– Szkoda, że nie mogę spać – powiedziała.
Wyczuł, że bezgłośnie płacze.
Zamknął za sobą drzwi.
Zebrali się w kuchni ku zadowoleniu Tessy, gdyż najszczęśliwsze wspomnienia z dzieciństwa i wczesnej młodości wiązały się z rodzinnymi konferencjami i pogawędkami, odbywającymi się właśnie w kuchni. Kuchnia była sercem domu i poniekąd całej rodziny. Najtrudniejsze problemy rozwiązywano w tym ciepłym, przytulnym pomieszczeniu pachnącym kawą i domowym ciastem. Tam Tessa czuła się bezpieczna.
Kuchnia Harry’ego Talbota była przestronna, przystosowana do potrzeb człowieka na wózku inwalidzkim, z masą wolnego miejsca między szafkami i kuchenką do gotowania, ze swobodnym dostępem do niskich kontuarów wzdłuż ścian, by można do nich sięgnąć z pozycji siedzącej. A poza tym była to kuchnia jak wiele innych. Meble i szafki miały przyjemny kremowy odcień. Cicho mruczała lodówka. Żaluzje w oknach podnosiły się i opuszczały przy pomocy przycisku elektronicznego na jednym z kontuarów. Teraz Harry zasłonił szyby.
Stwierdziwszy, że telefon nie działa, zatem całe miasto odcięto od świata, Sam i Tessa usiedli przy okrągłym stole w rogu kuchni zachęceni przez Harry’ego, on zaś przygotował dzbanek dobrej, kolumbijskiej kawy z ekspresu.
– Wyglądacie na zmarzniętych stwierdził. To wam dobrze zrobi.
Zziębnięta, i zmęczona Tessa marzyła o kawie. Zafascynowana obserwowała Harry’ego, który pomimo tak poważnego kalectwa świetnie sobie radził w roli miłego gospodarza dla niespodziewanych gości.
Posługując się sprawną ręką wyjął bułeczki nadziewane jabłkami z pojemnika na pieczywo, ciasto czekoladowe z lodówki, talerze, widelce i serwetki. Gdy Sam i Tessa zaoferowali pomoc, odmówił grzecznie i z uśmiechem.
Wyczuwała, że nie próbuje udowodnić niczego ani im, ani sobie. Po prostu cieszył się z towarzystwa nawet o tak późnej godzinie i w tak dziwacznych okolicznościach. Może była to dla niego rzadka przyjemność.
– Nie mam śmietanki, tylko mleko – powiedział.
– Nic nie szkodzi – odezwał się Sam.
– No i brakuje eleganckiego porcelanowego dzbanuszka – stwierdził, stawiając na stole mleko w kartonie.
Tessa myślała o filmie dokumentalnym z Harrym, o jego odwadze życiowej i niezależności mimo kalectwa. Pociągała ją sztuka jaką uprawiała, na przekór wszystkiemu, co wydarzyło się w ostatnich godzinach. Już dawno temu stwierdziła, że oko filmowca nie zakrywało się równie łatwo jak obiektyw kamery. Choć czuła żal po stracie siostry, wciąż przychodziły jej do głowy pomysły nowych filmów, interesujące kadry i ujęcia. Nawet w ogniu walk, uciekając z afgańskimi powstańcami pod obstrzałem radzieckich samolotów, była podekscytowana tym, co utrwala na taśmie filmowej i przyszłym montażem. Podobnie reagowali trzej koledzy z ekipy. Tak więc nie czuła się zażenowana czy winna, że nawet tragedie inspirują jej twórczą wyobraźnię. To było naturalne dla artysty.
Wózek Harry’ego wyposażono w hydrauliczny podnośnik unoszący siedzenie prawie do poziomu normalnego krzesła, tak że mógł siedzieć przy zwykłym stole albo biurku. Zajął miejsce obok Tessy naprzeciwko Sama.
Moose leżał w rogu, czujny, od czasu do czasu podnosząc głowę, jakby interesował się rozmową, choć zapewne przyciągał go zapach czekoladowego ciasta. Nie przybiegł, by skamleć o poczęstunek a Tessę zadziwiła ta jego karność.
Gdy częstowali się kawą i słodkościami, Harry stwierdził:
– Powiedziałeś, Sam, że sprowadza cię tu nie mój list, ale te wszystkie rzekome wypadki.
Spojrzał na Tessę, a ponieważ siedziała z prawej strony, jego przekrzywiona w lewo głowa sprawiała wrażenie, że odsuwa się od niej pełen rezerwy, ale jego przyjazne uczucia zdradzał ciepły uśmiech.
