– Witam. – Amy powitała obie kobiety.
Matka Maddy wyglądała tak nieśmiało i szaro, że Amy nigdy nie mogła pojąć, skąd u przyjaciółki tak ognisty temperament.
– Miło mi wreszcie cię poznać. – Mamma Fraser, adopcyjna matka Joego, uśmiechnęła się przyjacielsko.
Chociaż kuśtykała o lasce, żywe iskierki w oczach mówiły, że chętnie zajęłaby się całym światem. Zupełnie inna kobieta niż Meme, chociaż obie były wdowami w podobnym wieku.
– Proszę wejść dalej – powiedziała Amy. – Przyjęcie jest na tyłach.
– Christine już przyjechała? – zapytała Maddy, gdy szły przez salon.
– Przed chwilą. Mówiła coś o Alecu i Joe, że spędzają razem dzień, żeby uzgodnić ostateczne plany.
– Aha – potwierdziła Maddy. – Naprawdę się zaprzyjaźnili w ciągu ostatnich tygodni, to po prostu cudowne. Cieszy mnie myśl, że nasi mężowie są kumplami.
– To mile. – Amy uśmiechnęła się szczerze, chociaż z lekkim roztargnieniem.
Zastanawiała się, czy zdoła się wymknąć i sprawdzić pocztę – może przyszła już odpowiedź od Byrona? A jeśli przyszła, ale on stwierdził, że wcale nie jest zainteresowany małżeństwem? Jeśli napisał, że nie chce niczego poważniejszego od wspólnego mieszkania bez zobowiązań? Całkiem by się załamała i popsuła wieczór panieński.
Śmiech i kobiece głosy zabrzmiały głośniej, gdy otworzyła przesuwane szklane drzwi.
– O rety – zachwyciła się Maddy, gdy wyszły na patio i zobaczyły zatłoczony ogród. – Amy, przeszłaś samą siebie.
– Dziękuję. – Rozejrzała się, żeby się upewnić, że wszystko jest w porządku.
– Była w takiej rozsypce, nakrywając do stołów, że równie dobrze mogłaby zapomnieć o czymś podstawowym, jak obrusy albo serwetki. Ale wyglądało na to, że niczego nie przegapiła.
Kilka małych, okrągłych stolików nakrytych białymi obrusami i w otoczeniu białych, składanych krzeseł stało na soczystozielonym trawniku w barwnym ogrodzie. Zdobiły je bukiety w staromodnych czajniczkach i imbryczkach. Sznury z maleńkimi białymi dzwoneczkami zwieszały się z rozpostartych gałęzi dębu, który ocieniał teren. Dwa większe stoły ustawiono na brzegu trawnika pod wysokim żywopłotem. Poczęstunek przygotowany przez Amy i Meme – bułeczki, fantazyjne ciasteczka, kanapeczki w kształcie serc – stał na jednym stole, na drugim leżały prezenty. Większość gości już się zjawiła – przyjaciółki i krewne obu panien młodych.
Amy zauważyła Christine rozmawiającą z jedną z kobiet z pogotowia. Doktor Christine Ashton jak zawsze wyglądała elegancko w szarych spodniach i kremowej bluzce. Blond włosy spływały jej po plecach, lśniące i proste. Kiedy tylko Christine zobaczyła przyjaciółki, podeszła uściskać Maddy.
– Wreszcie jesteś.
– Przepraszam za spóźnienie – odparła Maddy. – Nasz lot tak się wczoraj wieczorem opóźnił, że ciężko było zerwać się dziś rano.
– U mnie tak samo – odparła Christine i wyciągnęła dłoń do matki Maddy. – Witam, pani Howard. Miło znowu panią widzieć. A pani musi być Mammą Fraser. – Kiedy starsze kobiety odpowiedziały na powitanie, Christine odwróciła się do Amy. – Teraz, kiedy już jesteśmy w komplecie, nasza trójka musi siąść na porządne, babskie pogaduchy. Dziś wieczór.
– Zdecydowanie – przytaknęła Maddy i rzuciła Amy znaczące spojrzenie.
Wyraz oczu obu przyjaciółek powiedział jej, że zamierzają wydusić z niej wszystko na temat Guya. Na samą myśl Amy zacisnął jej się żołądek.
– Przedstawię was wszystkim.
Poprowadziła małą grupkę do stolika, gdzie rządziła Meme z matką Christine i jej bratową. Widząc je, Amy odniosła wrażenie, że dawna Meme, królowa towarzystwa, powróciła do życia. Meme upięła wysoko siwe włosy i włożyła najlepszą, różową sukienkę z koronkowym kołnierzykiem i mankietami.
