Paul Thompson - Pierworodny

Здесь есть возможность читать онлайн «Paul Thompson - Pierworodny» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Pierworodny: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Pierworodny»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Silvanos, dostojny założyciel zjednoczonego państwa elfów znanego jako Silvanesti, umiera i zostaje pochowany w kryształowym grobowcu. Tron Mówcy Gwiazd przechodzi na jego syna — Sithela, który sam jest ojcem dwóch bliźniaczych synów. Książęta Sithas i Kith-Kanan reprezentują rodzące się w narodzie nowe frakcje. Niestabilna sytuację starają się wykorzystać wrogowie — zarówno ci zewnętrzni jak i wewnętrzni. Nieznani najeźdźcy pustoszą dalekie prowincje państwa, narastają niepokoje wśród ludu, mnożą się kolejne spiski pałacowe. Drogi rywalizujących ze sobą braci rozchodzą się. Obaj zmuszeni będą dokonywać dramatycznych wyborów, które położą kres jedności i zadecydują o losach ich rodziny i wszystkich elfów...

Pierworodny — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Pierworodny», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Człowiek miał na sobie ubranie z szorstkiej wełny, którego szwy były białe od wyschniętej soli. Kolejny żeglarz. Na dłoni martwego mężczyzny widniał przedstawiający konika morskiego tatuaż.

Wśród drzew rozległ się szorstki śmiech. Kiedy Kith-Kanan wyszedł z wąwozu, zmierzając w kierunku dźwięku , siedzący na jego ramieniu kruk rozwinął skrzydła i odleciał.

Po chwili dał się słyszeć kolejny odrażający śmiech. Kith-Kanan czmychnął na prawo, kryjąc się za oddzielającym go od źródła śmiechu grubym sosnowym pniem. Następnie przywarł do ziemi i wyjrzał zza drzewa.

Ujrzał sześciu mężczyzn stojących na polanie. Na prawo od nich płonęło niewielkie, dymiące ognisko. Na lewo, spętana zwojami ciężkiej sieci, leżała Anaya. Na jej twarzy malowała się hardość i wyglądało na to, że dziewczynie nic się nie stało.

— Jesteś pewien, że to kobieta? — dociekał jeden z mężczyzn, trzymając w dłoniach kuszę.

— Tak mi się wydaje. No dalej, powiedz nam, czym jesteś! — odrzekł inny i szturchnął Anayę końcem szabli. Elfka skuliła się, czując dotyk metalu na skórze.

— Co z nią zrobimy, Parch? — spytał trzeci z mężczyzn. — spytał trzeci z mężczyzn.

— Sprzedamy, jak innych. Jest zbyt brzydka, by nadawać się na coś więcej poza byciem niewolnicą! — zauważył mężczyzna z kuszą.

Słysząc to, cała grupa wybuchła gromkim śmiechem.

Widoczne przez oka sieci oczy Anayi płonęły nienawiścią Kobieta spojrzała ponad swymi dręczycielami i ujrzała wychylającego się zza drzewa Kith-Kanana. Książę przyłożył do ust smukły palec. Cicho, nakazał. Bądź cicho.

— Trochę cuchnie, prawda? — szydził kusznik zwany przez swych towarzyszy Parchem — chudy typ z długimi, sumiastymi wąsami. Mężczyzna położył broń na ziemi i podniósł ciężkie, drewniane wiadro pełne wody, którą chlusnął następnie na Anayę.

Kith-Kanan starał się naprędce zebrać myśli. Zdawało się, że nie było tu przywódcy ludzi — Voltorna. Ci mężczyźni zachowywali się okrutnie i hałaśliwie jak to zwykle czynili żołnierze, kiedy w pobliżu nie było dowódcy. Książę cofnął się kilka jardów i zaczął okrążać polanę. Nie uszedł nawet kilku kroków, kiedy jego stopa zahaczyła o linę — pułapkę. Kith-Kanan uchylił się przed zaostrzona gałęzią, którą uwolniła szarpnięta lina, ale hałas zaalarmował ludzi. Mężczyźni obnażyli broń i ruszyli w głąb lasu, pozostawiając jednego ze swych towarzyszy, aby pilnował Anayi.

Opierając się plecami o lepki pień sosny, Kith-Kanan wyciągnął swój miecz. Tuż obok, depcząc hałaśliwie opadłe liście, nadszedł jeden z mężczyzn. Poprzedzał go słonawo — rybny zapach żeglarskiego swetra. Kith-Kanan liczył kroki człowieka i kiedy ten znalazł się już wystarczająco blisko, wyskoczył zza drzewa.

— Na brodę smoka! ryknął mężczyzna, ociężale wznosząc szablę. Kith-Kanan zaatakował bez zbędnych wstępów. Ostra obu mężczyzn spotkały się w powietrzu z głośnym brzękiem, a żeglarz wrzasnął do swych towarzyszy: — Tutaj, jest tutaj! — Już po chwili w lesie rozległy się kolejne pokrzykiwania i książę wiedział, że niebawem jego szanse zmaleją do zera.

Szabla człowieka miała niewielkie pole manewru, tak więc Kith-Kanan pchnął swym mieczem prosto w przeciwnika, który niezdarnie umknął przed ciosem. Mężczyzna był żeglarzem, nie wojownikiem, i kiedy cofając się, potknął się o kamień. Kith-Kanan przeszył go na wylot. Była to pierwsza osoba, jaką Kith-Kanan zabił w swoim życiu, nie było jednak czasu na refleksje. Tak cicho, jak tylko mógł, książę pobiegł w kierunku polany. Inni ludzie gromadzili się już wokół ciała poległego towarzysza, a to oznaczało, że tylko jeden mężczyzna stał pomiędzy nim a Anayą.

