Do jakiego stopnia nie doceniano z początku roli zwojów papirusowych w rekonstrukcji dawnych epok, dowodzi wypadek, który zdarzył się w 1778 r. Grupa fellachów egipskich, zajmująca się procederem poszukiwania i sprzedaży archeologicznych znalezisk, natknęła się na skrzynię z drzewa sykomorowego. Wewnątrz uszczęśliwieni znalazcy odkryli mnóstwo zwojów papirusowych; było ich podobno pięćdziesiąt. Oczywiście starali się je spieniężyć. Udało im się jednak sprzedać tylko jeden zwój, mimo że w Egipcie przebywało wówczas wielu Europejczyków w poszukiwaniu skarbów. Postąpili więc z resztą zwojów tak, jak z pokolenia na pokolenie byli do tego przyzwyczajeni: rozniecili nimi ognisko, aby uprzyjemnić sobie chwile obozowe aromatycznym dymem palonego papirusu. Strach pomyśleć, jakie skarby wiedzy historycznej poszły w ten sposób na zagładę.
Jedyny zwój, nabyty z tej niefortunnej kolekcji, otrzymał w darze kardynał Borgia, który powierzył go do naukowego opracowania duńskiemu helleniście profesorowi Nilsowi Schow. Dokument, jak się okazało, zawierał w języku greckim spis wieśniaków z okolicy Fajum, których w latach 192-193 brano do przymusowych robót przy budowie kanałów i grobli. Naukowcy nie doceniali jeszcze dostatecznie tego rodzaju przyczynków w odtwarzaniu stosunków społecznych danego kraju; lista fellachów wydawała im się mało ciekawa. Papirus Borgii nie wzbudził przeto większej uwagi kół naukowych i dlatego wiele jeszcze lat musiało upłynąć, zanim zrodziła się papirologia jako odrębna dyscyplina naukowa.
A była po temu okazja znacznie już wcześniej, bo jeszcze w 1752 r. Z ruin willi w Herkulanum, zbudowanej w I wieku p.n.e. i należącej do niejakiego Kalpurniusza Pizona, wygrzebano całą prywatną bibliotekę liczącą osiemset zwojów papirusowych. Niestety, były one do tego stopnia zwęglone i pozlepiane, że ich odczytanie na ogół okazało się niemożliwe. Tylko dzięki pomysłowości zakonnika Antonio Poggio, który skonstruował specjalny aparat do tego celu, udało się odczytać pięć zwojów. Resztę trzeba było spisać na straty. Odczytane papirusy zawierały traktaty epikurejczyka Filodema, greckiego filozofa z I wieku p.n.e. Właściciel willi, jak widać, był miłośnikiem filozofii, toteż z pewnym prawdopodobieństwem wolno sądzić, że nie odczytane zwoje poświęcone były także tej samej tematyce.
Dopiero pod koniec XIX wieku wśród europejskich poszukiwaczy skarbów, tłumnie nawiedzających Egipt, zaczęło gwałtownie budzić się zainteresowanie dla zwojów papirusowych. Koniunkturę w lot spostrzegli zawsze skorzy do handlowania fellachowie egipscy. Przez długi czas tylko za ich pośrednictwem można było nabywać te cenne dokumenty starożytności; tylko oni wiedzieli, gdzie i jak ich szukać, a swój proceder otaczali największą tajemnicą. Monopol ich przerwał dopiero archeolog brytyjski W.M. Flinders Petrie. W 1884 r. w ruinach starożytnego miasta Tanis odkrył tyle papirusów, że trzeba było je wynosić koszami. Niestety, miasto padło ofiarą pożaru, toteż papirusy pozlepiały się w zwęglone bryły i nauce nie przyniosły oczekiwanego pożytku. Unaoczniały jednak archeologom, jak bogate źródła wiadomości historycznych kryją się w piaskach i ruinach dawnych miast egipskich.
W latach 1889-1890 Petrie zabrał się do poszukiwań wykopaliskowych w okolicach Fajum i ku zdumieniu świata nauki natknął się na całkiem nowe, niespodziewane źródło papirusowych tekstów. Wykopując mumie na cmentarzu z czasów hellenistycznych spostrzegł przypadkowo, że trumny zwane „kartonażami” sporządzone były z wielowarstwowych arkuszy papirusowych ze starymi tekstami, ugniatanych na mokro w kształt ludzkiej mumii. Papirolodzy nauczyli się rozklejać te arkusze i rozszyfrowywać ich teksty, nieraz wcale doniosłe dla wiedzy o starożytnych cywilizacjach.
