– Kiedy Ed zaczął się rozpytywać o twój przypadek, okazało się, że wiele osób z personelu czuje, że ma wobec ciebie nieczyste sumienie. Czy to prawda, że dziecko, które umarło, pochodziło z jednej z najbardziej wpływowych rodzin w Kalifornii?
Kiwnęła potakująco głową.
– No właśnie. I pewnie dlatego ten twój anestezjolog postanowił się sam zająć dzieckiem, nad którym ty sprawowałaś opiekę. Przyszedł niespodziewanie na oddział i cię odesłał, a po chwili zauważył, że przewody doprowadzające tlen są nieszczelne i dziecko umiera. Ty zaś twierdziłaś początkowo, że gdy wychodziłaś, wszystko było w najlepszym porządku.
Tyle tylko, że ci nie uwierzono – ciągnął. – Chirurg czekał właśnie na awans, o którym zadecydować miał zarząd, a w zarządzie zasiadają przede wszystkim członkowie rodziny Chandlerów. Personel bardzo łatwo jest zastraszyć, czego doskonałym przykładem byłaś ty. Nie mając po swojej stronie świadków, przegrałaś w sądzie i w końcu wytłumaczono ci, że lepiej się zgodzić z oskarżeniem o zaniedbanie obowiązków, niż bronić się przed oskarżeniem o kłamstwo.
– Bo tak jest – szepnęła.
– Nie – zaprzeczył. – Ty nie kłamałaś. I co więcej, nie dopuściłaś się żadnego zaniedbania. Oczywiście w szpitalu Chandlerów nikt oficjalnie nie podważa wyroku sądu, ale personel doskonale zna prawdę. Podobnie zresztą jak całe środowisko lekarskie. Nikt nie jest w stanie niczego udowodnić, ale wszyscy wiedzą, co się stało. Gdyby było inaczej, to czy nie odebrano by ci prawa wykonywania zawodu? A ty nie dostałaś nawet nagany.
Spojrzała na niego oczami pełnymi łez.
– Takie rzeczy zdarzają się nie tylko w tamtym szpitalu – wtrąciła. – Rzucił mnie narzeczony, a ojciec i bracia tak się mnie wstydzą, że postanowili nie mieć ze mną do czynienia.
Rod wstał i stanął przy niej.
– Dlaczego więc nadal uciekasz? – zapytał ciepło. – Dlaczego nie chcesz tu zostać, żeby dać sobie trochę czasu na przyjście do siebie?
– Dziękuję, Rod – szepnęła, ocierając łzy. – Dziękuję, że mi uwierzyłeś, ale ja nie potrafię być znowu lekarzem.
– No a co robiłaś przez ostatni miesiąc?
– To, czego z pewnością nie powinnam była robić.
– Nie sprawiło ci to przyjemności? – spytał z niedowierzaniem. – Przecież nasz zawód jest jak narkotyk. Kiedy już raz zaczniesz – przepadło. Nie ma sposobu, żeby któregoś dnia powiedzieć sobie: dosyć, dziękuję, od jutra zostaję sprzedawcą.
– To wszystko nie ma znaczenia. Nie mogę tu zostać. Spojrzał na nią zdumiony, a potem domyślił się wszystkiego.
– Zakochałaś się w Blairze?
– Nie.
– Słuchaj, Cari, zupełnie nie umiesz kłamać. Podejrzewałem to już przed swoim wyjazdem… Prawda, że mam rację? Milczała.
– A więc nie uciekasz wcale od medycyny…
– Marnujesz się, Rod, jako lekarz ogólny – zauważyła z przekąsem. – Powinienieś był zostać psychologiem albo psychiatrą. A teraz wybacz, muszę już iść.
– Czy Blair cię kocha?
– To nie twoja sprawa.
– Powiem mu o wszystkim – rzekł po chwili namysłu.
– Nie chcę! – zaprotestowała. – Całe moje życie jest zagmatwane i poplątane. Nie chcę wciągać do tego innych.
– Blair robił na mnie zawsze wrażenie człowieka, który potrafi dbać o swojej interesy – zauważył Rod.
– Dosyć ma swoich zmartwień. Po co mu moje problemy? – rzekła z goryczą. – A poza tym nie chcę, żeby się nade mną litował. Nie możesz mu o tym powiedzieć.
– Ty chyba zwariowałaś! – zawołał.
– Niech ci będzie. Jestem więc wariatką, ale za to nie będę już lekarzem w Slatey Creek. Zrobię jeszcze obchód i na tym koniec. Mój dług wobec pogotowia lotniczego zostanie w ten sposób spłacony, i to z nawiązką!
