Burknął coś pod nosem w odpowiedzi, wyraźnie zły, że mu przeszkodzono. Nadal wyjmował rzeczy z szafy, w ogóle nie patrząc w stronę drzwi.
Rachel uświadomiła sobie, iż wziął ją za jedną z pokojówek. Postawiła więc neseser na podłodze i weszła głębiej do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Trzask zamka musiał go zaintrygować, bo nagle odwrócił głowę. I wówczas jego z natury smagła twarz nabrała barwy popiołu. Zrobił się tak samo blady jak wtedy, gdy stracił przytomność. Przenikliwie patrzył na Rachel ciemnymi oczami, ale nie pojawił się w nich błysk radości. To spojrzenie ją zmroziło, zatrzymało u progu drzwi. Czekała w napięciu na jego słowa i zdawało jej się, że minęła wieczność, nim się wreszcie odezwał.
– Przypuszczam, że sprowadza cię tu jakiś niezwykle ważny powód, skoro zdecydowałaś się na tak desperacki krok i po raz wtóry przekroczyłaś próg mojej sypialni – powiedział oschłym, nieprzyjaznym tonem. – Powiedz zatem, co masz mi do powiedzenia, i, proszę cię, odejdź!
W tych słowach czaiło się okrucieństwo, jakaś mroczna, złowroga obojętność, która ją przerażała. Było jednak już za późno na ucieczkę. Musiała przemówić.
– Teraz… teraz, kiedy odnaleźliśmy się z Brianem – powiedziała niepewnie – nie chcemy ponownie się rozstawać. Postanowiłam więc pozostać dłużej w Hiszpanii… – Przyglądała się jego twarzy, wypatrywała w niej jakiegoś wzruszenia, błysku nadziei, ale widziała tylko surowe, posągowe rysy, jakby wykute w granicie, i ani śladu ożywienia. – Problem polega na tym – ciągnęła zdesperowana – że nie chciałabym zbytnio przeszkadzać Carmen i Brianowi… Oni właściwie są dopiero po ślubie… Pomyślałam więc, czy nie mogłabym wynająć tutaj pokoju…
Udało jej się oszołomić go tym wyjaśnieniem. Popatrzył na nią z pewnym zainteresowaniem.
– Cóż, zaledwie pięć godzin temu pozostawiłem cię z mężczyzną, który przyleciał tu po ciebie aż zza Atlantyku!
– Cztery godziny i dwadzieścia minut temu – wpadła mu w słowo – oznajmiłam mu, że go nie kocham i pożegnałam się z nim, mam nadzieję, na zawsze. Przypuszczam, iż jest teraz w drodze powrotnej do Nowego Jorku.
– Proszę, tylko nie okłamuj mnie, Rachel. – Zacisnął dłonie w pięści i włożył je do kieszeni spodni.
– Być może nie powiedziałam całej prawdy, ale też nigdy cię nie okłamałam.
Przez chwilę milczał, jakby rozważając prawdziwość jej słów, a potem zadał pytanie, którego zupełnie nie oczekiwała.
– Jak się tu dostałaś?
– Brian i Carmen mnie przywieźli – powiedziała. – Carmen dała mi klucz.
Bezwiednie pogładził dłonią po karku; ten gest zakłopotania w dziwny sposób ją rozczulił.
– Gdzie oni teraz są? – zapytał.
– Przypuszczam, że w drodze powrotnej do Sewilli… Przykro mi, że ci przeszkadzam. Widzę, iż szykujesz się do drogi?
– Jeśli nie byłaś w nim zakochana, to dlaczego ode uciekłaś?
Gwałtowność tego pytania ją zaskoczyła, ale były to pierwsze słowa, które dały jej promyk nadziei.
– Po prostu… bałam się.
– Kogo się bałaś? Swojego poprzedniego kochanka?
Potrząsnęła głową, ale on jakby w ogóle jej nie słuchał. Zbliżył się do niej o krok i rzucił ze złością:
– Czy on cię źle potraktował? Skrzywdził cię?
– Nie.
– Powiedz mi prawdę, Rachel! – Pierś mu falowała ze wzburzenia. – Pragnąłem cię tak bardzo, że wtedy, gdy pojechaliśmy na konną przejażdżkę, właściwie zmusiłem cię, byś mnie dotknęła – powiedział, nie kryjąc rozdrażnienia. – Czy to on jest przyczyną, dla której nigdy nie chciałaś mnie dotknąć? Odpowiedz, Rachel!
– Nie! – zaprzeczyła z pasją. – Nic nie rozumiesz! Stephen nigdy nie był moim kochankiem.
Vincente de Riano gwałtownie wciągnął powietrze.
– Powiedz to jeszcze raz.
Skrzyżowała ręce na piersiach w obronnym geście.
