— Kod — powiedziała Molly. — Powiedz głowie, jaki jest kod.
Wyłączenie.
— Ona tego chce! — wrzasnął. — Ta dziwka marzy o tym!
Otworzył oczy na chłodne, rubinowe spojrzenie terminala, na jego platynową twarz wysadzaną perłami i lazurytem. Z tyłu, w zwolnionym tempie wirowały splecione w uścisku Molly i 3Jane.
— Podaj ten cholerny kod — powiedział. — Jeśli nie, to co się zmieni? Skończysz jak twój stary. Rozwalisz wszystko i zaczniesz budować od początku! Wzniesiesz ściany, coraz bliższe, coraz bardziej ciasne… Nie mam pojęcia, co się stanie, jeśli Wintermute wygra, ale przynajmniej coś się zmieni!
Dygotał cały, a zęby dzwoniły głośno.
3Jane przestała się bronić. Palce Molly wciąż obejmowały jej smukłą szyję, a splątane ciemne włosy dryfowały wokół jak miękki brązowy obłok.
— W książęcym pałacu w Mantui — powiedziała — jest szereg coraz niższych komnat. Otaczają reprezentacyjne sale. Trzeba się schylać, by wejść przez cudownie rzeźbione drzwi. To mieszkania dworskich karłów. — Uśmiechnęła się blado. — Być może aspirowałabym do czegoś takiego, ale sądzę, że moja rodzina osiągnęła w pewnym sensie wspanialszą wersję tego samego schematu…
Oczy dziewczyny były teraz spokojne i dalekie. Spojrzała na Case’a.
— Weź swoje słowo, złodzieju.
Włączył się.
Kuang wysunął się z chmur. Pod nim lśniło neonowe miasto. Za nim malała sfera mroku.
— Dixie? Jesteś tu, chłopie? Słyszysz mnie? Dixie? Został sam.
— Ten skurwiel cię załatwił — mruknął.
Ślepy pęd, gdy mknął poprzez nieskończony pejzaż danych.
— Zanim to się skończy, musisz kogoś nienawidzić — zabrzmiał głos Finna. — Ich, mnie… bez znaczenia.
— Gdzie jest Dixie?
— Trochę trudno to wyjaśnić, Case.
Wrażenie obecności Finna otaczało go ze wszystkich stron: zapach kubańskich papierosów, zetlałego tweedu przesiąkniętego dymem, starych maszyn oddanych mineralnym rytuałom korozji.
— Nienawiść pomoże ci przejść — oznajmił głos. — Masz w mózgu tyle maleńkich dźwigni i po prostu szarpiesz je wszystkie. Teraz musisz nienawidzić. Zamek osłaniający blokadę jest w dole, pod tymi wieżami, które pokazał ci Płaszczak, kiedy się przebiliście. On nie będzie próbował cię zatrzymać.
— Neuromancer — szepnął Case.
— Nie mogę poznać jego imienia. Ale on już zrezygnował. Teraz musisz się martwić o lód T-A. Nie o mur, ale o wewnętrzne systemy wirusowe. Kuang jest otwarty dla niektórych układów, które tu krążą.
— Nienawiść — powtórzył Case. — Kogo nienawidzę? Powiedz.
— A kogo kochasz? — zapytał głos Finna.
Wprowadził program w ostry skręt i zanurkował ku błękitnym wieżom.
Jakieś obiekty wystartowały z ozdobnych, promiennych iglic: migotliwe kształty pijawek tworzone przez zmienne płaszczyzny blasku. Były ich setki i wznosiły się wirując losowo, jak skrawki papieru o poranku niesione wiatrem po ulicy.
— Systemy defekcyjne — poinformował głos.
Zszedł ostro, popychany pogardą dla siebie. Kiedy w kłębie świetlnych liści Kuang spotkał się z pierwszym z obrońców, Case wyczuł, jak niby-rekin traci część swej realności, jak rozluźnia się splot informacji.
I wtedy — pradawna alchemia mózgu i jego potężna farmaceutyka — nienawiść przejęła kontrolę nad dłońmi.
Przez jeden moment, nim wbił żądło Kuanga w podstawę pierwszej wieży, osiągnął poziom biegłości przekraczający wszystko, co dotąd znał lub potrafił sobie wyobrazić. Zaatakował poza ego, poza osobowością, poza świadomością, a Kuang pędził wraz z nim, mijając atakujących figurami starożytnego tańca, tańca Hideo, z gracją interfejsu ciała i umysłu, podarowanego mu na tę sekundę przez czyste i wszechogarniające pragnienie śmierci.
A jednym z kroków tego tańca był najlżejszy dotyk klawisza, ledwie wystarczający, by przeskoczyć…
…teraz
i jego głos jak krzyk ptaka
nieznanego
3Jane odpowiadająca pieśnią; trzy
nuty, wysokie i czyste.
