William Gibson - Graf Zero

Здесь есть возможность читать онлайн «William Gibson - Graf Zero» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Киберпанк, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Graf Zero: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Graf Zero»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Gibsonowska wizja przyszłości, nowoczesna i przerażająca prawdopodobna. Od czarnego rynku oprogramowania i zuchwałych kowbojów klawiatury, którzy planują wielkie skoki i rzucają się wgłąb systemów…
Przez snobistyczną kulturę świata sztuki, gdzie prawdziwy geniusz kryje się niczym ścigana zwierzyna… do elitarnego kręgu korporacyjnych technokratów.

Graf Zero — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Graf Zero», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Picard — rzucił Paco, jakby zwracał się do lokaja. — To jest Marly Krushkova. Señor zlecił jej sprawę tych anonimowych pudełek. Pewnie zechce ci zadać kilka pytań.

Enchantez. — Picard uśmiechnął się ciepło, ale miała wrażenie, że dostrzega zimny błysk w jego oczach. Prawdopodobnie usiłował powiązać jej nazwisko z jakimś stosunkowo świeżym skandalem.

— Jak rozumiem, pańska galeria dokonała tej transakcji.

— Tak — potwierdził. — Wystawiliśmy dzieło w naszych salach w Nowym Jorku. Otrzymaliśmy kilka propozycji. Postanowiliśmy jednak dać mu dzień w Paryżu… — Rozpromienił się. — A pani pracodawca sprawił, że decyzja okazała się bardzo owocna. Jak się miewa Herr Virek, Estevez? Nie widzieliśmy go od kilku tygodni.

Marly zerknęła na Paco, ale twarz miał spokojną, całkowicie opanowaną.

— Señor czuje się dobrze, jak przypuszczam — oświadczył.

— To doskonale — odparł Picard z nieco przesadnym entuzjazmem. Zwrócił się do Marly. — Wspaniały człowiek. Legenda. Wielki mecenas. Wielki uczony.

Marly zdawało się, że słyszy westchnienie Paco.

— Czy mógłby mi pan powiedzieć, gdzie wasz nowojorski oddział zdobył dzieło, o którym mowa?

Picard wyraźnie się zmartwił. Spojrzał na Paco, potem znowu na Marly.

— Nie wie pani? Nie powiedzieli pani?

— Proszę, żeby pan mi powiedział.

— Nie — rzekł Picard. — Przykro mi, ale nie mogę. Widzi pani, my sami nie wiemy.

Marly przyjrzała mu się zdumiona.

— Przepraszam bardzo, ale nie całkiem rozumiem, jak to możliwe…

— Ona nie czytała raportu, Picard. Opowiedz jej. Dobrze wpłynie na jej intuicję, jeśli usłyszy to od ciebie.

Picard spojrzał na Paco niespokojnie, ale zaraz się opanował.

— Oczywiście — zapewnił. — Z przyjemnością…

— Myślisz, że to prawda? — spytała, kiedy wyszli z powrotem na Foubourg St. Honoré i światło słońca. W tłumie kłębili się japońscy turyści.

— Sam byłem w Ciągu — odparł Paco. — Rozmawiałem z każdym, kto miał do czynienia z tą sprawą. Roberts nie zostawił żadnych zapisków z tej transakcji, chociaż normalnie nie był bardziej tajemniczy niż każdy inny handlarz sztuką.

— A jego śmierć była przypadkowa?

Włożył parę okularów porsche'a.

— Tak przypadkowa, jak zwykle bywa taka śmierć. Nie możemy odkryć, gdzie znalazł to dzieło. Trafiliśmy na nie tutaj. Wszystkie próby pójścia jego śladem kończą się na Robertsie, a Roberts nie żył wtedy już od roku. Picard zapomniał pani powiedzieć, że niewiele brakowało, a stracilibyśmy pudełko. Roberts trzymał je w swoim wiejskim domu, razem z innymi przedmiotami, które jego spadkobiercy uznali za zwykłe ciekawostki. Chcieli już sprzedać całość na publicznej aukcji. Czasem żałuję, że do tego nie doszło.

— Te inne przedmioty — wtrąciła, równając z nim krok. — Co to było?

Uśmiechnął się.

— Sądzi pani, że nie odnaleźliśmy ich co do jednego? Odnaleźliśmy. Były to… — Zmarszczył brwi, z przesadą demonstrując wysiłek pamięci — …niezbyt interesujące przykłady współczesnej sztuki ludowej.

— Czy Roberts wcześniej interesował się takimi rzeczami?

— Nie. Ale mniej więcej rok przed śmiercią wystąpił o przyjęcie do Institut de l'Art Brut. Tutaj, w Paryżu. Został też opiekunem kolekcji Aeschmanna w Hamburgu.

Marly skinęła głową. Kolekcja Aeschmanna była zbiorem dzieł psychopatów.

— Jesteśmy prawie pewni — mówił dalej Paco, chwytając ją za łokieć i kierując za róg, w boczną uliczkę — że nie próbował wykorzystać środków żadnej z tych instytucji. Chyba że zatrudnił pośrednika, ale uważamy to za mało prawdopodobne. Señor, oczywiście, wynajął kilkudziesięciu specjalistów, by przebadali ich rejestry. Bezskutecznie.

