William Gibson - Graf Zero

Здесь есть возможность читать онлайн «William Gibson - Graf Zero» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Киберпанк, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Graf Zero: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Graf Zero»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Gibsonowska wizja przyszłości, nowoczesna i przerażająca prawdopodobna. Od czarnego rynku oprogramowania i zuchwałych kowbojów klawiatury, którzy planują wielkie skoki i rzucają się wgłąb systemów…
Przez snobistyczną kulturę świata sztuki, gdzie prawdziwy geniusz kryje się niczym ścigana zwierzyna… do elitarnego kręgu korporacyjnych technokratów.

Graf Zero — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Graf Zero», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Przerwano emisję serialu, a grupa kryzysowa zajęła się formalnościami związanymi z transportem zwłok i powrotem ocalałych członków zespołu. Turner odleciał ostatnim samolotem. Po ośmiu whisky w barze na lotnisku w Acapulco zawędrował do głównego holu i spotkał człowieka nazwiskiem Buschel, technika Sense/Netu z oddziału w Los Angeles. Buschel był blady mimo kalifornijskiej opalenizny, a sztruksowy garnitur miał wilgotny od potu. Trzymał w ręku prostą aluminiową walizeczkę z czerwono — białymi nalepkami ostrzegawczymi i długimi instrukcjami wyliczającymi konieczne środki ostrożności wymagane przy transporcie przedmiotów w pojemnikach kriogenicznych.

— Chryste… — zawołał, gdy go zauważył. — Turner… Przykro mi, chłopie. Przyleciałem dziś rano. Pieprzona robota. — Z kieszeni marynarki wyjął przemoczoną chusteczkę i otarł pot z twarzy. — Paskudna sprawa. Nigdy jeszcze nie musiałem robić czegoś takiego…

— Co jest w tej walizce, Buschel?

Stał teraz o wiele bliżej, choć nie pamiętał, kiedy podszedł. Dostrzegał już pory skóry na opalonej twarzy.

— Dobrze się czujesz, chłopie? — Buschel cofnął się o krok. — Marnie wyglądasz.

— Co jest w walizce?

Sztruks zmiął się w jego pięści, w pobielałych i drżących palcach.

— Niech cię diabli, Turner! — Buschel wyrwał się. Oburącz złapał uchwyt walizeczki. — Nie były uszkodzone. Tylko drobne zadrapania na jednej rogówce. One należą do Netu! Tak stało w jej kontrakcie, Turner!

Odwrócił się wtedy z żołądkiem zaciśniętym wokół ośmiu szklaneczek szkockiej. Stłumił mdłości. I tłumił je ciągle przez następne dziewięć lat, aż po wyjściu od Holendra wspomnienie powróciło nagle, runęło na niego w Londynie, na Heathrow. A on pochylił się i nie zwalniając kroku w kolejnym korytarzu zwymiotował do niebieskiego plastikowego kosza na śmieci.

— Do roboty, Turner — odezwała się Webber. — Przyłóż się trochę. Pokaż nam, jak się to robi.

Moduł znowu ruszył naprzód poprzez smolisty zapach pustynnych roślin.

— Tutaj wszystko gotowe — oznajmił Ramirez spokojnym, dalekim głosem.

Turner dotknął laryngofonu.

— Posyłam ci towarzystwo. — Zdjął palec. — Nathan, już czas. Ty i Davis wracacie do bunkra.

Davis odpowiadał za nadajnik impulsowy, poza matrycą ich jedyny kontakt z Hosaką. Nathan był złotą rączką. Lynch chował w krzakach za parkingiem ostatnie szprychowe koła. Webber i Compton klęczeli przy module, mocując przewód łączący chirurgów Hosaki z biomonitorem Sony na stanowisku dowodzenia. Po usunięciu kół, opuszczeniu i ustawieniu na czterech wspornikach, ruchoma sala neurochirurgiczna jeszcze bardziej przypominała Turnerowi francuski moduł wakacyjny. To była o wiele późniejsza wyprawa, cztery lata po tym, jak Conroy zwerbował go w Los Angeles.

— Jak leci? — zapytał Sutcliffe przez radio.

— Dobrze — odparł Turner, przyciskając mikrofon.

— Trochę tu samotnie.

— Compton — rzucił Turner. — Pomożesz Sutcliffowi w nadzorowaniu perymetru. Ty też, Lynch.

— Szkoda — odpowiedział z ciemności Lynch. — Miałem nadzieję, że zobaczę jakąś akcję.

Pod odchyloną połą parki Turner zacisnął palce na rękojeści Smith Wessona.

— Już, Lynch.

Jeśli Lynch jest wtyczką Conroya, zechce być tutaj. Albo w bunkrze.

— Odwal się — burknął Lynch. — Dobrze wiesz, że w okolicy nie ma nikogo. Jak chcesz się mnie stąd pozbyć, to lepiej pójdę popatrzeć na Ramireza…

— Jak chcesz…

Turner wyrwał rewolwer i wcisnął klawisz uruchamiający ksenonowy reflektor. Pierwszy wąski promień znalazł skręcony kaktus; w bezlitosnym świetle igły przypominały kępki szarego futra. Drugi rozjaśnił kolczastą czaszkę na pasku Lyncha, obwiódł ją wyraźnym kręgiem. Strzał i dźwięk detonującego pocisku zlały się w jedno, fale wstrząsu jak grom rozlewały się po ciemnej równinie w niewidzialnych, coraz szerszych kręgach.

