Stanisław Lem - Cyberiada

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Lem - Cyberiada» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Юмористическая фантастика, Социально-психологическая фантастика, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Cyberiada: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Cyberiada»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W twórczości Lema jest to książka najbardziej filozofująca, a co za tym idzie — uniwersalna. Jest w niej skondensowany cały geniusz tego autora. Bawi się on w „Cyberiadzie” nie tylko językiem, formą przekazu czy konstrukcją treści, ale przede wszystkim rozprawia się w sposób bezwzględny z ideologicznymi i biologicznymi podwalinami funkcjonowania człowieka i społeczeństwa. Jeśli za kilkadziesiąt lat ktoś będzie mówił i czytał o tym autorze, to przypuszczam, że ze względu na „Cyberiadę”.
Opowieści „Cybieriady” to oryginalny stop baśni, fantastyki, materii „naukowo-technicznej” i pierwiastka filozoficznego. Świat przedstawiony tu przez Lema zamieszkują istoty będące produktem nie natury i jej swoistych prawideł, ale projektowania i perfekcyjnego konstruktorstwa. Ludzie są dla robotów stworami budzącymi zgrozę. W miejsce naturalnego rozrodu zjawia się inżynieria, której mistrzami są dwaj bohaterowie książki, wiecznie ze sobą rywalizujący — Trurl i Klapaucjusz.

Cyberiada — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Cyberiada», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Ponieważ życzliwość to rzecz względna — rzekł Klapaucjusz. — Trzymajmy się tego wędrowca. Kto to jest? Może miał dość życia i rzucił się w przepaść? Czy w takim wypadku kamienie mają pozostać twarde? Ale to zakłada czytanie myśli.

— Powiedzmy. Co z tego, jeśli nic nie ogranicza nas jako stwórców? — odparował król.

— Co z tego? Wędrowiec ten niesie, załóżmy, doniosłą wieść. Jeśli ją doniesie, Aurydzi zwyciężą Benidów, a jeśli nie doniesie, wojnę wygrają Benidzi. Podług Aurydów głazy winny zmięknąć, a zgodnie z Benidami powinny by stać się jeszcze twardsze. Ale to nie wszystko. Jeśli ten wędrowiec przejdzie cało przez góry, spotka niewiastę, która urodzi mu syna. Ten syn opisze posłannictwo ojca jako czyn podły i haniebny. Nazwie go zdrajcą, bo zapomniałem rzec, że wędrowiec sam był Benidą. Synowskie oskarżenie tak wstrząśnie sumieniami, że otoczony powszechną wzgardą ojciec pisarza powiesi się. Jeśli życzliwa gałąź trzaśnie, skoczy do wody. Jeśli miłosierna woda wyrzuci go na brzeg, połknie truciznę. I tak dalej. Jak długo ma życzliwy świat powiększać jego zgryzotę duchową, udaremniając mu fizyczny kres? Więc może niech lepiej wisi? Lecz jeśli tak, co jest lepsze: zginąć bezdzietnie w przepaści czy powiesić się na skutek postępku syna? Król pozwoli, że nie dopuszczę go do głosu. Wiem, co król chce powiedzieć: wszystko w tym, czy ów wędrowiec istotnie był zdrajcą, a zatem która z walczących stron zasługiwała na zwycięstwo. Załóżmy, że sprawiedliwy mąż życzyłby go raczej Benidom, jako słabszym orężnie, lecz szlachetniejszym w duchu. Więc źle się stało, że wędrowiec zdradził swoich i doprowadził do aurydzkiego triumfu. Wszelako rzecz się tu nie kończy, gdyż nie streszczam powieści, ale dzieje powszechne, a te nie mają końca. Zapanowawszy nad Benidami, Aurydzi w sto lat, ani wiedząc jak, podlegli wpływom zwyciężonych. Pojęli wtedy niewłaściwość wojennego gwałtu, utworzyli z Benidami związek równych z równymi, w którym obu narodom było dobrze. Więc głazy nie powinny były zmięknąć. Możemy wszakże w równoległym przebiegu ustalić, co będzie, jeśliby wędrowiec zginął. Zwyciężą wtedy Benidzi. Zwycięstwo to obróci naród dotąd pokojowy, pielęgnujący sztuki, w wojowniczy. Sztuka pójdzie we wzgardę, zaczną się podboje, a w sto lat ze sprawiedliwych ongiś powstaną łupieżcy, przeciw którym obróci się na koniec cała planeta. I cóż? Ze względu na tak fatalny obrót sprawy głazy powinny przecież zmięknąć, choć leciał na nie zdrajca. A ponieważ dzieje, które opowiadam, muszą, jak każde dzieje, mieć dalszy ciąg wedle tego, czy patrzymy w skutki upadku o pięć, pięćdziesiąt lub pięćset lat naprzód, głazy powinny raz twardnieć, a raz mięknąć. A zatem świat spolegliwy doskonale będzie musiał, niestety, zwariować, usiłując robić rzeczy wzajem sprzeczne.

