Robert Heinlein - Kawaleria kosmosu

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Heinlein - Kawaleria kosmosu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1994, ISBN: 1994, Издательство: Amber, Жанр: Космическая фантастика, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kawaleria kosmosu: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kawaleria kosmosu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Trwa galaktyczna wojna pomiędzy Ziemianami i Pluskwo-Pajęczakami, agresywną rasą antropoidów, których społeczna organizacja przypomina rój, poddany bezwzględnej władzy dyktatorskiej. Ogrom przewagi liczebnej nieprzyjaciela wyklucza globalną konfrontację i wymusza taktykę nagłych, niespodziewanych ataków ze strony sił Ziemskiej Federacji. Do takich zadań najlepiej przygotowani są komandosi z Piechoty Zmechanizowanej, a wśród nich kadet Johny Rico, który karierę żołnierza rozpoczął tak niedawno…

Kawaleria kosmosu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kawaleria kosmosu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Zrobił znak w papierach.

— Nie sądzę, byśmy mogli zaryzykować i przydzielić do K-9 chłopca, który nie potrafił przechytrzyć własnej matki i sprowadzić sobie do pokoju psa, żeby z nim spać. Musimy więc poszukać dla ciebie czegoś innego.

Dopiero wtedy naprawdę zdałem sobie sprawę, że odpadły wszystkie możliwości na mojej liście, znajdujące się powyżej Korpusu K-9. A teraz i to się rozwiało. Byłem tym tak wstrząśnięty, że prawie uszło mojej uwagi, co pan Weiss mówił. Otóż opowiadał beznamiętnie, jak o kimś, kto już umarł albo jest bardzo daleko:

— Byłem kiedyś w Korpusie K-9. Kiedy mój Caleb zginał w wypadku, dawali mi środki otępiające przez sześć tygodni, potem zostałem skierowany do innej pracy… Johnnie, te kursy, które pokończyłeś… dlaczego nie studiowałeś czegoś użytecznego?

— Słucham pana?

— Teraz już za późno. Nie mówmy o tym. Hmm… twój profesor historii i filozofii moralności ma, zdaje się, o tobie dobrą opinię…

— Naprawdę? — byłem zdziwiony. — Co napisał?

Weiss uśmiechnął się.

— Napisał, że nie jesteś głupi, że tylko jesteś ignorantem, żywiącym takie same uprzedzenia, jakie ma twoje otoczenie. Z jego strony to wielka pochwała, znam go.

Dla mnie nie brzmiało to jak pochwała. Ten stary, zadzierający do góry nosa…

— I — kontynuował pan Weiss — chłopak, który ma C-minus z oceny programu telewizyjnego, nie może być całkiem zły. A co byś powiedział na Piechotę?

* * *

Wyszedłem z Gmachu Federalnego przygnębiony, ale jednak nie całkiem. Byłem przynajmniej żołnierzem. Miałem na to w kieszeni papiery, mogłem tego dowieść. Nie okazałem się zbyt tępy i niezdatny do niczego poza fizyczną pracą.

Było parę minut po godzinach urzędowania. W gmachu pozostała tylko straż nocna i paru łazików. W rotundzie wpadłem na jakiegoś mężczyznę, który właśnie opuszczał biuro, twarz wydała mi się znajoma, ale nie mogłem skojarzyć.

Napotkał moje spojrzenie i rozpoznał mnie.

— Dobry wieczór! — powiedział raźnym głosem. — Jeszcze się nie zaokrętowałeś?

Wtedy i ja go poznałem: sierżant z floty kosmicznej, który odbierał od nas przysięgę. Szczęka mi opadła. Ten mężczyzna, w cywilnym garniturze, chodził na dwóch nogach i miał obie ręce?

— Och, dobry wieczór, panie sierżancie — wymamrotałem.

Zrozumiał dobrze wyraz mojej twarzy, spojrzał na swoje nogi i roześmiał się.

— Nie miej takiej miny, młodzieńcze. Nie muszę robić z siebie potworka po skończonej pracy. Dostałeś już przydział?

— Tak, właśnie otrzymałem skierowanie.

— Dokąd?

— Piechota Zmechanizowana.

Na twarzy rozlał mu się szeroki uśmiech i wyciągnął rękę.

— Moja jednostka! Daj grabę, synu! Zrobimy z ciebie człowieka — albo cię wykończymy. A może jedno i drugie.

— Czy to dobry wybór? — spytałem z powątpiewaniem.

— Czy dobry? Synu, to jedyny wybór! Piechota Zmechanizowana to jest Wojsko! Wszyscy inni to albo przyciskacze guzików, albo profesorowie. Oni tylko podają nam piłę, a my tniemy. — Znów uścisnął mi rękę i dodał. — Napisz do mnie kartkę: Sierżant Ho, Gmach Federalny. Znajdą mnie. Powodzenia!

I już go nie było, ramiona ściągnięte do tyłu, trzaskające obcasy, głowa do góry. Spojrzałem na swoją rękę. Ta ręka, którą mi podał, to ręka, której nie miał… Prawa ręka. Jednak czułem, jakby była prawdziwa i uścisnął mnie mocno. Czytałem o tych elektronicznych protezach, a jednak wzdryga się człowiek, gdy sam dotknie.

