– Kolejna pośpieszna kremacja – zauważył Harry. – A osiemnastego września przywieziono dwa następne ciała po pierwszej w nocy, kiedy już kładłem się spać.
– Także brak oficjalnego komunikatu – stwierdził Sam.
– Znów podróżni zjechali z autostrady, żeby zwiedzić miasteczko albo zjeść obiad? – ironizowała Tessa.
– To mógł być nawet ktoś z miejscowych – powiedział Harry. – Chodzi o to, że zawsze jacyś ludzie wynajmują domy i niewiele ich łączy z miejscową społecznością, więc łatwo zatuszować morderstwo, na przykład wymyślając historyjkę o nagłym wyjeździe w poszukiwaniu pracy, czy cokolwiek innego, a sąsiedzi kupią ją bez trudu.
Tym bardziej że są poddani konwersji i ukrywają te zbrodnie, pomyślał Sam.
– Dwudziestego trzeciego września przywieziono najprawdopodobniej ciało twojej siostry, Tessa – ciągnął Harry.
– Tak.
– Już wtedy wiedziałem, że muszę poinformować kogoś z władz. Ale kogo? Nie ufałem miejscowym, ponieważ niektóre ciała przywozili policjanci, a w gazecie nie było żadnej wzmianki. Szeryfa okręgu? Prędzej uwierzyłby Watkinsowi niż mnie, nieprawdaż? Cholera, każdy myśli, że kaleka to pomyleniec, stawiając znak równości między niesprawnością fizyczną i psychiczną. Więc szeryf raczej potraktowałby mnie jak wariata. Bez wątpienia to jest niesamowita historia, te zmasakrowane ciała, kremacje dokonywane w tajemnicy… – przerwał z pochmurną twarzą. – Fakt, że jestem weteranem z odznaczeniami, nie uczyniłby mnie bardziej wiarygodnym, a może nawet wykorzystaliby to przeciwko mnie. Powietnamski syndrom stresu, powiedzieliby. Stary, biedny Harry dostał świra po tej wojnie.
Cały czas mówił ot tak sobie, bez szczególnych emocji. Ale te słowa raniły go jak żyletka, ukazując głębię jego bólu, samotności, wyobcowania.
Głos załamał mu się kilka razy.
– I muszę powiedzieć, że nie zwierzyłem się nikomu, gdyż… bałem się. Nie wiedziałem, co się u licha dzieje. Jaka jest stawka w tej grze. Nie wiedziałem, czy nie wpakują mnie do pieca którejś nocy. Pewnie sądzicie, że takiemu jak ja już na niczym nie zależy, i nie obchodzi go, że może jeszcze coś stracić, a nawet umrzeć. Ale to nie tak, wcale nie. Bardziej cenię sobie życie niż wielu całych i zdrowych ludzi. To połamane ciało ogranicza mnie tak bardzo, że ostatnie dwadzieścia lat spędziłem z dala od huku, zgiełku i obowiązków, którymi żyje większość z was. Miałem czas przyjrzeć się światu, jego pięknu i złożoności. Zabrzmi to paradoksalnie, lecz dzięki inwalidztwu doceniłem i pokochałem życie. Więc bałem się, że przyjdą po mnie, zabiją mnie, i wahałem się, czy powiedzieć komukolwiek o tym, co widziałem. Boże, gdybym dał znać wcześniej, gdybym wcześniej skontaktował się z Biurem, może ocaliłoby to kilku ludzi. Może… nie zginęłaby twoja siostra.
– Nie pleć bzdur – gwałtownie zaprotestowała Tessa. – Gdybyś postąpił inaczej, teraz popiół z twego ciała pracownicy Callana wyrzucaliby do morza. Los mojej siostry był przypieczętowany. Nie mogłeś tego zmienić.
Harry skinął głową, po czym zgasił latarkę, choć nie skończył jeszcze przeglądu informacji z notatnika. Sam podejrzewał, że słowa Tessy wzruszyły go do łez, które chciał ukryć.
– Dwudziestego piątego września – kontynuował bez ściągawki – o dziesiątej piętnaście przywieziono do kostnicy jedno ciało. To był także dziwny przypadek, ponieważ nie przywieziono go ani ambulansem, ani karawanem czy wozem policyjnym. Dostarczył je Loman Watkins.
– Szef policji – wyjaśnił Sam, spoglądając na Tessę.
– …Ale przyjechał swoim prywatnym samochodem, po cywilnemu – dodał Harry. – Wyjęli ciało z bagażnika zawinięte w koc. Tej nocy też nie spuszczono żaluzji i mogłem zajrzeć do kostnicy przez teleskop. Nie rozpoznałem ciała, ale również było w strasznym stanie.
