Orson Card - Szkatułka

Здесь есть возможность читать онлайн «Orson Card - Szkatułka» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1998, ISBN: 1998, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Ужасы и Мистика, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Szkatułka: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Szkatułka»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Quentin Fears, młody amerykański milioner doświadcza przeżyć, które sprawiają, że mimo bardzo racjonalnego stosunku do życia, musi uwierzyć w to, co niemożliwe. W jego najbliższym otoczeniu pojawiają się osoby tylko pozornie egzystujące w realnym świecie. Za sprawą owych demonów zła mimowolnie staje się bohaterem horroru — tak bowiem zmieniają jego życie.

Szkatułka — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Szkatułka», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— A więc to pan jest tym samotnym młodym człowiekiem? — spytała.

— A pani jest tą, która ma mnie rozruszać? — spytał Quentin.

— Nie wytrzymałaby, gdyby nie spróbowała skojarzyć jakiejś pary. Jednak niektóre rzeczy wylatują jej z pamięci. Na przykład to, że już po raz trzeci wysyła mnie pod tę wiśnię.

— Domyślam się, że dwa pierwsze razy były nieudane?

— Na jedno ze spotkań nie mogę narzekać. Nie poznałam mężczyzny mego życia, ale za to znalazłam kandydata do Kongresu z Philadełphi.

— Stamtąd pani pochodzi?

— Nie, to on stamtąd pochodził. Pracuję jako łowca głów, panie…

— Fears.

— Och, to brzmi niebezpiecznie. Albo przynajmniej groźnie.

— Istotnie brzmi to jak “fierce” ale pisze się FEARS. [2] Gra słów. Wymowa obu wyrazów jest bardzo podobna, ale różnią się znaczeniem. “Fierce” jest przymiotnikiem, który można tłumaczyć jako: “dziki, okrutny, nieopanowany”, zaś “fears” jest czasownikiem 3 os. 1. poj. czasu teraźniejszego i znaczy: “boi się, obawia się”.

— Co za interesująca sprzeczność — powiedziała. — Na piśmie jest pan nieśmiały, wypowiedziany — brzmi pan zatrważająco.

— Niestety, nie jestem kandydatem na żadne stanowisko.

— Ani ja — odparła. — Dziś nie pracuję. Jestem tu ze względu na pamięć o dawnych, dobrych czasach. Uwielbiam naszą grande dame, jej ogród, a także jej upodobanie do swatania. Musiałam przyjść na jeszcze jedno jej przyjęcie przed wyjazdem.

— Czyżby wielki świat stracił dla pani swoje uroki?

— Na to wygląda — odpowiedziała. — Obie partie wydają mi się zbytnio przeideologizowane. Wciąż upierają się, aby nominować do prezydentury jakichś okropnych facetów tylko dlatego, że mają właściwe poglądy na kluczowe zagadnienia. Nie obchodzą ich tacy kandydaci, jakich ja lubię znajdować.

— To znaczy jacy?

— Zrównoważeni. O otwartych umysłach. Ambitni, lecz przestrzegający reguł. Rozsądni. Telegeniczni i tacy, na których chętnie się głosuje, ale jednocześnie wystarczająco pracowici, bystrzy i uczciwi, bym mogła czuć się dumna, że pomogłam im w starcie do kariery.

— To naprawdę była pani praca? Wyszukiwanie kandydatów?

— Zawsze byłam zdania, że najlepsi kandydaci na stanowiska publiczne to ludzie, którzy nigdy nie myśleli o sobie jako o osobach piastujących takie stanowiska. Ktoś musi sprawić, by połknęli bakcyla.

— Więc co będzie pani teraz robić?

— Szczerze powiedziawszy, nie mam najmniejszego pojęcia.

— Ale skoro wybrała pani tylu kandydatów, na pewno niejeden z nich pomoże pani gdzieś się zaczepić…

— Prawdę mówiąc, panie Fears, jedynym kandydatem jakiego kiedykolwiek znalazłam był ów facet, którego poznałam pod tym drzewkiem, ale wycofał się z wszystkiego po jednej kadencji. Tak naprawdę to nie był mój zawód, bo nikt mi za pracę nie płacił. To było moje… powołanie.

— A jaki jest pani zawód?

— Urzędniczka średniego szczebla. Ale mam ładną twarz i dobrze wyglądam w wieczorowym stroju, więc często bywałam zapraszana na przyjęcia przez różnych szefów, którzy potrzebowali partnerki dla jakiegoś gościa z zewnątrz, ale wszystko odbywało się uczciwie, zapewniam pana. Zawsze miałam oczy szeroko otwarte, wierząc że znajdę takiego kandydata na dane stanowisko, na którego będę mogła głosować z czystym sumieniem. Moim marzeniem było znalezienie kogoś odpowiedniego na fotel prezydenta.

— Ale już pani porzuciła te marzenia?