Przez kilka sekund po strzale panowała cisza. Nawet nietoperze i owady zamilkły w oczekiwaniu. Webber padła płasko za krzakiem. Turner wyczuł ją tam w jakiś sposób, wiedział, że wyjęła pistolet i trzyma go nieruchomo w tych brązowych, pewnych dłoniach. Nie miał pojęcia, gdzie się podział Compton.

W słuchawce, szarpiąc mózg, zabrzmiał głos Sutcliffe'a:

— Turner! Co to było?

Gwiazdy świeciły dość jasno i w ich blasku dostrzegł Webber. Siedziała z pistoletem w rękach, opierając łokcie o kolana.

— Był wtyczką Conroya — oświadczył, opuszczając Smith Wessona.

— Jezu Chryste! — zawołała. — To ja jestem wtyczką Conroya.

— Miał linię na zewnątrz. Widziałem to już wcześniej.

Musiała powtórzyć dwa razy.

Głos Sutcliffe'a w głowie, potem Ramireza:

— Nadchodzi twój transport. Osiemdziesiąt kilometrów. Wszystko wygląda czysto. Mam echo dwadzieścia kilometrów na południowy południowy zachód. Jaylene mówi, że to bezzałogowy ładunek i leci dokładnie według planu. Nic więcej. O czym tak wrzeszczy Sut? Nathan mówi, że słyszał strzał. — Ramirez był włączony, większą część zmysłów przejęły dane z deku Maas-Neotek. — Nathan jest gotów z pierwszym impulsem.

Turner słyszał już zbliżający się samolot, hamujący przed lądowaniem na autostradzie. Webber wstała i szła ku niemu z pistoletem w dłoni. Sutcliffe wciąż zadawał to samo pytanie, raz po raz.

Podniósł rękę i dotknął mikrofonu.

— Lynch. Nie żyje. Samolot jest na miejscu. To wszystko.

I wtedy myśliwiec znalazł się nad nimi: lecący niewiarygodnie nisko czarny cień. Podchodził bez świateł. Na chwilę rozbłysła dysza hamująca. Takie lądowanie zabiłoby pilota. Potem usłyszeli dziwne trzaski naprężeń kadłuba z włókien węglowych. Turner dostrzegł zielone lśnienie instrumentów odbite w krzywiźnie owiewki kabiny.

— Spieprzyłeś — oświadczyła Webber.

Za jej plecami odskoczył właz modułu medycznego. W otworze stanęła zamaskowana postać w zielonym papierowym kombinezonie ochronnym. Światło wewnątrz było niebieskobiałe i jaskrawe; cień człowieka padał poprzez rzadki obłok pyłu wzniesionego przez lądujący myśliwiec.

— Zamknij! — krzyknęła Webber. — Jeszcze nie!

Klapa zaskoczyła, przesłaniając ostre światło. Wtedy oboje usłyszeli silnik motolotni. Po ryku odrzutowca wydawał się brzęczeniem ważki, szelestem cichnącym co chwilę, by wreszcie zamilknąć.

— Nie ma paliwa — stwierdziła Webber. — Ale jest już blisko. — Już jest — poinformował Turner, przyciskając laryngofon.

— Pierwszy impuls.

Maleńki samolocik przemknął szepcząc nad nimi: czarny trójkąt na tle gwiazd. Usłyszeli, że coś trzepocze w podmuchu cichego przelotu: może nogawki spodni Mitchella. Jesteś tam, pomyślał Turner. Zupełnie sam, w swoim najgrubszym ubraniu, z podczerwonymi goglami, które sam sobie zrobiłeś. Szukasz dwóch kropkowanych linii wyznaczonych dla ciebie grzałkami do rąk.

— Ty cholerny czubku — mruknął czując, że ogarnia go niezwykłe uczucie podziwu. — Naprawdę chciałeś się stamtąd wyrwać.

Wtedy właśnie wystrzeliła pierwsza flara, błysnęła z wesołym trzaskiem i magnezjowy płomień na białym spadochroniku zaczął powoli opadać ku pustyni. Niemal natychmiast pojawiły się dwa następne, a od zachodniego końca zabudowań zagrzechotały serie broni automatycznej. Kątem oka dostrzegł, jak Webber potykając się brnie przez krzaki w kierunku bunkra, ale wzrok skupiał na opadającej motolotni, jej jaskrawych pomarańczowo-niebieskich nylonowych skrzydłach i figurce w goglach skulonej wewnątrz otwartej kratownicy metalowych rurek, ponad kruchym trójkątem podwozia.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Graf Zero»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Graf Zero» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


William Gibson - Lumière virtuelle
William Gibson
William Gibson - Mona Lisa s'éclate
William Gibson
William Gibson - Comte Zéro
William Gibson
William Gibson - Mona Liza Turbo
William Gibson
William Gibson - Neuromancer
William Gibson
William Gibson - Zero history
William Gibson
William Gibson - Neurománc
William Gibson
William Gibson - Count Zero
William Gibson
libcat.ru: книга без обложки
William Gibson
William Gibson - Johnny Mnemonic
William Gibson
Отзывы о книге «Graf Zero»

Обсуждение, отзывы о книге «Graf Zero» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x