— Tak? No to sami wymyślcie coś lepszego! — na dobre już rozgniewał się król Hipolip. — Po to was wezwałem! Dlaczego istoty, którymi zaludniacie próbne Universa, są kubek w kubek takie jak my?!

— Król daje nam do zrozumienia, że popełniamy plagiaty — odparł Klapaucjusz, powściągając rosnącą irytację.

— Król ma słuszność. Powinien jednak wiedzieć, że robimy to nie od braku, lecz od zbytku wiedzy. Niczym nie zmącony ład trwa tylko we wspólnotach zmyślnych, lecz bezrozumnych. Krzątają ci się jak w ulu, bez pretensji o egzystencjalną nierówność. Żadnych niesnasek, innowacji ku gorszemu, harmonia i ład. Nie wypełniamy naszych światów taką harmonią, bo któż uczyniłby obiekcję, że to harmonia z bezmyślności? Król łaknie Universów pełnych rozumu. Łaknie ich każdy Stwórca, jeden Bóg wie czemu. Wszak rozum jest nienasyceniem, bo stwarza bezlik możliwych działań, które się wzajem wykluczają. Orłem rozumu jest genialność, a reszką potworność, gdyż jest on wolny w sobie, czyli bez granic — w obie strony. Rzecz jasna, można zaprogramować szczytną harmonię rozumu. Program, odwijający się pod świadomością, wsącza w nią same wzniosłe chęci. Wszyscy gardzą wszakże tym rodzajem harmonii, bo ona, mówią, narzucona, nieautentyczna, podrobiona, skoro z taśmy, a nie ze spontaniczności. Ten duch coraz światlejszy, bo oświecają go chyłkiem skądciś wprowadzane ideały. To zegarynka, nie wolny wschód istnienia! Cóż, możemy wprowadzić programy przeciwbieżne. Jeden znieprawiający, drugi zaprawiający, by rozum samookreślał się w zwarciu i starciu, zaczem usłyszymy, że i to nie tak, bo choć są rozstaje, oba ich końce dano przedustawnie. Tyle w wyborach wolności i samostanowienia, ile w portkach, co je szelki ciągną w górę, a grawitacja powszechna w dół. Z pism filozoficznych można wyjąć naukę, że duch ma przede wszystkim być wolny. Czymże jest wolność? Bezmiernością szans. Gdzież ich więcej niż w nieobliczalności, tam gdzie możliwe wszystko, bo nic z góry nie zaryglowane? Oczywiście można i to skonstruować. Wtedy, zamiast cudnych spełnień, mamy ciągłe brnięcia i błądzenia. Tak więc zadanie opiewa na dojmującą sprzeczność. Wykonać mamy szeroką wąskość, syty głód, święty grzech, szczyt, z którego nie można spaść, aczkolwiek nic nie powstrzymuje, jednym słowem, po to mamy obdarować stwarzanych wolnością, by z niej własnowolnie po kropelce korzystali. Jakkolwiek nikt dotąd nie obstalował u nas wszechświata, ośmielę się zauważyć, że mieliśmy w bród klientów bardzo wymagających, nadto przebiernych, bo sroższych w ocenie dla naszego produktu niż dla wytworów przyrody. Toteż wisi w naszej pracowni apel do przybywających tej treści: „Szanowny kliencie! Zechciej, nim poczniesz psy wieszać na naszych wytworach, przyjrzeć się wykonawstwu natury! Spójrz na siebie i na podobne tobie istoty! Dlaczego nie wybrzydzasz się nad nimi, tak jak nad tym, coś u nas zamówił? U nich zwiesz zaraz każdy defekt skutkiem kuszenia, przypadku, temu, co w nich pomylone, zaraz skłonnyś dać awans na wyrok niebios, na tragiczność, czyli na tajemnicę, może i haniebną, lecz otchłanną, więc jakoś mimo wszystko wspaniałą. To, co jest, szanujesz po trosze, nawet gdy diabła warte, a to, co my oferujemy, nie zasługuje na najmniejsze uszanowanie, bo nie wychynęło z niewiadomej otchłani, lecz z naszego suwaka i ekierki!

