– Za rok twoja siostra będzie prawdziwą pięknością i musisz koniecznie wydać na jej cześć bal w Stowe Hall, a drugi w Londynie.
Ajanta zaczerpnęła tchu, ale zanim zdążyła odpowiedzieć, markiza ciągnęła dalej:
– Kiedy obserwowałam dzisiaj twoje siostry i młodych przyjaciół Lyle'a z Oxfordu, myślałam sobie, że jako dziecko Quintus bardzo odczuwał brak rodzeństwa. Zawsze gorzko żałowałam, że po jego urodzeniu nie mogłam mieć więcej dzieci.
Znaczenie słów markizy było oczywiste, ale Ajanta nie mogła nic na to odpowiedzieć. Zdołała tylko pomyśleć, że nie mogło być nic wspanialszego niż mieć dzieci z markizem i wiedzieć, że może sprawić, iż jego życie będzie równie szczęśliwe i wartościowe, jak to, które toczyło się na probostwie, zanim zmarła jej matka.
– To był cudowny dzień – rzekła z westchnieniem markiza – ale muszę się przyznać, że jestem trochę zmęczona. Ponieważ jednak mam tyle planów związanych z twymi wspaniałymi siostrami, postanowiłam, że muszę wydobrzeć. Prawdę mówiąc, jestem przekonana, że już czuję się lepiej.
– Będę się bardzo gorąco modlić, by tak się stało – odparła Ajanta.
Ucałowała markizę i życzyła jej dobrej nocy, ale wychodząc z pokoju nie zauważyła, że starsza kobieta patrzy za nią z niepokojem w oczach, zdając sobie sprawę, iż coś jest nie w porządku. Nie potrafiła jednak domyślić się, o co mogło chodzić.
Ajanta zeszła powoli po schodach. Nie mogła pozbyć się uczucia, że ma właśnie nastąpić koniec bajki, i że nikt nie będzie „żyć długo i szczęśliwie”.
Przynajmniej będę mogła to wszystko wspominać – myślała, gdy dotarła do wyłożonego marmurem hallu. Potem szła coraz wolniej korytarzem prowadzącym do gabinetu markiza.
Czuła, jak gdyby żegnała się już z obrazami, meblami, z samym domem, który jak myślała, w jakiś dziwny sposób stał się częścią jej samej, choć był to, oczywiście, niedorzeczny pomysł!
Zatrzymała się przed drzwiami, zaczerpnęła tchu i instynktownie, zdając sobie sprawę, że powinna być bardzo stanowcza, uniosła głowę i weszła do środka.
Spodziewała się, że markiz będzie siedział za biurkiem, on jednak stał przed kominkiem, czekając na nią. Zamknęła za sobą drzwi, ale choć zbliżając się do niego, wiedziała, że nie spuszcza z niej oczu, czuła, iż nie może na niego spojrzeć. Chciała odezwać się w sposób naturalny, ale gdy podeszła i zatrzymała się w odległości paru stóp od niego, głos zamarł jej w gardle i mogła jedynie czekać.
– Okazało się, że byliśmy tak bardzo zajęci wczoraj i dzisiaj – po długiej, jak się wydawało, chwili powiedział markiz – że nie było czasu, by dokończyć naszą rozmowę, Ajanto.
– Tak – wyszeptała.
– Sądzę, że pamiętasz, iż coś ci zaproponowałem, a ty wysunęłaś inną sugestię. Myślę, że powinniśmy podjąć jakieś decyzje.
– T – tak, oczywiście – odparła.
Ponieważ była blisko niego i wiedziała, jak dostojnie i pięknie wygląda w swym wieczorowym stroju, doznawała uczucia, jak gdyby każdy nerw w jej ciele wysyłał ku niemu wibrację. Jednocześnie miała wrażenie, że miłość jej była tak nieprzeparta, iż niszczyła jej siłę woli, i czuła się bezradna i gotowa zrobić wszystko, czego markiz od niej zażąda.
Muszę być rozsądna – powiedziała sobie. – Muszę pamiętać, że on mnie nie kocha.
– Może najpierw przedyskutujemy twoją propozycję – głos markiza brzmiał stanowczo, jak to oceniła, i rzeczowo.
Ajanta skinęła głową, gdyż nie mogła wymówić ani słowa.
– Wpadłaś na pomysł – ciągnął dalej – że powinniśmy symulować, iż pobraliśmy się za granicą, i w ten sposób wydostać od lorda Burnhama obciążające dokumenty, którymi mi groził.
Potem ogłosi się, że zdarzył się nieszczęśliwy wypadek i że nie żyjesz.
