— Czyli?
— Nie poddajemy się regeneracji — odparła, dotykając lewej strony twarzy. — U ponad osiemdziesięciu procent z nas istnieje genetyczny konflikt z terapią regeneracyjną i jak dotąd nawet na Beowulfie nie zdołano tego problemu rozwiązać. Jestem pewna, że w końcu ktoś sobie z tym poradzi, ale chwilowo…
I wzruszyła wymownie ramionami.
Sama była zaskoczona, że powiedziała mu o regeneracji — o tym naprawdę rzadko rozmawiała z kimkolwiek. Przypomniało jej to natomiast o zupełnie innej sprawie, toteż czym prędzej odwróciła się do Mirandy i spytała:
— Wszystko gotowe do wkopania?
Miranda przytaknęła ruchem głowy i odparła:
— Gotowe, milady. Uzgodniłam szczegóły z pułkownikiem Hillem wczoraj wieczorem. Wszystko jest przygotowane, Gwardia jest przekonana, że poradzi sobie z utrzymaniem porządku, a lord Prestwick zjawi się, by przekazać osobiste podziękowanie Protektora za pani hojność.
Honor skrzywiła się, słysząc to ostatnie, ale Miranda podobnie jak jej brat domyśliła się już dawno, że więź z Nimitzem umożliwia jej wyczuwanie emocji innych ludzi. A w ciągu ostatnich trzech dni, czyli odkąd sama została adoptowana, jej wiedza na ten temat znacznie wzrosła. Honor spojrzała na nią zaskoczona, gdy uzmysłowiła sobie, że Miranda świadomie użyła Nimitza, by przekazać jej, że całkowicie i zdecydowanie nie zgadza się na minimalizowanie znaczenia prezentu, jaki Honor postanowiła dać mieszkańcom Graysona.
Miranda jeszcze przez chwilę spoglądała na nią wymownie, a Honor gapiła się na nią zaskoczona, gdyż dopiero w tym momencie dotarło do niej, co Miranda osiągnęła. Zdążyła się już przyzwyczaić, że inne treecaty wykorzystują więź łączącą ją z Nimitzem, by przekazywać jej swoje emocje, natomiast Miranda była pierwszym człowiekiem, który tak postąpił. Być może fakt, iż nie pochodziła ze Sphinxa, stanowił wytłumaczenie: nie miała żadnych wcześniejszych przekonań czy uprzedzeń dotyczących tego, co treecaty potrafią, a czego nie, i mogła dzięki temu lepiej rozpoznać i wykorzystać umiejętności Farraguta. Te same, o których inni adoptowani wiedzieli, tylko żadnemu nie przyszło to do głowy…
Mogło tak właśnie być, a jeśli było, to należało spodziewać się następnych niespodzianek, ale chwilowo nie to było najważniejsze. Najważniejsza była wiadomość przekazana przez dziewczynę i Honor z westchnieniem zmuszona była przyznać, że najprawdopodobniej ma ona rację. Nie wpadła na ten pomysł i nie ufundowała kliniki, by zyskać wdzięczność Benjamina czy kogokolwiek. Zrobiła to, bo uznała za potrzebne i ważne, a ponieważ w przeciwieństwie do większości mieszkańców Graysona miała więcej pieniędzy, niż mogła wydać, spożytkowanie części z nich w sposób przydatny dla innych wydał się jej logiczny. Co w niczym nie zmieniało faktu, że tak Protektor, jak i kanclerz poczuwali się, by jej za to podziękować. A skoro tak, to należało stosownie się zachować.
— No dobrze — westchnęła. — Będę grzeczna i się zachowam.
— Nigdy w to nie wątpiłam, milady — oznajmiła z podziwu godną powagą Miranda, po czym uśmiechnęła się złośliwie i dodała: — Wie pani, że w odpowiedzi na przemowę kanclerza musi pani wygłosić swoją?
Farragut bleeknął radośnie, a Honor jęknęła w duchu. Miranda nie należała do radykalnych feministek szturmujących bastiony męskiej supremacji, ale była osobą zdecydowaną i pewną siebie. Choć nie całkiem zdawała sobie z tego sprawę, samym swym istnieniem i zachowaniem zaczęła podkładać miny pod te bastiony, których nawet nie miała zamiaru szturmować — i Honor to cieszyło. Miranda stała się bowiem jej szefem sztabu odpowiedzialnym za stosunki społeczne i publiczne. Oraz oficerem politycznym numer dwa, jako że doświadczeniem ustępowała Clinkscalesowi, ale miała zupełnie inny punkt widzenia i znacznie „świeższe” podejście do wielu spraw. Sytuacja ta, całkowicie naturalna w Gwiezdnym Królestwie, na Graysonie nadal wywoływała konsternację, gdyż dotąd polityka nie była stosownym czy „właściwym” zajęciem dla kobiety. Wielu było nie na rękę, że Miranda zupełnie sprawnie i płynnie objęła funkcję koordynatora kierującego w przeważającej większości męską służbą, strażą i innymi pracownikami administracyjnymi domeny. Wykonywała co do niej należało ze spokojem, sprawnością i żelazną konsekwencją będącymi odzwierciedleniem cech patronki Harrington.