— Et tam! Opowiadasz! — obruszył się niecierpliwie król. — Też mi diatryba! Wybacz, mój panie, ale wezwałem konstruktorów, a nie samoobrońców! Pokażcie mi te wasze neoistoty! Dawajcie je sam, to pogadamy rzeczowo!

— Nie działamy na pustym miejscu — cierpliwie rzekł Klapaucjusz. — Ten, kto czeka, aż podług samozlepień cząsteczkowych wynurzy się z chaosu świadoma egzystencja, nic nie ryzykuje, ale nie ma też żadnej zasługi. Byli konstruktorzy, co, mając na oku solidaryzm, budowali istoty na pół wspólne. Takie, co spółdzielczo dysponują ciałami. Pozostał po tym ślad w baśniach, które bają o smokach wielogłowych. Mniejsza o smoczość. Wielogłowcy biorą się za łby niemal od razu. Myrmeksander Dekstrydyta, aby zapobiec konfliktom, uwspólnił częściowo umysły stwarzanych przez siebie istot. Połączył głębiny ich życia duchowego i na tak zespolonym podłożu wyhodował indywidualne świadomości. Łączność była zdalna, więc niewidzialna, toteż na oko były to osoby w pełni od siebie odrębne. Ponieważ jaźń żywi się własną głębią, a tę mieli tam jedną, godzili się jak z płatka. Znakomicie im się wiodło! Ledwie jednak doszli owej łączności (a w końcu musieli ją odkryć, zająwszy się nauką), obróciła się zyskana wiedza w zbiorowe nieszczęścia. Pojęli mianowicie, że owładnąć podświadomością byle kogo, a choćby ostatniego ciury, to tyle, co opanować wszystkich za jednym zamachem. Komu na tym zależało? Ha! Łatwiej rzec, komu na tym NIE ZALEŻAŁO! Jest to wypadek szczególny, ale z problemu ogólnego. Czy była zespólnia dusz, czy nie, penetracja ducha zawsze przechodzi w manipulację, podejmowaną z najzacniejszymi intencjami. Lecz WKMość, który dziecięciem już grałeś na cybernecikach i bawiłeś się w małego mózgowniczego, musisz wiedzieć, jak łatwo zmienić automat w gwałtomat lub wręcz samogwałtomat, co robią silniki umysłowe, gdy zyskują samowiedzę, jak się rzucają wtedy na własnego ducha w maszynie, żeby go podbechtywać, podłechtywać i przekabacać coraz fikuśniej dłubokrętami cerebellistyki myśli — ciesielskiej, co zawsze kończy się albo rozpryskięm jaźni, albo jej krótkim zwarciem wsobnym. W samej rzeczy, po co rozkopywać gwiazdy, narażając się na oparzenia trzeciego stopnia, po co ruszać na drugi koniec świata, po co kiwać jednym palcem, gdy mały drucik wetknięty, gdzie trzeba, wszystko urokliwie załatwi? Zaprawdę, historia cerebellistyki, której derby pochłonęły po galaktykach moc rozumnych, świetnie zapowiadających się ras, powinna zostać spisana ku powszechnej przestrodze! Ten cały przemysł uszczęśliwiarski, chutniczy, te wzmacniacze chuci, czyli chutory…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Cyberiada»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Cyberiada» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Stanisław Lem - Podróż jedenasta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż ósma
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Ananke
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Patrol
Stanisław Lem
libcat.ru: книга без обложки
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Fiasko
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Planeta Eden
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Příběhy pilota Pirxe
Stanisław Lem
Отзывы о книге «Cyberiada»

Обсуждение, отзывы о книге «Cyberiada» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x