– Marietto! – Generał spojrzał na nią z przerażeniem.
– Tak wygląda prawda, ojcze – Marietta dzielnie wytrzymała wzrok generała. – Tyle że nigdy nie chciałeś jej przyjąć do wiadomości.
– Zgadza się – poparł ją pułkownik Lehbeck. – Na mnie też próbowała swych czarów.
– Ach, tak… – Komisarz drapał się po podbródku. – Ach, tak… – Nagle spojrzał ostro na Marcusa. – Więc porucznik Dalin miał istotny powód, by życzyć pannie Mørne śmierci.
– Wszyscy je mieliśmy – powiedziała Lita Fernér.
Komisarz spoglądał po zebranych z rezygnacją. W końcu odwrócił się do mnie.
– Pozostaje nam jeszcze panna Mårtensdotter. Pani też nie miała powodu, by lubić pannę Mørne?
– Nie, nie miałam powodu, by ją lubić – odrzekłam. – Nie miałam też powodu, by jej nienawidzić. Było mi jej nawet trochę żal.
Generał wstał i ruszył do drzwi. Komisarz usiłował go zatrzymać.
– Nikt stąd nie wyjdzie, póki nie skończymy – oświadczył.
– Znajdzie mnie pan w moim pokoju – odrzekł stanowczo generał i wyszedł, nie zaszczyciwszy policjanta spojrzeniem. Komisarz wzruszył ramionami z rezygnacją.
– Nigdy dotąd nie słyszałem tylu negatywnych opinii o ofierze – mruknął pod nosem, po czym podniósł głos i spojrzał na nas: – Utrudniacie nam państwo zadanie! Nikt nie usiłuje uwolnić się od podejrzeń. Wręcz przeciwnie! Zwykle jest jeden motyw, może dwa, w tej sprawie co najmniej tuzin!
– Chwileczkę – wtrącił Marcus. – Annabellę może pan wyłączyć ze śledztwa, cały czas była w gabinecie.
– O możliwościach dokonania zabójstwa porozmawiamy później – rzucił szorstko policjant. – Chcę zwrócić uwagę na fakt, że zabójstwo panny Mørne nie musi mieć związku z planowanym zamachem na króla. Niewiele osób wie o wizycie królewskiej. Ktoś mógł popełnić tę zbrodnię z innych, całkiem osobistych pobudek. Zgadzacie się państwo?
Przytaknęliśmy zgodnie.
– Jednakże udział panny Mørne w spisku jest więcej niż prawdopodobny – nie ustępował pułkownik Lehbeck.
– Sprawdzimy to. Chyba nawet wiem jak…
Komisarz zebrał wszystkich, którzy mieli coś wspólnego z wizytą królewską. Byli to pułkownik Lehbeck, Johan, Marcus, brat pani Fernér i starszy mężczyzna, którego nazwiska dotąd nie poznałam. Wezwano też generała Dalina. Pozostali właśnie zbierali się do odejścia, kiedy policjant przywołał i mnie. Zdziwiłam się, ale posłusznie wróciłam na swoje miejsce. Marcus usiadł obok i wziął mnie za rękę.
Zauważyłam, że jest strasznie blady. Szepnęłam mu, że nie najlepiej wygląda.
– To nic – odrzekł cicho – rana mi trochę dokucza.
– Jeśli się nie mylę – rozpoczął komisarz, spoglądając po nas – Flora Mørne była kochanką Cederweda. Ten list na to wskazuje. To niebezpieczny i bezlitosny człowiek, nie sądzę więc, by była czymś więcej niż zabawką w jego ręku.
Generał Dalin nie odzywał się, wzrok wbił w podłogę. Było mi go żal. W jego oczach Flora stanowiła ideał kobiety, a okazała się rozpustnicą i zdrajczynią.
Skierowałam uwagę na policjanta, który wyjaśnił nam, że list wskazuje na udział Flory w spisku Cederweda i jego popleczników. Przypuszczalnie to ona miała spotkać się z tamtym mężczyzną i odebrać kartkę z tajemniczym słowem „Aldebaran”. W liście znalezionym na schodach była wzmianka o nowym spotkaniu, w niedzielę wieczorem. Czyli dzisiaj!
– Najważniejsze, by nikt się nie dowiedział o śmierci Flory – zakończył komisarz, patrząc na nas z powagą. Potem zamilkł na chwilę i wbił wzrok we mnie.
– Chcę, by pani, panno Mårtensdotter, odegrała jej rolę!
Wzdrygnęłam się. Marcus zaczął gorąco protestować.