– Skąd się pani tu wzięła, miss Lockland.
– Tessa, proszę. No cóż… moją siostrą była Janice Capshaw.
– Żona Richarda Capshaw, luterańskiego pastora? – zdumiał się.
– Zgadza się.
– …Odwiedzali mnie, choć nie należałem do ich kongregacji. Przyjaźniliśmy się. Nawet po jego śmierci Janice wpadała tu czasem. Twoja siostra była kochaną i wspaniałą osobą. – Odstawił filiżankę i wyciągnął do Tessy sprawną rękę.
– Była moim przyjacielem.
Ujęła jego dłoń, chropowatą, twardą od pracy, i bardzo mocną, jakby cała siła ze sparaliżowanego ciała znalazła ujście w tym jednym, sprawnym organie.
– Widziałem przez teleskop, jak wnoszono jej zwłoki do krematorium w zakładzie Callana – powiedział. – Jestem obserwatorem. Tym wypełniłem sobie życie. Po prostu obserwuję je. – Zaczerwienił się i ścisnął dłoń Tessy troszkę mocniej. – Nie jestem podglądaczem. W ten sposób… uczestniczę w życiu. Aha, lubię jeszcze czytać, mam mnóstwo książek, no i oczywiście bardzo dużo rozmyślam, ale głównie obserwowanie pozwala mi żyć. Pójdziemy potem na górę. Pokażę wam teleskop i cały zestaw. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie. W każdym razie zauważyłem, jak kogoś wnosili tamtej nocy… choć nie wiedziałem, o kogo chodzi. Dopiero po dwóch dniach z miejscowej gazety dowiedziałem się, że to była Janice. Zaszokowało mnie, że popełniła samobójstwo. Wciąż w to nie wierzę.
– Ani ja – dodała Tessa – i dlatego tu przyjechałam.
Harry niechętnie puścił jej dłoń.
– Tyle ostatnio ludzi zginęło, a ciała przeważnie lądowały nocą u Callana, pod nadzorem policji. Diabelnie dziwne, jak na małe, spokojne miasteczko.
– Dwanaście śmiertelnych wypadków i samobójstwo w niespełna dwa miesiące – podsumował Sam.
– Dwanaście? – zdziwił się Harry.
– Nie zdawałeś sobie sprawy, że aż tyle?
– Och, znacznie więcej.
Sam zamrugał oczami ze zdumienia.
– Według moich obliczeń dwadzieścia – uściślił.
Shaddack wrócił do terminalu po wyjściu Lomana. Uruchomił ponownie łącze ze Słońcem, superkomputerem w New Wave, i zasiadł do pracy nad trudnymi aspektami projektu. Choć była druga trzydzieści nad ranem, zamierzał popracować jeszcze kilka godzin, ponieważ kładł się do łóżka świtem.
Siedział już przy ekranie od kilku minut, gdy zadzwonił jego prywatny telefon. Dopóki nie zatrzymają Bookera, komputer telekomunikacji zezwalał na rozmowy tylko osobom poddanym konwersji. Pozostałe telefony odcięto, a połączenia zamiejscowe natychmiast przerywano. Ludzie dzwoniący do Moonlight Cove słyszeli nagraną na taśmę informację o uszkodzonej linii, obietnicę naprawy w ciągu dwudziestu czterech godzin i przeprosiny za powstałe niedogodności.
Tylko najbliżsi współpracownicy w New Wave łączyli się z Shaddackiem przez prywatną linię. Na wyświetlaczu przy aparacie pojawił się numer Peysera. Podniósł słuchawkę:
– Tu Shaddack.
Rozmówca oddychał ciężko, z przerwami, milczał.
Marszcząc brwi Shaddack zapytał:
– Halo?
Słyszał tylko oddech.
Uściślił:
– Mike, to ty?
Wreszcie rozległ się chrapliwy, gardłowy, momentami syczący głos i dziwne, bardzo dziwne słowa:
– … coś źle, źle, coś źle, nie móc zmienić, nie móc… źle… źle…
Shaddack, nie przyznając sam przed sobą, że w tych niesamowitych zawodzeniach rozpoznał Peysera, zapytał:
– Kto mówi?
– … potrzebować, potrzebować… potrzebować, chcieć, potrzebować…
– Kto mówi? – dopytywał się ze złością. – Co to jest? – zastanawiał się.
Człowiek po drugiej stronie wydawał z siebie bolesne pomruki, jęki, charczał i skowyczał przeciągle, aż w końcu słuchawka wypadła mu z dłoni z ogłuszającym trzaskiem.
Читать дальше