— Nie jestem zaskoczony, milady, że policja nie może ich powiązać z Youngiem — powiedział, wracając do przerwanego tematu. — To były prymitywy z ulicy do wynajęcia na raz, nie jego stali pracownicy.
— Inspektor Pressman podobnie ich określił — przyznała z lekkim zaskoczeniem.
LaFollet uśmiechnął się, słysząc je.
— Nie trzeba być geniuszem, żeby dojść do tego wniosku, milady. Jedynie kompletny idiota użyłby do tak samobójczej misji własnych ludzi. A sposób, w jaki zabrali się za jej wykonanie, dowodził, że stanowili zbieraninę, a nie zgrany zespół. Plan mieli nienajgorszy, biorąc pod uwagę, że musiał być przygotowany na kolanie z racji braku czasu. Ale nie został przećwiczony. Nie mieli do siebie zaufania, bo nigdy nie działali razem, i marnowali tyle samo czasu i energii na obserwację okolicy w poszukiwaniu nas, jak i na pilnowanie siebie nawzajem. Żaden nie wiedział, czy pozostali będą gdzie trzeba wtedy, kiedy powinni. Poza tym wszyscy martwili się o drogę ucieczki, dlatego akcja wykonana została po partacku. Do udanego zamachu potrzebny jest albo zgrany zespół mający przynajmniej dwie drogi odwrotu: główną i awaryjną, albo samobójcy, którzy się o to w ogóle nie martwią. Te bałwany były tak zajęte sprawdzaniem, czy nadal mogą uciec, że jeden się potknął, odsłaniając kaburę z bronią! Dlatego powiedziałem, że mieliśmy szczęście.
— Jestem pod wrażeniem, Andrew — przyznała po chwili ciszy Honor. — I to nie tylko szybkości, z jaką zareagowaliście, kiedy zaczął się atak.
— Milady, jest pani oficerem marynarki i nigdy nie próbowałbym mówić pani, jak należy dowodzić okrętem, bo nie wiedziałbym nawet, od czego zacząć. Ja dziś zrobiłem to, czego nauczyłem się w ciągu dziesięciu lat służby w ochronie pałacowej. Z pozostałymi było podobnie. Różne planety, różni ludzie… — LaFollet wzruszył ramionami. — Podstawy pozostają te same, zmieniają się tylko powody i uzbrojenie.
— A jednak jestem pod wrażeniem. I jestem wam także wdzięczna.
LaFollet machnął ręką, starając się, by ten gest wyrażał lekceważenie, co nie bardzo mu się udało. Widać było, że słysząc podziękowania, czuje się nieswojo, więc Honor tylko uśmiechnęła się, odchyliła na oparcie i zamknęła oczy. Nimitz siedział spokojnie na jej kolanach, tuż obok plam krwi Howarda zaschniętych na spodniach. Na szczęście tak życiu Howarda, jak i Neufsteilera nic nie zagrażało. Ten ostatni doszedł do siebie na tyle, że nawet zaczął żartować, gdy pakowano go do karetki, ale nie zmieniało to faktu, że obu niewiele brakowało do śmierci. A tak dalej być nie mogło!
Gdy oskarżała Younga, nie wyobrażała sobie, że niewinni, przypadkowi ludzie mogą zginąć czy odnieść rany. Głównie dlatego, że do głowy jej nie przyszło, że to ścierwo posunie się do użycia takich metod. Przypomniała sobie, co Pressman powiedział o strzelaninie w restauracji, i wstrząsnął nią dreszcz. To zmieniało całą sytuację i fakt, że atak musiał być aktem desperacji przerażonego człowieka, nie miał znaczenia. Bowiem tylko desperat zdecydowałby się na tak olbrzymie ryzyko — związku Younga z Summervale’em w normalnych okolicznościach nie odkryliby nigdy. Związek z grupą wynajętych przestępców, zresztą nie najlepszych, był znacznie łatwiejszy do wykrycia niezależnie od tego, jak by się nie starał go ukryć.
Skoro zresztą odważył się raz, to najprawdopodobniej na tym nie poprzestanie, bo nadal jest spanikowany. Pogłaskała Nimitza, częściowo by go uspokoić, a częściowo by zająć czymś dłonie i nie walić pięściami w tapicerkę. Jeśli będzie próbował wystarczająco uparcie, w końcu musi mu się udać. A znacznie wcześniej niż ją, zabiją przechodnia czy inną Bogu ducha winną osobę. Nie odpowiadała jej ta ewentualność. Poza tym nie miała najmniejszej ochoty być ruchomym celem. Owszem: on to zaczął, ale ona musi skończyć — i to jak najprędzej. Tego wymagał choćby instynkt samozachowawczy, o poczuciu sprawiedliwości i innych, wyższych racjach nie wspominając. Pozostało tylko jedno — znalezienie odpowiedzi na pytanie, jak zbliżyć się do kogoś, kto wczołgał się do nory i zabił wejście deskami?
