Rachel wpatrywała się w niego jak oniemiała.
– Mężczyzna?
– Mężczyzna, którego zamierzasz poślubić – wyjaśnił otwarcie.
– Stephen? – niemal krzyknęła.
Zbyt późno zdała sobie sprawę, że ludzie wchodzący do muzeum słyszą ich nerwową wymianę zdań i przypatrują im się z wyrazem zakłopotania na twarzach.
– Chyba to on jest menedżerem w hotelu Kennedy Plaza, czyż nie?
Stephen tu był? W Sewilli? Rachel walczyła z chaosem myśli. Niczego nie pojmowała. Co prawda Liz ostrzegała ją przed nim, ona jednak była tak zaabsorbowana senorem de Riano, że o Stephenie całkiem zapomniała. W ogóle nie istniał w jej myślach. Ze zdziwieniem przyjmowała fakt, iż kiedykolwiek mogło być inaczej.
– Bardzo mi przykro – wykrztusiła, jakby wyrwana ze snu. – Przykro mi, że znów sprawiam kłopot… Sama dotrę do tego hotelu.
Przemknęła obok niego i pospieszyła do wyjścia, mając nadzieję, iż na zewnątrz od razu natrafi na taksówkę. Vincente de Riano dogonił ją, nim zdążyła dotknąć klamki. Był wzburzony; mruczał pod nosem jakieś niezrozumiałe słowa. Złapał ją za rękę i zmusił do wyjścia razem z nim, a potem przeprowadził obok rzędu taksówek do zaparkowanej za rogiem lagondy. Ten samochód przypomniał jej jazdę z Carmony, gdy senor de Riano eskortował ją, a potem zmusił, by towarzyszyła mu do jego domu w Sewilli. Nie pozostawił jej wówczas żadnego wyboru. Teraz, siedząc obok niego w samochodzie, czuła się tak samo – jak mysz schwytana w pułapkę.
Kiedy przez dłuższą chwilę nie włączał silnika, obleciał ją strach.
– Nie masz prawa zaczepiać mnie w publicznym miejscu i uprowadzać jak… jak swoją własność – zaczęła się bronić.
– Sama dałaś mi do tego prawo, gdy trzy dni temu z własnej woli weszłaś do mego pokoju i pozwoliłaś, byśmy się kochali…
Ogień palił jej policzki, gdy wybuchła:
– To nieprawda! Doskonale wiesz, po co weszłam do twego pokoju i… i wcale się nie kochaliśmy!
– Jeśli masz na myśli, że nie skończyliśmy tego, co zaczęłaś, gdy pojawiłaś się w drzwiach mej sypialni jak anielska zjawa z rozpuszczonymi włosami, to się z tobą zgadzam – odparował żywo. – Ale z pewnością pragnęliśmy się, od samego początku, od momentu, gdy zobaczyliśmy się po raz pierwszy… Temu nie możesz zaprzeczyć… I jeśli nie byłbym tak osłabiony, z pewnością nie pozwoliłbym ci odejść!
– To nieprawda… – usiłowała protestować, ale z coraz mniejszym przekonaniem. Musiała sama przed sobą przyznać, że tylko ubrał w słowa jej myśli.
– Czy to wyrzuty sumienia zmusiły cię do wyrwania się z moich objęć? – spytał, nie zważając na jej protesty. – Wyobrażam sobie, że noce spędzone z kochankiem…
– Stephen nigdy nie był moim kochankiem! – krzyknęła wzburzona.
Vincente de Riano gwałtownie wciągnął powietrze i na chwilę zastygł w bezruchu, potem ruszył z miejsca z prędkością odrzutowego samolotu.
Jechali w kompletnym milczeniu. Rachel, oszołomiona prędkością, kurczowo przytrzymywała się fotela. Ku jej ogromnej uldze, gdy dojechali do zatłoczonego centrum, Vincente nieco zwolnił.
– Choć nie pochwalam taktyki twojego amanta – podjął po dłuższym milczeniu – domyślam się, że zwolnił cię z pracy, abyś w spokoju przemyślała sytuację i wróciła do rozumu. Domyślam się również, iż wyjechałaś z Nowego Jorku, nie dając mu szans na wyjaśnienie czegokolwiek.
– Jesteś po prostu geniuszem domyślności – zakpiła. – Kilka zdań konwersacji telefonicznej, a znasz już wszystkie fakty i wyciągasz daleko idące wnioski. Gratuluję! Och, Carmen miała rację… – westchnęła ciężko. – Jesteś po prostu niemożliwy!
Niespodziewanie chwycił jej dłoń i ścisnął tak mocno, iż powstrzymał drżenie jej palców. Była przekonana, że jeśli spróbuje się wyrywać, Vincente zwiększy siłę uścisku.
