Potem markiz odezwał się i dziewczyna drgnęła zaskoczona, gdyż nie zdawała sobie sprawy, że podążył jej śladem i stał tuż za nią.
– Nie potrafię zrozumieć, Ajanto – powiedział – dlaczego tak się mną przejmujesz? Ostatecznie znamy się bardzo krótko i, jak to zauważyłaś, spotkaliśmy się przypadkiem. Dlaczego miałabyś brać to sobie do serca?
– Ja… ja chcę, byś był… szczęśliwy.
– Dlaczego?
Tylko w jeden sposób mogła Ajanta to wytłumaczyć, ale tej właśnie odpowiedzi nie mogła udzielić. Ponieważ w głosie markiza pojawiła się nuta, której wcześniej nie słyszała, poczuła, że drży, i mogła jedynie zacisnąć usta, by się nie zdradzić.
– Chcę, byś odpowiedziała mi na to pytanie – rzekł cicho markiz.
Ajanta z trudem zmusiła się do mówienia.
– Proszę… nie możemy dłużej o tym… rozmawiać. Powiedz mi tylko, co mam robić, potem wypełnię twoje… polecenia.
– Dobrze, jeśli tego chcesz. Tak się złożyło, że ułożyłem już plan.
– Tak… właśnie myślałam.
Ponieważ nie mogła już dłużej patrzeć na piękno zmierzchu za oknem, odwróciła się i spojrzała na markiza.
– Powiedz mi… na czym polega twój plan – odezwała się tonem, który, miała nadzieję, był chłodny i rzeczowy.
Quintus podszedł do biurka i dziewczyna, zdziwiona trochę, podążyła za nim.
– Mam dla ciebie dwie rzeczy – powiedział. – Po pierwsze, pierścionek zaręczynowy, który powinienem dać ci już wcześniej, i jak sądzę, nasi dotychczasowi goście spodziewali się zobaczyć go na twoim palcu.
Mówiąc to, otworzył wyłożone aksamitem pudełko i Ajanta zobaczyła, że w środku znajduje się pierścień z diamentem, na widok którego dech jej zaparło. Wspaniały kamień otoczony mniejszymi diamentami wydawał się tak wielki i piękny, że można było pomyśleć, iż markiz zdjął z nieba jedną z gwiazd i podawał jej, by ją obejrzała.
Potem przypomniała sobie, że klejnot ten będzie mogła nosić tylko przez krótki czas, a kiedy ukryje się przed ludźmi, będzie musiała go oddać.
– Za chwilę włożę ci go na palec – powiedział markiz tym samym cichym głosem – ale chcę, byś najpierw przymierzyła obrączkę, którą wybrałem dla ciebie, by sprawdzić, czy ma odpowiedni rozmiar.
– T – tak… oczywiście – zgodziła się.
Czuła się dziwnie słysząc, jak mówi o ofiarowaniu jej obrączki. Pomyślała, że mógłby z tym poczekać, aż znajdą się w Paryżu czy w innym mieście, do którego mieli pojechać, by upozorować ślub. Jednocześnie takie zaplanowanie i uporządkowanie wszystkiego pasowało do jego sprawności i doskonałej organizacji.
Markiz otworzył pudełko i zobaczyła, że w środku znajduje się złota obrączka. Wyjął ją i trzymał pomiędzy palcem wskazującym i kciukiem.
Ponieważ Ajanta czuła się spłoszona i zażenowana, spytała:
– Czy zdecydowałeś się… gdzie odbędzie się… ślub i ile mamy odczekać, zanim… zniknę?
– To zależy od ciebie – odparł.
Ode mnie? – zdziwiła się dziewczyna. Mówiąc to myślała, że każda godzina, minuta, sekunda z nim spędzona, będzie tak cenna, że zachowa je w sercu.
– Tak, od ciebie – powiedział zdecydowanie markiz.
Spojrzała na niego z wyrazem zaskoczenia w oczach, ale on patrzył ciągle na obrączkę.
– Prawdę mówiąc – rzekł – odpowiedź na twoje pytanie wyryta jest wewnątrz obrączki, więc proponuję, byś odczytała napis i zorientowała się, czy zgadzasz się z tym, czego pragnę.
Przyglądała mu się ciągle ze zdziwieniem i teraz jego oczy napotkały jej spojrzenie. Pomyślała, że może to być wina oświetlenia, ale wyraz jego oczu sprawił, że serce jej zabiło, potem, z niezrozumiałych powodów, zaczęła drżeć.