* * *

Wróciłem do hotelu, gdzie nas czasowo zakwaterowano. Poszedłem do swojego pokoju i zacząłem się pakować, bo skoro świt mieliśmy wyruszyć. To znaczy, pakowałem wszystkie rzeczy, by je wysłać do domu. Weiss ostrzegł nas, że wolno zabrać tylko fotografie rodzinne i jakiś instrument muzyczny, jeśli się gra oczywiście. Carl wysłał już swoje rzeczy trzy dni wcześniej. Dostał przydział do B.-R., tak jak chciał. Mała Carmen też już wyfrunęła, w stopniu podchorążego floty. Ma zostać pilotem, jeśli da radę… Na pewno da radę.

Wszedł mój współlokator.

— Dostałeś przydział? — zapytał.

— Aha.

— Jaki?

— Piechota Zmechanizowana.

— Piechota?! Och, żal mi cię, głupi biedaku! Naprawdę.

— Stul pysk! — odszczeknąłem. — Piechota Zmechanizowana jest najlepszą jednostką w armii — to jest właśnie prawdziwe Wojsko! Wy, frajerzy, tylko podajecie nam piłę — my tniemy!

— Sam się przekonasz!

— Chcesz w mordę?

Rozdział trzeci

I będziesz nimi rządził rózgą żelazną.

— Objawienie, II:27

Szkolenie rekruckie odbywałem w Obozie Arthura Currie, na dalekiej północy, razem z paroma tysiącami innych ofiar. W tym obozie był tylko jeden budynek: magazyn sprzętu. My spaliśmy i jadaliśmy w namiotach.

Życie na świeżym powietrzu — o ile można to było nazwać życiem! Wydawało mi się, że Biegun Północny jest pięć mil poza obozem i wciąż się przybliża. Bez wątpienia wracała epoka lodowcowa.

Ćwiczenia jednak rozgrzewały nas, a mieliśmy ćwiczeń w nadmiarze.

* * *

Od razu, pierwszego dnia po przybyciu, obudzono nas przed świtem. Miałem trudności z przystosowaniem się do zmiany czasu i zdawało mi się, że dopiero co poszedłem spać. Nie mogłem uwierzyć, że ktoś chce mnie na serio zbudzić w środku nocy. Ale oni chcieli. Przez jakiś głośnik lały się ogłuszające dźwięki wojskowego marsza, a uliczką wzdłuż namiotów biegał jakiś typ wrzeszcząc przeraźliwie.

— Wstawać! Wychodzić! Zbiórka!

Po dziesięciu minutach, ubrany w spodnie, podkoszulkę i buty, znalazłem się w szeregu z innymi, gotów do porannej gimnastyki. Słońce ledwo wyglądało znad horyzontu.

Przed nami stał barczysty, niesympatyczny chłop, ubrany tak samo jak my. Tylko że ja wyglądałem i czułem się jak źle zabalsamowana mumia, a jego gęba była gładko wygolona, spodnie w ostry kant, w butach można było się przejrzeć.

Poruszał się raźno, zupełnie przebudzony i swobodny. Zaryczał jak wół:

— Kmpania… Bcznoś…! Jestem sierżant Zim, z lotniskowca, wasz dowódca kompanii. Zwracać się do mnie macie: panie sierżancie. I salutować. Macie salutować każdemu, kto nosi pałkę instruktorską — sam miał modną laseczkę. Zauważyłem już wczoraj wieczorem u niektórych takie laseczki i zamierzałem też sobie kupić, bo były naprawdę szykowne. Ale teraz zmieniłem zdanie. — Mamy tu za mało oficerów i będziecie nam oddawać honory, żebyście się nauczyli. Kto kichnął?

Nie było odpowiedzi.

— KTO KICHNĄŁ?

— Ja — odezwał się jakiś głos.

— Co, ja?

— Ja kichnąłem.

— Ja kichnąłem, panie sierżancie!!

— Ja kichnąłem, panie sierżancie. Jestem przeziębiony, panie sierżancie.

— O ho, ho! — Zim podszedł do tego nieboraka, podsadził mu okucie laseczki pod nos i zażądał: — Nazwisko?

— Jenkins… panie sierżancie.

— Jenkins… — powtórzył Zim z obrzydzeniem. — A jakbyś był na nocnym patrolu, to też byś kichał, bo ci leci z nosa, co?

— Mam nadzieję, że nie, panie sierżancie.

— No, ja również. Ale jesteś przeziębiony. Hmm… załatwimy to. Widzisz tam, tę zbrojownię? — Popatrzyłem… Goły step i gdzieś daleko, na horyzoncie, jakiś budynek.

— Wystąp! Wokół zbrojowni, biegiem marsz! Biegiem, powiedziałem. Prędzej! Bronski! Ustal krok!

— Rozkaz, panie sierżancie! — I jeden z pięciu czy sześciu facetów z pałkami pobiegł za Jenkinsem. Zrównał się z nim bez trudu i trzepnął go po spodniach pałką.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kawaleria kosmosu»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kawaleria kosmosu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Heinlein - Sixième colonne
Robert Heinlein
Robert Heinlein - Piętaszek
Robert Heinlein
Robert Heinlein - Viernes
Robert Heinlein
Robert Heinlein - Fanteria dello spazio
Robert Heinlein
Robert Heinlein - Dubler
Robert Heinlein
Robert Heinlein - Stella doppia
Robert Heinlein
Robert Heinlein - The Number of the Beast
Robert Heinlein
libcat.ru: книга без обложки
Robert Heinlein
Robert Heinlein - Citizen of the Galaxy
Robert Heinlein
Отзывы о книге «Kawaleria kosmosu»

Обсуждение, отзывы о книге «Kawaleria kosmosu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x