William Gibson - Graf Zero

Здесь есть возможность читать онлайн «William Gibson - Graf Zero» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Киберпанк, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Graf Zero: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Graf Zero»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Gibsonowska wizja przyszłości, nowoczesna i przerażająca prawdopodobna. Od czarnego rynku oprogramowania i zuchwałych kowbojów klawiatury, którzy planują wielkie skoki i rzucają się wgłąb systemów…
Przez snobistyczną kulturę świata sztuki, gdzie prawdziwy geniusz kryje się niczym ścigana zwierzyna… do elitarnego kręgu korporacyjnych technokratów.

Graf Zero — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Graf Zero», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Teren prywatny — oznajmił; deszcz spływał mu po twarzy.

— Nie mogłem zostać na drodze! — krzyknął Turner. — Przepraszam…

Mężczyzna otworzył usta, spróbował machnąć ukrytym pod poncho przedmiotem i nagle głowa mu eksplodowała. Turner miał niemal wrażenie, że nastąpiło to, zanim jeszcze dotknęła go czerwona linia światła: promień grubości ołówka przesuwający się beztrosko, jakby ktoś bawił się latarką. Zobaczył rozprysk czerwieni spłukanej szybko deszczem, gdy mężczyzna osunął się na kolana i upadł na twarz; spod poncho wysunął się Savage 410 ze składaną kolbą.

Turner działał odruchowo; zorientował się nagle, że uruchomił turbinę, przesunął sterownik do Angie i wyplątał się z uprzęży.

— Powiem: jedź, to ruszysz prosto na stację…

A potem już stał z ciężkim rewolwerem w dłoni. Szarpnął dźwignię włazu na dachu. Gdy tylko odrzucił luk, dobiegł go ryk czarnej hondy: niski cień nad głową, ledwie widoczny wśród strumieni wody.

— Jedź!

Nacisnął spust, zanim zdążyła wbić pojazd w ścianę stacji; pchnięty odrzutem łokieć trafił w krawędź dachu kabiny. Pocisk eksplodował nad głową z zadowalającym trzaskiem; Angie pchnęła pedał gazu i przebili się przez drewnianą konstrukcję; ledwie zdążył schować do włazu głowę i ramiona. W budynku coś wybuchło, zapewne butla z propanem, i poduszkowiec zniosło na lewo.

Angie zawróciła w miejscu, kiedy tylko przebili tylną ścianę.

— Gdzie? — wrzasnęła, przekrzykując turbinę.

Jakby w odpowiedzi, honda opadła korkociągiem na ziemię, wyrzucając srebrzystą kurtynę deszczu. Turner chwycił kierownicę i ruszyli do przodu; poduszkowiec wyrzucał dziesięciometrowe odkosy wody; uderzyli mały śmigłowiec prostopadle w polikarbonową kabinę i duralowy kadłub zmiął się pod naciskiem jak papier. Turner cofnął i uderzył znowu, mocniej. Tym razem połamany śmigłowiec trafił na pnie dwóch szarych, mokrych sosen i spoczął między nimi jak długoskrzydła mucha.

— Co się stało? — Angie zakryła dłońmi twarz. — Co się stało? Turner wyrzucił ze skrytki dokumety rejestracyjne i zakurzone słoneczne okulary, znalazł latarkę, sprawdził baterie.

— Co się stało? — powtórzyła Angie jak zepsuta taśma. — Co się stało?

Wyszedł przez luk z pistoletem w jednej i latarką w drugiej ręce. Deszcz trochę ustał. Zeskoczył na maskę poduszkowca, potem na zderzaki i w kałuży po kostki brnął w stronę pogiętych czarnych wirników hondy.

Cuchnęło paliwem lotniczym. Polikarbonowa osłona kabiny pękła jak skorupka jaja. Wymierzył Smith Wessona i dwa razy błysnął ksenonowym reflektorem; dwie bezgłośne eksplozje ostrego światła ukazały mu krew i bezwładne kończyny za strzaskanym plastikiem. Odczekał, potem zapalił latarkę. Dwaj ludzie. Podszedł bliżej, trzymając latarkę z daleka od tułowia… stare przyzwyczajenie. Panował całkowity bezruch. Zapach benzyny był coraz silniejszy. Szarpnął pogięte drzwiczki. Ustąpiły. Obaj nosili gogle wzmacniaczy wizji. Okrągłe, czarne oko lasera wpatrywało się w noc, gdy sięgał do zlepionego kołnierza futrzanej lotniczej kurtki trupa. Krew, która pokrywała brodę mężczyzny, wydawała się ciemna, niemal czarna w świetle latarki. To był Oakey. Poświecił w bok i zobaczył, że drugi z mężczyzn, pilot, był Japończykiem. Rozejrzał się i znalazł obok stopy Oakeya czarną, płaską butelkę. Wsunął ją do kieszeni parki i biegiem wrócił do poduszkowca. Mimo deszczu, pomarańczowe płomienie lizały już ruiny stacji benzynowej. Wspiął się na zderzak, potem na maskę, jeszcze wyżej, wreszcie przez właz opuścił się na dół.

— Co się stało? — spytała Angie, jakby w ogóle nie wychodził. — Co się stało?

Opadł na fotel i nie przejmując się uprzężą uruchomi! turbinę.