– Zmasakrowane? – spytał Sam.
– Tak. Wtedy właśnie do miasta przyjechali agenci w sprawie Sanchez-Bustamante. Z ogromną ulgą przeczytałem o tym w gazecie, ponieważ sądziłem, że wszystko wreszcie wyjdzie na jaw i koszmar skończy się. Ale w nocy czwartego października pojawiły się w kostnicy dwa następne ciała.
– Nasi ludzie byli wtedy w mieście – przypomniał Sam. – Nie stwierdzili, by w tym czasie wydano jakieś świadectwa zgonu. Twierdzisz, że to wszystko działo się pod ich nosem?
– Owszem. Nie muszę sprawdzać w notatniku, pamiętam dobrze. Ciała przywieziono w wozie kempingowym Reese Dorna, miejscowego policjanta, ale tamtej nocy był po cywilnemu. Wciągnęli sztywniaków do kostnicy i przenieśli do krematorium, wszyscy razem, jakby naprawdę śpieszyło się im. Jeszcze więcej zamieszania było siódmego późną nocą, ale nic nie widziałem w gęstej mgle, więc nie wiem, ile wnoszono ciał. I w końcu… dzisiaj, wczesnym wieczorem przywieziono ciało małego dziecka.
– Plus tych dwoje z Cove Lodge – dodała Tessa. – W sumie dwadzieścia dwie ofiary, a nie dwanaście. Sam, masz mnóstwo zbrodni do wykrycia. Miasto stało się rzeźnią.
– Ta liczba może być jeszcze większa, niż sądzimy.
– Jakim cudem?
– No cóż, nie obserwowałem kostnicy bez przerwy. Chodzę spać przed drugą. Kto powiedział, że nie przywożono ciał głuchą nocą?
Rozmyślając nad tym wszystkim, Sam ponownie popatrzył przez teleskop. Na tyłach Domu Pogrzebowego było ciemno i spokojnie. Powoli skierował teleskop w stronę sąsiednich budynków.
– Ale dlaczego ich zabito? – spytała Tessa.
Nikt nie znał odpowiedzi.
– W jaki sposób? – dociekała.
Sam obserwował chwilę cmentarz w dalszej części Conquistador, po czym westchnął, podniósł wzrok znad teleskopu i opowiedział im, co go spotkało tej nocy na Iceberry Way.
– Sądziłem, że to dzieciaki, chuligani, ale teraz uważam, że ci właśnie osobnicy zabili ludzi w motelu.
Nawet w ciemności wyczuwał zdumienie Tessy.
– Ale czym oni są? – spytała.
Harry Talbot stwierdził po chwili wahania:
– To Zjawy.
Wyłączywszy syrenę i światła na ostatnim odcinku drogi, Loman zajechał dwoma wozami pod dom Mike’a Peysera o trzeciej dziesięć nad ranem, w asyście pięciu ludzi, uzbrojonych w strzelby. Miał nadzieję, że tylko zastraszą go karabinem. Czwartego września podczas jedynego, jak na razie, spotkania z regresywnym Jordanem Coombsem – zaskoczeni wściekłą reakcją musieli strzelić mu w głowę w obronie własnej. Shaddack zbadał więc tylko zwłoki. Wściekł się utraciwszy szansę poznania psychiki i budowy jednego z tych metamorficznych psychopatów. Wystrzelenie środków uspokajających też nie zdałoby się na wiele, ponieważ regresywni jako Nowi Ludzie, tyle że zdegenerowani, również odznaczali się radykalnie zmienionym metabolizmem. Błyskawicznie regenerowali się, zdrowieli i równie szybko rozkładali toksyczne substancje. Osobnik regresywny uspokoiłby się wyłącznie pod ciągłym działaniem kroplówki, ale jak skłonić do tego tak dziką istotę?
Peyser mieszkał w parterowym, dobrze utrzymanym domku z gankami od frontu i z tyłu, schowanym wśród kilku ogromnych słodkich gumowców, które nie straciły jeszcze liści. W oknach nie paliły się światła.
Loman wysłał jednego z ludzi, by pilnował strony północnej a drugiego południowej, w razie gdyby Mike chciał wyskoczyć przez okno. Trzeci ochraniał drzwi wejściowe. Z Sholnickiem i Penniworthem okrążyli budynek i weszli cicho po schodach na tylny ganek.
Teraz widoczność była dobra, gdyż mgła już rozproszyła się. Ale silny wiatr zagłuszał dźwięki, które mogłyby zdradzić obecność Peysera.
Читать дальше