Lewą ręką Fiben pociągnął za sztywny kołnierz munduru i pogładził gęste włosy rosnące poniżej obojczyka. Stare wcale nie musi znaczyć złe — tłumaczył sobie. — Jeśli wyjdziesz do walki na pokładzie tysiącletniej balii, możesz przynajmniej być pewien, że potrafi ona wiele znieść.
Większość z tych sponiewieranych łodzi wywiadowczych brała udział w walce, zanim jeszcze ludzie usłyszeli o cywilizacji galaktycznej… zanim nawet zaczęli bawić się racami, przypalając sobie (i płosząc ptaki na ojczystej Ziemi.
Fiben uśmiechnął się przelotnie na tę myśl. Nie było to zbyt przyjemne w stosunku do gatunku jego opiekunów, lecz z drugiej strony ludzie raczej nie starali się wpoić jego rasie uniżoności.
Jejku, ależ ten małpi strój swędzi! Nagie małpy, takie jak ludzie, mogły to może znieść, ale my, kudłate typy, nie jesteśmy po przystosowani do noszenia tylu warstw na sobie!
Zdawało się jednak, że ceremonia ku czci odlatującej synthiańskiej konsul dobiega końca. Swoio Shochuhun — ta nadęta kupa sierści i wąsów — kończyła swe pożegnalne przemówienie do mieszkańców planety Garth — ludzi i szymów — których pozostawia losowi. Fiben ponownie podrapał się w brodę pragnąc aby biała gaduła wdrapała się po prostu do swego promu i odleciała do wszystkich diabłów, jeśli już tak się jej śpieszyło. Simon wymierzył mu kuksańca łokciem w żebra. Wyprostuj się, Fiben — mruknął niespokojnie Simon. — Jej litość patrzy w tę stronę!
Stojąca pomiędzy dygnitarzami siwowłosa Koordynator Planetarny, Megan Oneagle, spojrzała na Fibena wydymając wargi i obdarzyła go szybkim potrząśnięciem głową.
Ech, do diabła — pomyślał.
Syn Megan, Robert, był kolegą Fibena z roku na małym garthiańskim uniwersytecie. Fiben uniósł brwi, jak gdyby chciał przypomnieć ludzkiej administratorce, że nie prosił o służbę w tej gwardii honorowej na cześć osób o wątpliwym honorze. Poza tym jeśli ludzie chcieli mieć podopiecznych, którzy się nie drapią, ni powinni byli wspomagać szympansów.
Poprawił jednak kołnierzyk i spróbował nieco się wyprostował Dla tych Galaktów forma była niemal wszystkim i Fiben wiedział, że nawet skromny neoszympans musi odegrać swą rolę, gdyż w przeciwnym razie Ziemski Klan mógłby utracić twarz.
Po obu stronach koordynator Oneagle znajdowali się inni dygnitarze, którzy przybyli zobaczyć odlot Swoio Shochuhun. Po lewi stał Kault, potężny thennański poseł, pokryty zrogowaciałą skórą, pełen splendoru w swej błyszczącej pelerynie i z podniesionym grzebieniem grzbietowym. Szczeliny oddechowe na jego szyi otwierały się i zamykały niczym żaluzje za każdym razem, gdy wyposażone w potężne szczęki stworzenie wdychało powietrzem.
Po prawej stronie Megan stała znacznie bardziej człekokształtna postać, smukła i o długich kończynach. Przygarbiła się lekko, niemal lekceważąco, w promieniach popołudniowego słońca.
Uthacalthinga coś rozbawiło — zdał sobie sprawę Fiben. — Ja zwykle.
Rzecz jasna ambasador Uthacalthing uważał, że wszystko je zabawne. Swą postawą, łagodnym falowaniem srebrzystych witek unoszących się ponad małymi uszami oraz błyskiem złocistych szeroko rozstawionych oczu, blady tymbrimski poseł zdawał się wyrażać coś, czego nie można było powiedzieć głośno — coś, co graniczyło z obelgą dla odlatującej synthiańskiej dyplomatki.
Swoio Shochuhun wygładziła wąsy, po czym wystąpiła naprzód by pożegnać się kolejno z każdym ze swych kolegów. Gdy Fiben patrzył na wykonywane przez nią przed Kaultem ozdobne ceremonialne ruchy łapą, uderzyło go, jak bardzo Sythianka przypomina wielkiego, pękatego szopa, ubranego niczym jakiś starożytni wschodni dworzanin.
Kault, olbrzymi Thennanianin, nadął swój grzebień i pokłonił się na znak odpowiedzi. Dwoje Galaktów o nierównych rozmiarach wymieniło dowcipne uwagi w piskliwym, wysoce fleksyjnym szóstym galaktycznym. Fiben wiedział, że nie czują oni do siebie zbytniej sympatii, ale też nie można sobie wybierać przyjaciół, prawda? — szepnął Simon.
