William Gibson - Graf Zero

Здесь есть возможность читать онлайн «William Gibson - Graf Zero» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Киберпанк, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Graf Zero: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Graf Zero»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Gibsonowska wizja przyszłości, nowoczesna i przerażająca prawdopodobna. Od czarnego rynku oprogramowania i zuchwałych kowbojów klawiatury, którzy planują wielkie skoki i rzucają się wgłąb systemów…
Przez snobistyczną kulturę świata sztuki, gdzie prawdziwy geniusz kryje się niczym ścigana zwierzyna… do elitarnego kręgu korporacyjnych technokratów.

Graf Zero — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Graf Zero», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Napijesz się brandy, Paco? A może kawy?

— Francuzi — rzekł pogardliwym tonem — nie mają pojęcia o kawie.

ROZDZIAŁ 13

OBURĄCZ

— Mógłbyś to wszystko powtórzyć? — zapytał Bobby z ustami pełnymi ryżu i jajek. — Mówiliście, zdaje się, że to nie jest religia.

Beauvoir zdjął swoje oprawki okularów i przyjrzał im się z uwagą.

— Tego nie powiedziałem. Mówiłem tylko, że nie musisz się martwić, czy to religia czy nie. To po prostu struktura. Pozwala tobie i mnie rozmawiać o rzeczach, które się dzieją. W przeciwnym razie nie mielibyśmy odpowiednich słów, terminów…

— Ale tłumaczysz to tak, jakby te… jak im tam… louy były…

— Loa — poprawił Beauvoir, rzucając okulary na stół. Westchnął, z paczki Dwadziennie wyciągnął chińskiego papierosa i zapalił od srebrzystej czaszki. — Liczba mnoga jest taka sama jak pojedyncza. — Zaciągnął się głęboko i z wydatnych nozdrzy wydmuchał podwójną strużkę dymu. — Kiedy mówisz „religia”, to co właściwie masz na myśli?

— No… Siostra mojej matki jest scjentologiem. Takim ortodoksyjnym. A ta kobieta z drugiego końca korytarza to katoliczka. Moja staruszka… — Urwał. Jedzenie w ustach nagle straciło smak. — Czasem wieszała mi na ścianach różne hologramy, Jezusa albo Hubbarda czy inne śmiecie. Wydaje mi się, że to właśnie mam na myśli.

— Voodoo jest inne — oświadczył Beauyoir. — Nie zajmuje się koncepcjami zbawienia i transcendencji. Chodzi o to, żeby załatwiać sprawy. Rozumiesz? W naszym systemie jest wielu bogów, czy raczej duchów. Należą do jednej wielkiej rodziny, ze wszystkimi zaletami i wadami takiego systemu. Istnieje tradycyjny rytuał wspólnej manifestacji. Łapiesz? Voodoo mówi: pewno, istnieje Bóg, Gran Met. Ale jest wielki i jest zbyt daleko, by się przejmować, że nie masz forsy albo w łóżku ci nie wychodzi. Przecież sam wiesz, jak to działa. To religia ulicy, narodziła się milion lat temu na jakiejś nędznej wysepce. Voodoo jest jak ulica. Kiedy jakiś ćpun potnie ci siostrę, nie obozujesz na progu Yakuzy, prawda? Nie tędy droga. Ale idziesz do kogoś, kto może sprawę załatwić. Zgadza się?

Bobby przytaknął. Przeżuwał starannie. Jeszcze jedna derma i dwie szklanki wina trochę mu pomogły. Potężny mężczyzna zabrał Dwadziennie na spacer między drzewa i fluorescencyjne słomki, pozostawiając Bobby'ego z Beauvoirem. Potem zjawiła się Jackie, miła i uprzejma, z miską tego ryżu z jajkami, całkiem niezłego. A kiedy stawiała ją przed nim na stole, przycisnęła pierś do jego ramienia.

— A zatem — ciągnął Beauvoir — interesuje nas załatwianie spraw. Jeśli wolisz, zajmujemy się systemami. I ty też, a przynajmniej chciałbyś; inaczej nie byłbyś kowbojem i nie miałbyś pseuda. Zgadza się? — Wrzucił to, co zostało z papierosa, w poznaczoną odciskami palców szklankę, do połowy wypełnioną czerwonym winem. — Wygląda na to, że Dwadziennie szykował niezłą imprezę, kiedy sprawa się sypnęła.

— Jaka to sprawa? — zapytał Bobby. Otarł usta grzbietem dłoni.

— Ty. — Beauvoir zmarszczył czoło. — To nie znaczy, że coś zawiniłeś. Chociaż Dwadziennie starał się nas przekonać, że tak Właśnie było.

— Starał się? Jest chyba trochę przestraszony. I wściekły.

— Trafiłeś. Przestraszony. Robi w portki ze strachu… to chyba właściwsze określenie.

— Jak to się stało?

— Widzisz, przy nim nie wszystko jest takie, jakim się wydaje. Owszem, naprawdę zajmuje się tym chłamem, o którym wiesz… Wpycha frajerom gorący soft… Przepraszam… — Uśmiechnął się. — Sprzedaje w Barrytown. Ale jego główna robota, jego zasadnicze plany, rozumiesz, to coś zupełnie innego. — Beauvoir wziął zaschniętą kanapkę, przyjrzał się jej z wyraźną podejrzliwością i odrzucił nad stołem, między drzewa. — Jego numer, pojmujesz, to robota dla dwóch dużych ounganów z Ciągu.

Bobby tępo kiwnął głową.

— Facetów, którzy służą oburącz.

— Nie bardzo rozumiem.

