Purdy poczuła, że robi jej się słabo.
Dlaczego, do diabła, zakochała się w Nacie?! Przecież wiedziała o Kathryn. Dlaczego nie zwalczyła tego uczucia?
Ross miał rację. Nie tylko w Perth, ale na całym świecie nie znalazłby się ktoś taki jak Nat. Jego była narzeczona wreszcie to zrozumiała.
– Tak, masz rację. – Z trudem wydobyła z siebie głos.
– Więc co ty na to, Purdy? Zdaje się, że twoja pomoc nie będzie już Natowi potrzebna.
– Nie – potwierdziła drewnianym głosem. – Nie będę mu już potrzebna…
– Ale my wszyscy bardzo cię potrzebujemy – Ross nie dawał za wygraną. – Mówiłaś przecież, że chcesz wrócić, kiedy tylko będzie to możliwe.
Nie mogła zaprzeczyć. Dawno, dawno temu powrót do Cowen Creek byłby wszystkim, o czym marzyła, i telefon Rossa uczyniłby ją najszczęśliwszą kobietą na świecie. To było jednak dawno, dawno temu…
– Rzeczywiście, tak mówiłam.
Nie miała wyboru. Nawet jeśli Nat poprosiłby ją, by dla dobra dzieci została w Mack River chociaż przez jakiś czas, nie mogłaby przecież spokojnie przypatrywać się, jak on i Kathryn budują sobie szczęśliwe, rodzinne gniazdko. To byłoby ponad jej siły.
To, co proponował Ross, dawało szansę, by z całej tej pogmatwanej sytuacji wyszła z twarzą. Nie było to dużo, lecz na nic innego nie mogła liczyć.
Przywołując na twarz wymuszony uśmiech, powiedziała cicho:
– Jeśli sprawa przedstawia się tak, jak mówisz, z przyjemnością wrócę do Cowen Creek.
– Świetnie! – Ross naprawdę bardzo się ucieszył. – Rodzice wprost nie mogą się ciebie doczekać. A co do mnie, to naprawdę się za tobą stęskniłem…
– Mnie też was brakowało. – Cóż innego miała w tej sytuacji powiedzieć?
– A, i zanim zapomnę, mam dla Nata jeszcze jedną wiadomość. Od mojego ojca. Czy mogłabyś mu przekazać, że…
– Możesz to uczynić osobiście – przerwała mu. – Nat stoi tuż obok.
Przyoblekając na twarz promienny, szczęśliwy uśmiech, podała mu słuchawkę.
– Zabiorę dzieci do salonu, a ty porozmawiaj spokojnie z Rossem. Ma dla ciebie kilka ważnych informacji.
– To chyba były miłe wiadomości? – zapytała, wchodząc do kuchni. Nat właśnie odkładał słuchawkę na widełki telefonu.
– Tak, bardzo – potwierdził.
Nie wiedząc, co zrobić z pustymi rękoma, zacisnął je na oparciu krzesła. W głowie huczało mu od natłoku myśli, słów Rossa i tego, co wspominał o Kathryn.
Wszystko to jednak sprowadzało się do jednego: Purdy nie wracała z nim do Mack River. Wracała do Cowen Creek. I do Rossa.
Więc rzeczywiście dla niej musiały być to naprawdę dobre wieści. Najlepsze.
– Zdaje się, że Ross bardzo się za tobą stęsknił.
– Tak, chyba tak. – Purdy miała nadzieję, że w jej głosie słychać było choć odrobinę entuzjazmu.
Z energią i udawaną obojętnością zabrała się za sprzątanie po jedzeniu. Nie chciała, czy raczej nie miała odwagi, by spojrzeć na twarz Nata. Tak bardzo nie chciała zobaczyć w niej szczęścia. No cóż, jego ukochana wróciła…
– Czy wszystko w porządku? – zapytał cicho. Najwyraźniej wszystkie jej wysiłki, by wyglądać na najszczęśliwszą kobietę na świecie, nie odniosły zamierzonego skutku.
– Oczywiście – potwierdziła szybko. – Ross tęskni za mną i nie może się doczekać mojego przyjazdu. O niczym innym przecież nie marzyłam.
Tak było kiedyś…
Jednak ostatnią osobą, z którą chciałaby się tym podzielić, był Nat. Szczególnie teraz, kiedy wizja jego wspólnego życia z Kathryn znowu nabrała realnych kształtów. Och, jakie to skomplikowane!
– W takim razie cieszę się, że wszystko poszło po twej myśli – skwitował Nat
No cóż, właśnie pogrzebał swą ostatnią szansę.
