– Nie zawsze. A jeszcze później?
– Może zapiszę się na kurs latania. Może nawet dostanę pracę na lotnisku w Linden. Mogę też spróbować w Newark. Jedyna rzecz, na której się znam, to samoloty. Będę miał Jake’a. Kupię sobie rower i przejadę się obok twojego dawnego domu. Jeśli zostanie mi jeszcze trochę pieniędzy, mogę kupić i ten dom. Będę wtedy mógł przyjeżdżać tam razem z Jake’em, siadać pod drzwiami i wyobrażać sobie, że za chwilę wyjdziesz i nas przegonisz.
Kate tak mocno zagryzła dolną wargę, że poczuła krew. Chciało jej się płakać.
– To było jedno z twoich marzeń. Nie rozumiem ciebie. Powiedziałeś, że nie byłeś we mnie zakochany. Dlaczego więc chciałbyś siedzieć przed moim domem?
– To jedno z najprzyjemniejszych wspomnień. Wtedy wszystko wydawało się takie proste. Byliśmy niewinnymi dzieciakami. Nie sądzę, by kiedykolwiek działo nam się lepiej. Jeśli podarujesz mi tę starą książkę kucharską Betty Crocker, tę z kieszenią za okładką, wtedy już niczego mi nie będzie brak.
Rozpłakała się, całym jej ciałem wstrząsało głośne, urywane łkanie. Patrick otoczył ją ramieniem, jednocześnie włączając magnetowid.
– Myślę, że będzie ci mnie brak, Kate. Kogo będzie ci brak, mnie czy Harry’ego?
– Zamknij się, Patricku. Zamknij się, słyszysz mnie?
– Dzięki temu aparatowi słuchowemu…
– Wynoś się do diabła! – krzyknęła Kate, wyswobadzając się z jego objęć. Ruszyła korytarzem do swojej sypialni. Trzasnęła drzwiami i zamknęła je na klucz. Rycząc jak bóbr, rzuciła się na łóżko. Kiedy zabrakło jej łez, przekręciła się na bok i sięgnęła po aparat telefoniczny. Nie przejmując się, czy ktoś słyszy, nie przejmując się niczym, wykręciła numer telefonu Gusa w redakcji „New York Timesa”.
– Cześć – powiedziała. – Dzwonię z domu. – Wyraz „dom” nada odpowiedni ton ich rozmowie. – Jak tam twoja nagroda Pulitzera? – Był to stały przedmiot ich żartów. Zmusiła się do chichotu.
– Jak Harry? – spytał Gus.
– Harry miał dzisiaj zły dzień, ale zarazem dobry. Pojechał i kupił sobie psa. Woła na niego Jake. W lutym Ellie bierze ślub. Ponieważ jest romantyczką, zapragnęła się pobrać w dzień św. Walentego. Betsy tak świetnie daje sobie radę z prowadzeniem firmy, że przestałam zawracać jej głowę telefonami. Myślę o zajęciu się ceramiką.
– Boże! – wykrzyknął Gus.
– Może będę tkała kilimy.
– Boże – powtórzył Gus. – Mówisz trochę przez nos, czyżbyś była przeziębiona?
– Chyba tak – skłamała Kate. – Zastanawiam się nad kupnem samolotu.
– Zamierzasz nim latać czy tylko mu się przyglądać? – spytał Gus.
– Będę mu się przyglądać. Cierpię na lęk wysokości.
– Ja też. Chciałem powiedzieć, że też cierpię na lęk wysokości. Mamy wiele wspólnych cech, nie sądzisz?
– Zawsze tak uważałam. Minął prawie rok, odkąd… odkąd wrócił Harry. Dziewczęta planują zorganizowanie przyjęcia okolicznościowego. Z serpentynami, balonikami i tak dalej.
– Zapowiada się niezła zabawa.
– Zależy od punktu widzenia.
– Kate…
– No cóż, myślę, że zabrałam ci dość czasu. Myślałam o tobie przez cały dzień, a wtedy zawsze muszę się upewnić, że moi przyjaciele dobrze się mają. Wracaj do pisania artykułu, godnego nagrody Pulitzera.
– Kate…
– Do widzenia, Gus. Wkrótce znów zadzwonię.
Kate zaczekała, aż się rozłączył, ale nie odłożyła słuchawki. Odchrząknęła.
– Kimkolwiek jesteś, ty skurwielu, mam nadzieję, że pójdziesz prosto do piekła. – Wsunęła palce do ust i zagwizdała tak, jak ją nauczył Patrick, kiedy byli dziećmi. – Mam nadzieję, że popękały ci bębenki! – wrzasnęła, nim rzuciła słuchawkę z powrotem na widełki. Bywały chwile, jak teraz, kiedy zastanawiała się, czy nie zwariowała. Patrick zapewniał ją, że nie, że naprawdę gdzieś tam siedział jakiś mężczyzna bez twarzy i podsłuchiwał każdą ich rozmowę telefoniczną. Wierzył w to, więc ona też.