— Partie są kontrolowane przez krzykaczy z lewa i z prawa. W tym mieście moje marzenia nie mogą liczyć na spełnienie — zadrżała, chociaż noc była ledwie chłodna. — Sama się sobie dziwię, że aż tyle panu mówię. Na ogół nigdy z nikim o tym nie rozmawiam. Myślę, że został pan wybrany, aby wysłuchać mego łabędziego śpiewu.

— Jestem bardzo ciekawy, dlaczego pani marzenia związane są przede wszystkim z polityką.

W spojrzeniu kobiety dostrzegł wyraz pewnego rozdrażnienia i po chwili poczuł na ramieniu mocny uścisk jej dłoni.

— Ponieważ ja kocham władzę, panie Fears. Władzę sprawowaną mądrze i dobrze, władzę sprawowaną po to, by ludzie czuli się bardziej wolni, bardziej bezpieczni i bardziej szczęśliwi. Kocham władzę dla niej samej, chociaż każdy normalny człowiek powinien udawać, że wcale tak nie jest. Tak jakby ktokolwiek, kiedykolwiek mógł przybyć do tego barbarzyńskiego miasta z jakiegokolwiek innego powodu.

— Dlaczego więc pani sama nie postara się o jakieś stanowisko? — spytał Quentin.

Uśmiechnęła się.

— Wyborcy nigdy nie traktują poważnie pięknych kobiet. Nie jest pani znowu aż taka piękna, omal nie wyrwało się Quentinowi.

Kobieta zaśmiała się, jakby usłyszała jego myśli.

— Jestem telegeniczna. Kamery i aparaty fotograficzne po prostu mnie uwielbiają. Powinien pan zobaczyć moje prawo jazdy. Albo zdjęcie w szkolnym tableau. Przysięgam panu, że na żadnym zdjęciu nie udaje mi się wyjść źle. To jakieś przekleństwo. Przy osobistym kontakcie wydaję się dużo mniej atrakcyjna.

Quentin zaśmiał się i po raz pierwszy od dwudziestu lat poczuł, że w jego wnętrzu puszczają jakieś węzły, których istnienia nawet nie podejrzewał.

— Do diabła — powiedział. — Szkoda, że nie widziałem pani zdjęcia zanim panią spotkałem.

— Nie, tak jest lepiej. Inaczej czułby się pan zbyt onieśmielony.

— Teraz już musi mi pani pokazać swoje prawo jazdy. Wzruszyła ramionami, otworzyła malutką, wieczorową torebkę i wyjęła z niej laminowany arkusik. Spojrzał na dokument ustawiając go tak, by światło księżyca padało na zdjęcie.

— Czy nie pomylę się jeśli zauważę, że na tej fotografii robi pani okropnego zeza?

— Za pierwszym razem dałam zdjęcie z wywalonym językiem, ale kazali mi zrobić nowe. Bardzo się złościli.

— To chyba najbrzydsze zdjęcie w prawie jazdy, jakie kiedykolwiek miałem okazję widzieć.

— Naprawdę pan tak uważa? — spytała. — Czy widział ich pan tak wiele, czy tylko pan tak mówi?

— Ciekawe co było na fotce w szkolnym tableau, trzymała pani palec w nosie?

— Miałam kilku przyjaciół, w grupie, która zajmowała się przygotowaniem tableau. Udało im się podłożyć moje zdjęcie zrobione od tyłu. Widać na nim tylko mój kark i włosy w papilotach. Biedacy, mieli mnóstwo kłopotów, dopóki moi rodzice nie uwierzyli, że to ja sama wszystko wymyśliłam.

Według danych w prawie jazdy nazywała się Madeleine Cryer.

— Panno Cryer — zaczął, pragnąc wybadać czy istnieją jakieś szansę na ponowne spotkanie.

— Niech mi pan mówi Madeleine.

— W takim razie pani niech mówi do mnie Quentin.

— Czy to twoje imię?

— Tak.

— Jak to zniosłeś? To przecież straszne imię, zwłaszcza kiedy ktoś nosi już takie dziwaczne nazwisko. Czyżby rodzice cię nie kochali? Czy w szkole nie byłeś chłopcem do bicia?

— Wszyscy wołali na mnie Quen.

— Quentin. Czy to nie jest nazwa jakiegoś więzienia?

— Ktoś niedawno pytał mnie, czy to imię nadano mi na cześć faceta, który nakręcił Pulp Fiction. Chociaż ten gość musi być o jakieś piętnaście lat młodszy ode mnie.

— Muszę cię nazwać jakoś inaczej. Na przykład Tin. Będę cię nazywać Tin.

To przezwisko wymyśliła Lizzy. Kiedy usłyszał jak wypowiada je ta kobieta, aż wstrzymał dech z przejęcia.

— Nie bądź na mnie zły — powiedziała. — Nie powinnam żartować z twojego imienia.

— Nie jestem zły… Mad.

— Tak, myślę, że skoro ja nazywam cię Tin, ty możesz do mnie mówić Mad. — Uniosła pytająco brew. — Bo mogę cię nazywać Tin, prawda?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Szkatułka»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Szkatułka» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Szkatułka»

Обсуждение, отзывы о книге «Szkatułka» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x