– Ja również, choć muszę przyznać, że bardzo będzie mi brakować dzieci – odpowiedziała, i tylko to ostatnie było prawdą.
– Więc prosto z lotniska zamierzasz udać się do Cowen Creek? – zapytał po chwili.
– Cóż, to chyba najlepsze wyjście z sytuacji. Skoro będziesz miał przy sobie Kathryn, moja pomoc nie będzie ci już potrzebna.
Pokiwał głową, choć w duchu wył z rozpaczy. Jak miał powiedzieć Purdy, że jest jedyną osobą na świecie, której potrzebował? Jak miał to uczynić, skoro ona pragnęła być tylko z Rossem?
– Oczywiście, że sobie poradzimy – mruknął. – Choć jestem pewien, że bliźniaki będą za tobą tęskniły.
– To tylko kwestia czasu, kiedy przyzwyczają się do Kathryn – odparła. – Jestem pewna, że ją pokochają. – Jakim cudem udało się jej to powiedzieć?
Kathryn… Mimo najszczerszych chęci, Nat jakoś nie mógł sobie wyobrazić, by poświęciła swoją karierę dla nieustannej zmiany pieluch, gotowania zupek…
Zapewne Kathryn czegoś od niego chciała. Z całą pewnością nie chodziło jednak o powrót do Mack River.
O cokolwiek jednak chodziło, Purdy powinna być przekonana, że Nat nie zostanie sam. Niech w dobrym humorze jedzie z Rossem do Cowen Creek i cieszy się swoim szczęściem. Nie zniósłby litości i poświęcenia z jej strony, nie powinna więc poznać prawdy.
Purdy nie pamiętała prawie nic z kilku następnych dni, jakie przeżyli w Londynie. Rozmawiała, jadła, piła, a jedynym jej pragnieniem stało się to, by za wszelką cenę nie dać po sobie poznać, jak bardzo cierpi. Na każdą myśl o zbliżającym się powrocie do Cowen Creek jej serce przeszywały bolesne, jątrzące ukłucia, a pod powiekami gromadziły się łzy. I tylko czasami, gdy była zupełnie sama, pozwalała na to, by płynęły. Nie przynosiło to jednak spodziewanej ulgi.
W przeddzień wyjazdu ojciec wziął ją na stronę, zapewniając, jak bardzo Nat przypadł mu do gustu, matka udzieliła ostatnich rad dotyczących opieki nad bliźniakami, a Marisa zobowiązała ją, by dała znać, jak tylko z Natem ustalą datę ślubu.
Jakoś to przetrzymała.
Natomiast podczas pożegnania z Ashcroftami prawie się załamała.
– Nawet nie wiesz, jak się cieszymy, że to właśnie ty będziesz opiekować się dziećmi Laury, kochanie. – Starsza pani miała łzy w oczach. – Harry i ja jesteśmy przekonani, że William i Daisy będą z wami szczęśliwi i że będziecie dla nich wspaniałymi rodzicami.
– Bardzo cię polubiliśmy – potwierdził jej mąż. – Odwiedzajcie nas, o ile to tylko będzie możliwe.
Na chwilę zapadła grobowa cisza.
– Oczywiście – odezwał się cicho Nat. – Będziemy. Kiedy wyszli na zewnątrz, załamana Purdy powiedziała cicho:
– Mam nadzieję, że kiedyś nam wybaczą nasze podłe kłamstwa. – Zamilkła na chwilę. – Kiedy zamierzasz powiedzieć im prawdę?
– Prawdę o czym?
– O tym, że ty i ja… Że ślubu nie będzie.
– Ach, to – Nat zawahał się. – Za kilka miesięcy dam im znać, że zerwaliśmy ze sobą. Zapewnię ich przy tym, że z Williamem i Daisy wszystko w porządku, więc pewnie nie będą zbyt długo rozpamiętywać rozpadu naszego związku.
Cleo, która odprowadzała ich na lotnisko, również nie kryła żalu z powodu ich wyjazdu.
– Szkoda, że musicie wracać tak prędko – powiedziała, obejmując każde z nich po kolei. – Cóż, wróciłam z cudownej podróży poślubnej i od razu dopadł mnie smutek.
– Uśmiechnęła się. – Ale jest się też z czego cieszyć. Swego czasu byłam przekonana, że wyjeżdżając z dwójką malutkich dzieci w nieznane, robisz błąd, Purdy. Teraz jednak jestem pewna, że wam się uda. Ty i Nat jesteście dla siebie stworzeni.
Przez cały dwudziestoczterogodzinny lot niemal nie odzywali się do siebie, wymianę zdań ograniczając tylko do spraw związanych z dziećmi.
Читать дальше