Masz cholerną rację — zgodził się Fiben. Była w tym ironia. Kudłaci, ostrożni Synthianie to jedni z niewielu „sojuszników” Ziemi w politycznym i militarnym trzęsawisku — Pięciu Galaktyk. Ci niesamowici egocentrycy słynęli z tchórzostwa. Odlot Swoio stanowił praktycznie gwarancję, że żadne z tłustych, kudłatych wojowników nie pośpieszą Garthowi z pomocą w czarnej godzinie.
Tak samo, jak żadna pomoc nie nadejdzie z Ziemi ani z Tymbrimi, oni mają w tej chwili wystarczająco wiele własnych problemów. Fiben znał szósty galaktyczny wystarczająco dobrze, by zrozumieć niektóre ze słów, które wielki Thennanianin mówił Swoio. Najwyraźniej Kault nie był najlepszego zdania o ambasadorach, którzy porzucają swe placówki.
Trzeba to przyznać Thennanianom — pomyślał Fiben. Rodacy mogli być fanatykami. Z pewnością znajdowali się na aktualnej liście oficjalnych wrogów Ziemi. Niemniej jednak wszędzie podziwiano ich odwagę i rygorystyczne poczucie honoru. No cóż, nie zawsze można sobie wybierać przyjaciół, podobnie jak wrogów.
Swoio podeszła do Megan Oneagle. Pokłon Synthianki był odrobinę płytszy niż ten, który zaoferowała Kaultowi. Ostatecznie osiągnęli stosunkowo niską rangę wśród opiekunów galaktyki.???? jaką w związku z tym masz ty — powiedział sobie Fiben. Megan pokłoniła się w odpowiedzi.
Przykro mi, że pani odlatuje — zwróciła się do Swoio w szóstym galaktycznym z wyraźnym akcentem. — Proszę przekazać rodakom naszą wdzięczność za ich dobre życzenia. Usnę — mruknął Fiben. — Powiedz reszcie szopów, że jesteśmy wdzięczni jak sto diabłów.
Jej twarz była jednak pozbawiona wyrazu w chwili, gdy pułkownik Maiven, ludzki dowódca Gwardii Honorowej, spojrzał ostro w jego stronę.
Odpowiedź Swoio pełna była komunałów. Bądźcie cierpliwi — nalegała. — W Pięciu Galaktykach panuje zamieszanie. Fanatycy z grona wielkich potęg powodują tyle szumu, gdyż sądzą, że nadciąga millennium, koniec wielkiej ery. Przystąpili do działania jako pierwsi. W przeciwieństwie do nich Umiarkowani oraz Instytuty Galaktyczne muszą działać wolni i rozsądniej. Niemniej i one zareagują, zapewniała. We właściwym momencie. Mały Garth nie zostanie zapomniany.
Jasne — pomyślał z sarkazmem Fiben. — Pomoc może przecież nadejść już za stulecie czy dwa!
Reszta szymów z Gwardii Honorowej popatrzyła na siebie nawzajem, przewracając oczyma na znak niesmaku. Ludzcy oficerowie byli bardziej powściągliwi, ale Fiben ujrzał, jak jeden z nich pokazał gestem dłoni, gdzie mu wyrośnie kaktus.
Swoio zatrzymała się wreszcie przed seniorem korpusu dyplomatycznego, Uthacalthinigiem Przyjacielem Ludzi, konsulem i ambasadorem Tymbrimczyków.
Wysoki nieziemiec miał na sobie czarną, luźną szatę, która podkreślała bladość jego skóry. Usta Uthacalthinga były małe, zaś, nos przypominający w ludzkiej twarzy rozstęp między jego skrytymi w cieniu oczyma wydawał się bardzo szeroki. Na głowie miał wielki kołnierz z miękkiego, brązowego futra ograniczony falującymi witkami, zaś dłonie długie i delikatne. Mimo to wrażenie człekokształtności było bardzo silne. Fibenowi zawsze zdawało się, że obdarzony lotnym humorem, przedstawiciel największego sojusznika Ziemi w każdej chwili może wybuchnąć śmiechem z jakiegoś żartu, wielkiego czy małego. Był jedyną istotą na tym płaskowyż która sprawiała wrażenie nie poruszonej panującym dzisiaj napięciem. Ironiczny uśmieszek Tymbrimczyka wpłynął pozytywnie na Fibena, podnosząc go na chwilę na duchu.
Nareszcie! Fiben westchnął z ulgą. Wyglądało na to, że Swoio wreszcie skończyła. Odwróciła się i poszła w górę rampy do oczekującego na nią promu. Na ostrą komendę pułkownika Maive Gwardia stanęła na baczność. Fiben zaczął odliczać w myśli liczbę kroków dzielących go od cienia i zimnego napoju.
Читать дальше