– Powiedzcie mi coś więcej o tym ślubie – poprosiła Meme, gdy pani Howard i Mamma Fraser usiadły.
– Muszę sprawdzić, czy nie trzeba donieść jakiś przysmaków – oznajmiła Amy.
– Pomogę ci – zaproponowała Christine. Jej głos zdradzał desperację.
Podeszły obie do stołu z przekąską.
– Przysięgam, że jeśli jeszcze raz usłyszę, jak Meme pyta „a co jeśli zacznie padać?, to zacznę krzyczeć. Jest przerażona, bo pozwoliłyście mężczyznom samodzielnie zaplanować ślub na świeżym powietrzu.
– Nie ona jedna. Moja matka cały czas ma do mnie pretensje, że nie dałam jej wyprawić wielkiego, oficjalnego wesela dla śmietanki towarzyskiej w country club. Ojciec nadal próbuje mnie przekonać, żebym nie wychodziła za młodszego mężczyznę, który wychowywał się w przyczepie. Ale wiesz co? – Christine wzruszyła ramionami i szczęście zapłonęło w jej oczach. – Mam gdzieś, co myślą. Skończyłam z życiem pod ich dyktando.
– Boże, ty mówisz to poważnie, prawda? – Amy spojrzała na nią zaskoczona.
W ciągu ostatnich tygodni Christine powtarzała podobne rzeczy w e-mailach, ale gdy Amy usłyszała to na własne uszy – wypowiedziane radośnie, bez żalu – zrozumiała, że przyjaciółka mówi poważnie.
– Tak. – Christine uśmiechnęła się. – Uczę się, z wielką pomocą Aleca, żeby sobie odpuszczać.
– Cieszę się. -Amy zerknęła na Meme. – Jakie to uczucie? Puścić coś, czego trzymałaś się tak długo?
– Cudowne – zaśmiała się Christine tak swobodnie, jak Amy jeszcze nigdy nie słyszała. – I bardzo wyzwalające.
Maddy dołączyła do nich, starając się zdławić szeroki uśmiech.
– Dziewczyny, tracicie niezłą rozrywkę.
– Co masz na myśli? – zapytała Amy, zerkając na stolik, przy którym siedziały matki.
– Meme zamartwiała się pogodą, jedzeniem i kwiatami i upierała się, że mężczyźni nie dadzą sobie rady z przygotowaniem wszystkiego samodzielnie, co uznałam za interesujące, zważywszy na to, że wszystko to zaprojektował jej mąż. – Maddy machnęła dłonią na ogród. – A Mamma Fraser spojrzała jej prosto w oczy z tym wyrazem twarzy, który usadza wszystkie dziewczynki na obozie, i oświadczyła: „Szczerze mówiąc, ufam umiejętności planowania mojego syna". A potem spojrzała na panią Ashton i dodała: „Mamy szczęście, że tak sprytnie wymyślił, aby ceremonia i przyjęcie odbyło się w tak zabawnym miejscu jak Wildflower Center. Nie będzie kolejnego nudnego i sztywnego oficjalnego przyjęcia. – Maddy na chwilę zakryła usta. – Szkoda, że nie widziałyście ich twarzy. Dosłownie je zatkało.
– Serio? – Christine uniosła brew. -Więc to postanowione. Z tego, co mi mówiłaś o Mammie Fraser, już wiem, kim chcę być, gdy dorosnę.
– Ta kobieta ma w sobie tyle ikry – dodała Amy. – Szkoda, że Meme taka nie jest.
Maddy i Christine spojrzały po sobie znacząco i Amy wiedziała, co sobie myślą.
– Nic nie mówcie. Proszę. – Podniosła rękę.
Obie już nieraz mówiły jej, że Meme nie miała ikry, bo nikt tego od niej nie oczekiwał. Mąż rozpieszczał ją przez całe małżeństwo, a kiedy zmarł, Amy weszła w jego rolę. Niezależnie od odpowiedzi Byrona, postanowiła, że to zmieni, bo zaczynała widzieć, że granie w grę Meme szkodzi babci, a nie pomaga.
– Ucieszycie się, słysząc, że zamierzam wprowadzić tu trochę zmian. Jeszcze nie wiem dokładnie jak, ale wiele się tu zmieni.
– Naprawdę? – Maddy się rozpromieniła. – To najlepszy prezent ślubny, jaki mogłaś mi dać.
– Ale nie będzie łatwo. – Amy przycisnęła rękę do brzucha. – Zamierzam jednak porozmawiać poważnie z Meme na temat wynajęcia pielęgniarki. I tym razem nie przyjmę odpowiedzi odmownej.
Читать дальше