— Powiedz mi — poprosiła — dlaczego Picard sądzi, że niedawno widział Herr Vireka? Jak to możliwe?

— Señor jest bogaty. Señor dysponuje wieloma środkami manifestacji.

Przez drzwi w chromowej ramie weszli do wielkiej sali lśniącej lustrami, butelkami i automatami do gier. Lustra zmieniały rozmiary pomieszczenia; na tyłach widziała odbicie chodnika, nogi przechodniów, błysk słońca na feldze samochodu. Paco skinął głową sennemu, jakby pogrążonemu w letargu mężczyźnie za barem i wziął ją za rękę, prowadząc między gęsto rozstawionymi plastikowymi stolikami.

— Może pani tutaj odebrać telefon od Alaina — powiedział. — Udało nam się przełączyć linię z mieszkania pani przyjaciółki.

Przysunął jej krzesło — odruch zawodowej uprzejmości, który sprawił, że zaczęła się zastanawiać, czy naprawdę nie był kiedyś kelnerem. Postawił swoją torbę na stoliku.

— Przecież zobaczy, że jestem gdzie indziej — zaprotestowała. — A jeśli wygaszę ekran, zacznie coś podejrzewać.

— Nie zobaczy. Wygenerowaliśmy cyfrowy obraz pani twarzy z odpowiednim tłem. Prześlemy to na ekran jego telefonu.

Wyjął z torby i rozstawił na blacie elegancki przenośny aparat. Cienki jak papier polikarbonowy ekran wysunął się bezgłośnie z górnej części i natychmiast zesztywniał. Kiedyś widziała, jak motyl wychodzi na świat i podziwiała transformację jego schnących skrzydełek.

— Jak to jest zrobione? — spytała, ostrożnie dotykając ekranu. Przypominał cienką stalową blachę.

— To jedna z nowych odmian polikarbonu — wyjaśnił. — Produkt Maasa…

Telefon zamruczał dyskretnie. Paco poprawił go nieco i sam przeszedł na drugą stronę stołu.

— Pani telefon — powiedział. — Proszę pamiętać, jest pani w domu!

Wyciągnął rękę i musnął kryty tytanem przycisk.

Mały ekran wypełniły twarz i ramiona Alaina. Ciemne pasy i marne oświetlenie obrazu świadczyło, że rozmowa toczy się z budki telefonicznej.

— Dzień dobry, moja droga — zaczął.

— Dzień dobry, Alain.

— Jak się miewasz, Marly? Mam nadzieję, że zdobyłaś te pieniądze, o których rozmawialiśmy. — Widziała, że ma na sobie jakąś kurtkę, ciemną, ale nie rozpoznała jej. — Twojej współlokatorce przydałby się kurs sprzątania — dodał, zerkając ponad jej ramieniem.

— Nigdy w życiu nie posprzątałeś pokoju — przypomniała. Z uśmiechem wzruszył ramionami.

— Każde z nas ma swoje talenty. Zdobyłaś dla mnie pieniądze, Marly?

Zerknęła na Paco, który przytaknął.

— Tak — powiedziała. — Oczywiście.

— To wspaniale, Marly. Po prostu cudownie. Jest tylko jeden mały kłopot.

Wciąż się uśmiechał.

— Jakiż to?

— Moi informatorzy podwoili cenę. W konsekwencji ja także muszę podwoić.

Paco kiwnął głową. On także się uśmiechał.

— Trudno. Oczywiście, będę musiała zapytać…

Mdliło ją na jego widok. Chciała jak najszybciej się rozłączyć.

— A oni, oczywiście, wyrażą zgodę.

— Gdzie się spotkamy?

— Zadzwonię jeszcze raz, o piątej — obiecał. Wizerunek skurczył się do pojedynczej plamki zieleni, po czym i ta zniknęła.

— Wygląda pani na zmęczoną — zauważył Paco, kiedy złożył ekran i schował telefon do torby. — Po rozmowie z nim wydaje się pani starsza.

— Naprawdę?

Nie wiedziała dlaczego, ale nagle zobaczyła ten panel u Robertsa, te wszystkie twarze. Przeczytaj nam Księgę Imion Umarłych. Wszystkie Marly, pomyślała, wszystkie dziewczęta, którymi byłam przez długi okres młodości.

ROZDZIAŁ 16

LEGBA

— Hej, dupku! — Rhea niezbyt delikatnie dźgnęła go palcem w żebra. — Rusz tyłek.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Graf Zero»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Graf Zero» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


William Gibson - Lumière virtuelle
William Gibson
William Gibson - Mona Lisa s'éclate
William Gibson
William Gibson - Comte Zéro
William Gibson
William Gibson - Mona Liza Turbo
William Gibson
William Gibson - Neuromancer
William Gibson
William Gibson - Zero history
William Gibson
William Gibson - Neurománc
William Gibson
William Gibson - Count Zero
William Gibson
libcat.ru: книга без обложки
William Gibson
William Gibson - Johnny Mnemonic
William Gibson
Отзывы о книге «Graf Zero»

Обсуждение, отзывы о книге «Graf Zero» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x