Możliwe że ta pewność siebie po części wynikała ze świadomości, iż stoi za nią autorytet i prestiż Honor, ale ta ostatnia przekonana była, iż odgrywa to niewielką rolę. Miranda miała po prostu wrodzone predyspozycje i nie mogła nie stawić czoła wyzwaniom, z którymi była w stanie sobie doskonale poradzić.
Być może dlatego między innymi Farragut ją adoptował…
— Czy pułkownik mówił coś o górnej trybunie? — spytał Andrew LaFollet.
Miranda wzruszyła ramionami.
— Chyba uważa cię za paranoika, ale zgodził się posłać saperów, żeby ją sprawdzili. I umieścić tam dwóch czy trzech ludzi, żeby mieli oko na wszystko — wyjaśniła i dodała, patrząc na Honor: — Zmieniliśmy pani rozkład zajęć, żeby wraz z lordem Clinkscalesem mogła się pani prywatnie spotkać z kanclerzem, milady.
LaFollet uśmiechnął się leciutko, słysząc, że jest paranoikiem, ale widać było po nim zadowolenie. Górna trybuna dawała doskonały widok, ale znajdowała się prawie nad miejscem, w którym Honor miała wkopać kamień węgielny, i nie podobała mu się od samego początku. Patronka nie zawsze przejmowała się jego zaleceniami i twierdziła, że przesadza ze środkami bezpieczeństwa, ale po zamachach patrona Burdette i jego maniaków słuchała go znacznie częściej.
Teraz pokiwała głową, potarła czubek nosa i oceniła:
— W porządku. Mirando, znajdź Stuarta Matthewsa. Przed spotkaniem z kanclerzem Prestwickiem chcę znać najnowsze dane dotyczące Sky Domes.
— Tak, milady. I proszę pamiętać o spotkaniu z diakonem Sandersonem. Jest pani z nim umówiona dokładnie o piętnastej — dodała Miranda z szacunkiem.
A Honor ledwie stłumiła odruch, by palnąć się w czoło, bo zupełnie o tym zapomniała. A to było ważne spotkanie, jako że Sanderson pełnił funkcję osobistego doradcy i bezpośredniego wysłannika wielebnego Sullivana. Miała nadzieję, że jego celem jest wyrażenie wsparcia wielebnego dla jej pomysłu — w sumie nie miała powodów, by spodziewać się czegoś innego, ale nie zdążyła jeszcze dobrze poznać nowego wielebnego. Wiedziała natomiast, że nie jest podobny do swego poprzednika, Juliusa Hanksa. Hanks był głęboko wierzący i wiara ta była tak silna, że przebijała się przez jego łagodność. Miał nieugiętą wolę i ci, którzy go poznali, przekonywali się o tym szybko, ale nie był zarazem osobą dążącą do konfrontacji. Osiągał to, co chciał, stosując duchowe aikido, zmieniając przeciwników w sojuszników humorem i dobrocią. Honor nie miała wątpliwości, że Kościół Ludzkości Uwolnionej kanonizuje go przy pierwszej sposobności, a każdy, kto kiedykolwiek go spotkał, poprze ten pomysł, uznając go za jak najbardziej słuszny.
Jeremiah Sullivan był zupełnie innym człowiekiem. Dzięki Nimitzowi wiedziała, że wierzy równie głęboko i silnie jak Hanks, ale podczas gdy ten drugi momentami sprawiał wrażenie zbyt łagodnego jak na świat, w którym żył, Sullivan szedł przez życie jak burza. Przez wiele lat był prawą ręką Hanksa i egzekutorem jego poleceń, jeśli zachodziła taka potrzeba, i kontynuował politykę poprzednika w całej rozciągłości. Był jednak agresywny i energiczny, czasami dawał się ponieść temperamentowi — słowem prezentował zupełnie inną osobowość niż poprzednik i Kościół jeszcze nie całkiem doszedł do siebie po przymusowej zmianie przywódcy.
Читать дальше