ZBYSZKO
A to co?
HESIA
tańcząc
Cake-walk! Cake-walk! Cake-walk! A co, źle? Prawda, że jest we mnie materiał na szansę?
ZBYSZKO
Na dwie, nie na jedną.
HESIA
tryumfująco
A co?
ZBYSZKO
Skąd ty to umiesz?
HESIA
Ignania mnie nauczyła. No wiesz, Ignania Olbrzycka. Jej brat Ciągle w tinglach siedzi, więc ją nauczył, a ona mnie.
ZBYSZKO
ironicznie
Myślałem, że cię twoja kucharka nauczyła.
HESIA
Ona?
ZBYSZKO
Przecież dopełnia twojej edukacji.
HESIA
Co znowu? Jak Bozię kocham – nie!
ZBYSZKO
z pasją
Jak to kłamie! Ech, tu wszyscy kłamią. Ale Boga to choć zostaw w spokoju, ty przynajmniej.
HESIA
Znów się złościsz! A byłeś już jakiś lepszy. No, Mela, jeszcze trochę. Powiedz, Zbyszko, czy dobrze, mój królu! Tak?
Tańczy.
ZBYSZKO
Ależ nie, przegnij się trochę jeszcze!
HESIA
Jak? jak?… (tańczą oboje) Jak dobrze, jak miło, jakby po powietrzu się latało!
Ciż sami, Dulska.
DULSKA
wpada
Co się tu dzieje? Co to za balet?
ZBYSZKO
Dopełniam edukacji mej siostry.
DULSKA
Hesia! Jak możesz tak? Co to? (do Zbyszka) Z tobą to też jest krzyż pański. Albo chodzisz jak dzik, albo wyprawiasz wariacje i dziewczyny w to wciągasz.
ZBYSZKO
Dobrze już, dobrze. Po co tyle słów! Gdzież to was niesie w takiej paradzie?
DULSKA
Przede wszystkim nie niesie.
ZBYSZKO
Nogi was nie niosą?
DULSKA
To jest nieprzyzwoite i o tym się nie mówi.
ZBYSZKO
A to przyzwoite ubrać dziewczęta jak baletniczki? O! Jakie ażury!
DULSKA
To są dzieci, im wolno.
ZBYSZKO
Ładne dzieci! Pannice, aż ha!
DULSKA
Wszystkie panienki z dobrych domów tak na lekcje tańca chodzą.
ZBYSZKO
Niech się zaprawiają, niech się zaprawiają…
HESIA
Do czego? Do czego?
ZBYSZKO
Jak dorośniesz, będziesz się dekoltować na bal od góry, a teraz, jako dziecię naiwne, od dołu.
DULSKA
Zbyszko! Milcz! Jak śmiesz?! (do Meli) Cóżeś taka blada?
ZBYSZKO
Cóż dziwnego – zmarzła!
Ściemnia się.
MELA
Głowa mnie strasznie boli. Mamusiu, ja bym nie poszła…
DULSKA
Pokaż język! Biały. Znów coś zjadłaś! (przykłada jej rękę do głowy) Rozpalona. No, z tobą… to też! Może cię kłuje, co?
MELA
Tu mnie boli.
DULSKA
W lewej łopatce? Połóż sobie regolo. Jest tam używane, takie, co ojciec przykładał. I rozbierz się!
ZBYSZKO
Z czego? Ona już rozebrana. Niech się raczej ubierze.
DULSKA
Hesia! Płaszczyk, rękawiczki!
ZBYSZKO
Piechotą idziecie? Ona – tak? Jeszcze was zaaresztują.
DULSKA
Rany boskie, nie wytrzymam! A lampy jeszcze nie zapalać (do Zbyszka) Wychodzisz?
ZBYSZKO
Nie.
DULSKA
To przypilnuj pieca. My wrócimy za godzinę. Mela, idź się przebrać!
Hesia i Dulska wychodzą. Mela do swego pokoju.
Zbyszko sam, później Hanka.
Zbyszko chwilę stoi nieruchomy, potem wyciąga ręce leniwym, znużonym ruchem przed siebie, zwraca się do pieca, otwiera drzwiczki kopnięciem nogi, przysuwa sobie fotel, siada i siedzi tak spokojnie z papierosem przylgniętym do ust, z ręką opuszczoną na dół. Światło czerwonawe go oświetliło. Jest znużony i smutny. Drzwi się otwierają cicho, wsuwa się Hanka, widzi go, przybliża się, przyklęka i delikatnie, z jakąś psią pokorą całuje go w rękę. On głaszcze ją po głowie, czyni to machinalnie, nie patrząc na nią.
ZBYSZKO
No, już dobrze… dobrze…
HANKA
Proszę pana… ja…
ZBYSZKO
Co? Czego?
HANKA
Ja idę tam, gdzie pan kazał…
ZBYSZKO
A… tak! Idź! idź! A nie bój się, tylko mów śmiało i wyraźnie, jak i co.
Hanka klęczy, nieruchoma, otulona w fałdy chustki.
No, czemu nie idziesz?
HANKA
A bo ja wiem, tak mi jakoś…
ZBYSZKO
Ach, nie marudź… Idź, bo wrócą!
HANKA
wstając
Pójdę…
Wychodzi powoli, słychać, jak zatrzaskuje za sobą ciężko drzwi.
Читать дальше