Musiał istnieć jakiś sposób, bo nikt nie był w stanie ukrywać się przez cały czas, jeżeli nie pozostał we własnym domu czy posiadłości, a tego akurat Young nie mógł zrobić, jak by tego nie pragnął. Zachciało mu się być politykiem, i takie postępowanie byłoby fatalne dla jego pozycji. Co prawda sama świadomość, że takie zero małpuje szanowanych ludzi (część polityków faktycznie zasługiwała na szacunek, choć trudno było w to uwierzyć), była irytująca, ale to właśnie od dłuższego już czasu domagało się jej uwagi…
Zmarszczyła brwi, próbując dociec, co konkretnie nie dawało jej spokoju, wyczuwając, że jest to ważne. Nie potrafiła tego uzasadnić, ale zadziałał tu ten sam szósty zmysł, który pozwalał jej wyłowić najistotniejszy element ze skomplikowanej sytuacji taktycznej. Nigdy nie zdołała zrozumieć mechanizmu jego działania, ale nauczyła się mu ufać, podobnie jak wyczuciu położenia, które sprawiało, że mogła obejść się bez skomplikowanych obliczeń.
Był politykiem… a raczej chciał być politykiem, co nawet było zrozumiałe. Kariera wojskowa została przed nim zamknięta, więc jedyną drogą do zrealizowania chorobliwej żądzy władzy i zaspokojenia wybujałych ambicji była polityka. Aby tego dokonać, musiał regularnie pojawiać się w parlamencie… I dlatego właśnie nie mógł opuścić Landing… i musiał ją zabić… Jak długo żyła, oskarżenie wisiało nad nim jak przeznaczenie i nikt nie mógł go do końca poważnie traktować. Miał bogactwo i nazwisko, ale nie miał władzy. Dały mu one miejsce w Izbie Lordów, ale nic więcej nie mogły zapewnić…
Zesztywniała nagle i otworzyła szeroko oczy. Nimitz uniósł łeb i odwrócił się, spoglądając w jej oczy. W jego ślepiach płonął jasny, radosny ogień.
Znalazła sposób.
Earl North Hollow przestał wiercić się w luksusowym fotelu — nie udało mu się znaleźć wystarczająco wygodnej pozycji, a to z tego prostego powodu, że jego dyskomfort był natury psychicznej, nie fizycznej. A pogłębiał go jeszcze głos stojącej na mównicy kobiety bez sensu zakłócającej przyjemną ciszę i chłód panujący w Izbie Lordów.
North Hollow przyjrzał się jej niechętnie i z pogardą — lady Greenriver była chuda jak szczapa, a głosik miała taki, że największy pochlebca nie mógłby go określić mianem „melodyjnego”. Należała do nielicznego grona niezależnych i cieszących się powszechnym szacunkiem członków Izby. Teraz od ponad kwadransa strzępiła gębę na temat konieczności uchwalenia specjalnego kredytu wojennego. Biorąc pod uwagę temat, głos i wygląd przemawiającej było to o czternaście i pół minuty za długo.
No bo kogo obchodziły kredyty na cele wojenne? Zasrana Królewska Marynarka mogła strzelać grochem albo naszczać do zbiorników paliwa — absolutnie nic go to nie obchodziło. A ponieważ głosowanie miało być tajne, nie odmówi sobie przyjemności bezkarnego głosowania przeciw wnioskowi. I tak nikt nie będzie wiedział, a wszyscy mogą się pierdolić. Miał świadomość, że wszyscy w Royal Manticoran Navy cieszą się z jego kolejnego upokorzenia będącego zasługą tej dziwki. Niech się cieszą, gnoje. Budował własne zaplecze polityczne i jak tylko pozbędzie się tej kurwy pokaże im wszystkim…
Kurwa! Zawsze i wszędzie wszystko wracało do tej mendy. I nie było sensu dalej ukrywać przed samym sobą smutnej prawdy — bał się jej. Gorzej: był przerażony. Czuł się jak zając, na którego polują z nagonką, przemykający z jednej kryjówki do drugiej z duszą na ramieniu. A oprócz strachu była jeszcze świadomość, że jest pośmiewiskiem. Wiedział, że już krążą o nim dowcipy, choć żadnego nie słyszał. Nawet tu ta pierdolona małpa była w stanie go dosięgnąć i niszczyć krok po kroku. Zniszczyła mu karierę w RMN, teraz próbowała zrobić to samo w polityce. A przecież cholerna wiedźma dawno powinna być martwa!
Читать дальше