Wyszła, trzaskając za sobą drzwiami.
Obchód trwał dłużej niż zwykle. Starała się zrobić jak najwięcej, żeby Blair z Rodem mieli mniej pracy. Swoim pacjentom zostawiła dokładne wskazówki dotyczące ich terapii. Żegnała się z nimi z prawdziwym smutkiem. Wiele się tutaj nauczyła.
Co teraz? Czy to już naprawdę koniec mojej medycznej kariery? Tak, to koniec…
Przy wejściu nadal kłębili się ludzie. Blaira nigdzie nie było widać. To tchórzostwo wyjeżdżać bez pożegnania, pomyślała, ale nie mam wyjścia. Trudno przecież, żebym wchodziła do jego gabinetu, gdzie może akurat siedzą rodzice któregoś z tych nieszczęsnych chłopców.
Wracała do domu Bromptonów z uczuciem, że właśnie dziś traci coś bardzo cennego.
– To kiedy jedziesz? – spytała Maggie, nie ukrywając dezaprobaty.
– Jutro o świcie.
– Oszalałaś chyba!
– Zrozum, nie mogę przecież mieszkać u was bez końca. – Cari próbowała się uśmiechnąć. – W końcu będziecie mieli mnie dość.
– Powinnaś chociaż przeczekać deszcze.
Cari wyjrzała przez okno. Słowa Roda zdawały się sprawdzać. Na horyzoncie pojawiły się pierwsze chmury, które powoli zaczęły przesłaniać niebo.
– Przecież mój samochód jest skonstruowany do jazdy w złych warunkach – powiedziała z przekonaniem w głosie.
Popatrzyła na psiaka zwiniętego u jej stóp. Wiedziała, że powinna go zostawić, przeczuwała jednak, że nigdy się na to nie zdobędzie. I próbowała sobie przypomnieć przepisy dotyczące wwozu psów do Stanów. Wzięła kundelka na ręce i przytuliła do siebie. On jeden będzie jej przypominać o Slatey Creek.
– Czy Blair wie o twoim wyjeździe? – spytała niespodziewanie Maggie.
– Umawialiśmy się, że zostanę do powrotu Roda.
– Ale nie mówiłaś mu, że wyjeżdżasz jutro rano?
– Był zajęty. Nie udało mi się go złapać. – Wzruszyła bezradnie ramionami. – Proszę cię, nie utrudniaj mi wszystkiego. Ja muszę wyjechać, a ty musisz mnie zrozumieć.
W tej chwili do kuchni wszedł Jock. Zobaczył bagaże Cari i zmarszczył brwi.
– Chyba nie wybierasz się teraz w podróż? – burknął, wskazując na gęstniejące na horyzoncie chmury.
– Wybieram się. – Cari była bliska łez. – Proszę cię, Jock, nic nie mów.
– To szaleństwo.
– Dlaczego?
– Bo może być powódź! – rzekł podniesionym głosem. -W całej okolicy pełno jest wyschniętych łożysk strumieni. Podczas deszczów zmieniają się one w rwące rzeki.
– Skąd ty to wiesz? – spytała zdumiona. – Przecież jeszcze nie zaczęło padać, a ty już mówisz o powodzi!
– Bo ta groźba jest realna.
– A kiedy mieliście powódź ostatni raz?
– Sześć lat temu.
– Sam widzisz – zauważyła spokojnie.
Skończyła pakować ostatni karton i wyruszyła z nim do samochodu, a Rusty pobiegł za nią.
Położyła się spać bardzo wcześnie, przewracała się jednak długo z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Słyszała, jak Jock i Maggie szykują się na spoczynek i wtedy właśnie zadzwonił; telefon. Zagryzła wargi, domyślając się, kto może telefonować o tej porze.
– Cari? – usłyszała pod drzwiami głos Maggie. – Cari, to Blair. Do ciebie.
Zamknęła oczy i naciągnęła kołdrę na głowę. Po ch usłyszała odgłos oddalających się kroków, a potem głos Maggie:
– Śpi. Nie mogę jej budzić, bo wstaje jutro bardzo wcześnie. – Maggie odłożyła słuchawkę i znowu podeszła do pokoju Cari. – Czy ty aby na pewno wiesz, co robisz? – spytała
Cari przewróciła się na plecy, szeroko otwartymi oczami wpatrując się w odblask księżyca na suficie.
Czy ja na pewno wiem, co robię?
Cała rodzina Bromptonów wstała o brzasku, aby ją pożegnać. Cari wiedziała, że pozostawia prawdziwych przyjaciół i żal jej było ich opuszczać.
Читать дальше