— To śmigłowiec Hosaki — wyjaśnił, robiąc zwrot w miejscu. — Musieli nas śledzić. Mieli laser. Czekali, aż zjedziemy z autostrady. Nie chcieli nas zostawiać w miejscu, gdzie gliny bez trudu by nas znalazły. Kiedy zatrzymaliśmy się tutaj, postanowili zaatakować. Pewnie uznali, że ten nieszczęsny sukinsyn jest z nami. A może po prostu zlikwidowali świadka…

— Jego głowa — powiedziała. Głos jej drżał. — Jego głowa…

— To laser. — Turner ruszył z powrotem drogą serwisową. Deszcz przechodził; już prawie nie padało. — Para. Mózg się gotuje i para rozsadza czaszkę…

Angie zgięła się wpół i zwymiotowała. Turner kierował jedną ręką, w drugiej trzymał flaszkę Oakeya. Zębami ściągnął kapsel i pociągnął solidny łyk Wild Turkey.

Kiedy znaleźli się na poboczu autostrady, paliwo hondy dotarło do płomieni zrujnowanej stacji i kula wybuchu raz jeszcze ukazała Turnerowi parking, blask flar na spadochronach, niebo bielejące za harrierem mknącym ku granicy Sonory.

Angie wyprostowała się, grzbietem dłoni otarła wargi i zadrżała.

— Musimy stąd zniknąć — powiedział, ruszając znowu na wschód.

Milczała. Zerknął w bok i zobaczył, że siedzi sztywno wyprostowana, oczy błyszczą białkami w słabym świetle wskaźników, twarz majak martwą. Taką ją widział w sypialni Rudy'ego, kiedy Sally ich zawołała, I teraz wylała z siebie taki sam potok słów w obcym języku, cichy szybki bełkot, który mógłby być jakąś francuską gwarą. Nie miał rejestratora, nie miał czasu, musiał prowadzić.

— Trzymaj się — powiedział przyspieszając. — Wszystko będzie dobrze…

Oczywiście nie mogła go słyszeć. Szczękała zębami — słyszał to mimo wycia turbiny. Zatrzymać, pomyślał. Choćby na moment, żeby wsadzić jej coś między zęby: portfel albo kawałek szmaty. Rozpaczliwie szarpała palcami uprząż.

— W moim domu jest chore dziecko.

Poduszkowiec niemal zjechał z jezdni, kiedy Turner usłyszał głos wydobywający się z jej ust: niski, powolny, jakby dziwnie lepki.

— Słyszę już, jak toczą się kości w grze o jej pokrwawioną suknię. Wiele rąk kopie jej dzisiaj grób i twoje między nimi. Wrogowie modlą się o twoją śmierć, najemniku. Modlą się do siódmych potów. Ich modlitwy są rzeką szaleństwa.

A potem głuche krakanie, które mogło być śmiechem.

Turner zaryzykował spojrzenie, dostrzegł srebrzystą strużkę śliny ściekającą z jej sztywnych warg. Mięśnie twarzy ściągnęły się w maskę, jakiej nie znał.

— Kim jesteś?

— Jestem Panem Dróg.

— Czego chcesz?

— Tego dziecka na mojego wierzchowca, by mogła wędrować między miastami ludzi. Dobrze, że jedziesz na wschód. Zabierz ją do swojego miasta. Dosiądę jej znowu. Samedi jedzie wraz z tobą, wojowniku. Jest wiatrem, który trzymasz w dłoniach. Ale Pan Cmentarzy jest kapryśny, chociaż służyłeś mu dobrze…

Odwrócił głowę i zdążył jeszcze zobaczyć, jak osuwa się bezwładnie, jak opada jej głowa i zamykają się usta.

ROZDZIAŁ 25

KASUAL/GOTHIK

— Tu program telefoniczny Finna — odezwał się głośnik pod ekranem. — Finna nie ma. Chcesz coś ściągnąć, to znasz już kod dostępu. Chcesz zostawić wiadomość, to zostaw.

Bobby wpatrywał się w obraz na ekranie i wolno kręcił głową. Większość programów telefonicznych dysponowała procedurami kosmetycznymi, mającymi doprowadzić wizerunek właściciela do większej zgodności z co bardziej popularnymi paradygmatami osobistej urody: usuwały skazy i subtelnie modelowały rysy twarzy, by zbliżyć ją do wyidealizowanych norm statystycznych. Efekt działania takiej procedury na groteskowym obliczu Finna był najdziwaczniejszą rzeczą, jaką Bobby w życiu oglądał: jakby ktoś wziął się za pyszczek zdechłego susła z pełnym asortymentem kredek i zastrzyków parafiny, stosowanych przez zakłady pogrzebowe.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Graf Zero»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Graf Zero» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


William Gibson - Lumière virtuelle
William Gibson
William Gibson - Mona Lisa s'éclate
William Gibson
William Gibson - Comte Zéro
William Gibson
William Gibson - Mona Liza Turbo
William Gibson
William Gibson - Neuromancer
William Gibson
William Gibson - Zero history
William Gibson
William Gibson - Neurománc
William Gibson
William Gibson - Count Zero
William Gibson
libcat.ru: книга без обложки
William Gibson
William Gibson - Johnny Mnemonic
William Gibson
Отзывы о книге «Graf Zero»

Обсуждение, отзывы о книге «Graf Zero» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x