– W moim kraju pierścionek zaręczynowy nie jest potrzebny, żeby…
– Nie mówimy o twoim kraju! – przerwała mu. Gwałtownie cofnęła rękę, zbyt wzburzona, by znieść delikatną pieszczotę jego dłoni. – Owszem – podjęła – był taki czas, kiedy rozważałam ewentualność wyjścia za niego za mąż, ale…
– Ale stanął temu na przeszkodzie niepokój o brata, czyż nie? Teraz jednak, gdy Brian się odnalazł, nic już nie stoi na przeszkodzie twemu szczęściu.
Roześmiała się gorzko.
– A teraz proszę mnie wypuścić z samochodu – zażądała, gdy zatrzymali się przed wysokim hotelem.
Po chwili pełnej napięcia ciszy usłyszała trzask odpinanego pasa bezpieczeństwa. Była wolna – i była to ostatnia rzecz, której pragnęła. Opanowała się jednak i powiedziała z godnością:
– Możesz wierzyć lub nie, ale zawsze będę ci wdzięczna za to, że przebaczyłeś Brianowi i zaakceptowałeś go jako męża Carmen. Adieu, senor !
– Czy to oznacza, że wszystko skończone?
Rachel z niezmąconym spokojem patrzyła Stephenowi prosto w twarz. Dzielił ich niewielki stolik hotelowej restauracji, gdzie usiedli obok kępy daktylowych palm dekorujących salę.
Stephen wyglądał jak rasowy turysta. Jeden z wielu przystojnych jasnowłosych Amerykanów zwiedzających Hiszpanię. Czuła do niego mniej niż nic.
Pojawił się kelner, żeby przyjąć zamówienie. Gdy już odszedł, odezwała się lekko ściszonym głosem:
– Liz ostrzegała mnie, że możesz pojawić się w Hiszpanii… Ale nie wierzyłam jej i naprawdę wolałabym, abyś tu się nie zjawił. Widzisz – zająknęła się – podczas pobytu w Hiszpanii odkryłam coś niezwykle istotnego: to mianowicie, iż nie jestem w tobie zakochana.
Potrząsnął głową w odwiecznym geście niedowierzania.
– Nie przyjmuję tego do wiadomości! – odrzekł z uporem.
– Będziesz jednak musiał – odparowała. – Możesz wierzyć lub nie, ale przebaczam ci wszystko, co się wydarzyło. Spędziliśmy razem wiele radosnych chwil i zawsze będę ci wdzięczna za wsparcie po śmierci matki, szczególnie wtedy, gdy umierałam z niepokoju o Briana. Stephen, musisz sam przed sobą przyznać, że ty również mnie nie kochasz. – Podniosła rękę w wymownym geście, gdy zaczął protestować. – Jeśli naprawdę się kogoś kocha – wyjaśniła – to nie można długo skrywać swoich uczuć. Nie można również jednocześnie pragnąć kogoś innego…
Odwróciła oczy, aby nie wyczytał z nich prawdy o pewnym fascynującym mężczyźnie, który przesłonił jej świat.
Stephen milczał tak długo, że zerknęła nań w końcu zaniepokojona. Napotkała jego badawczy, oskarżycielski wzrok.
– Czy chcesz mi powiedzieć, że właśnie spotkałaś mężczyznę, którego naprawdę pragniesz? – spytał.
Mogła przez chwilę zebrać myśli, pojawił się bowiem kelner z kawą i chrupiącymi bułeczkami. Gdy kelner się oddalił, upiła łyk kawy i powiedziała, ostrożnie dobierając słowa:
– Chcę ci jedynie wytłumaczyć, że moje uczucia do ciebie nigdy nie były dość silne, bym zdecydowała się pójść z tobą do łóżka. Ty zaś nie kochałeś mnie naprawdę, skoro nie potrafiłeś pozostać mi wierny… Obydwoje mamy jeszcze szansę odnalezienia prawdziwego szczęścia.
– Spotkałaś kogoś! – zawyrokował. – Przyznaj, że zakochałaś się w kimś innym! – Jego głos brzmiał histerycznie.
– To bez znaczenia… – powiedziała z żalem. Och, co za nieszczęście, iż jedyny mężczyzna, który mógłby uczynić ją szczęśliwą, był dla niej nieosiągalny! – Zamierzam niedługo wrócić do Stanów – podjęła z pozornym spokojem, choć serce jej rozdzierał ból. – Poszukam sobie pracy… Nie będzie to już jednak opieka nad dziećmi, więc nie będę potrzebowała od ciebie referencji.
Читать дальше