Kate rzuciła w kąt spódnicę od kostiumu i purpurową bluzkę i wciągnęła spodnie oraz pulower. Może uda jej się wykraść parę ciasteczek, jeśli Della nie zrezygnowała z pieczenia. Ubóstwiała jej wypieki.
Patrick puścił sobie na wideo „Szeregowca Beniamina”. Oglądał film, bawiąc się uszami Jake’a, i co chwila wybuchał śmiechem. Od razu zauważyła, że Della właśnie przekłada ciasteczka z blachy na talerz. Złapała jedno, ale natychmiast puściła czując, jak parzy w rękę.
– Dobrze ci tak – zauważyła Della. – Włóż naczynia do zmywarki.
– Co przyrządzimy na przyjęcie Patricka? – spytała Kate.
– Raczej bankiet. Twoje córki przygotowały spis na dwie strony. Jeśli się bliżej przyjrzeć, widać, że najważniejsze będą desery. Tort czekoladowy, lody ananasowe własnej roboty, ambrozja, cobbler wiśniowy. Cocktail z krewetek, homar, pieczony kapłon, żeberka, kandyzowane bataty, fasolka szparagowa, migdały, sałata zielona, bułeczki własnej roboty, obok kukurydzy jest znak zapytania. Nie mam pojęcia, co oznacza. Betsy chce marynowane buraczki i jajka z wielką ilością cebuli. Napisała, by użyć octu aromatyzowanego. A co ty byś sobie życzyła?
– Włoskiego hot-doga. Sałatkę z kapusty i kawałek tego tortu czekoladowego. A ty?
– Przyjemnie będzie zjeść taco.
– Jak myślisz, ile czasu zajmie nam przyszykowanie tego wszystkiego? – spytała zaciekawiona Kate.
– To zależy, ile czasu zajmie nam nadmuchiwanie baloników – stwierdziła gderliwie Della.
– O cholera! – zaklęła Kate. – Delio, chciałam ci podzię…
– Kate, zanieś te ciasteczka Patrickowi. Dwa są dla Jake’a. Lepiej daj mu jeść z ręki, żeby nie pobrudził dywanu.
Patrick uśmiechnął się do niej, kiedy wręczała mu talerz z ciasteczkami. Wzięła jedno, by dać Jake’owi.
– Ja to zrobię, Kate. Chcę, żeby wiedział, że to ode mnie dostaje jeść. Nie masz chyba nic przeciwko temu? – spytał, bawiąc się uszami Jake’a.
– Oczywiście, że nie. – Ale czuła się urażona i zastanawiała się czemu. Przypatrywała się przez chwilę Patrickowi i psu, a potem wstała i poszła do swego pokoju.
W dniu przyjęcia Kate wstała wcześnie. Od kilku dni gotowały i sprzątały z Delią. Dziewczęta miały przyjechać koło piątej. Zaparzyła kawę i wyszła na taras. Rok temu myślała, że nastąpił koniec jej świata. Dzisiaj była z siebie dumna. Czuła to samo, co w dniu, w którym otrzymała dyplom. Dobra robota, Kate Starr. Poklepała się po ramieniu, oczy piekły ją od łez.
– Ale z ciebie ranny ptaszek – powiedział cicho Patrick. – Słuchaj, miałaś rację, ich ćwierkanie jest takie radosne. A ja chciałem je wystrzelać. Nie znam wielu przyjemniejszych dźwięków, niż ptasi świergot. Chcę ci podziękować za to, że nie pozwoliłaś mi… i za ostatni wieczór. Jake obudził mnie w środku nocy, żeby go wypuścić. Szybko się uczy, szybciej niż ja.
Kate uśmiechnęła się.
– Miałeś utrudniony start. Jestem z ciebie dumna, Patricku.
– To dla mnie bardzo dużo znaczy, bo wiem, że naprawdę to czujesz.
– Mam dla ciebie prezent – powiedziała Kate, nagle onieśmielona komplementem męża. – Zaczekaj, zaraz ci go przyniosę.
– Ja też mam coś dla ciebie – oświadczył Patrick. Pobiegli na wyścigi do domu po przygotowane prezenty. Kate wróciła na taras pierwsza i wręczyła upominek mężowi, kiedy się tylko pojawił.
– Mój jest trochę głupi – powiedziała.
– Wielki kubek. W sam raz na wyprawę przez cały kraj. Wspaniały prezent, Kate.
Читать дальше