Prawdziwe imię.
Neonowy las; deszcz parujący na rozgrzanym chodniku. Zapach smażonego jedzenia. Dziewczęca dłoń spoczywająca mu na szyi w spoconej ciemności skrzyni niedaleko portu.
Wszystko to cofa się i zanika pejzaż miasta: miasta jak Chiba, jak rzędy danych Tessier-Ashpool S.A., jak drogi i skrzyżowania wyrysowane na powierzchni mikrochipu, przesiąkniętego potem wzoru na zwiniętej, zawiązanej chustce…
Przebudzenie w brzmieniu głosu, który był muzyką; platynowy terminal recytował śpiewnie i nieskończenie, mówiąc o numerach szwajcarskich kont, o zleceniach przelewów dla Syjonu dokonywanych via bahamski bank orbitalny, o paszportach i przelotach, i o głębokich, zasadniczych zmianach, jakie nastąpią w pamięci Turinga.
Turing. Pamiętał wirującą za stalową poręczą matrycę ciała pod projekcją nieba. Pamiętał ulicę Dezyderaty.
A głos wciąż śpiewał, wpychając go z powrotem w mrok, w jego własną ciemność, w tętno i krew; tam, gdzie zawsze spał, za swoimi i nikogo innego powiekami.
A kiedy przebudził się znowu, zobaczył szeroki, jasny uśmiech w ramce złotych siekaczy: Aerol wpinał go w antyprzeciążeniową siatkę na Babylon Rocker .
A potem długotrwały puls podkładu Syjonu.
CODA
PRZYBYCIE I ODEJŚCIE
Odeszła. Wyczuł to, kiedy otworzył drzwi ich apartamentu w Hyatcie. Czarne maty do spania, wypolerowany do połysku sosnowy parkiet, papierowe parawany ustawione z dbałością kształtowaną przez wieki.
Na czarnym barku z laki leżała notka, pojedyncza kartka złożona wpół, przyciśnięta shurikenem. Zsunął dziewięcioramienną gwiazdę i przeczytał.
HEJ, WSZYSTKO W PORZĄDKU, ALE TRACĘ OD TEGO TEMPO W GRZE. ZAPŁACIŁAM JUŻ RACHUNEK. CHYBA TAK WŁAŚNIE JESTEM POSKRĘCANA. UWAŻAJ NA SWÓJ TYŁEK, DOBRZE? CAŁUJĘ, MOLLY.
Zmiął papier w kulkę i upuścił obok shurikena. Potem wziął gwiazdę i obracając w palcach, podszedł do okna. Znalazł ją w kieszeni kurtki, w Syjonie, kiedy szykowali się do odlotu na stację JAL. Spojrzał uważnie. Kiedy pojechali razem do Chiby na ostatnią z serii operacji Molly, przeszli obok sklepu, gdzie ją kupiła. Trafił potem do Chatsubo, tej nocy, gdy Molly leżała w klinice. Spotkał Ratza. Podczas pięciu wcześniejszych wizyt coś odpychało go od tęgo lokalu, teraz jednak odczuł chęć, by tam wrócić.
Ratz obsłużył go, bez najmniejszego znaku rozpoznania.
— Hej — powiedział wtedy. — To ja, Case. Stare oczy, studiujące jego twarz spomiędzy pajęczyn pomarszczonej skóry.
— Ach — burknął w końcu Ratz. — Artysta. I wzruszył ramionami.
— Wróciłem.
Barman pokręcił swą wielką, porośniętą szczeciną głową.
— Miasto Nocy nie jest miejscem, do którego się wraca, artysto — oświadczył, brudną szmatą przecierając ladę przed Case’em. Różowy manipulator szumiał jak zwykle. Potem Ratz odwrócił się, by obsłużyć następnego klienta, a Case dopił swoje piwo i wyszedł.
Teraz dotykał ostrzy shurikena, po jednym, obracając go w dłoni. Gwiazdy. Przeznaczenie. Nigdy nawet nie użyłem tej zabawki, pomyślał.
Nigdy się nie dowiedziałem, jaki kolor miały jej oczy. Nie pokazała mi.
Wintermute zwyciężył, połączył się jakoś z Neuromancerem i został tym, co przemawiało do nich z platynowej głowy. Tłumaczyło zmiany, jakie dokonały się w rejestrach Turinga, gdy wykasowano wszelkie dowody ich zbrodni. Paszporty, które dostarczył Armitage, były ważne i oboje dysponowali ogromnym kredytem na numerowanych kontach w Genewie. Marcus Garvey zostanie w końcu zwrócony, a Maelcum i Aerol otrzymają zapłatę poprzez bahamski bank, który prowadził interesy z kiścią Syjonu. W drodze powrotnej, na Babylon Rocker , Molly powtórzyła, co powiedział jej głos o woreczkach toksyny.
Читать дальше