– Może i jesteś szczęśliwa, lecz, jak na mój gust, za dużo w tobie negatywnych myśli – powiedziała do patrzącej na nią osoby w lustrze.
Wzięła do ręki kluczyki do samochodu i zgasiła światło w łazience. Ku jej zdziwieniu na ganku czekała Rosie.
– Pomyślałam sobie, że odprowadzę cię na parking, a potem od razu pójdę na kolację. Wyglądasz na zdenerwowaną – zauważyła biorąc ko- leżankę pod rękę. – Nie przejmuj się. Przecież nie musisz się na nic godzić, zakładając oczywiście, że mamy rację co do celu tej dzisiejszej kolacyjki. Ty sama o sobie decydujesz. Uwierz w siebie, Emily. Cokolwiek postanowisz, będzie dla ciebie dobre.
– A pewnie, nie pamiętasz już jak schrzaniłam związek z Ianem?
– Chwileczkę, ty go schrzaniłaś?
– No dobrze, wspólnie to zrobiliśmy. Ja podjęłam kilka bardzo złych decyzji, których konsekwencje ciężko było potem znosić.
– Ale jednak je zniosłaś. No i popatrz na siebie. Przecież masz teraz dosłownie wszystko. Zastanów się nad tym. Prowadzisz świetnie prosperującą firmę, którą stworzyłaś wspólnie z koleżankami. W domu czeka na ciebie mężczyzna, który cię kocha, a i tu masz kochającego cię faceta. Jesteś wspaniałą kobietą, wrażliwą i pełną ciepła. Zmieniłaś swoje życie, jak to się mówi, o sto osiemdziesiąt stopni, moja kochana.
– Będzie mi ciebie brakowało, Rosie. Myślałaś już może o mojej propozycji przeprowadzenia się do New Jersey?
– Mówisz tak, jakbyś już postanowiła, że tam wracasz. Na razie chcę pojechać do domu i zobaczyć się z dziećmi i wnukami. Chcę spędzić Boże Narodzenie z rodziną; bardzo lubimy te święta. Sądzę, że do Nowego Roku powinnam podjąć decyzję. No dobrze, jedź ostrożnie i wróć najpóźniej o wpół do dziesiątej – zapowiedziała jej śmiejąc się. – Wyglądasz wspaniale, Emily. Szczęka mu opadnie, jak cię zobaczy.
Emily objęła na chwilę swą nową przyjaciółkę.
– Nie opychaj się za bardzo pieczenia i daruj sobie sos siostry Cookie; to zabójstwo dla żołądka.
– I mów do mnie jeszcze – odparła Rosie ruszając truchtem w stronę jadalni.
Emily umówiła się z Mattem, że podjedzie pod jego dom, żeby nie musiał potem jechać pod górę. On miał tymczasem naszykować kolację dla dzieci i dopilnować, zanim wyjdzie, odrobienia przez nie pracy domowej. Zanosiło się więc na to, że dziesiejszego wieczoru nie będą się kochać, chyba że Matt przyjedzie do jej domku, co było mało prawdopodobne, ponieważ następnego dnia dzieci miały iść do szkoły. Świadomość ta bardzo psuła Emily humor.
Wsiadłszy do samochodu włączyła radio. Nadawano akurat popularną piosenkę. Gdy wsłuchała się w jej słowa: „Mamy tylko kilka kradzionych chwil… nie mogę już tego znieść, więc płaczę… kocham tylko ciebie…” – łzy stanęły jej w oczach. Otarła je ręką i przekręciła kluczyk w stacyjce.
Było wciąż widno, kiedy zaparkowała swego dżipa przed domem Matta. Na schodkach siedział Benjy trzymając na kolanach coś, co przypominało futrzaną kulkę.
– Należy do ciebie? – zapytała Emily śpiewnym głosem przykucając, żeby pogłaskać maleńką główkę. – Jest prześliczny. Czy ma już jakieś imię?
– Na razie nie. Znalazłem go na drodze wracając ze szkoły; pewnie porzucił go jakiś wczasowicz z kempingu. Jeśli tata pozwoli mi go zatrzymać, wtedy dam mu imię. Jak myślisz, Emily, czy tata się zgodzi?
– A czy lubi zwierzęta?
– Jasne. Nigdy nie wolno nam było mieć psa, bo… bo mama mówiła, że ma alergię na sierść.
– A gdyby ten piesek mógł być twój, to jak byś go nazwał?
– Hałhałek. Nie po prostu hau-hau, tylko Hałhałek.
– To pewnie znaczy, że dużo szczeka. Sprytnie to wymyśliłeś – pochwaliła Emily mierzwiąc mu włosy. – Chcesz, żebym szepnęła tacie słówko? – spytała szeptem.
– O tak – odparł chłopiec z nadzieją w oczach.