– Zanim będzie za ciemno, by coś zobaczyć – powiedział – proponuję, byś odczytała, co kazałem tam wyryć.
Mówiąc to podał jej obrączkę i gdy wyciągnęła rękę, położył ją na jej dłoni.
Przez chwilę nie mogła się poruszyć, potem z nadludzkim wysiłkiem wzięła obrączkę w drugą rękę i spojrzała do środka. W zamierającym świetle można było dostrzec, że na złotej powierzchni wyryto głęboko jakieś słowa.
Powoli, jak gdyby mózg nie chciał jej słuchać, odczytała je:
NA CAŁĄ WIECZNOŚĆ
Przez chwilę czuła, że musiał ją mylić wzrok i że nie mogła tego naprawdę zobaczyć. Potem westchnęła cicho, gdy otoczyły ją ramiona markiza.
– Taki jest mój plan, Ajanto – powiedział. -
Plan, któremu obiecałaś się podporządkować.
Ponieważ trzymał ją w objęciach, dziewczyna czuła, jakby jej serce wywinęło kilka koziołków i waliło tak mocno, że nie mogła myśleć.
Gdzieś z daleka usłyszała swój zacinający się głos:
– C – co powiedziałeś? Nie… rozumiem!
– Powiedziałem, że cię kocham – odparł markiz – tak, jak ty, wiem o tym, kochasz mnie.
Ujął dłonią jej podbródek i uniósł jej twarz ku swojej.
– To prawda, czyż nie? – zapytał. – Nie mogłabyś być tak bezinteresowna, tak skłonna do niewiarygodnego poświęcenia, gdybyś mnie nie kochała.
Nie czekał na odpowiedź, lecz przycisnął wargi do ust dziewczyny, a potem przyciągnął ją do siebie, więżąc ją w pocałunku.
Ajanta miała wrażenie, że przeniosła się z mroku w niebiańską światłość, wypełniającą cały świat. Potem, gdy usta markiza stały się bardziej natarczywe i zachłanne, zapomniała o wszystkim, poza jego bliskością. Napełniło ją nieprawdopodobne upojenie, tak że wydawało się jej, iż musiała umrzeć i zamiast być człowiekiem stała się cząstką boskości.
To uczucie było tak doskonałe, tak wspaniałe, że Ajanta zorientowała się, iż musi być to miłość, miłość, której zawsze szukała, w którą wierzyła i w której odnalezienie przestała już wierzyć.
Dopiero gdy markiz na chwilę uniósł głowę, zdołała odezwać się:
– Kocham cię… kocham… ale nigdy nie sądziłam… że i ty obdarzysz mnie miłością.
– Myślę, że pokochałem cię w chwili, gdy cię zobaczyłem – powiedział. – Mówiłem sobie, że jesteś zbyt piękna, by być prawdziwa, i o wiele za mądra, byś mogła stać się taką żoną jaką spodziewałem się poślubić.
– A… teraz? – wyszeptała.
– Teraz wiem, że nie mogę bez ciebie żyć i że życzę sobie niepozornych zaręczyn, moja ukochana, lecz prawdziwego małżeństwa, które przetrwa całą wieczność.
– Czy chcesz powiedzieć, że naprawdę tak myślisz?
– Wiedziałem, gdy kazałem wyryć ten napis na obrączce, że jesteś wszystkim, co istniało w uświęconym i nie sprofanowanym zakątku mego serca, który jak sądziłem, pozostanie na zawsze pusty.
Ajanta zaszlochała cicho i przytuliła twarz do jego ramienia.
– Kiedy zobaczyłam lady… Burnham, pomyślałam, że… nigdy nie będę nic dla ciebie znaczyć.
– Zapomnij o niej! – powiedział markiz. – To bardzo miła i piękna istota, ale nawet gdyby była wolna, nie poprosiłbym jej, by została moją żoną.
Ajanta uniosła głowę.
– Czy to prawda? – zapytała z niedowierzaniem.
Ramiona Quintusa objęły ją mocniej.
– Ponieważ musimy być wobec siebie szczerzy, moja ukochana – powiedział – przyznaję, że w moim życiu było bardzo wiele kobiet. Ale ja powziąłem decyzję, że będę wolny i nie ożenię się, po prostu dlatego, iż żadna z nich nie była kobietą którą chciałbym przywieźć do Stowe Hall, by ze mną tu zamieszkała i była matką moich dzieci.
Ucałował czoło Ajanty i ciągnął dalej:
Читать дальше