– Proszę się nie bać – uspokajał nas komisarz. – Będę z moimi ludźmi w pobliżu. To jedyny sposób, by zwabić spiskowców w pułapkę.
Marcus i pułkownik Lehbeck nie byli zachwyceni pomysłem, ale komisarz upierał się przy swoim. Chodziło wszak o życie króla! Zostało niewiele czasu, ledwie tydzień, zbyt mało, by zmieniać trasę podróży.
– Drogi panie – spytał z rozdrażnieniem brat pani Fernér – nie sądzi pan chyba, że król może spędzić noc w tym domu, który stał się sceną mordu, knowań i skandali?
– Poczekajmy na rozwój wydarzeń – odrzekł komisarz. – Jeśli dziś wieczorem uda się nam złapać jednego z przywódców spisku, poznamy może miejsce planowanego ataku. Jeśli plan zawiedzie, rozejrzymy się za innym miejscem noclegu. Przyjazd pary królewskiej musi jednak pozostać ściśle strzeżoną tajemnicą. Dlatego prosimy o pomoc Annabellę, która i tak już została wmieszana w tę sprawę. Marietta Lehbeck zbyt jest znana w kręgach sztokholmskiej socjety, by mogła wziąć udział w tej maskaradzie.
Pomimo gorących protestów Marcusa, zgodziłam się posłużyć za przynętę. Drżałam na samą myśl o czekającym mnie zadaniu, ale bardzo chciałam przysłużyć się sprawie.
Po ustaleniu wszystkich szczegółów Marcus wyszedł ze mną do przedpokoju.
– No i nie będzie wycieczki łodzią – powiedział smętnie i pogłaskał mnie po policzku. – A tak się na nią cieszyłem!
– Ja też – odrzekłam z uśmiechem. – Popłyniemy innym razem – dodałam, przyglądając się mu z niepokojem. – Połóż się, chyba masz gorączkę. Lekarz musi zająć się twoją raną.
– Nie ma mowy! – wykrzyknął z pasją. – Będę blisko ciebie dziś wieczorem. Niech ktoś spróbuje cię tknąć!
Potrząsnęłam głową. Żywiłam nadzieję, że ma dość rozsądku, by zostać w domu. Widać było, że nie czuje się najlepiej.
Opuściłam Marcusa i udałam się na poszukiwanie Lity Fernér. Znalazłam ją w salonie. Przekazałam jej słowa męża i dorzuciłam sporo od siebie. O natarczywości Flory i rozpaczy pana Fernér a, który nie mógł jej się pozbyć.
– On bardzo panią kocha – zakończyłam z powagą.
Wiadomość o śmierci Flory utrzymano w czterech ścianach domu. Służba złożyła przysięgę milczenia, a policjantom zakazano wszelkich rozmów na ten temat. Nawet moja matka nie dowiedziała się o niczym, więc nie mogła zrozumieć, dlaczego wybieram się do Fernérów z nocną wizytą. W jej pojęciu zbyt często tam bywałam. Nie mogłam podać jej prawdziwej przyczyny, zanim sprawa znajdzie swoje rozwiązanie.
W przebraniu ulicznicy stanęłam na tym samym rogu co poprzednio. Nogi trzęsły się pode mną, a serce biło w oszalałym rytmie. Niechby pojawił się w pobliżu ktoś z sąsiadów lub znajomych! Mogłabym pożegnać się z dobrą opinią w tym mieście.
Ze strachu spotniały mi ręce i zaschło mi w ustach. Co się stanie, jeśli ten człowiek zwietrzy pismo nosem? Wystarczy jeden strzał oddany z bliskiej odległości, a policja i Marcus będą bezradni. Starałam się nie ulec panice.
Rozejrzałam się wokół, nigdzie żywego ducha. Jeśli rzeczywiście strzegli mnie policjanci, to doskonale się maskowali.
A Marcus? Był w pobliżu? Może leżał w łóżku powalony gorączką?
Zegar na wieży kościelnej wybił północ. Nic się nie wydarzyło.
A może byłam sama? Może policjanci nie dotrzymali słowa? Strach sparaliżował mnie całkowicie. Gdyby trzeba było uciekać, nie mogłabym ruszyć się z miejsca.
Zesztywniałam na odgłos kroków. Odwróciłam się powoli i ujrzałam starszą panią prowadzącą małą dziewczynkę.
Pani Nilsson z targowiska!
Puściłam rąbek sukni, który do tej pory trzymałam uniesiony we frywolnym geście. Policzki pałały mi ze wstydu.
– Annabello, po co tu stoisz? – spytała ze zdziwieniem pani Nilsson.
Читать дальше