Markiz czekał, by Ajanta odezwała się, a kiedy nie zrobiła tego, kontynuował:
– Jak sama zauważyłaś, znaczy to, że musielibyśmy zwierzyć się twojemu ojcu i Lyle'owi, i sądzę, że okazałoby się, iż Charis zadaje mnóstwo niewygodnych pytań.
Ajanta splotła palce. Zdawało się, że jej głos dobiega z oddali, gdy powiedziała:
– Możemy wyjaśnić… Charis, że nie… pasowaliśmy do siebie, i pozostanie jej tylko… pogodzić się z tym.
– Być może – rzekł markiz z powątpiewaniem. – Mimo to, trudno jej będzie zrozumieć, dlaczego nie zgodziłaś się mnie poślubić, choć cała twoja rodzina, jak sądzę, znalazła w Stowe Hall nowe zainteresowania.
– Oczywiście, że tak – odparła dziewczyna. – I byłeś dla nich tak bardzo… bardzo… dobry.
Pomyślała, że głos jej zadrżał, jak gdyby miała się rozpłakać, i szybko dodała:
– Dla nas wszystkich wspaniałym przeżyciem było mieszkać w tak… świetnym domu, jeździć na… twoich koniach… i poznać świat, który dotąd istniał tylko w naszej wyobraźni… ale to się już… skończyło… i nikt z nas nie może nic na to… poradzić.
– To nieprawda! – powiedział markiz ostro. – Możesz mnie poślubić, jak to proponowałem, i wtedy to wszystko będzie należeć do ciebie i do nich na zawsze.
– Wiesz, że to… niemożliwe! – wyszeptała.
– Dlaczego?
– Bo nie mogę dać ci… szczęścia. Ty… kochasz inną… i postąpiłabym źle… absolutnie i zdecydowanie źle, gdybym… zniszczyła twoje życie, skoro istnieje inne… wyjście.
– Myślisz o mnie?
– Oczywiście, że tak! Widziałam… lady Burnham i wiem… ile dla ciebie… znaczy. Jedno, co mogę zrobić, by cię ocalić, to zniknąć.
– Niezależnie od tego, ile to będzie kosztować twoją rodzinę i ciebie?
Ajanta pomyślała, że Quintus bardzo to wszystko utrudnia, ale nadal nie śmiała na niego spojrzeć. Trzymając się bardzo sztywno z wysiłkiem odpowiedziała:
– Znalazłeś się w naszym… życiu… dzięki zbiegowi okoliczności. Gdyby nie wydarzył się ten wypadek i nie było tam Charis… nigdy byśmy cię… nie poznali. Tak cudownie… bardziej, niż mogę to wypowiedzieć, było cię poznać… ale teraz musisz myśleć o sobie i o… swoim… szczęściu.
– I naprawdę sądzisz, że można cofnąć czas? – pytał markiz. – Jeśli poświęcisz to wszystko, czy nie będziesz tego żałować?
– Oczywiście, że… będziemy żałować… i będzie to… trudne – zgodziła się. – Bardzo trudne. Niemniej jednak… musimy zrobić to, co najlepsze… dla ciebie.
Znowu zapadła długa cisza.
– Ty ciągle myślisz o mnie! – powtórzył markiz.
– Oczywiście, że myślę o tobie! – odparła gwałtownie Ajanta. – Jesteś taki mądry… taki inteligentny. Możesz znaleźć jakiś sposób wyjścia z kłopotów… Być może potem zakochasz się… w kimś, kogo będziesz mógł poślubić… i zaznasz prawdziwego szczęścia, jak tego pragnie… twoja matka.
– Moja matka pragnie, bym ożenił się z tobą – powiedział spokojnie markiz.
– Jej lordowska mość nie… rozumie. Rzecz jasna, sądzi, że kochamy się… i jest szczęśliwa… bardzo szczęśliwa, że się ożenisz i będziesz miał dzieci… które zamienią Stowe Hall w dom… miłości.
Choć starała się mówić spokojnie i rozsądnie, nie mogła opanować głosu, który załamał się przy ostatnim słowie. Z obawy, że zdradzi swe prawdziwe uczucia, odwróciła się i odsunęła od markiza. Stanęła przy oknie, spoglądając w półmrok.
Resztki szkarłatnej i złotej łuny słońca kryły się za drzewami, a na niebie nad ich głowami pojawiały się gwiazdy. Staw w parku wyglądał uroczo i Ajanta pomyślała z pełną udręki rozpaczą że gdy przyjdzie jej opuścić Stowe Hall, będzie to przypominało opuszczenie raju i wypędzenie do puszczy.
Читать дальше