— Mowa o zawodowych kapłanach, jeśli tak zechcesz ich nazwać. Inaczej: wyobraź sobie dwóch ważnych facetów, między innymi kowbojów konsoli, którzy zajmują się załatwianiem spraw dla innych. „Służyć oburącz” to takie nasze określenie. Znaczy mniej więcej tyle, że pracują dla obu końców. Białego i czarnego, łapiesz?

Bobby przełknął i pokręcił głową.

— Czarownicy — rzekł Beauvoir. — Zresztą nieważne. Źli faceci, duży szmal. To ci wystarczy. Dwadziennie pracuje dla nich jako taki pajac blisko żłobu. Czasem trafi na coś, co może ich zainteresować, więc zrzuca im to i w zamian oni czasem wyświadczą mu taką czy inną przysługę. A kiedy nazbiera tych przysług trochę za dużo, wtedy oni coś mu podrzucają. To niezupełnie ta sama sytuacja, rozumiesz. Powiedzmy, że znajdą coś, co uważają za potencjalnie cenne, ale ich to przeraża. Ci dwaj mają skłonność do pewnego konserwatyzmu. Rozumiesz? Nie? Nie szkodzi, nauczysz się.

Bobby pokiwał głową.

— Taki soft, jaki tobie podobni wypożyczają u Dwadziennie, to śmiecie. Znaczy owszem, działa, ale nikt ważny nie będzie się tym zajmował. Oglądałeś pewnie filmy o kowbojach? No więc to, co oni tam wymyślają to drobnostka wobec produkcji, którą może pchnąć naprawdę mocny operator. Zwłaszcza jeśli w grę wchodzą lodołamacze. Ciężkie lodołamacze są dość zabawne, nawet dla ważniaków. Wiesz czemu? Ponieważ lód, ten naprawdę twardy, mury wokół wszystkich ważniejszych banków danych, zawsze jest produktem SI, sztucznej inteligencji. Nic innego nie jest dość szybkie, żeby spleść dobry lód, bez przerwy go zmieniać i poprawiać. Więc kiedy jakiś bardzo potężny lodołamacz trafia na czarny rynek, trzeba uwzględnić kilka niejasnych czynników. Na początek, skąd pochodzi dany produkt? W dziewięciu przypadkach na dziesięć pochodzi od SI, a SI są pod ciągłą obserwacją, głównie ludzi Turinga. Pilnują, żeby nie stały się za sprytne. Może się okazać, że jakaś SI chce zwiększyć dopływ szmalu, a tobie od razu wejdzie na tyłek cala machina Turinga. Niektóre SI mają obywatelstwo, prawda? Inna sprawa, na którą musisz uważać: może to lodołamacz wojskowy, a to gorący układ, albo może wymaszerował sobie z wydziału szpiegostwa przemysłowego jakiegoś zaibatsu, a tego też byś nie chciał. Łapiesz, o co chodzi, Bobby?

Bobby przytaknął. Miał uczucie, że przez całe życie czekał, aż Beauvoir wytłumaczy mu mechanizm działania świata, którego istnienie tylko podejrzewał.

— Mimo to lodołamacz, który rzeczywiście rozcina lód, wart jest megę, to znaczy beaucoup. I powiedzmy, że jesteś panem Ważniakiem, a ktoś proponuje ci taką zabawkę. Nie chcesz mu zwyczajnie powiedzieć, żeby się zmywał. Więc kupujesz. Kupujesz dyskretnie, ale nie włączasz. O nie. Co z tym robisz? Bierzesz do domu, każesz technikowi trochę to przerobić, żeby wyglądało całkiem zwyczajnie. Powiedzmy, pakujesz to w taki format… — Postukał palcem w stos softu przed sobą. — I zabierasz do swojego pajaca, który jest ci winien jedną czy drugą przysługę, jak zwykle…

— Moment — przerwał mu Bobby. — Coś mi się tu nie podoba…

— To dobrze. To znaczy, że jesteś sprytny, a w każdym razie sprytniejszy. Ponieważ oni to właśnie zrobili. Przynieśli to tutaj, do twojego znajomego handlarza, pana Dwadziennie, i opowiedzieli o swoim kłopocie. „Chłopie”, mówią, „chcemy sprawdzić to draństwo, zrobić próbny przejazd, ale w życiu nie wejdziemy w to osobiście”. A co wtedy zrobi Dwadziennie? Sam to włączy? Nigdy w życiu. Zrobi dokładnie to, co z nim zrobili ci ważni faceci. Tyle że nawet się nie trudzi, żeby cokolwiek tłumaczyć chłopaczkowi, którego sobie wybrał. A więc wyznacza bazę na środkowym zachodzie, pełną programów kantów podatkowych i schematów prania jenów dla jakiegoś burdelu w Kansas City. Każdy, kto nie spadł przed chwilą z drzewa, po prostu wie, że to świństwo po uszy tkwi w lodzie, czarnym lodzie, absolutnie śmiertelnych programach sprzężeń zwrotnych. Żaden kowboj w Ciągu albo poza nie pchałby się do tej bazy. Po pierwsze, bo jest najeżona obroną i po drugie, to co zawiera nie ma wartości dla nikogo oprócz Biura Podatkowego, a oni i tak są pewno na liście płac właściciela.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Graf Zero»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Graf Zero» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


William Gibson - Lumière virtuelle
William Gibson
William Gibson - Mona Lisa s'éclate
William Gibson
William Gibson - Comte Zéro
William Gibson
William Gibson - Mona Liza Turbo
William Gibson
William Gibson - Neuromancer
William Gibson
William Gibson - Zero history
William Gibson
William Gibson - Neurománc
William Gibson
William Gibson - Count Zero
William Gibson
libcat.ru: книга без обложки
William Gibson
William Gibson - Johnny Mnemonic
William Gibson
Отзывы о книге «Graf Zero»

Обсуждение, отзывы о книге «Graf Zero» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x