Kith-Kanan wpadł na polane, podnosząc do góry obnażony miecz. Strażnik, mężczyzna nazywany Parchem, przerażony wydał z siebie ryk i sięgnął po swą kuszę, jednak książę znalazł się przy nim w ułamku sekundy. Jednym ciosem młodzieniec wytrącił kuszę z rąk Parcha. Mężczyzna cofnął się chwiejnym krokiem, chwytając przytroczony do pasa sztylet. Kiedy rozjuszony książę ruszył w jego kierunku, człowiek wyciągnął niewielkie ostrze. Kith-Kanan z łatwością pozbawił człowieka sztyletu, pozostawiając krwawiącego Parcha na ziemi.

— Nic ci nie jest? — zapytał Anayę, rozrywając mieczem krępującą ją sieć. Chwilę później więzy puściły i Anaya zwinnie niczym kot wydostała się z pułapki.

— Przeklęci ludzie! Chcę ich zabić! — warknęła.

— Jest ich zbyt wielu. Lepiej się ukryjmy się zawołał Kith-Kanan.

Kagonesti zignorowała jego słowa i podeszła do ogniska, obok którego leżał jej krzemienny nóż. Zanim Kith-Kanan zdążył zaprotestować, przeciągnęła ostrym kamieniem wzdłuż swego ramienia, rozlewając szkarłatną krew.

— Zabiję ich! — oznajmiła i natychmiast mszyła pędem w głąb lasu.

Anayo, poczekaj! — krzyknął Kith-Kanan, biegnąc za nią jak szalony.

Gdzieś na lewo od niego dał się słyszeć schrypnięty krzyk. Czyjeś biegnące stopy rozgarniały suche liście. W kierunku księcia pędził człowiek, którego brodata twarz zmieniła się w przerażającą maskę grozy. Kith-Kanan stanął mężczyźnie na drodze, ale człowiek wymienił z nim zaledwie kilka szybkich cięć i odrzuciwszy na bok swój miecz, zbiegł do lasu. Zdezorientowany Silvanestyjczyk pognał w kierunku, z którego przybiegł brodaty człowiek, by chwilę później potknąć się o ciało mężczyzny, który szturchał Anaye ostrzem swej szpady. Nic dziwnego, że brodacz był przerażony. Gardło jego towarzysza zostało poderżnięte od ucha do ucha. Widząc to. Kith-Kanan zagryzł usta i ruszył przed siebie. Niebawem natknął się na ciało kolejnego człowieka zabitego w ten sam sposób.

W lesie zapadła głucha cisza i książę przystanął, obawiając się zasadzki. To, co ujrzał teraz, sprawiło, że serce na chwilę przestało mu bić. Anaya schwytała trzeciego człowieka i zabiła go, ale wcześniej mężczyzna ranił ją w bok jednym z bełtów. Kagonesti zdołała odczołgać się kilka jardów od swego przeciwnika i odpoczywała teraz, oplatając ramionami młodziutki dąb.

Kith-Kanan schował swój miecz i podszedł do rannej. Odsunął z rany przesiąkniętą krwią jelenią skórę. Dzięki E’li, grot bełtu ominął kość biodrową i utknął pomiędzy biodrem a żebrami. Rana wyglądała okropnie, ale na szczęście nie była śmiertelna.

— Muszę wyjąć bełt, ale nie mogę wyciągnąć go w ten sam sposób, w który został wbity — wytłumaczył. — Będę musiał go wypchnąć.

— Rób, co należy — wydyszała Kagonesti, zaciskając powieki.

Dłonie Kith-Kanana zaczęły drżeć. Już wcześniej miał do czynienia z rannymi łowcami i żołnierzami, ale jeszcze nigdy nie musiał osobiście opatrywać ich ran. Oderwał od bełtu lotki i położył na nim swoje ręce. Mocno nacisnął na tępy koniec pocisku. Anaya zesztywniała, desperacko chwytając powietrze przez zaciśnięte zęby. Kith-Kanan naciskał tak długo, aż poczuł spadający na drugą dłoń ciężar metalu.

Kagonesti nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Kith-Kanan z podziwem pomyślał o jej odwadze. Młodzieniec z obrzydzeniem odrzucił bełt na bok. Następnie odkorkował bukłak i delikatnie przemył ranę. Teraz potrzebował czegoś, czym mógłby ją przewiązać. Pod zieloną skórzaną tuniką, którą uszył dla niego Mackeli, wciąż nosił swoją starą, lnianą koszulę. Nie zastanawiając się, zdjął tunikę i rozerwał najprzedniejsze silvanestyjskie płótno na wąskie pasy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Pierworodny»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Pierworodny» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Paul Thompson - The Qualinesti
Paul Thompson
Paul Thompson - Sister of the Sword
Paul Thompson
Paul Thompson - Sanctuary
Paul Thompson
Paul Thompson - Destiny
Paul Thompson
Paul Thompson - The Forest King
Paul Thompson
Paul Thompson - The Middle of Nowhere
Paul Thompson
Paul Thompson - Dargonesti
Paul Thompson
Paul Thompson - Darkness and Light
Paul Thompson
Paul Thompson - Riverwind
Paul Thompson
Paul Thompson - A Hero's justice
Paul Thompson
Paul Thompson - The Wizard_s Fate
Paul Thompson
libcat.ru: книга без обложки
Paul Thompson
Отзывы о книге «Pierworodny»

Обсуждение, отзывы о книге «Pierworodny» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x