Nie koniec na tym: odkryto inne, jeszcze może fantastyczniejsze źródło papirusów. Podczas prac wykopaliskowych w Tebtunis egiptolog amerykański Reissner odkrył cmentarzysko świętych krokodyli. Pierwsze znalezione mumie zwierzęce przyprawiły młodego badacza o taki zawrót głowy, że obiecał fellachom nagrodę za każdy dostarczony okaz dziwacznego kultu. Wkrótce utworzyła się kolejka po zapłatę, Amerykaninowi zrzedła mina na widok rosnącej sterty zasuszonych bestii. Uświadomił sobie grozę położenia: dookoła kryły się w piasku tysiące mumii; z przerażeniem pomyślał, ile to będzie go kosztowało. W desperacji ogłosił, że wycofuje się z umowy. Jeden z fellachów, który właśnie niósł mumię na plecach, obruszył się nie na żarty i rąbnął zdobyczą o ziemię. I wtedy stała się rzecz zdumiewająca: mumia pękła jak purchawka, a z jej wnętrza wysypały się zwoje papirusów zapisanych gęsto tekstami. Odtąd wiadomo, że mumie zabalsamowanych zwierząt należy starannie badać, gdyż Egipcjanie nierzadko wypychali je bezwartościową dla siebie makulaturą, dla nas jednak niezwykłej wagi historycznej.
Papirologia poszczycić się może innymi jeszcze osiągnięciami. Dzięki niej bowiem odzyskaliśmy niespodzianie wiele dzieł literatury antycznej, które uważaliśmy za bezpowrotnie zaginione. Wiedziano na przykład, że Arystoteles napisał traktat o ustroju Aten, toteż gdy rozniosła się wiadomość, że znaleziono zwoje z pełnym tekstem tego dzieła, wywołało to niebywałe poruszenie wśród badaczy i miłośników antyku. Nie koniec na tym. Dzięki papirusom odzyskano dla naszej kultury niektóre komedie Menandra, greckiego komediopisarza, który był inspiratorem Moliera i wielu innych twórców europejskich. Ponadto bez badań papirologicznych nie mielibyśmy dziś między innymi poezji Kalimacha, pieśni Bakchylidesa, wierszowanych obrazków rodzajowych Herondasa, nie mówiąc już o tysiącach fragmentów najrozmaitszych dzieł z dziedziny literatury pięknej, historiografii i filozofii. Możemy z satysfakcją stwierdzić, że wkład nauki polskiej w papirologię jest dzięki pracom Jerzego Manteuffla, Kazimierza Michałowskiego i Anny Świderek bardzo poważny.
Wracajmy jednak do naszego właściwego tematu i zapytajmy, co wspólnego ma papirologia z badaniami nad tekstami nowotestamentowymi. Otóż wśród ogromnej ilości papirusów znaleziono mnóstwo całych zwojów lub strzępów z tekstami Nowego Testamentu. Niektóre z nich pochodzą z III, a nawet II wieku, są więc o prawie dwa stulecia starsze niż teksty, znane pod nazwą Kodeksu „Watykańskiego i Kodeksu Synaickiego. Jeżeli jeszcze dodamy, że uczeni dla swoich badań lingwistycznych mają dziś do dyspozycji dosłownie tysiące fragmentów oraz szereg kompletnych odpisów Nowego Testamentu, to łatwo zrozumieć ogromne znaczenie papirologii w badaniach biblistycznych.
Dzieje odkryć w tej dziedzinie, niekiedy wręcz sensacyjne, zaczynają się w połowie XIX wieku przypadkowym znalezieniem tak zwanego Kodeksu Synaickiego przez niemieckiego badacza Konstantego Tischendorfa. Młodego wówczas teologa i biblistę intrygował prawosławny klasztor św. Katarzyny na górze Synaj, o którym od dawna krążyły pogłoski, że przechowuje w swojej bibliotece wprost bajeczne skarby piśmiennictwa, a szczególnie archaiczne, zgoła nieznane teksty biblijne. Wprawdzie zakonnicy tego klasztoru znani byli z tego, że niezbyt chętnie widzieli u siebie przybyszów z zewnątrz, ale Tischendorf, wiedziony zapałem naukowym, postanowił popróbować szczęścia. I rzeczywiście jakoś zdołał wkraść się w zaufanie mnichów. Poszukiwania w bibliotece skończyłyby się jednak niepowodzeniem, gdyby nie to, że prawie w ostatniej chwili swego pobytu zajrzał do kosza z papierzyskami przeznaczonymi na spalenie. Między bezwartościową makulaturą odkrył ku swojemu zdumieniu 120 rozmaitych stron pochodzących z greckiej Biblii tzw. Septuaginty, wśród których najstarsze stronice datowały się z IV wieku. Część tych tekstów, która przypadła mu w udziale w nagrodę za odkrycie, opublikował następnie w Lipsku.
Читать дальше