– W porządku. Ale będziesz o niego dbał, prawda? Czyli masz go karmić, wychodzić z nim na spacery i kąpać, gdy zajdzie taka potrzeba.
– Zrobię wszystko – obiecał. Emily weszła do domu.
– Matt, jestem już – krzyknęła.
Przymknęła oczy w nadziei, że gdy je otworzy zdjęcia w salonie znikną w jakiś cudowny sposób. Tym razem trzymała również kciuki w tej samej intencji, ale nic to nie pomogło i fotografie pozostały w pokoju. Poczuła się zawiedziona.
Nadstawiając Mattowi usta do pocałowania, pomyślała po raz kolejny, że jest ogromnie przystojny. Nie wiadomo jednak, dlaczego tym razem zdenerwowało ją to. Nie mogła zrozumieć, jak to się działo, że mężczyźni wraz z wiekiem przystojnieli, a kobiety zwyczajnie się starzały. Przypomniała sobie jak się odchudzała, jak potem zwisała jej skóra i ile przeszła poddając się liftingowi. Dobrze wiedziała, że gdyby nie te wszystkie zabiegi, nie stałaby teraz w salonie domu Matta Halidaya, w którym wciąż mieszkał duch jego zmarłej żony. Nagle poczuła się tak, jakby ktoś odkroił jej kawałeczek serca.
– Poznałaś już naszego gościa?
– Hałhalka? Tak, jest prześliczny. Zatrzymasz go?
– Tak. Benjy go potrzebuje, a temu szczeniaczkowi też przyda się właściciel. To okropne, kiedy ktoś porzuca zwierzę. Na samą myśl o tym krew się we mnie burzy.
– Kiedy zamierzasz powiedzieć Benjy’emu?
Matt popatrzył na nią nieco zdziwiony, jakby chciał powiedzieć: Już się wtrącasz? Chociaż nie, uznała po chwili, że wcale nie o to chodziło. Jak zwykle była przewrażliwiona.
– Zaraz. Podczas naszej nieobecności zajmie się kąpaniem tego psiaka i będzie miał towarzystwo. Bo Molly jak zawsze siedzi u siebie w pokoju z telefonem przy uchu.
– To też składa się na proces dojrzewania, Matt.
Wyszli na ganek. Benjy siedział na schodku tuląc szczeniaka do policzka. Podniósł wzrok na ojca, który skinął głową.
– Od teraz jesteś za niego odpowiedzialny. Zapamiętaj sobie, że jeśli nie będziesz się o niego troszczył, okażesz się nie lepszym człowiekiem niż ten, co go porzucił. Obiecaj mi, że o niego zadbasz.
– Obiecuję, tato. Jak myślisz, czy powinienem go wykąpać?
– Świetny pomysł. Ale uważaj, żeby do uszu nie dostała mu się woda, a do oczu mydło. A potem bardzo starannie go wytrzyj. Możesz też zabrać go na noc do łóżka. A na podłodze w kuchni, w twoim pokoju i pod drzwiami rozłóż gazety.
– W porządku, tato.
Przechodząc obok Emily, szarpnął ją lekko za spódnicę wyrażając w ten sposób swoje podziękowania.
– Gdzie się wybieramy, Matt?
– Myślałem, żeby pójść do Solly’s. Żeberka są tam wspaniałe, steki mięciutkie jak masło, a ryba zawsze świeża. A na deser podają doskonałe ciasto brzoskwiniowe. Nie jest to na pewno elegancka restauracja, lecz zdecydowanie dobra.
– Jeśli o mnie chodzi, wszystko jedno, gdzie pójdziemy. Nie jestem specjalnie wybredna.
– Między innymi za to właśnie cię lubię – powiedział zdejmując jedną rękę z kierownicy, by dotknąć jej dłoni. – Nigdy niczego nie udajesz, nie jesteś pretensjonalna i nie uważasz, że… że należy ci się to czy tamto. Prosty z ciebie człowiek, dokładnie tak jak ja.
Prosty człowiek – powtórzyła z przykrością w myślach. Wiedziała jednak, że Matt uważał to za komplement.
– Jestem jak otwarta księga.
– No właśnie. Kobiety tak świetnie potrafią ujmować myśli w słowa. Bardzo ładnie dziś wyglądasz, Emily. Jak zawsze zresztą. Nawet wtedy, gdy byłaś cała poobijana.
– Matt, czy tymi pochlebstwami próbujesz przygotować grunt pod coś?
– Boże broń. Po prostu Molly ciągle mi powtarza, że powinienem mówić co myślę, bo nikt nie jest jasnowidzem i nie potrafi sam tego odgadnąć. I rzeczywiście ma rację. Jej rada okazała się bardzo pomocna w postępowaniu z Benjym. Wiesz, Emily, niby do twojego wyjazdu zostało jeszcze dwa tygodnie, ale ja już za tobą tęsknię.
Читать дальше