– Nigdy nie spałam z żadnym mężczyzną – wyznała.
Patrzył na nią przez czas dłuższy w skupieniu. Potem energicznie potrząsnął głową.
– Czy naprawdę podejrzewasz, że kiedykolwiek mógłbym cię zranić? – spytał z niedowierzaniem.
– Fizycznie z pewnością nie – odparła drżącym głosem i od razu zorientowała się, że źle postąpiła.
– Dios ! – Jak człowiek oszalały z rozpaczy przesunął ręką po włosach. – Co to, na Boga, oznacza?
Teraz albo nigdy. Musiała mu to powiedzieć.
– Chociaż nie mam doświadczenia, nie jestem naiwna… Dla większości mężczyzn seks nie ma nic wspólnego z miłością, z prawdziwym uczuciem… To tylko chwilowe zaspokojenie pragnień… raz z jedną kobietą, raz z drugą…
Jego przystojna twarz przybrała poważny wyraz.
– Widzę, że twój ojciec wycisnął na twej psychice niezatarte piętno.
– Owszem, skrzywdził moją matkę. Ale myślę, że to jednak ty dałeś mi najboleśniejszą życiową lekcję.
– Wyjaśnij mi to, proszę – powiedział takim tonem, jakby przygotowywał się do pojedynku na śmierć i życie.
– Nigdy nie zaprosiłeś mnie do swej sypialni, czyż nie?
Nie odpowiedział. Patrzył na nią, jakby nie całkiem wierzył w to, co widzi i słyszy.
– Dziwne – ciągnęła – że mężczyzna, który od innych wymaga absolutnej uczciwości, ma tyle problemów, żeby być uczciwym wobec samego siebie. Pomogę ci więc…
Niebezpieczny błysk w jego oczach powinien ją ostrzec, przywołać do porządku, ona jednak, nie zważając na nic, brnęła dalej.
– Musisz przyznać, że odczuwałeś samotność i cierpienie po śmierci żony… Tęskniłeś za nią. W nocy, gdy nieoczekiwanie pojawiłam się w twym pokoju, na chwilę straciłeś ostrość widzenia, na chwilę jawa pomieszała ci się ze snem… A ja tam właśnie byłam, blisko ciebie… Odpowiedni materiał zastępczy na kilka godzin. Być może nawet na dłużej, na czas mego pobytu w twoim domu… – Uniosła do góry rękę w geście protestu, gdy chciał się do niej zbliżyć. – Być może niektóre kobiety byłyby szczęśliwe w takich okolicznościach, może nawet uważałyby, że zaznały szczególnej łaski… Ale ja do nich nie należę! – Głos jej załamał się, traciła nad nim panowanie. – Ja jestem… zachłanna. Pragnę od razu wszystkiego… i to na zawsze!
– Rachel…
– Pozwól mi dokończyć… Nigdy nie wiedziałam, czym jest pożądanie, póki nie poznałam ciebie. I pragnęłam cię od pierwszej chwili. Teraz rozumiem, że to samo musiała czuć Carmen, gdy poznała mego brata. I rozumiem, dlaczego potrafiła nawet tobie się przeciwstawić, żeby zaspokoić pragnienie swego serca.
Powiedział coś po hiszpańsku, czego nie zrozumiała, ponieważ była zbyt pochłonięta, zbyt przytłoczona własnymi emocjami.
– W moim życiu nikt z tobą nie może się równać, Vincente – wyznała. – I nigdy nie będzie mógł. Dlatego nie potrafiłam znieść myśli, iż będę dla ciebie tylko pocieszycielką na jedną noc, że szybko o mnie zapomnisz… To by mnie zabiło. I właśnie z tego powodu uciekłam. – Podniosła na niego oczy płonące miłością i tęsknotą. – Czy wiesz, że byłam o ciebie szaleńczo zazdrosna? I zazdrościłam nawet Carmen, że w każdej chwili może zarzucić ci ręce na szyję i powiedzieć, jak bardzo cię kocha. Wszyscy cię kochają, Vincente. Ale nikt nigdy nie pokocha cię tak mocno jak ja. Nikt. – To z głębi serca płynące wyznanie zawisło w pełnej napięcia ciszy. – Kocham cię aż do bólu, Vincente! – powtórzyła.
– W takim razie porozmawiajmy o cierpieniu… O bólu, zgoda? – odparł głosem pełnym wzruszenia. – Przypomnij sobie, jak mówiłaś, iż mnie nienawidzisz, że jestem okazem nie z tej epoki. Przypomnij sobie swe rozczarowanie, gdy okazało się, iż to nie Brian, tylko ja jechałem za tobą z Carmony! Czy mam wyliczyć wszystkie rany, które mi zadał twój ostry języczek? Rany, które przeraźliwie bolały i długo krwawiły?
Читать дальше